Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌹Bukiet Czerwonych Róż🌹

Od prawie godziny krzątał się po kuchni przygotowując śniadanie dla swojego chłopaka. Uwielbiał Walentynki, mimo że wcześniej nie miał z kim ich spędzać. Wiedział jednak, że Levi nie podziela jego entuzjazmu. Mimo wszystko nie znięchęcał się przygotowując naleśniki z owocami. Starał się zrobić je tak, aby nie były zbyt słodkie bo wiedział, że chłopak nie lubi przesłodzonych rzeczy. Kiedy w końcu wszystko było gotowe, nakrył do stołu. Postawił dzbanek ze świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy, flakon z kupionymi w tajemnicy goździkami. Uśmiechnął się lekko, patrząc z przejęciem na zegarek. Levi powinien już wstać. Po zaledwie chwili usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, zapewne od łazienki oraz kroki ukochanego. Zdziwił się jednak widząc lekko mokre włosy Leviego. Był tak zajęty szykowaniem śniadania, że nie zorientował się, że jego chłopak wstał. Kiedy ciemnowłosy przekroczył próg kuchni, rozejrzał się w poszukiwaniu oznak jakiegoś bałaganu.

- Dzień Dobry Levi - przywitał się z nim jak co rano. No prawie co rano.

- Cześć - mruknął tylko podchodząc do stołu i nalewając sobie szklankę soku. Z dezaprobatą spojrzał tylko na naleśniki i ułożone z truskawek serce. Nie rozumiał dlaczego dzieciak bawi się w takie rzeczy.

- Nie jesteś głodny? - Spytał zdziwiony. Uśmiech zszedł mu z twarzy.

- Spóźnię się do pracy. Zjem coś w biurze.

- Nie miałeś mieć dziś wolne? - Nie spodziewał się takiego rozpoczęcia dnia. Miał cichą nadzieję, że chociaż raz będą mieli cały dzień tylko dla siebie. Czuł jak jego oczy napełniają się łzami. Chciał żeby choć raz Levi pokazał, że mu zależy. Wiedział na co się pisze wiążąc się z ciemnowłosym, ale nie sądził, że będzie to tak bolesne i poniekąd upokażające.

- Mamy sporo pracy - odpowiedział, wkładając szklankę do zmywarki.

- Ja... Może pójdę zrobić zakupy. Posprzątam jak wrócę, obiecuje - podszedł do niego i złożył szybki pocałunek na jego bladym policzku. Szybko wyszedł, zakładając nieporadnie kurtkę i buty. Nie chciał, aby Levi dostrzegł jego łzy. Czuł jak słone krople spływają mu po policzkach. Naprawdę się starał, ale powoli zaczynało mu brakować sił.

Po kilkudziesięciu minutach wrócił do domu. Jego chłopaka już nie było. Ze smutkiem rozpakował zakupy, po czym zabrał się za sprzątania. Wiedział, że chociaż tym odrobinkę uszczęśliwi swojego chłopaka, co wbrew pozorom było wybitnie ciężkim zadaniem. Levi był niczym kamień, wiecznie z ponurą miną i stoickim spokojem. Nigdy się nie uśmiechał, nie mówił co lubi. Zamknięty w sobie na cztery spusty i nikogo nie wpuszczający. Nawet jego. Mimo prawie roku w związku prawie go nie znał. Kochał go to fakt, ale coraz trudniej było mu wmawiać sobie, że czarnowłosy to odwzajemnia. Po za częstymi stosunkami prawie się nie przytulali. Przed nadmiernym całowaniem także się wzbraniał. Kochał go i rozumiał to, ale on potrzebował czegoś więcej. Potrzebował czuć, że jest kimś więcej niż tylko kochankiem do łóżka.

🌹🌹🌹

Z uwagą wypełniał kolejne dokumenty chcąc skończyć je jak najszybciej i móc zacząć kolejne. Skrzypienie drzwi wyrwali go z za myślenia, kiedy do pomieszczenia jak burza wpadła Czterooka.

- Dzień Dobry Krasnalu, Wesołych Walentynek - uśmiechnęła się, kładąc na biurku paczuszkę z czekoladkami.

- Co wam jest? Najpierw Eren, teraz ty - warknął wracając do wypełniania dokumentów.

- Jak to Eren? Przygotował coś dla ciebie? - pisnęła podekscytowana.

- Zrobił śniadanie, bo myślał, że mam wolne.

Przez chwilę patrzyła na niego w szoku, przypominając sobie ich rozmowę z Erwinem. Levi faktycznie miał mieć wolne. Dopiero po chwili dotarło do niej co tak naprawdę się dzieje. Momentalnie zrobiło się jej żal Erena. Była pewna, że przygotował coś więcej niż tylko śniadanie. Nie rozumiała jak ktoś taki jak sznaragdowooki może być z takim gburem jak Levi. Lubiła go i wiedziała, że nie zasłużył na takie traktowanie.

- On cie w końcu zostawi - podsumowała, czując jak w jej oczach zbierają się łzy. Oczami wyobraźni już nawet widziała moment, kiedy Eren zabiera swoje rzeczy i odchodzi, nie mogąc znieść bycia dla czarnowłosego zwykł powietrzem, które gdy tylko sobie przypomniał ma się mu oddać. Westchnęła tylko wychodząc z gabinetu. Levi musiał sam do tego dojrzeć i zrozumieć swój błąd zanim będzie za późno.

Czuł jak jego serce na moment zwalnia. Prawda była taka, że kochał Erena ponad wszystko. Problem był jednak w okazywaniu tego. Najzwyczajniej w świecie nie potrafił tego robić, nikt nigdy go tego nie nauczył. Czuł żal do siebie, że tak ozięble go rano potraktował, ale po prostu nie potrafił inaczej. Nie chciał go stracić, ale czuł, że właśnie do tego to zmierza. Choć bardzo pragnął dać mu więcej, bał się. Wiedział, że Eren się w końcu zawiedzie. Odejdzie łamiąc mu serce, chociaż sam pewnie będzie takie miał.

🌹🌹🌹

Ostrożnie przekroczył próg mieszkania, trzymając w dłoni ogromny bukiet czerwonych róż. Wyszedł wcześniej z pracy, aby wstąpić do kwiaciarni i w końcu zrobić coś co choć trochę uszczęśliwi jego miłość. Już od progu uderzył w niego zapach jego ulubionego cytrynowego płynu do podłóg. Nie mógł uwierzyć, że chłopak pokusił się nawet o wysprzątanie całego mieszkania.

Wszedł do salonu, dostrzegając Erena chowającego detergenty do odpowiedniej szafki. Chrząknął, zwracając tym uwagę swojego chłopaka.

W pierwszej chwili miał wrażenie, że śni. Levi stał trzymając w ręku bukiet pięknych róż. Jakby tego było mało, leciutko się przy tym uśmiechając.

- Wesołych Walentynek - powiedział pewnie, widząc jak po policzkach partnera zaczynają spływać łzy.

Nie myśląc długo, podbiegł do ukochanego wpijając się w jego usta. Za nim się obejrzał bukiet, który był sprawcą całego zajścia upadł na podłogę, a on przyciągnął go do siebie jeszcze mocniej, pogłębiając pocałunek.

To zdecydowanie były jego pierwsze i najlepsze walentynki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro