12
W nocy wymknęliśmy się do łazienki. Gerard postawił na umywalce zapaloną lampę, a ja w tym czasie rozłożyłem koc zabrany z mojego łóżka. O tej porze od płytek było strasznie zimno.
Już niedługo miałem opuścić wyspę. Chciałem ten czas, który mi został, spędzić w towarzystwie Way'a.
Gerard przytulił mnie do swojego boku i zaczął opowiadać o morzu. Znów jego oczy rozbłysnęły tym dziwnym blaskiem, a ja przez cały czas jak zaczarowany wpatrywałem się w niego, słuchając kolejnych historii. Nie zdziwiłbym się, gdybym miał otwartą buzię. Ale... cholera! Jego oczy były tak kurewsko piękne.
Way spojrzał na mnie spod odrastającej, czarnej grzywki i delikatnie zamknął moją otwartą buzię. Uśmiechnął się delikatnie, koniuszkiem palców muskając mój zaczerwieniony policzek. Spojrzał mi prosto w oczy i mówił dalej:
- I wiesz co się stało? Harpunnik poznał na statku chłopca okrętowego. Na początku się go bał. Choć nie był wysoki, wyglądał groźnie. Miał tatuaże i takie groźne spojrzenie. Był prawą ręką kapitana. Zajmując tak zaszczytne miejsce każdy czuł przed nim respekt. W końcu jednak harpunnikowi została przydzielona praca na pokładzie. Miał mu pomagać chłopiec okrętowy. I wiesz co? Okazało się, że nie jest jednak taki straszny - przełknął cicho ślinę, posyłając mi ciepły uśmiech - Zaprzyjaźnili się, a przyjaźń z każdym dniem stawała się coraz silniejsza. Jednak pewnego dnia harpunnik poczuł do chłopca coś więcej - Gerard przymknął oczy, a jego blada twarz nabrała delikatnych kolorków - Kiedy tylko przebywał w jego towarzystwie, czuł dziwne ukłucie w okolicy serca. Przez to zaczynało bić szybciej, nie słuchając rozkazów swojego właściciela, aby zwolniło - po omacku odszukał moje wciśnięte w jego bok ciało. Uniósł mnie z niezwykłą łatwością i posadził sobie na kolanach. Powoli otworzył oczy - Dopiero potem zrozumiał, dlaczego tak się działo. Harpunnik... po prostu się zakochał...
Po tych słowach delikatnie przyciągnął mnie do siebie i czule musnął moje rozgrzane wargi. Bez wahania oddałem pocałunek, zatapiając swoje ręce w jego miękkich włosach.
Wprost trzęsłem się ze szczęścia. Gerard czuł dokładnie to samo! I też tyle czasu ukrywał się ze swoimi uczuciami! Pomyślałem, że zaraz oszaleję, a słodki smak ust Gerarda wcale nie pomagał mi się uspokoić.
Niech mnie ktoś uszczypnie! Zaraz na pewno usłyszę trzask uderzanych o żeberka łóżka kluczy i obudzę się w zbiorowej sypialni.
Nic jednak takiego się nie stało, a Gerard coraz bardziej pogłębiał pocałunek, doprowadzając mnie do szału. Przygryzłem jego dolną wargę, na co z jego ust wydobył się cichy pomruk. Powoli zaczął się wycofywać, choć ja tak bardzo nie chciałem tego przerywać. Kiedy w końcu przestałem czuć jego smak, cicho jęknąłem, otwierając oczy.
Oczy Way'a błyszczały jak nigdy. Jak dwa księżyce, odbijające się w morzu. Uśmiechnął się, drżącą ręką dotykając mojego ciepłego policzka. Wtuliłem się w jego dłoń i oparłem czoło o jego. Trwaliśmy w tej pozycji dopóki z jego piersi nie wyrwał się stłumiony, prawie niesłyszalny szept.
- Kocham cię, Frank
Uśmiechnąłem się, czując, jak jego słowa powoli zalewają moje zmarznięte serce.
- Ja ciebie też, Gerard
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro