^walls can speak? || k.th x j.jk
Obiecany specjalnie dla VLillyV
Mam nadzieję, że ten będzie lepszy!
Jak to mówią w pięknym ciele cnoty niewiele lub w winie cnota tonie. Nic bardziej mylnego. Bowiem zawsze musi być jakiś wyjątek od reguły. Ale jak zresztą wiadomo nie od dziś, że zarówno alkohol oraz piękni ludzie oddziałują na wyobraźnię człowieka. Niemal na każdy jej aspekt. I niezależnie od klasy społecznej, wyznania, orientacji, tudzież statusu majątkowego. Po prostu tak było i koniec. Nikt już nie mógł z tym nic zrobić. Od góry przyjęta norma, którą nie sposób było zmienić. Ba! Pewnie nawet nikt by nie wpadł na to, aby przeciwstawić się temu systemowi.
Swego czasu przekonał się też o tym, wówczas, siedemnastoletni Kim TaeHyung, uczeń pierwszej klasy liceum o profilu artystycznym. Fioletowo włosy na ogół był raczej grzecznym i ułożonym chłopcem. Z chęcią pomagał starszym osobom z zakupami, wyprowadzał psy sąsiadów na spacer. Był również i na tyle kochany, że pomagał swoim młodszym kolegom w nauce. I o ile by się wydawało, że przez to wszystko jego harmonogram dnia jest napięty, tak osoba ta doznałby niemałego szoku. Bowiem okazało się, że uroczy nastolatek znajdował jeszcze czas, aby poćwiczyć grę na trąbce lub zasiąść w swojej pracowni, tylko po to, aby dać upust targającej nim wenie. Już nie raz i nie dwa przesiedział niemal całą noc w swoim małym pokoiku na poddaszu domu, by dopiero nad ranem skończyć kolejny obraz i cały umazany farbą - położyć się do łóżka. Wtedy zupełnie nie obchodził go fakt, że pościel będzie do wyrzucenia, skoro rozpuszczalnik do farb ją przypali. W tamtej chwili liczył się błogi sen i świadomość, że nikt ani nic go nie przerwie. Nagły przypływ weny, naprawdę potrafił wykończyć, co jako przyszły artysta doskonale wiedział. Jednakże liczył się z tym. W sumie to nie miał wyjścia. Za bardzo kochał to, co robił, więc nie mógłby zrezygnować z malarstwa tak łatwo.
Tak było też i tym razem. Młody chłopak spał sobie w najlepsze od niespełna trzech godzin, kiedy to do jasnego pokoju weszła jego rodzicielka. Zupełnie nie obchodził jej fakt, że jedynak prawdopodobnie kończył swoją pracę na semestr i bez skrupułów wtargnęła do jego azylu. Przysiadła na brzegu wygodnego materaca i delikatnie zaczęła budzić swoją pociechę. Lecz słysząc jedynie gardłowy pomruk niezadowolenia, już wiedziała że tak łatwo nie będzie. Dlatego też zaraz podniosła się z miejsca i niemal siłą ściągnęła z chłopaka kołdrę, po czym zrzuciła ją na podłogę. Z ust nastolatka wydobył się cierpiętniczy jęk, a zaraz potem poduszka wylądowała na jego twarzy. Chciał odespać te dziesięć godzin bezustannego malowania, ale jak widać nie było mu to dane. Dlatego po przyswojeniu informacji, że wypadałoby się obudzić - uchylił opuchnięte powieki i spojrzał na swoją rodzicielkę.
- Czy coś się stało? - spytał ochryple, starając się przyzwyczaić do rażącego go światła. - zwykle mnie nie budzisz z byle powodów.
- Owszem. Dzisiaj przychodzi do nas na kolację JeongGuk, więc postaraj się jakoś ogarnąć. No i mamy ci coś z tatą do powiedzenia, więc nie możesz zrezygnować z posiłku. Nie tym razem i nie obchodzi mnie to, że masz to w zwyczaju.
TaeHyung zaś skinął jedynie głową, by upewnić rodzicielkę w fakcie, iż wszystko zrozumiał. Ziewnął głośno i podniósł swoje ciało z łóżka, chcąc się zacząć ogarniać. Na spokojnie wziął sobie czyste ubrania i powędrował do łazienki, w której zaraz się zamknął. Bez zbędnego przedłużania, zdjął swoją prowizoryczną pidżamę (składającą się z za dużej koszulki i spodenek), a po kilku sekundach jego ciało już rozluźniało się pod ciepłym strumieniem wody.
Stał tak cicho wzdychając, a w międzyczasie zaczął rozmyślać. Jeona JeongGuka znał niemal od maleńkości. Najlepszy przyjaciel jego ojca, który równie dobrze mógłby być jego bratem przez wzgląd na siedemnastoletnią różnicę wieku. W sumie to na upartego, mógłby być i nawet jego ojcem. Jednak mimo wszystko wysoki brunet nie wyglądał na swoje trzydzieści cztery lata. Dzięki ćwiczeniom i przestrzeganiu diety wyglądał dużo młodziej, co jako młodemu nauczycielowi informatyki chyba nie przeszkadzało. Jak każdy, znajomy mu, facet lubił o siebie dbać, a że miał z tego miły profit w postaci lgnących do niego tabunu nastolatek, to chyba nie miał na co narzekać. Chyba, że na małą pensję, ale z tego co licealista się orientował, to ten nie zarabiał aż tak mało.
I tak się głębiej nad tym zastanawiając, gdyby TaeHyung miałby mu nadać konkretną barwę w jakimś ze swoich dzieł, to na pewno byłby to kolor czarny. Manifest czystego szyku i elegancji z domieszką inteligencji, której temu osobnikowi nie brakowało. Za co młody artysta bardzo go podziwiał. Już od małego uważał Jeona za osobę godną naśladowania, a kiedy w ostatniej klasie gimnazjum zdał sobie sprawę ze swojej seksualności - nigdy już nie spojrzał na starszego tak samo. Jego dotychczasowe życie, zmieniło się wówczas o sto osiemdziesiąt stopni.
Przestał z nim wchodzić w zabawne interakcje, zwalając to na swój wiek, który nie pozwalał na zachowywanie się jak dziecko. Prawda, jednak była zupełnie inna. Fascynacja przyjacielem swojego ojca, zmieniła się w skryte zauroczenie, a może i nawet niewinną miłostkę; potocznie zwaną zakochaniem. Dlatego też młodszy za każdym razem, gdy ten przychodził w odwiedziny, barykadował się u siebie w pracowni lub w pokoju, byleby tylko odłożyć to spotkanie w czasie. Kategorycznie bał się tej konfrontacji, która zakończyłaby się jakimś nieciekawym ekscesem. A młody chłopak nie chciał ponownie przechodzić przez ten zawód. Nie zachęcał go nawet przyjemnie brzmiący śmiech starszego, którego komentarz zapewne sprawiłyby, że TaeHyung spłonie dorodnym rumieńcem.
Lecz tym razem było to, niestety, nieuniknione.
Czas przeznaczony na prysznic skończył się zdecydowanie za szybko, a dobijająca się do drzwi matka chłopaka tylko uświadamiała go w fakcie, że ten dzień będzie należał do ciężkich.Jeżeli nie najcięższych w jego życiu. Dlatego też, aby dłużej nie denerwować swojej rodzicielki - zakręcił wodę i postanowił szybko doprowadzić się do porządku.
xxx
Dzwonek do drzwi poprzedziło donośne pukanie, które rozniosło się echem po skromnie urządzonym przedpokoju. Lecz tyle zupełnie wystarczyło, aby młodego chłopaka dopadł przeraźliwy stres. W jednej chwili talerze, które trzymał w rękach, zaczęły drżeć, obijając się przy tym o siebie. Jego serce niemal natychmiast zaczęło szybciej pompować krew pomieszaną z adrenaliną, a ciało na przemian oblewały ciepłe i zimne poty. Zęby automatycznie znalazły się na dolnej wardze, mocno się na niej zagryzając w wyrazie obawy. Bał się. Cholernie się bał tego spotkania, po którym nawet nie wiedział czego się spodziewać. Z u p e ł n i e.
Mimo, iż był we własnym domu - czuł się zagrożony, osaczony. Jego obecną postawę można było porównać do dzikiego zwierzęcia zamkniętego w klatce. W środku cały się miotał i warczał, na zewnątrz, jednak pozostał niewzruszony. Jedyne co dało się u niego zaobserwować, to źrenice powiększone do wielkości pięciozłotówki i przyśpieszony, nieregularny oddech. Był w potrzasku, a głos matki każący mu otworzyć drzwi, przyprawił go o dodatkowe palpitacje serca. Nic więc dziwnego, że do przedpokoju przyszedł o nogach jak z galarety i duszą na ramieniu.
Drewnianą powłokę otworzył niemal z ceremoniałem, poprzedzonym kilkukrotnym spojrzeniem w lustro i poprawieniem włosów. I w sumie bardzo chciał odwlec tą czynność w czasie, ale ponaglające pukanie wcale mu w tym nie pomagało. Dlatego też nieco niepewnie nacisnął na klamkę, a jego oczom ukazał się nie kto inny, jak obiekt jego skrytych westchnień. No bo przecież nie mógł to być ktoś inny Jeon JeongGuk, co byłoby w sumie nawet logiczne. Nie mniej jednak, Tae stał w progu jak słup soli, obserwując przy tym starszego, który na jego widok, jedynie się uśmiechnął. Jeon uwielbiał tego dzieciaka i mimo tego, że znał go od tak zwanego "szczeniaka", to nie mógł ukryć faktu, że w pewien sposób zaczął mu się podobać.
Nie wiedział nawet czym to jest uwarunkowane. Widział go chyba w każdej możliwej i żenującej sytuacji i normalny człowiek już pewnie dawno ciekłby z przestrachem. Jednak nie Jeon JeongGuk. Dla niego te sarnie oczy, które teraz wpatrywały się w niego nieco przestraszone, i lawendowe włosy były powodem jego małej fascynacji młodszym. Nie pamiętał, kiedy to dokładnie się stało. Mógł wówczas padać deszcz albo świecić słońce. Nie dbał o to. Mogło się stać w nocy lub za dnia. Ten fakt najzupełniej w świecie go nie obchodził. To po prostu się stało, a na odwrót było już za późno.
Przytłaczające uczucie ekscytacji tym drobnym ciałkiem, jak i samą osobą młodego Kima, uderzyła w niego nagle. Pchnęło go w sidła grzechu, który mógł mieć nawet rangę kazirodczego. W końcu był to syn jego najlepszego przyjaciela. On sam powinien go traktować jak swoją własną pociechę, którą znał od najmłodszych lat dziecięcych. Był przy nim, kiedy miał po raz pierwszy iść do przedszkola lub wtedy, gdy musiał wybrać szkołę średnią, do której chciał iść, aby spełniać swoje marzenia. Towarzyszył mu od zawsze, będąc dla niego swojego rodzaju oparciem i przyjacielem, jednakże od pewnego czasu zaczął w nim postrzegać coś więcej. Coraz częściej łapał się jednak na odpłynięciu myśli w kierunku młodego chłopaka. Oczyma wyobraźni widział siebie i nastolatka w najbardziej absurdalnych scenariuszach, które niekiedy byłby nawet dobre do filmów pornograficznych. Oczywiście jakaś ich część.
- Mogę wejść? - spytał cicho, a chrypa która czaiła się za słowami, przyjemnie zabarwiła jego głos. - Chyba, że jemy w ogrodzie? Wiesz dla mnie, to nie problem, ale twoi rodzice mnie o tym nie uprzedzili - zaśmiał się. - Wziąłbym jakąś czapkę i kurtkę zamiast płaszcza.
- Ach, nie. Proszę wejść - szepnął Kim i natychmiast usunął się z progu, robiąc miejsce nauczycielowi. Grzecznie poczekał, aż gość się rozpłaszczy przy okazji mogąc podpatrzeć co nieco. - Jeżeli jest już pan gotowy, to proszę za mną do salonu.
xxx
W całej jadalni dało się słychać szczęk sztućców, a przyciszone głosy domowników, były tłem dla myśli młodego artysty. Niemal od początku samego spotkania, czyli od momentu, w którym otworzył drzwi, zastanawiał się nad osobą starszego bruneta. Oczyma wyobraźni już po raz wtóry rozrysował sobie sytuację z przedpokoju, która mogłaby się zakończyć na kilkanaście innych sposobów, aniżeli drętwa rozmowa. Młody Kim z pamięci potrafił odtworzyć tą scenę, rozegraną godzinę temu. Doskonale mógł wskazać, który włos na głowie Jeon został zmierzwiony przez wiatr, w którym miejscu na koszuli miał wgniecenie, i że ledwo zauważalny pieprzyk nadal miał swoje miejsce nieco ponad brwią.
- Tae, słuchasz mnie? - z letargu, w którym rozmarzył się nad nutami perfum starszego, wyrwał go głos rodzicielki. Niczym poparzony podskoczył na krześle, zrzucając przy tym swój widelec oraz przewracając ozdobny wazon.
- Przepraszam mamo, mówiłaś coś? Zamyśliłem się.
- Tak. Właśnie z ojcem uświadamialiśmy cię, że przez najbliższe pół roku będziesz mieszkał u JeongGuka, ponieważ my wyjeżdżamy w ważną delegację. Mógłbyś jechać z nami, ale musiałbyś zmieniać szkołę na ostatnie miesiące edukacji, więc uznaliśmy, że nie zrobimy ci czegoś tak okropnego.
I właśnie po tych słowach spokojny świat Taehyunga runął niczym domek z kart, a ciało zalała fala strachu. Natomiast w jego głowie uformowała się jedna myśl: Co?
xxx
Drzwi od mieszkania starszego zamknęły się z głośnym hukiem, a Kim nawet niezbyt się tym przejął. Jego rodzice opuścili go ponad miesiąc temu i do tej pory nawet się nie odezwali. Przepadli jak kamfora. Jakby nigdy nie istnieli, więc Taehyung miał prawo być zły. Nawet wściekły i gdyby chciał, a warto napomnieć, że chciał i to bardzo, to w tej chwili wybrałby numer do któregoś z rodziców, aby wykrzyczeć im to co o nich myśli lub ewentualnie wyżyć się w inny sposób. Najlepiej energochłonny jak wysiłek fizyczny, ponieważ czuł, że jeszcze chwila, a go po prostu coś rozniesie. Nie dość, że w "domu" miał problemy przez brak jakiegokolwiek kontaktu z państwem Kim, to i w szkole zaczęło mu gorzej iść. Jego prace już nie wyrażały jego uczuć. Powstawały automatycznie, jakby malowała je maszyna, a nie człowiek. Na dodatek wszystkie w takich samych barwach: chłodnego błękitu i bezkresnej czerni.
- Już jesteś? - do jego uszu dobiegł głos tymczasowego opiekuna, który to właśnie stał w progu salonu, wycierając dłonie w kraciastą ściereczkę. - Nie wspominałeś, że będziesz tak szybko. Stało się coś?
- Tak stało - warknął młodszy, powoli nad sobą nie panując. Jego frustracja sięgała zenitu i obiecał sobie, że jeżeli jeszcze raz ktoś zapyta się o jego samopoczucie, kiedy ten odchodzi od zmysłów, to go po prostu rozszarpie. Ewentualnie powiesi na suchej gałęzi i będzie okładał kijem do baseballa niczym małe dziecko piniatę. - Moi rodzice, a twoi przyjaciele wyjechali już jakiś czas temu, a do tej pory nie dali znaku życia. Mało tego nie mam weny, a co z a tym idzie moje prace mogą się nie dostać na wernisaż, więc moje marzenia o zostaniu artystą legną w gruzach. Wszystko w moim życiu się pieprzy, a na dodatek ty mi niczego nie ułatwiasz! - wykrzyczał w końcu cały swój żal, dopiero po chwili orientując się, co takiego zrobił. Niemal przyznał się przed nauczycielem do swojej słabości odnośnie jego osoby, a gdyby tak się stało, to nie miałby już czego tutaj szukać. Musiałby się wyprowadzić i najlepiej rzucić szkołę, by wyprowadzić się na drugi koniec kraju, gdzie nikt by go nie znał i czułby się pozornie bezpieczny.
- W jaki sposób niby niczego nie ułatwiam? - spytał się Jeon nieco zdeprymowany, ponieważ nie wiedział co chodzi temu chłopakowi po głowie. Starał się jak tylko mógł, aby Teahyung miał dobrze. Przecież gdyby chciał już dawno by się na niego rzucił, pomimo jego protestów i posiadłby go jak jakiś neandertalczyk, żeby tylko zaspokoić swoje potrzeby. Ale nie robił tego ze względu na szacunek do siebie samego, młodego Kima i jego rodziców, którzy faktycznie postąpili nierozsądnie. - Taehyung doskonale wiesz, że gdybym mógł to podarowałbym ci gwiazdkę z nieba. I wiem, że się martwisz, ale przez to wszystko sobie zaczynasz nie radzić. Pamiętaj, że złość i stres to najgorszy doradca, okej? - uśmiechnął się ciepło do młodszego i delikatnie przytulił go do siebie, aby choć trochę pocieszyć. - Idź się przebierz i wracaj tu zaraz, bo będzie kolacja, dobrze?
xxx
- Ale powiedz mi tak szczerze, masz jakieś fetysze? - zaśmiał się nieco pijany Taehyung, którego to JeongGuk uraczył lampką wina do wcześniej przygotowanego posiłku, ale także aby nieco odstresować fioletowo włosego . Jednakże nie spodziewał się spodziewał się, że ten ma aż tak słabą głowę, żeby po niespełna trzech łykach już mieć w przysłowiowym "czubie". Narzekać jednak nie mógł, ponieważ pijany Kim był niezwykle pociesznym stworzeniem, a na dodatek niezwykle uroczym, aż ręce same się wyrywały do tego, aby go wyprzytulać. - No ale powiedz mi, noooooo... Na pewno coś masz. Ja na przykład lubię różne gadżety. Wiesz... Kocie uszka, ogonki. I krawaty. Lubię krawaty, bo w sumie to podniecające, jak tak nie możesz się ruszyć, a ktoś ma nad tobą władzę - westchnął, wstając tylko po to, by po chwili ulokować się na kolanach starszego. - Szkoda tylko, że mnie nie chcesz - czknął i z leniwym uśmiechem na ustach, oparł głowę na jego klatce piersiowej. - Z chęcią bym ci się oddał, ale musiałbym być nieźle pijany, aby potem móc to zrzucić na alkohol. Och szkoda, szkoda przystojny informatyku - westchnął na koniec, by zaraz się podnieść, chcąc odejść do swojego pokoju. Lecz przeszkodziły mu w tym ramiona wyżej wspomnianego, które złapały go w pasie i zmusiły zająć poprzednie miejsce.
- Oj uwierz mi, że cię chcę - mruknął zadowolony z takiego obrotu spraw. Dlatego też postanowił działać i wykorzystać fakt, że podoba się młodszemu. Oby w takim stopniu jak on mu, a nawet bardziej. Toteż właśnie w tej chwili zniżył się nieco nad uchem Kima i wyszeptał mu te kilka słów, przez które ten oblał się soczystym rumieńcem.
"Mów do mnie tatusiu, maluszku."
Potem już wszystko działo się szybko. Alkohol wypity na odwagę krążył w ich żyłach wraz z podnieceniem, kiedy to raz po raz łączyli swoje języki w zwariowanym tańcu. Zupełnie nie zwracali uwagi na to gdzie się znajdują. Teraz liczyły się dla nich oddechy, które między sobą wymieniali oraz ubrania, których z każdą chwilą było coraz mniej, a które walały się wszędzie. Na oparciach foteli, stole, kanapie, dywanie, a nawet i lampie stojącej na drugim końcu salonu. Jadnak oni mieli to w głębokim poważaniu. Zbyt długo czekali na tę chwilę, aby to przerwać i zakończyć w takim momencie i z powodu takiej błahostki. Zabrnęli za daleko.
- Tatusiu, czemu...? - pisnął młodszy w chwili, gdy obaj będąc nadzy i spragnieni siebie nawzajem, przerwali grę wstępną po to, aby Jeon bez skrupułów mógł wyciągnąć pasek ze swoich spodni i unieruchomić nimi ręce młodego artysty.
- Już skarbie, cichutko - uśmiechnął się jedynie, by po chwili kolejny raz ucałować różane usta Kima tylko po to, chociaż w sumie nie tylko, aby zniwelować ból towarzyszący rozciąganiu.
Informatyk doskonale zdawał sobie dawać radę. Doskonale wiedział gdzie dotknąć, gdzie pocałować, a gdzie indziej uszczypnąć, żeby młodszy krzyczał od targających nim emocji czy też mógł na chwilę odlecieć zamroczony przyjemnością. Kochali się po raz pierwszy, lecz obaj mogli stwierdzić, że to jest najlepszy stosunek w ich życiu. Wypełniony miłością, pożądaniem, ale również i zaufaniem, którym uczeń obdarzył bruneta. To był ten stopień zażyłości, którymi mogli się poszczycić kochankowie z wieloletnim stażem, aniżeli dopiero co wkraczający w dorosłe życie chłopak z aspiracjami. Jakby nie było to rodzice i opiekunowie mieli go przygotować na ten "start w przyszłość" co chyba pewien osobnik odebrał zbyt dosłownie.
Najważniejsze jednak było to, że obaj tego chcieli. Przypieczętować swoje dawno skrywane uczucia, które dawały upust w szybszych ruchach bioder, penetrując przy tym wnętrze Taehyunga, czy też krzykach zdzierających gardło młodego chłopaka. Tylko ta dwójka mogła się wypowiedzieć w tej kwestii, aniżeli osoba trzecia, która mogła być jedynie świadkiem. Lecz w tej chwili było to najmniej ważne.
Pierwszy doszedł młody Kim, krzycząc przy tym w niebo głosy, zdzierając przy tym skórę z barków bruneta. Całe jego włosy były w nieładzie, a oddech przyśpieszony. Na dodatek był cały spocony, a twarz przybrała czerwonego koloru. Nie przeszkadzało to jednak Jeonowi, który nadal znajdował się nad nim i widząc to, jak dzięki niemu prezentuje się fioletowo włosy, sam osiągnął spełnienie, by zaraz potem opaść tuż obok niego i zamknąć go w swoich ramionach.
- Czy mojemu maluszkowi się podobało? - zapytał jeszcze, ale wówczas spostrzegł, że w jego ramionach młodszy ukołysał się do snu wraz z rozanielonym uśmiechem.
a/n: czy ja to zepsułam? mam nadzieję, że jednak nie. a jako, że shot już jest, to na spokojnie mogę iść umierać...
no i jak zawsze dziękuję wspaniałej Tomoko26 za korektę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro