Part 11.
****H*A*R*R*Y****
Zdziwiłem się, gdy moja mama odebrała telefon z pracy. Mieliśmy już wszystko spakowane, a już niedługo miało nas tu nie być. Zapytałem czy coś się stało, a ona przyznała, że sama nie wie o co chodzi. Czterdzieści minut później wróciła z Louisem, a ja poczułem złość.
- Co on tu robi? - warknąłem.
Kobieta poprosiła mnie o spokój i razem zajęliśmy stół w kuchni. Chłopak ciągle posyłał mi uśmiech, a ja miałem ochotę zdrapać mu go z twarzy. Moja mama tłumaczyła całą sytuację, a ja nie rozumiałem po co Louis w ogóle to robi. Mimo wszystko atmosfera zmieniła się, gdy usłyszałem:
- Chciałbyś tu zostać, Harry?
Spojrzałem na rodzicielkę i nie wiedziałem co odpowiedzieć. Wcześniej zaczynałem temat pozostania w Londynie, ale teraz nie byłem do końca przekonany.
- Chcę zmienić szkołę jeśli mamy tu zostać - powiedziałem w końcu.
- Harry, ja... - zaczął Tomlinson, a złość znowu mnie ogarnęła.
- Zamknij się i wyjdź.
- Harry!
- To wszystko jego wina, mamo. Gdyby nie on to nie byłoby w ogóle tej rozmowy. To przez niego mam to - pokazałem ręce. - On... - ugryzłem się w język widząc minę Louisa, który wzrokiem błagał o milczenie i nie ujawnianie sytuacji.
Odwróciłem się i skierowałem na górę. Chwilę później dołączył do mnie Tomlinson, który próbował uspokoić zdenerwowanie.
- Zrobiłem z siebie pośmiewisko - powiedział, patrząc na mnie. - Robię wszystko żebyś tu został, bo cię polubiłem, Harry. Rozumiesz?
- Zamknij się. Kłamiesz!
- Nie kłamię, Harry. Spójrz na swoją mamę. Nie widzisz jak bardzo ona chce tu zostać? Ty nie chcesz? - złapał mnie za rękę, a miejsce, w którym stykała się nasza skóra, zaczęła mnie palić. Spojrzałem w jego oczy i wysyczałem:
- Odwal się ode mnie.
W końcu podniesionym głosem przyznał mi rację i pożegnał się. Uspokoiłem się w pokoju i zszedłem na dół. Moja mama przeglądała kartony, a ja stałem w progu patrząc na nią. W końcu przytuliłem ją i zapytałem czy ona chce tu zostać. Ona jedynie pragnęła mojego szczęścia, ale widziałem jak bardzo przywiązana jest do Londynu. Uśmiechnąłem się i zerwałem taśmę z jednego pudełka. W środku były książki z regału w salonie. Zacząłem układać je, a kątem oka widziałem uśmiechniętą kobietę.
Bałem się poniedziałku, który był moim pierwszym dniem w szkole po tak długiej przerwie. Stałem przed lustrem i patrzyłem na swoje odbicie. Już dawno nie miałem na sobie mundurku i zastanawiałem się czy nadal wyglądam jak pedał. Bałem się spotkania z Tobym i Mattem. Bałem się wzroku innych uczniów, ale chciałem udowodnić mamie, że dam radę. W zasadzie zmiana szkoły była głupim pomysłem, a ja musiałem stawić czoło strachowi. Biorąc głęboki oddech wyszedłem z pokoju, a kwadrans później stałem przed budynkiem szkoły. Dzwonek wyrwał mnie z wewnętrznej walki pomiędzy "Dasz radę, Harry", a "O kurwa, chcę do domu". Ruszyłem przed siebie i prędko odnalazłem swoją szafkę. Była prawie pusta, bo przez ostatnie tygodnie nikt z niej nie korzystał. Ludzie patrzyli na mnie i słyszałem ich szepty na każdym kroku. Na lekcji nauczyciele mówili, że dobrze mnie widzieć, a na korytarzu było tylko 'Czyli jednak się nie zabił" i inne teksty dotyczące mojego niedoszłego samobójstwa. Na przerwie śniadaniowej usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos.
- Kogo my tu mamy? - Toby oparł się o moją szafkę, uniemożliwiając mi zamknięcie jej. - Ups - zaśmiał się, zrzucając książki, które trzymałem.
- Tęskniliśmy, dziewczynko - Matt przesunął ręką po moim kroczu. - A ty nie?
Spojrzałem za niego i zauważyłem Louisa. Obserwował nas i nie zrobił nic, by mi pomóc. Czułem jak bardzo mnie zawiódł, bo wieczorem napisał mi SMSa, że w razie wypadku mogę na niego liczyć. Teraz był wypadek, a on nie robił nic. Matt kopnął jeden z zeszytów i kazał mi je zbierać. Kopnął podręcznik ze śmiechem, gdy schyliłem się po niego. Czułem jak łzy cisną mi się do oczu i miałem ochotę uciec stamtąd. Wrzuciłem wszystko do torby i skierowałem się do wyjścia, olewając tłum gapiów. Wyminąłem Louisa i opuściłem teren szkoły.
Po południu kłamałem jak z nut, gdy mama zapytała o szkołę. Nie chciałem, by się martwiła, a ja sam musiałem znaleźć sposób na zmianę szkoły. Sam musiałem zabrać papiery i przenieść się. Nie mogłem tam dłużej zostać. Naszą rozmowę przerwał Louis. Kobieta dziękowała mu za opiekę nade mną, a ona dziękował zawstydzony. Nie chciałem go widzieć, bo czułem, że mnie zawiódł.
- Przepraszam, Harry - usłyszałem, gdy wszedł za mną do pokoju.
- Wyjdź.
- Przepraszam, zawaliłem.
- Nie, Louis. Ty nie zawaliłeś. Ty jesteś po prostu dupkiem.
- Nie spodziewałem się, że znowu będą to robić. Przepraszam. Pogadam z nimi.
- Przenoszę się. Nie będziesz musiał mnie więcej znosić. Przecież o to ci chodzi.
- Nie, Harry. Ja chcę ciebie widzieć. Pogadam z chłopakami.
- Przestań. Powiedziałeś co o mnie myślisz więc nie rób teraz z siebie bohatera.
Zapanowała cisza, a ja czekałem aż nastolatek opuści mój dom. W końcu uśmiechnął się niczym bohater z kreskówki, gdy nad jego głową zapalała się żarówka.
- Mam pomysł, Harry.
- Jaki?
- Nie mogę ci powiedzieć, ale musisz mi obiecać, że przyjdziesz jutro do szkoły. Spotkamy się na placu, okej? Albo wiesz co? Przyjadę po ciebie. Pożyczę auto od taty.
- Daj spokój, już dziś przekonałem się jak można na tobie polegać. Wyjdź teraz.
- Będę o siódmej trzydzieści. Mam nadzieję, że będziesz już gotowy.
Pożegnał się i z uśmiechem opuścił pokój, a ja rzuciłem się na łóżko z pamiętnikiem, do prowadzenia którego ostatnio wróciłem.
----
Ups, chyba mamy kryzys i zaczynam pierdzielić notki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro