Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 11.


****H*A*R*R*Y****

Zdziwiłem się, gdy moja mama odebrała telefon z pracy. Mieliśmy już wszystko spakowane, a już niedługo miało nas tu nie być. Zapytałem czy coś się stało, a ona przyznała, że sama nie wie o co chodzi. Czterdzieści minut później wróciła z Louisem, a ja poczułem złość.

- Co on tu robi? - warknąłem.

Kobieta poprosiła mnie o spokój i razem zajęliśmy stół w kuchni. Chłopak ciągle posyłał mi uśmiech, a ja miałem ochotę zdrapać mu go z twarzy. Moja mama tłumaczyła całą sytuację, a ja nie rozumiałem po co Louis w ogóle to robi. Mimo wszystko atmosfera zmieniła się, gdy usłyszałem:

- Chciałbyś tu zostać, Harry?

Spojrzałem na rodzicielkę i nie wiedziałem co odpowiedzieć. Wcześniej zaczynałem temat pozostania w Londynie, ale teraz nie byłem do końca przekonany.

- Chcę zmienić szkołę jeśli mamy tu zostać - powiedziałem w końcu.

- Harry, ja... - zaczął Tomlinson, a złość znowu mnie ogarnęła.

- Zamknij się i wyjdź.

- Harry!

- To wszystko jego wina, mamo. Gdyby nie on to nie byłoby w ogóle tej rozmowy. To przez niego mam to - pokazałem ręce. - On... - ugryzłem się w język widząc minę Louisa, który wzrokiem błagał o milczenie i nie ujawnianie sytuacji.

Odwróciłem się i skierowałem na górę. Chwilę później dołączył do mnie Tomlinson, który próbował uspokoić zdenerwowanie.

- Zrobiłem z siebie pośmiewisko - powiedział, patrząc na mnie. - Robię wszystko żebyś tu został, bo cię polubiłem, Harry. Rozumiesz?

- Zamknij się. Kłamiesz!

- Nie kłamię, Harry. Spójrz na swoją mamę. Nie widzisz jak bardzo ona chce tu zostać? Ty nie chcesz? - złapał mnie za rękę, a miejsce, w którym stykała się nasza skóra, zaczęła mnie palić. Spojrzałem w jego oczy i wysyczałem:

- Odwal się ode mnie.

W końcu podniesionym głosem przyznał mi rację i pożegnał się. Uspokoiłem się w pokoju i zszedłem na dół. Moja mama przeglądała kartony, a ja stałem w progu patrząc na nią. W końcu przytuliłem ją i zapytałem czy ona chce tu zostać. Ona jedynie pragnęła mojego szczęścia, ale widziałem jak bardzo przywiązana jest do Londynu. Uśmiechnąłem się i zerwałem taśmę z jednego pudełka. W środku były książki z regału w salonie. Zacząłem układać je, a kątem oka widziałem uśmiechniętą kobietę.

Bałem się poniedziałku, który był moim pierwszym dniem w szkole po tak długiej przerwie. Stałem przed lustrem i patrzyłem na swoje odbicie. Już dawno nie miałem na sobie mundurku i zastanawiałem się czy nadal wyglądam jak pedał. Bałem się spotkania z Tobym i Mattem. Bałem się wzroku innych uczniów, ale chciałem udowodnić mamie, że dam radę. W zasadzie zmiana szkoły była głupim pomysłem, a ja musiałem stawić czoło strachowi. Biorąc głęboki oddech wyszedłem z pokoju, a kwadrans później stałem przed budynkiem szkoły. Dzwonek wyrwał mnie z wewnętrznej walki pomiędzy "Dasz radę, Harry", a "O kurwa, chcę do domu". Ruszyłem przed siebie i prędko odnalazłem swoją szafkę. Była prawie pusta, bo przez ostatnie tygodnie nikt z niej nie korzystał. Ludzie patrzyli na mnie i słyszałem ich szepty na każdym kroku. Na lekcji nauczyciele mówili, że dobrze mnie widzieć, a na korytarzu było tylko 'Czyli jednak się nie zabił" i inne teksty dotyczące mojego niedoszłego samobójstwa. Na przerwie śniadaniowej usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos.

- Kogo my tu mamy? - Toby oparł się o moją szafkę, uniemożliwiając mi zamknięcie jej. - Ups - zaśmiał się, zrzucając książki, które trzymałem.

- Tęskniliśmy, dziewczynko - Matt przesunął ręką po moim kroczu. - A ty nie?

Spojrzałem za niego i zauważyłem Louisa. Obserwował nas i nie zrobił nic, by mi pomóc. Czułem jak bardzo mnie zawiódł, bo wieczorem napisał mi SMSa, że w razie wypadku mogę na niego liczyć. Teraz był wypadek, a on nie robił nic. Matt kopnął jeden z zeszytów i kazał mi je zbierać. Kopnął podręcznik ze śmiechem, gdy schyliłem się po niego. Czułem jak łzy cisną mi się do oczu i miałem ochotę uciec stamtąd. Wrzuciłem wszystko do torby i skierowałem się do wyjścia, olewając tłum gapiów. Wyminąłem Louisa i opuściłem teren szkoły.

Po południu kłamałem jak z nut, gdy mama zapytała o szkołę. Nie chciałem, by się martwiła, a ja sam musiałem znaleźć sposób na zmianę szkoły. Sam musiałem zabrać papiery i przenieść się. Nie mogłem tam dłużej zostać. Naszą rozmowę przerwał Louis. Kobieta dziękowała mu za opiekę nade mną, a ona dziękował zawstydzony. Nie chciałem go widzieć, bo czułem, że mnie zawiódł.

- Przepraszam, Harry - usłyszałem, gdy wszedł za mną do pokoju.

- Wyjdź.

- Przepraszam, zawaliłem.

- Nie, Louis. Ty nie zawaliłeś. Ty jesteś po prostu dupkiem.

- Nie spodziewałem się, że znowu będą to robić. Przepraszam. Pogadam z nimi.

- Przenoszę się. Nie będziesz musiał mnie więcej znosić. Przecież o to ci chodzi.

- Nie, Harry. Ja chcę ciebie widzieć. Pogadam z chłopakami.

- Przestań. Powiedziałeś co o mnie myślisz więc nie rób teraz z siebie bohatera.

Zapanowała cisza, a ja czekałem aż nastolatek opuści mój dom. W końcu uśmiechnął się niczym bohater z kreskówki, gdy nad jego głową zapalała się żarówka.

- Mam pomysł, Harry.

- Jaki?

- Nie mogę ci powiedzieć, ale musisz mi obiecać, że przyjdziesz jutro do szkoły. Spotkamy się na placu, okej? Albo wiesz co? Przyjadę po ciebie. Pożyczę auto od taty.

- Daj spokój, już dziś przekonałem się jak można na tobie polegać. Wyjdź teraz.

- Będę o siódmej trzydzieści. Mam nadzieję, że będziesz już gotowy.

Pożegnał się i z uśmiechem opuścił pokój, a ja rzuciłem się na łóżko z pamiętnikiem, do prowadzenia którego ostatnio wróciłem.

----

Ups, chyba mamy kryzys i zaczynam pierdzielić notki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro