Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 12.

****L*O*U*I*S****

Czułem, że wszystko spieprzyłem. Czułem, że zawiodłem Harry'ego i jego mamę, która naprawdę myślała, że zaopiekuję się jej synem. A ja zwyczajnie stchórzyłem i pozwoliłem żeby chłopacy znowu zbliżyli się do niego. W drodze powrotnej obmyślałem plan na jutrzejszy dzień, ale o wszystkim mogłem zapomnieć przez mojego ojca, który kategorycznie zabronił brać auto. Spojrzałem na mężczyznę siedzącego naprzeciwko mnie podczas rodzinnej kolacji.

- Naprawdę go potrzebuję - powiedziałem spokojnie, bo wiedziałem, że podniesiony głos wszystko spieprzy.

- Po co ci? Możesz iść do szkoły pieszo.

- Tak, ale muszę coś załatwić, a chyba nie chcesz żebym się spóźnił.

- Masz autobusy.

Ugryzłem się w język, by nie rzucić w jego stronę soczystego przekleństwa. Po posiłku pomagałem posprzątać i jeszcze raz zaczynałem temat z moją mamą. W końcu przyznałem, że chcę pojechać do szkoły z Harrym, bo obiecałem się nim zaopiekować. Kobieta spojrzała na mnie z uśmiechem, a w jej oczach widoczne było szczęście.

- Nawet o tym nie myśl, mamo. To obrzydliwe - powiedziałem. - Nie jestem gejem.

- Tego nie powiedziałam, Louis. Uważaj jutro na siebie i jedź ostrożnie.

Następnego ranka czułem zdenerwowanie. Plan wydawał mi się głupi, ale nie mogłem się już wycofać. Wyjeżdżając z podjazdu czarną Kią Sportage czułem, że popełniam błąd. Parkując przed domem Stylesa miałem ochotę wycofać się. Czekałem kilka minut licząc, że za chwilę wyjdzie, ale chłopak nie zjawił się. Przeklinając pod nosem kierowałem się do drzwi i naciskałem dzwonek. Przywitałem się z mamą nastolatka i zapytałem czy możemy już jechać. Ta wskazała na Harry'ego jedzącego śniadanie w spokoju.

- Spóźnimy się, Harry - upomniałem go głośno, a ten spojrzał na mnie.

- Nikt nie kazał ci przyjeżdżać.

- Chciałem zrobić ci przyjemność - uśmiechnąłem się najmilej jak umiałem. - Długo jeszcze?

Pięć minut później odpalałem silnik i kątem oka patrzyłem jak chłopak sprawdza stan swoich zębów w lusterku.

Przedstawienie czas zacząć - mruknąłem bardziej do siebie niż do niego, gdy zatrzymałem się na szkolnym parkingu.

Wysiadłem i automatycznie wtuliłem twarz w kurtkę, czując lodowaty wiatr. Styles poszedł w moje ślady, a ja nacisnąłem przycisk na pilocie. Biorąc głęboki oddech łapałem chłopaka za rękę.

- Co ty odpierdalasz? - syknął, wyrywając się.

- Zaufaj mi.

Patrzył mi w oczy, a ja widziałem wewnętrzną walkę, którą w sobie toczy. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę, a ten delikatnie podał mi swoją.

- Niech przedstawienie trwa - zacytowałem fragment mojego ulubionego utworu Queen.

Czułem na sobie wzrok innych, gdy przemierzałem szkolny dziedziniec trzymając za rękę chłopaka, o którym było tak głośno przez ostatni czas. Niektórzy chichotali, kilka razy usłyszałem obelgę pod swoim adresem, kilka gwizdów i inne niezbyt miłe rzeczy. Pociągnąłem Stylesa w stronę mojej szafki i otworzyłem ją. Nastolatek bez słowa obserwował mnie, a w końcu zapytał:

- Dlaczego to robisz?

- Bo mnie nie będą wyzywać.

- Wyzywają cię.

- Toby i Matt mnie nie ruszą, zobaczysz. Chodź do twojej.

Wsunął rękę w kieszeń, a ja delikatnym ruchem wyjąłem ją i splotłem jego palce ze swoimi. Poczułem ukłucie widząc na jego szafce klatkę z gejowskiego porno, do której przyklejona była wiadomość: "Też mogę ci tak zrobić, zadzwoń". Od razu zerwałem ją, zagniatając i wyrzucając do śmietnika.

- Głupi żart - podsumowałem.

Dzwonek przerwał czynności wykonywane przez chłopaka, a ja poprosiłem żeby czekał tutaj na przerwie. Wchodząc do klasy słyszałem głupie żarty na temat odmiennej orientacji. Nie tego się spodziewałem wymyślając swój plan. Na matematyce obrywałem kulkami z pytaniami o Harry'ego, a ludzie bez skrępowania pytali, który z nas którego posuwa. Czułem do nich obrzydzenie, bo przecież seks jest indywidualną sprawą. Chciałem skupić się na zadaniach, a nie na chamskich tekstach. Kierując się do szafki Stylesa zauważyłem postać chłopaka. Przywitałem się, a ten podskoczył przestraszony. Uśmiechnąłem się, prosząc o wyluzowanie. Spędzaliśmy ze sobą każdą przerwę, a podczas tej dłuższej usłyszałem:

- Pójdziesz ze mną do toalety? - zapytał szeptem uprzednio mówiąc, że ma prośbę.

- Jasne.

Chłopak po przestąpieniu progu od razu skierował się do kabiny, a ja czekałem na niego. W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Toby, a za nim Matt. Przywitaliśmy się, a ja poczułem jak moje serce przyspiesza, gdy dołączył do nas Styles. Toby od razu zaczął swoją głupią gadkę, a ja czułem, że muszę coś zrobić. Złapałem Harry'ego za rękę i poprosiłem mojego przyjaciela, by się zamknął.

- O. Mój. Boże - powiedział Matt, wybuchając śmiechem. - Kolejny pedzio?

- Zamknij się, okej? Jesteś żałosny.

- Od zawsze wiedziałem, że coś z tobą nie tak. Nie wiedziałem jednak, że jesteś przegięty.

- Przegięty to jesteś ty. Idź, Harry - delikatnie pchnąłem chłopaka w stronę wyjścia. Ten plan był najgorszym pomysłem na jaki kiedykolwiek wpadłem.

- Pedał! - krzyknął głośno, śmiejąc się.

Odwróciłem się i zapytałem czy coś jeszcze chce dodać.

- Teraz już wiem dlaczego waliłeś przy tamtej akcji z tym pedałem - Toby roześmiał się.

- I kto to mówi. Nie masz prawa nazywać go pedałem.

- Chodź, Lou - usłyszałem za sobą cichy głos.

- "Lou"! Ooo, jak słodko.

- Zamknij mordę, Wright.

- Nie skacz, nie skacz, pedałku.

W przeciągu sekund moja ręka zderzała się z jego twarzą, a potem prędko opuszczałem łazienkę. Na korytarzu już zdążył zebrać się tłum gapiów, a ja kierowałem się do swojej szafki, ciągnąc Stylesa za rękę. Pakowałem do plecaka swoje książki z zamiarem opuszczenia szkoły.

- Odwieziesz mnie? - zapytał cicho Styles.

- Masz jeszcze lekcje.

- Ty też zasadniczo.

- Jebać zasady, Harry.

- Oh, jasne. Uważaj na siebie. To znaczy, wiesz...

- Jedziesz?

Kiwnął głową i prędko poszliśmy do jego szafki. Siedząc w aucie czułem jak drżą mi ręce, a prawa delikatnie bolała. Zwłaszcza nadgarstek przez zły ruch i złe ułożenie. Parkując przed domem Stylesa zacząłem go przepraszać.

- To moja wina, Louis. My nie powinniśmy robić takiej szopki.

- Powinniśmy, Harry. Oni muszą cię zaakceptować. Obiecałem to twojej mamie.

- Nie, Lou. Louis - poprawił. - Ja...

- Może być Lou.

- Okej, Lou, więc...

- Nie pieprz. Idziemy do ciebie? Zamówię pizzę, ja stawiam.

- Ale ja... Jeśli chcesz.

Wpuścił mnie do domu, a ja od razu skierowałem się na górę. Chłopak dołączył chwilę później, podając mi szklankę soku. Usiadł na fotelu przy biurku, bo ja leżałem na jego idealnie zaścielonym łóżku.

- Myślisz, że... że oni coś ci zrobią? - usłyszałem kolejne pytanie tego dnia.

- Kto?

- Twoi koledzy.

- Coś ty, są słabi. Wiesz co? Powinienem ci pogratulować.

- Czego?

- Wytrzymywania tego. Ja bym się chyba zabił.

- Oh, dzięki za radę. Próbowałem.

Uśmiechnąłem się na dźwięk jego tonu, który był ironiczny. Brązowy gruby notatnik przykuł moją uwagę. Chwyciłem go, by przeczytać cytat na okładce. Styles od razu zerwał się i odebrał swoją rzecz.

- Nie dotykaj, okej?

- Przepraszam za tamten, poniosło mnie. Ja jebie, życie ssie.

- Przesadzasz.

- W sumie racja, w twoim łóżku leży chłopak, w którym się podkochujesz.

- Chyba śnisz.

- Już mnie nie kochasz?

- Nie potrzebnie cię tutaj zapraszałem.

Chwyciłem czerwony koc leżący w rogu i nakryłem nim głowę, mówiąc, że teraz ja chcę pobyć sam, a ten ma wyjść. Roześmiał się, a na mojej twarzy ukazał się delikatny uśmiech na dźwięk, którym wypełnił się pokój.

-----

Wracam! Dość długo mnie nie było, ale wracam z weną i mnóstwem pomysłów! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro