Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Unofficial first date || m.yg x k.sj

Całość dedykowana @Sinxtophill (najmocniej przepraszam, że tyle mi to zajęło)

Lekko zestresowany przemierzał londyńskie ulice w poszukiwaniu tej jednej konkretnej. Szukał tej jednej kamienicy zbudowanej z czerwonej cegły, a której to jedno interesujące go okno, wychodziłoby na wschodnią stronę budynku. To samo okno, które okalają lawendowe zasłony, a na którego parapecie znajduje się piękny aloes w białej doniczce. Znał ten widok na pamięć, bo w końcu bywał w mieszkaniu swojego Hyunga co najmniej dwa razy w tygodniu. Co już samo w sobie pozwala zapamiętać tak istotne szczegóły jak szary, puchaty koc zarzucony na oparcie białej sofy czy miękkie poduszki porozrzucane po dwóch fotelach. Nie wspominając o szklanym stoliku kawowym lub legowisku dla kochanego maltańczyka starszego, w kolorze cytrynowej żółci, a które znajdowało się zaraz przy wejściu do salonu. 

I w sumie drogę też znał na pamięć. Byłby tam w stanie nawet dojść z zamkniętymi oczyma, więc coś musiało pójść zdecydowanie nie tak, skoro Yoongi w jednej ręce trzymał kwiaty, a w drugiej swój telefon komórkowy z włączonym GPSem, szukając odpowiedniego adresu.  I to wcale zupełnie nie tak, że jego trema przed tym spotkaniem była tak wielka, że wsiadł w zły autobus, a co gorsze wysiadł na nieodpowiednim przystanku, w zupełnie innej części miasta niż jego miejsce docelowe. Które aktualnie było oddalone o jakieś pół godziny drogi od miejsca, w którym znajdował się on. Lecz w sumie na nic zdawała się tutaj znajomość miasta, a w tym potrzebnych w tej chwili skrótów, skoro nasz główny bohater nie wiedział nawet, jak się tak naprawdę nazywa.

Najzwyczajniej w świecie zapomniał, że nazywa się Min Yoongi, ponieważ jego myśli od samego rana zaprzątał obiekt jego skrytych westchnień. SeokJina znał odkąd ten zaczął z nim pracować na Uniwersytecie Londyńskim jako wykładowca przedmiotu, jakim jest chemia. I chociaż on, jako profesor kształcenia muzycznego nie znał się na tych wszystkich związkach i reakcjach, o których pamiętał tyle, ile nauczył się w szkole średniej, tak on jako pierwszy postanowił wdrążyć starszego w życie uczelni. Podszedł do niego wtedy z niewiadomych mu do tej pory pobudek. Już nie wiedział czy to dlatego, że tak jak on był Koreańczykiem i jak to się potocznie mówi "ciągnie swój do swego" czy tez dlatego, że ten nieco nieporadnie starał się sobie poradzić samodzielnie przy swojej nikłej znajomości języka angielskiego.

Nie wiedział co nim kierowało, ale gdyby wtedy nie zdecydował się na ten krok, tak najprawdopodobniej nie przekonałby się jak wspaniałą osobą jest starszy. Nie mógłby wtedy obserwować jego wykładów dla trzeciego roku i tego z jaką pasją opowiadał im o wybranym przedmiocie. Nie dowiedziałby się jak bardzo uczynny jest, gdyby nie to że kiedyś zachorował, a wysoki szatyn niemal biegł do niego z drugiego końca miasta z lekarstwami i ciepłym obiadem. I nie zakochałby się do granic w tym złotym człowieku, gdyby nie odważyłby się go wtedy poznać. I zapewne w tej chwili nie stałby teraz, jak słup soli na samym środku ośnieżonego chodnika, a biały puch nie wpadałby mu za kołnierz czarnego płaszcza. 

A w szczególności nie wybierałby teraz, znanego już na pamięć, numeru Kima i przepraszałby go kilkanaście razy za drobne spóźnienia, które trwało już od dobrych dwudziestu minut.

xxx

Nieco zdyszany i zmęczony, bo kto normalny przebiega dystans czterokilometrowy w zaledwie kwadrans, stanął przed drzwiami mieszkania starszego. Zapukał dokładnie trzy razy w drewnianą powłokę, a następnie poprawił dłonią swoje mokre od śniegu włosy. Rzucił jeszcze okiem na kilka czerwonych różyczek, czy aby się nie pogniotły i czy aby nie zmarzły za bardzo. A gdy tylko usłyszał szczęk przekręcanego zamka - oddech uwiązł mu w gardle, a dłonie zaczęły drżeć. Yoongi jeszcze nigdy nie był tak zestresowany, jak w tej chwili. Nie bał się nawet swojego pierwszego, poważnego występu w filharmonii, przy którym akompaniowała mu londyńska orkiestra.

I choć ten występ wspominał bardzo miło, to towarzyszącej temu tremy już nie. Chociaż ona była czymś nieporównywalnym do starcia twarzą twarz ze swoim obiektem westchnień. Bo choć Jin był osobą nienaganną w wyglądu, a przede wszystkim z urody, tak Yoongi nie kochał go za całe oblicze, ale również i za piękne wnętrze. Za uśmiech, którym ten go obdarzał na dzień dobry czy za troskę, którą go otaczał, bo pomimo, że był dorosłym mężczyzną, to niekiedy z zachowaniem było mu bliżej do kilkuletniego dziecka.

- Och, już jesteś! - zawołał starszy, zaraz się uśmiechając. - Mówiłeś, że będziesz później. I to dla mnie? - spytał nieco nieśmiało, a jego policzki pokryły się delikatnym różem.

Natomiast Yoongi stał przed nim, przestając nagle kontaktować z otoczeniem, gdyż jego wzrok nie mógł się oderwać od osoby SeokJina. Od jego pięknego, ale też nieśmiałego uśmiechu, zarumienionych policzków czy różowej bluzy okalającej jego ramiona, w której wyglądał nad wyraz uroczo. I dopiero głośnie szczęknięcie i biały merdający ogon, a wraz z nim reszta zwierzęcia, wyściubiającego nos z salonu, wybudziły z transu czarnowłosego, który teraz zawstydzony spuścił głowę w dół i wystawił przed siebie mały bukiet.

- Tak - odpowiedział niemrawo, nie mogąc zmusić się do spojrzenia "przyjacielowi" w oczy. Co to to nie. Jego policzki już oblał krwisty i gorący rumieniec, a gdyby miał jeszcze skrzyżować spojrzenia ze starszym, to na pewno jego ciało zaczęłoby drżeć ze stresu. Nie wspominając o tym, że prawdopodobnie nie mógłby przełknąć śliny.

- Wejdź, proszę. Jesteś przemarznięty, musisz napić się ciepłej herbaty. A ja w tym czasie włożę kwiaty do wazonu.

xxx

Późna godzina i padający śnieg nadawał londyńskim ulicom romantycznego klimatu. Wszędzie dało się zauważyć przytulające się pary oraz rodziny z dziećmi, które postanowiły urządzić sobie późny spacer. W tym wszystkim było też dwóch nauczycieli, którzy czuli do siebie więcej, aniżeli zwykłą przyjaźń. Szli tuż obok siebie, a ich dłonie raz po raz stykały się ze sobą, ale żaden nie zdecydował się wykonać tego jednego ruchu. Obaj żyli w nieświadomości tego, co czuł ten drugi. Żaden z nich nie wiedział, że oboje co wieczór siadają samotnie przy stole w kuchni lub na kanapie w salonie i rozmyślają nad tym 'Jakby to było gdyby zgodził się ze mną być". A Yoongi nie mógł, a w zasadzie nie chciał, tego tak zostawić. Miał dość ciągłych myśli o szatynie, kiedy tego nie było obok. Nie chciał się budzić ze świadomością, że zobaczy go tylko w pracy. Albo wtedy, kiedy sam się do niego wprosi. 

Dlatego też zebrał się w sobie i bardzo delikatnie splótł ze sobą ich palce. Było to doprawdy nieśmiałe posunięcie z jego strony, ale również niesamowicie adekwatne. Adekwatne, ponieważ starszy odwzajemnił gest, przysuwając się bliżej czarnowłosego i zaraz spuszczając wzrok, starając się ukryć rumieńce w połach bordowego szalika. Który nota bene dostał od niższego na zeszłoroczne święta.

I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie jakiś chłopak, który wbiegł w Yoongi'ego, tym samym przewracając go w zaspę śniegu. Ich dłonie rozłączyły się nagle, a ciało niższego oplatały biały puch, który wywoływał nieprzyjemne dreszcze. Cichy jęk bólu opuścił jego usta, a ciało przeszył nieprzyjemny chłód. Całe ubrania zdążyły mu przemoknąć, ale on nadal trwał w tej pozycji i z czerwonymi wypiekami na twarzy obserwował Jina, który starał się stłumić śmiech w swojej dłoni. A Minowi nie przeszkadzało to, że się śmiał. Można się było nawet pokusić o stwierdzenie, że był z tego powodu zadowolony, bo wkrótce i on wybuchł śmiechem. Co w sumie tylko pomogło rozładować napiętą atmosferę między nimi. Oboje przestali się już stresować. W zamian za to rozprzestrzeniła się między nimi bitwa na śnieżki. Wojna, przez która i starszy wylądował w zaspie, a jego idealnie ułożone włosy teraz zostały przedstawione w artystycznym nieładzie.

xxx

Ich zabawa skończyła się już dawno, natomiast oni ani myśleli wrócić do domów i się przebrać. Zamiast tego, obaj przemoczeni i trzymający się za ręce, przemierzali londyńskie ulice. Kierowali ku London Eye, które oświetlone świątecznymi lampkami i udekorowane śmiechami odwiedzających jedynie zachęcało, aby zapuścić się w tamte rejony. Wszędzie było czuć święta. Zapach świątecznego puddingu oraz gęsi mieszał się z rozmowami przechodzących ludzi oraz nawoływaniami kupców. Kroczyli spokojnie z uśmiechami na twarzach, a miła rozmowa towarzyszyła im od samego początku. Jin, jak to Jin z uwielbieniem opowiadał o wszystkim co było związane z jego ulubioną chemią. A Yoongi, jako artysta, patrząc na te roześmiane oczy, w których zebrały się wszystkie gwiazdy galaktyki, miał ochotę skomponować melodię. Utwór tak piękny, jak wspaniały był SeokJin w całej swojej okazałości. A który pewnie i tak nie oddałby w całości tego, co autor chciał przekazać. 

- Yoongi, słyszysz mnie? - chwile rozważań niższego, przerwał chemik, który przystanął w miejscu i z nikłym rumieńcem na twarzy, obserwował oczy swojego towarzysza.

- Przepraszam, zamyśliłem się - odparł nieśmiało Min, spuszczając głowę w dół, a kciukiem zaczął gładzić dłoń należącą do starszego. - mówiłeś coś?

- Tak. Mówiłem, że chyba czuję do ciebie C8-H11-N - odparł cicho, a jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.

- Przepraszam bardzo, ale czujesz do mnie co? - odparł głupio, jednakże co miał poradzić na swój kompletny brak wiedzy w dziedzinie, którą fachowo zajmował się starszy?

- Ugh, nie każ mi tego powtarzać. Zamierzasz mnie w końcu pocałować czy raczej nie mam co na to liczyć?

A zdziwiony Yoongi, aż podniósł głowę w zaskoczeniu, zaraz otwierając usta, z których nie wydobył się żaden dźwięk. Zamiast tego, nieco nieporadnie, stanął na palcach, wolną dłoń opierając na karku szatyna. A wszystko to, by już po chwili złączyć ze sobą ich usta, w pocałunku delikatnym niczym skrzydła motyla lub płatki śniegu, który jako jedyny był świadkiem miłości rosnącej w ich sercach.

Cały pocałunek nie trwał, jednak długo, bo zaledwie kilka chwil. Lecz tyle wystarczyło, aby obaj nieco zarumienieni odsunęli się od siebie, by następnie trwać tak na środku chodnika i trzymać się za ręce przez resztę tego grudniowego wieczoru. 


a/n: wiem, że może zbyt późno na to, ale chciałabym Wam życzyć Kochani wesołych świąt, spędzonych w gronie najbliższych oraz szczęśliwego Nowego Roku. Oby był (jeszcze) lepszy od tego i obfitował w same dobre rzeczy!

Shot sprawdzany jako tako, jednakże nie przez moją kochaną betę, której nie chciałam zawracać głowy w święta (mam cichą nadzieję, że mi to wybaczysz moja droga!).


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro