Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Mijałem po drodze uciekających w popłochu profesorów, których z bojowymi okrzykami i trzymanymi w dłoniach narzędziami poganiali ich właśni uczniowie. Próbowałem odszukać w tłumie Franka, jednak nigdzie nie mogłem dostrzec małej, czarnowłosej postaci.

- Frank! Frank, gdzie jesteś?!

Podbiegłem do grupy chłopców, którzy walili pięściami w drzwi stodoły.

- Co robicie?! - próbowałem przekrzyczeć ich bojowe okrzyki.

- Green zabarykadował się w środku! - ryknął ktoś z tłumu.

- Odsuńcie się! - rozkazałem. Chłopcy przestali zawzięcie walić w drewniane drzwi i odsunęli się, robiąc mi miejsce. Podszedłem do bramy i pociągnąłem za jedno skrzydło. Nic jednak to nie dało, ponieważ drzwi zostały zablokowane od środka. Nagle jednak usłyszałem huk upuszczanej na ziemię deski.

- Przygotujcie się!

Odsunąłem się od drzwi, łapiąc leżący na ziemi szpadel. Po chwili ze stodoły wyszedł Pete. Minę miał, jakby zobaczył ducha, a twarz bladą jak kartka papieru. Beznamiętnie rozejrzał się po stojących wokół niego chłopcach. Jakiś brunet wycelował w niego swoimi widłami.

- Zróbcie mu miejsce!

Posłusznie rozstąpili się, opuszczając swoje bronie. Pete powłócząc nogami ruszył przed siebie.

Jakiś chłopiec chwycił za skrzydło stodoły i otworzył je szerzej. Zaraz wszyscy zaczęli przepychać się, żeby móc zobaczyć, co stało się z Greenem, który przecież się tu schował. Poczułem, jak ktoś łapie mnie za rękę. Obróciłem się i ujrzałem tak dobrze znane mi miodowe oczy.

- Tu jesteś - złapałem mocniej jego dłoń - Bałem się, że coś ci zrobił

- Nic mi nie jest - uśmiechnął się lekko. Chłopcy odwrócili się w naszą stronę.

- Chyba musicie to zobaczyć - odezwał się jeden z nich.

Spojrzeliśmy z Frankiem po sobie i podeszliśmy bliżej. Widok, który ujrzeliśmy w środku, był dość wstrząsający. Green leżał nieruchomo na ziemi, a z jego ust wypływała krwistoczerwona ciecz. Tępym wzrokiem patrzył wprost na Iero, ciężko oddychając. Po chwili spuścił wzrok na nasze złączone dłonie.

- Niewiarygodne - wysapał, a z jego ust wylała się kolejna dawka krwi.

***

Razem z Frankiem obserwowaliśmy, jak grupa z bloku C znęcała się nad jednym z opiekunów, który stał pośrodku sypialni na taborecie. Śmiali się i okładali go patykami, co jakiś czas spluwając w jego stronę.

Nagle jakiś chłopiec zapukał w szybę.

- Dyrektor wyszedł! - usłyszeliśmy jego stłumiony przez szkło głos.

- Idziemy! - zarządziłem. Zostawili profesora i wybiegli na zewnątrz. My z Frankiem wyszliśmy na końcu.

Dość spory tłum zgromadził się pod budynkiem głównym. Kiedy nas spostrzegli, przepuścili nas na sam przód.

Dyrektor stał na szczycie schodów, a w dłoni dzierżył niewielką, skórzaną walizkę. Rozglądał się z niesmakiem po Bastøy, a raczej jej pozostałościach. Powoli zszedł na sam dół, stając naprzeciw tłumu.

- Przepuście go - rozkazał Iero. Tłum posłusznie rozstąpił się, a mężczyzna ruszył w stronę portu, nie oglądając się nawet, kiedy paru chłopców napluło na jego płaszcz.

- Żegnaj, dyrektorze! - krzyknąłem za nim, salutując. Frank zaśmiał się cichutko, wtulając się mocniej w mój bok.

***

Siedzieliśmy z Frankiem na progu pralni. Owinęliśmy się przyniesionymi z sypialni kocami i jedliśmy znalezione w spiżarni dżemy.

- Co teraz się z nami stanie? Na pewno długo nie będzie spokoju. Przyślą kogoś

- Coś się wymyśli

Nagle od strony budynków gospodarczych nadbiegł Connor wraz z dwoma innymi chłopcami.

- Chodźcie szybko - wysapał - Chcą powiesić Greena

***

Stodoła paliła się jasnym płomieniem. Z środka dobiegał krzyk przerażonego mężczyzny, którego wciągali na sznurze.

- Puście go!

Podbiegłem do grupki chłopców i wyrwałem linę z ich rąk. Green upadł na ziemię, gwałtownie łapiąc oddech. Płomienie niebezpiecznie zbliżały się w naszą stronę.

- Powiedział, żeby go zabić - Frank stanął obok mnie, nienawistnie wpatrując się w ledwo przytomnego profesora. Z sufitu spadła płonąca deska.

- Uciekajmy!

Wszyscy ewakuowali się ze stodoły. Tylko ja zostałem. Chciałem napawić się widokiem cierpiącego Greena po raz ostatni. Mężczyzna podniósł na mnie tępy wzrok.

- C19, zabijesz mnie? - wystękał, krztusząc się dymem.

***

-Frank-

- Gdzie jest Gerard? - spytałem stojącego obok mnie chłopaka, który podziwiał płonącą stodołę.

- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami.

- Nie wychodził chyba z nami ze stodoły

- Jak to nie wychodził?!

Rzuciłem się biegiem w stronę płonącego budynku.

- Frank, zaczekaj! Nie wchodź do środka! Poparzysz się!

Zasłoniłem rękawem twarz i zbliżyłem się do wejścia.

Wtedy go zobaczyłem.

Twarz miał całą osmoloną, ciężko kaszlał. Ciągnął za sobą prawie nieprzytomnego profesora Greena.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro