Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sen || TaeJin

Ręce. Te cudowne ręce, które potrafią doprowadzić mnie do szału. Te same, które niemal codziennie znoszą trud jakim jest ludzkie życie. Moje jedyne i niepowtarzalne. Należące do NIEGO.

ON. Mój cichy Anioł Stróż, najlepszy przyjaciel i obiekt westchnień od najmłodszych lat.

Nie wiedziałeś o mojej cichej miłości do Twojej osoby. Może jednak powinienem się ujawnić. I stracić przyjaciela? Nigdy!

Nie teraz. Nie w tym momencie, kiedy Twoje usta wytaczają ścieżkę na mojej szyi. Nie teraz kiedy mam możliwość być z Tobą bliżej niż kiedykolwiek.

Potrzebowałeś tego. Wyżalić się. Odstresować. Ponarzekać na to jaki ten świat jest do dupy. A ja byłem przy Tobie. Zawsze z otwartymi ramionami.

Nigdy nie robiłem Ci wyrzutów. Nawet podczas kłótni gdy to ja byłem tym najgorszym. Za bardzo Cię kocham by zrobić Ci takie świństwo.

Cierpiałem. Bardzo. Ale najbardziej gdy obwieściłeś, że znalazłeś miłość Swojego życia. Nawet jeżeli jej nie poznałem - znienawidziłem.

Siedziałem z Tobą zawsze gdy byłeś załamany po każdej waszej kłótni. Niestety nie wiesz, że za każdym razem gdy z Twoich pięknych oczu wydobywały się łzy - moje serce rozpadało się na miliony maleńkich kawałeczków.

Czekałem. Cierpliwie czekałem. Wiedziałem, że karma wraca. Dobre czyny wracają, więc czekałem kiedy nadejdzie moja kolej.

I wróciły. A Ty razem z nimi. Wpadłeś do mojego mieszkania jak burza. Akurat czytałem jakąś książkę. Wybacz, ale zapomniałem jej tytuł od razu kiedy tylko Cię zobaczyłem.

Nie poznawałem Cię. Gdzie się podział ten cudowny uśmiech, który za każdym razem wkradał się na Twoje usta po tym jak tylko mnie ujrzałeś? Gdzie są te iskierki, które pięknie przyozdabiały Twoje czekoladowe oczy? Gdzie jest mój Tae? Bo ten stojący w progu w ogóle go nie przypominał.

Podtrzymywałem Twoje ostre spojrzenie, w dalszym ciągu nie wiedząc o co chodzi. Zrobiłem coś nie tak? Zawiniłem w jakiś sposób?

Odłożyłem lekturę na bok i wstałem z fotela. Podszedłem do Ciebie. Nie wyglądałeś najlepiej. Smutek i gniew przyćmiły Twoją zawsze pozytywną aurę. Co się stało?

Chciałem pogłaskać Cię po policzku, jak to mam w zwyczaju widząc Twoją zbolałą minę. Jednak zatrzymałeś moją rękę w połowie drogi. Dlaczego?

Pociągnąłeś mnie za nadgarstek w stronę sypialni. Zanim się zorientowałem rzuciłeś mną o łóżko, a sam zamykałeś drzwi na klucz.

Nie mogłem wydusić z siebie słowa. W sumie i tak z pewnością byś mi nie odpowiedział na jakiekolwiek padające z moich ust pytanie. Dlatego cierpliwie czekałem na rozwój sytuacji.

Zmniejszyłeś odległość między nami do zera. To właśnie w tym momencie miałem okazje po raz pierwszy posmakować Twoich ust. Słodkie. I wreszcie moje. Nie. Nie mogę tak myśleć. Ty masz dziewczynę. Więc dlaczego to robisz?

Odsunąłem się. Nie mogłem tego zrobić. Nie Tobie. Nie wybaczyłbym sobie gdybyś po tym incydencie się ode mnie odwrócił.

- Przestań! Masz dziewczynę! To nie fair w stosunku do niej! - starałem się brzmieć możliwie jak najspokojniej.

- RiNa już nie istnieje. To był błąd, że z nią byłem. Nie mówmy jednak o tym.

Ponownie złączyłeś nasze usta. Chciałem się odsunąć. Uniemożliwiłeś mi to jednak, łapiąc mnie w pasie i przyciągając jeszcze bliżej siebie. Pogłębiłeś pocałunek i splotłeś ze sobą nasze dłonie. Czym sobie zasłużyłem na taką czułość? To nie mnie powinieneś tak traktować. Nie zasługiwałem na to. Nie zasługiwałem na Ciebie. Jestem tchórzem! Nie potrafiłem Ci nawet powiedzieć co do ciebie czuję.

Nie przejmowałeś się moją szamotaniną. Zamiast tego przytuliłeś mnie do siebie i uspokajająco głaskałeś po plecach. Spojrzałeś mi głęboko w oczy i uśmiechnąłeś się szeroko. Co w nich dostrzegłeś? Bo Twoje były wypełnione miłością i z czymś, z czym do tej pory się nie spotkałem. Pożądaniem.

Nie mogłem dłużej walczyć z tym uczuciem. Nawet nie potrafiłem. Nie miałem siły. Cała moja determinacja uleciała gdy ująłeś moją twarz w swoje dłonie. Nie czekając ani chwili dłużej, zainicjowałem pocałunek, który leniwie pogłębiłeś.

Drżącymi rękoma badałem każdy skrawek twojego ciała. Było perfekcyjne. Ty jesteś perfekcyjny.

Chwyciłem za dół twojej koszuli, czekając na pozwolenie. Zamiast tego, naparłeś na mnie swoim ciałem. Położyłem się posłusznie, a Ty pozbyłeś się zbędnej nam w tej chwili garderoby.

Zawisłeś nade mną na przedramionach i delikatnie pieściłeś moje usta swoimi. Teraz mogłem uchodzić za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Odwzajemniłeś moje uczucia! Te, o których nie miałeś pojęcia.

Splotłeś nasze palce razem, a ja poczułem się kochany. Miałem przy tobie świadomość, że jestem bezpieczny. Dlatego nie protestowałem gdy po użyciu mojego kremu do rąk, włożyłeś jeden palec w moje wejście.

Tłumiłeś pocałunkami każdy jęk bólu podczas rozciągania. Chwilę potem mogłem poczuć Cię w sobie. Robiłeś to delikatnie nie chcąc mnie skrzywdzić. I to w Tobie kocham. Jeżeli coś robisz, dajesz z siebie 100%.

Chwile potem, tuliłeś mnie do swojej klatki piersiowej. Obaj osiągnęliśmy spełnienie. Głaskałeś mnie opuszkami palców po ramieniu, a ja rysowałem wzorki palcem na Twoim brzuchu.

- Przepraszam, że nie dostrzegałem Twoich uczuć. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz - wyszeptałeś w moje włosy, składając na nich delikatny pocałunek. Wreszcie poczułem się kochany. I szczęśliwy.

Nie musiałem Ci niczego wybaczać. To Ty powinieneś mi wybaczyć moje tchórzostwo. Mam nadzieję, że zrozumiesz, iż bałem się Twojego odtrącenia. Utraty. I zerwania wszystkich więzów. Kocham Cię i nic i nikt tego nie zmieni.

I wtedy stało się to. Obudziłem się.

Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w swojej sypialni. Sam. Bez Ciebie.

Odsunąłem kołdrę, czując, że jest wilgotna. To przeze mnie. Przejechałem dłonią po białej cieczy na moich bokserkach. Pod moimi oczami zebrały się łzy.

To był sen. To był tylko sen.

- Przepraszam Tae. Przepraszam, że Cię kocham - zaniosłem się cichym płaczem.

To się nigdy nie zdarzy. Pozostałem sam. Ja i mój azyl.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro