Love Game || TaeGi
Po raz kolejny tego felernego dnia zmiąłem i wyrzuciłem do połowy zapisaną kartkę do pobliskiego kosza na śmieci. Wena mi uciekła... ZNOWU! Nic. Null. Zero. Nada. Choćbym nawet nie wiem jak chciał coś stworzyć to efektem tego były śnieżnobiałe kulki walające się po podłodze w studiu.
Na nic nie miałem ochoty. Kompletnie. Chodziłem przygaszony, a jak ktoś zapytał się z jakiego to powodu od razu na niego warczałem i wprawiałem w jeszcze podlejszy nastrój. W sumie to nie zdziwiłbym się gdyby, któryś z chłopaków czy też menadżerów dał mi strzała w twarz. Może podziałałoby to na mnie pobudzająco?
Jak na razie moim jedynym lekarstwem była drzemka. Tak. Sen był najlepszym antydepresantem, po który znowu chciałem sięgnąć, a łóżko najlepszym przyjacielem. Postanowiłem też zatracić się w tym jakże błogim mi uczuciu.
Ulokowałem się na małej kanapie, na której przeważnie siadali członkowie zespołu gdy chciałem pokazać im nowy utwór, i ułożyłem się wygodnie. Przymknąłem oczy i już po chwili byłem w objęciach Morfeusza.
Obudziło mnie wrażenie obserwowania. leniwie podniosłem powieki i dostrzegłem, że ktoś szczelnie otulił mnie kocem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i spostrzegłem Taehyunga, który w tej chwili kręcił się na obrotowym krześle i rozmyślał nad czymś intensywnie.
Podniosłem się do pozycji siedzącej czym zwróciłem na siebie uwagę chłopaka. Tae posłał mi swój słynny prostokątny uśmiech i podszedł do mojej skromnej osoby.
- Jak się czujesz Hyung? - zapytał delikatnie głaszcząc mnie przy tym po włosach.
- Dobrze... Która godzina?
- Wystarczająco późna aby się zbierać. Reszta już od dawna jest w domu.
Jęknąłem przeciągle w wyrazie zrezygnowania i spojrzałem na stojący nieopodal zegarek. 23! Boże Przenajświętszy! Jak kładłem się spać to była niespełna 17! Przespałem 6 godzin! I żaden z tych tłumoków nie wpadł na to by tu przyjść i mnie obudzić.
Wstałem niechętnie i pokierowałem się do szatni. Nasz zespołowy Alien cały czas trzymał się blisko mnie, lustrując przy tym moją osobę.
Zgarnąłem swoje rzeczy i ciągnąc za sobą szatyna, opuściłem budynek wytwórni.
W dormie znaleźliśmy się dopiero jakiś kwadrans potem. Dzięki Ci Boże za taki wynalazek jakim jest samochód! Weszliśmy po cichu do mieszkania, bo chwili dostrzec, że oprócz nas nikogo tam nie ma. Gdzie się wszyscy podziali?
- Tae! - zawołałem chłopaka do kuchni, w której obecnie się znajdowałem - Gdzie wszystkich wywiało?
- Jimin dosłownie przed chwilą wysłał mi sms'a, że wybył z chłopakami na nocną przejażdżkę do Gwangju. Wrócą jutro wieczorem. - rudowłosy zaraz znalazł się obok.
Nie no spoko. Fajnie, że powiedzieli. Nie żeby coś, ale może ja tez chciałem pojechać w rodzinne strony Hoseoka? No nawet o mnie nie pomyśleli...
- TaeTae, jesteś bardzo zmęczony?
- Nie Hyung. Coś się stało?
- Nudzi mi się - przytuliłem się do niego - Nawet spać mi się nie chce.
- Biedny Hyung. Nie martw się. Stary i poczciwy Taehyung cię rozrusza. Usiądź sobie wygodnie, a ja pójdę po karty.
Karty? Co my? Domki z kart będziemy budować?
Usiadłem po turecku na podłodze, plecami opierając się o kanapę. Już po chwili zjawił się młodszy, dzierżąc w dłoni talię kart. Rozsiadł się na przeciwko mnie i uśmiechnął się diabolicznie. Ja chyba jednak nie chce wiedzieć jakie chore myśli krążą po tej głowie.
- No? - zapytałem - W co będziemy grać?
- W pokera. Wiem, że lubisz!
- O! Ciekawie się zapowiada!
- To nie wszystko... To nie będzie zwykły poker...
- A jaki? Magiczny?
- Nieeeee... Rozbierany!
No i chuj bombki strzelił, świąt nie ma! Co mu odwaliło do tego pustego łba?!
- V... Ty chyba nie sądzisz, że
- A właśnie, że tak! No dajesz! Suga, nie bądź ciota!
Boże! Tae! W co ty znowu ze mną pogrywasz?!
- No SUGA! Zgódź się!
Uległem dopiero po jego licznych namowach i spojrzeniu skrzywdzonego psa.
Już po pierwszej partii siedziałem bez wierzchniego okrycia jakim była moja bluza. Nie zanosiło się na rychły koniec. Zwłaszcza, że nie raz widzieliśmy się zupełnie nadzy.
Siedzieliśmy teraz w samych bokserkach, czekając na ostatnie rozdanie. Atmosfera była napięta.
-"I wanna kiss you
But if I do then I might miss you babe
It's complicated and stupid
Got my ass squeezed by sexy Cupid
Guess he wants to play
Wants to play
A love game
A love game" - Usłyszałem cichy śpiew mojego towarzysza.
Lady Gaga - Love Game? Ciekawy pomysł na Cover, Tae.
- Dobrze wyszło. Mogłeś powiedzieć to dzisiaj nagralibyśmy ten cover - przerwałem mu jego występ.
Chłopak nie zareagował na moje słowa, tylko po prostu zmienił repertuar.
- "All I wanna do is FUCK YOUR BODY!" - Czy on w ogóle wiedział co to znaczy?
Nigdy nie byłem orłem z angielskiego, ale co nieco jeszcze ogarniałem. I zrozumiałem co znaczyły te wszystkie słowa. I były zdecydowanie nie na miejscu w tej sytuacji!
- Tae... Ty wiesz co śpiewasz?
- Tak...
- A dlaczego przy mnie?
- Bo chciałem abyś to usłyszał...
Zamarłem. Co on chciał mi przez to powiedzieć?
Dalsze rozmyślania przerwał mi głos szatyna:
- Hyung... Obciągnij mi...
Łejt... Łot?! To dla zgrywy, prawda? Jeżeli tak, to odbije piłeczkę.
- Oczywiście V... Wolisz siedzieć czy stać?
Nic nie odpowiedział. Spojrzałem na niego i zobaczyłem łobuzerski uśmiech, który zdobił jego przystojna twarz. Tak się bawisz, Taehyung? Zobaczysz! Ja ci jeszcze pokażę!
Podszedłem do niego i chwyciłem pewnie za jego krocze. Dało się wyczuć, że znacznie stwardniało. Zmusiłem go do położenia się na zimnych panelach i zsunąłem zębami jego bokserki. Sprawa była dość pokaźna, dlatego od razu wziąłem się do roboty.
Wziąłem go całego do buzi. No przynajmniej próbowałem. Miałem za płytkie gardło. Zacząłem miarowo poruszać głową w górę i dół, wydobywając tym samem pojedyncze jęki z ust V. Z tego raczej wynikało, że szło mi całkiem nieźle. Postanowiłem jednak bardziej do tego przyłożyć. Językiem starałem się stymulować swoje ruchy, by dać szatynowi jak najwięcej przyjemności. Nie musiałem długo czekać. Taehyung już po chwili doszedł w moich ustach, a jak przystało na dobrego Hyunga - połknąłem wszystko bez mrugnięcia okiem. Co jak co, ale w takich sprawach to trzeba sobie pomagać!
Podniosłem się z klęczek i spojrzałem na V. Był wyczerpany, jednak musiałem go choć trochę ogarnąć. Pomogłem mu wstać i wspólnie doszliśmy do wniosku, że pasowałby się ogarnąć.
Już ubrani, zajęliśmy miejsca na kanapie. W ostatniej chwili, bo gdy tylko co usiedliśmy, usłyszeliśmy szczęk zamka i radosne okrzyki:
- WRÓCILIŚMY!!!
~~~
Wiem, zjebałam ;-;
Przepraszam za błędy ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro