
Part 10.
****L*O*U*I*S****
Zrobiłem krok w jego stronę, patrząc na jego usta. Jeśli to ma sprawić, że sprawa się wyjaśni to jestem gotowy do poświęceń. To tylko pocałunek, Louis. Całowałeś się mnóstwo razy. Dasz radę, Lou. Jednak Harry odsunął się, a ja poczułem się zawiedziony. Przecież mi się nie odmawia. Specjalnie dla niego podczas drogi do domu żułem miętową gumę, by nie było czuć papierosów.
- Pieprz się - warknął, gdy złapałem go za rękę. - Nienawidzę cię i żałuję wszystkiego co napisałem w pamiętniku. Może i jestem pedałem, ale nigdy nie zachowałbym się jak złamas, którym jesteś ty. Przez takie osoby ten świat jest okropny.
- Przepraszam, Harry.
- Co mi po twoich przeprosinach?! To ja kolejny raz się przeprowadzam i to moja mama jest smutna!
- Naprawdę mi przykro, Harry. Boże, przepraszam! - czułem jak zaczyna brakować mi argumentów. - Moja mama też nie jest w najlepszym humorze, bo polubiła twoją mamę. Może to da się odkręcić. Nie możecie się wyprowadzić.
- Za późno.
Odwrócił się i otworzył drzwi, gestem prosząc o wyjście. Spojrzałem na niego smutno, ale wiedziałem, że przegrałem bitwę.
- Hej, potrzebuję tylko długopis na chwilę. Mogę.
- Wynoś się!
- Sekunda!
Otworzyłem nowy dziennik i na pierwszej stronie napisałem "Właściwie to jesteś całkiem niezłym chłopakiem". Potem bez słowa opuściłem dom. Wracając do siebie analizowałem w głowie rozmowę z Harrym. Rzeczywiście wszystko było moją winą, a Styles miał prawo do bycia złym czy obrażonym. Nie chciałem żeby wyjeżdżał, bo wtedy miałbym wyrzuty sumienia do końca życia.
Wchodząc do domu przywitała mnie mama krzątająca się w kuchni. Zapytała dlaczego jestem tak późno, a ja przyznałem gdzie byłem. Tylko to mogło uchronić mnie od wykładu na temat 'szlajania się z chłopakami, którzy mają na mnie zły wpływ'.
- Myślisz, że istnieje jeszcze szansa żeby mamę Harry'ego przywrócili do pracy? - zapytałem, a kobieta zdziwiła się.
- Oni się wyprowadzają, Louis.
- Ale jeśli nie wyprowadzaliby się to mogłaby wrócić do pracy?
- Na jej miejsce jeszcze nikogo nie ma, ale...
- Czyli mogłaby wrócić?
- Nie wiem, Louis! To zależy od szefa.
- Ale duże są szanse, tak?
- Była dobrą pracownicą. Zresztą dlaczego tak wypytujesz?
- Bo oni nie mogę wyjechać, mamo. To przeze mnie.
- O czym ty mówisz?
- Bo ja się brzydko zachowywałem, mamo. I matka Harry'ego stwierdziła, że powinien zmienić środowisko.
- Co ty mu zrobiłeś?! - kobieta była wściekła, a ja czułem jak bardzo sobie grabię. Szlaban nadchodzi, Louis!
- Ja... my... no, to chłopacy nazywali go pedałem i w ogóle. To było zabawne, ale potem była ta cała akcja i ja się przestraszyłem.
- On chciał się przez ciebie zabić!
- Nie, mamo! To nie przez to! Powiedział mi przez co i to nie przez to. Zresztą ja go broniłem - brnąłem w kłamstwo, by się chronić. - Broniłem go przed chłopakami i dlatego później do niego chodziłem. Już nawet nie przyjaźnię się z Tobym, jeśli nie zauważyłaś.
- Nadal chodzisz na imprezy.
- Ale to z innymi.
Zacząłem kłamać, że polubiłem Stylesa i nie chcę żeby się wyprowadzał, bo już wiele razy się to robił. Moja mama rozumiała mnie, ale nadal była zła za moje zachowanie. Czułem skruchę i powiedziała, że mam zapomnieć o imprezach przez najbliższe miesiące do zakończenia szkoły. Miałem teraz skupić się na przedmiotach i przygotować do studiów. Kiwnąłem głową, przyznając jej rację i skierowałem się do siebie.
Stojąc przed szkołą czułem, że robię źle. Nie tu powinienem teraz być. Nie o szkole powinienem teraz myśleć. Przecież nie tylko ja powinienem ją skończyć.
- A ty co, nie idziesz? - usłyszałem za sobą głos Toby'ego i poczułem uderzenie na plecach.
- Właściwie to zapomniałem czegoś z domu - skłamałem i szybkim krokiem uciekłem z dziedzińca.
Nogi same niosły mnie do budynku, w którym pracowała moja mama. Bałem się jej reakcji na mój widok, ale ja nie mogłem pozwolić żeby mama Harry'ego została zwolniona. Wchodząc na odpowiednie piętro układałem w głowie rozmowę z szefem obu kobiet. Praca już trwała, a każdy gdzieś się kręcił. Modliłem się żeby nie wpaść na mamę, ale w końcu usłyszałem za sobą:
- Louis?!
Odwróciłem się, przeklinając pod nosem. W końcu uśmiechnąłem się, witając z moją mamą. Kierując się do jej biurka opowiadałem, że przyszedłem porozmawiać z jej szefem. Jedna z jej przyjaciółek zachwycała się mną i tym jak bardzo wyrosłem, a ja musiałem udawać grzecznego chłopca.
- Mogłeś przyjść po lekcjach, a nie zrywać się ze szkoły.
- A jeśli później go nie będzie? Harry wyjeżdża za dwa dni. W poniedziałek byłoby za późno.
- Bądź miły, Louis. Boże, znowu paliłeś!
Powąchałem moją kurtkę i przyznałem jej rację, że czuć dym. Wyjąłem z plecaka perfumy i solidnie się popsikałem. Kobieta powiedziała, że jej szefa jeszcze nie ma, a ja uśmiechnąłem się, stwierdzając, że poczekam. W końcu mężczyzna pojawił się, a ja prędko ruszyłem za nim. Sekretarka poinformowała, że zaraz ma spotkanie, ale ja zapewniłem, że nie zajmę dużo czasu. Mężczyzna rozpakowywał się, a ja patrzyłem na niego i próbowałem sobie przypomnieć cały plan rozmowy. W końcu wyprostował się i spojrzał na mnie.
- Wyrosłeś, Louis - uśmiechnął się. Moja mama pracowała tu od wieków, a mężczyzna pamiętał mnie jako małego chłopca.
- Dziękuję.
- Coś się stało?
- Musi pan na nowo przyjąć panią Styles.
- Słucham? - zapytał jakby nie rozumiał zwykłego, prostego zdania.
- Po prostu musi pan przywrócić ją do pracy.
- Ale jej okres wypowiedzenia minął wczoraj. Rozmawiałem z nią i mówiła, że się wyprowadza.
- Właśnie. Ona nie może się wyprowadzić.
- O co chodzi, Louis?
Zacząłem opowiadać sytuację, a on w końcu poprosił moją mamę do gabinetu. Gdyby wzrok mógł zabijać to właśnie padłbym ofiarą własnej rodzicielki. Kobieta przyznała, że zaprzyjaźniła się z Anną, a Harry chodzi do mojej szkoły. Szef był wtajemniczony w problemy z jej synem, a ja zacząłem prosić go o przywrócenie jej do pracy. Przyznał, że zaraz do niej zadzwoni, bo chyba to ona powinna się wypowiedzieć.
- Wracaj do szkoły, Louis - powiedziała moja mama, gdy wyszliśmy z jej gabinetu.
- Nadrobię, mamo. Wyluzuj.
- Zwolnią mnie przez ciebie z pracy.
- Nie zwolnią, spokojnie.
Pół godziny później w gabinecie byli wszyscy zainteresowani, a ja czułem się jak idiota, gdy mężczyzna opisywał co tu robię. Matka Harry'ego spojrzała na mnie, a ja posłałem jej uśmiech. W końcu przyznała, że musi porozmawiać o tym z synem. Wiedziałem, że się waha, a to był dobry znak. Musiałem zrobić wszystko co w mojej mocy, bo wiedziałem, że tak będzie najlepiej. Mężczyzna poprosił żeby porozmawiała z nastolatkiem i dała mu później znać. Zapytałem czy mogę jechać z nią do domu, a moja mama od razu zaczęła mówić o szkole.
- Spokojnie, mamo. Nadrobię to.
- Ty zawsze wszystko nadrabiasz - warknęła.
- Miłej pracy, kocham cię - pocałowałem ją i prędko opuściłem budynek.
Siedząc w samochodzie kalkulowałem moje szanse z Harrym. Jego mama pytała co się dzieje, a ja przyznałem, że nie chcę żeby wyjeżdżali. Przeprosiłem za swoje wcześniejsze zachowanie, ale czułem, że ona mi nie ufa. W końcu wziąłem głęboki oddech i wymusiłem z siebie:
- Zależy mi na nim, wie pani.
------
Wiem, wiem, miało być wczoraj, ale niestety popołudnie i wieczór spędziłam poza domem. W nagrodę notka jest dłuższa i... i bardziej zjebana ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro