Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Letter to the future me || m.yg + j.hs


a/n: Wszystkie zmiany zarówno w wieku bohaterów jak w ich zachowaniu i charakterze są wprowadzone na potrzeby oneshota.

No i shocik napisany dla @omfg76 

I krótka notka dla dziewczyn, którym również obiecałam shota! Don't worry! Pojawi się wkrótce!

Tabun ludzi kotłował się w wejściu do auli, wyzywając cicho pod nosem na siebie nawzajem. To jeden uderzył niechcący drugiego łokciem w brzuch, to ktoś nieumyślnie nadepnął komuś na nogę. Doprawdy, zachowanie iście dziecinne. Jednak ja nie byłem lepszy. Przez stres, który ogarnął całe moje ciało mało co kontaktowałem. Krew szumiała mi w uszach, a serce boleśnie obijało się o żebra. Jednym słowem – było mi słabo. Byłem tutaj sam. W kompletnie obcym dla mnie miejscu i nie było sposobu na to, abym łaskawie ruszył się z miejsca. Nie reagowałem na żadne bodźce zewnętrzne w postaci szturchnięć czy próśb werbalnych innych uczniów o zejście z drogi. Jakbym zupełnie się wyłączył.

Przymknąłem rozbiegane i zmęczone po nieprzespanej nocy powieki. Przełknąłem głośno ślinę, tylko po to aby poczuć jak mój żołądek zaciska się w bolesny supeł. Nie tak to wszystko miało wyglądać. W nowej szkole wszystko miało się zmienić. Ja miałem się zmienić, a nie stać jak ten przysłowiowy słup soli i zastanawiać się c o j a t u t a j t a k n a p r a w d ę r o b i ę? Miałem znaleźć nowych przyjaciół, zakochać się. Postawić sobie jakieś wymagania, ale jedyne co byłem teraz w stanie zrobić, to powstrzymywać swoją chęć ucieczki i zmusić swoje ciało do zajęcia jakiegoś miejsca siedzącego. Nie byłem pewien czy dałbym radę wystać o własnych siłach w tej duchocie i tym przerażająco głośnym tłumie. Prawdopodobnie równałoby się to z moim omdleniem, a nie chciałbym już pierwszego dnia szkoły wzbudzić sensacji.

Przemówienie dyrektora interesowało mnie tak samo jak zeszłoroczny śnieg. Szczerze mówiąc, to w głębokim poważaniu miałem średnią wyników egzaminów końcowych i to jaki procent społeczności uczniowskiej dostał się na Uniwersytet Seulski. Nie przysłuchiwałem się też zbytnio informacji o gronie pedagogicznym, które od tego roku poszerzyło się o kilku nowych nauczycieli. Bo co mi po tym, skoro jeszcze żadnego nie poznałem? W zamian za to wolałem się przyglądać chłopakowi siedzącemu obok mnie. Wysoki blondyn, który chyba udawał, że nie widzi jak się w niego wpatruję. Roztaczał on wokół siebie aurę człowieka pozytywnego i z otwartym umysłem, ale również sprawiał wrażenie niezwykle charyzmatycznego. I w sumie moje obserwacje okazały się niezwykle trafne, bo ów blondyn okazał się być przewodniczącym szkoły. Jung Hoseok, bo tak miał na imię, uczeń aktualnie trzeciej, a tym samym ostatniej klasy właśnie na tym apelu postanowił zrezygnować z pełnionej funkcji i powierzyć ją jakiemuś drugoroczniakowi.

Nie wsłuchiwałem się jednak w monolog nowego przewodniczącego. Zamiast tego wolałem ponownie zawiesić wzrok na Hoseoku, który właśnie schodził z podestu i kierował się na swoje siedzenie. Obserwowałem go tak przez dłuższą chwilę, jednakże kiedy ten zorientował się w tym fakcie i puścił mi oczko, uśmiechając się przy tym zaczepnie – spaliłem buraka. Najzupełniej w świecie poczułem się speszony, a jednocześnie zażenowany całą sytuacją.

A to miał być dopiero początek...

xxx

Dwa lata później...

Jesienna chandra dawała się we znaki, co jeszcze bardziej wpływało na moje podłe samopoczucie. Ciemne chmury płynące po niebie, wywoływały we mnie jeszcze większą depresję niż miałem, a świadomość iż do końca zajęć zostało mi sześć godzin, wcale mnie nie pocieszała. Nawet mój jedyny znajomy – Kim SeokJin i jego nieśmieszne żarty nie dawały sobie rady z moim przygnębieniem. Leniwie kreśliłem coś bliżej nieokreślonego w swoim zeszycie od koreańskiego, kiedy Jin tyrpnął mnie łokciem i nachylił się nad moim uchem, zapewne chcąc mi coś przekazać.

- Yoongi, wiesz jak się nazywa grecki bóg mięśni? – zapytał cicho, starając się zachować kamienną twarz, co utwierdziło mnie w fakcie, że to będzie kolejny z jego słynnych sucharów.

- Nie, Jin. Nie mam pojęcia.- odparłem znudzony

- SUCHOKLATES! – krzyknął, zupełnie ignorując karcące spojrzenie nauczycielki, by zaraz zacząć się śmiać jak szaleniec, a na domiar tego popłakać się z tego powodu.

Pełen zażenowania schowałem twarz w dłonie i westchnąłem ciężko nad głupotą swojego kolegi. I pomyśleć, że to był najlepszy uczeń w szkole!

- Skoro Panów tak bardzo bawi moja lekcja, to mam dla Panów dodatkową atrakcję, przy której również mam nadzieję, że ubawicie się do łez. Toteż zostaniecie dzisiaj po szkole i pomożecie innym uczniom dekorować salę na jutrzejszy zjazd absolwentów. I nie interesuje mnie to, że możecie mieć inne plany.

No po prostu świetnie...

xxx

- O! Albo to! – krzyknął wyższy z dołu, patrząc czy w miarę prosto udaje mi się przywiesić transparent. Jak tak dalej pójdzie to ja też się zaraz powieszę. – Co robią lekarze w kuchni?

- Doprawdy? – zawołałem z drabiny, patrząc na niego z politowaniem. Jednakże widząc jak bardzo mu zależy na odpowiedzeniu mi na to pytanie, ustąpiłem. – No co takiego robią?

- LECZO!

Wysoki brunet ponownie tego dnia wybuchnął gromkim śmiechem, niestety trzęsąc tym samym drabiną, na której stałem. I kiedy już miałem krzyknąć aby się uspokoił i trzymał normalnie, a przede wszystkim STABILNIE, to jakże w tej chwili potrzebne urządzenie, straciłem równowagę, zlatując przy tym na twardy parkiet.

Runąłem ciałem jak długi, czując, a nawet słysząc, że mój nadgarstek nie wyszedł z tego zdarzenia bez szwanku. Jestem niemal pewien, że cała szkoła słyszała ten huk i trzaśniecie mojej kości, która powoli zaczęła mnie niemiłosiernie boleć, sinieć, a na dodatek puchnąć.

- Nic ci nie jest? – przez mój jęk bólu przedostał się głęboki, tak dobrze mi znany, głos. Nienależący do Jina, jeżeli o to chodzi. – Wygląda paskudnie. Powinien zobaczyć to lekarz.

- Nic mi nie jest – wychrypiałem płaczliwie, niezdarnie próbując się podnieść. – Do jutra powinno być już dobrze – wstałem koślawo i uśmiechnąłem się słabo w stronę Hoseoka, który dziwnym trafem znalazł się u nas w szkole.

Tego samego Hoseoka, w którym podkochiwałem się odkąd tylko zobaczyłem go po raz pierwszy. I to nie tak, że stalkowałem go w szkole oraz na różnych mediach społecznościowych. Skądże. Jeżeli wędrowałem po szkole w pobliżu jego klasy, to tak aby pozostać niezauważonym. Tak samo nie wchodziłem po kilka razy na jego profil na Instagramie czy Facebooku, bo chciałem się napatrzeć na jego przystojną twarz i urocze dołeczki w policzkach. Dla niego byłem anonimowy i miałem taki pozostać. Przynajmniej w swoich oczekiwaniach. Czytałem jego każdy post czy wpis na Twitterze, ale nie było tam nic o tym, że miał się zjawić w naszej szkole.

Więc jak to jest możliwe, że on teraz stoi przede mną? Patrzy na mnie tymi pięknymi oczyma? I uśmiecha się do mnie tak słodko, że aż miękną mi kolana?

- Jednakże nalegam, aby obejrzał to specjalista – uśmiechnął się do mnie promiennie i ignorując moje wcześniejsze słowa, chwycił mnie za zdrową rękę i wyprowadził przed szkołę. – Pozwól, że zawiozę cię do szpitala. I nie martw się, że coś Ci zrobię. Nie jestem aż taki okropny – zaśmiał się jeszcze i otworzył przede mną drzwi od strony pasażera.

xxx

Wszędzie pachniało sterylną czystością i śmiercią, czającą się w każdym kącie. Wszędzie był tabun ludzi, pielęgniarek i lekarzy, którzy się gdzieś spieszyli. A to pacjent spod czwórki miał atak, a to pacjentka z osiemnastki zaczęła rodzić. Tu szykują się na operację, tu przywieźli kogoś z wypadku. Tylko ja sam jeden siedziałem na twardej ławce przy SORZE, na lekach przeciwbólowych, czekając na swoje zdjęcie rentgenowskie. Co prawda zawdzięczałem je swojemu Hyungowi, którego charyzma oraz nieco podkoloryzowanie sytuacji, zapewniły mi jako takie miejsce w kolejce do zbadania.

- Lepiej trochę? – zapytał blondyn, kucając przede mną i kładąc mi dłoń na kolanie, chcąc mi chyba w ten sposób okazać jakieś wsparcie. – Może pójdę porozmawiać z lekarzem?

- Nie trzeba – uśmiechnąłem się delikatnie. – Pewnie zaraz przyjdzie. Poza tym, dostałem leki, więc jest już w miarę okej.

I w sumie jak się za chwilę okazało – nie musieliśmy długo czekać. Już po chwili mój lekarz podszedł do nas i zaprosił do swojego gabinetu, aby poinformować nas o... mojej pękniętej kości, którą należało usztywnić. I tym oto uroczym sposobem wylądowałem z gipsem na lewym nadgarstku i nie zapowiadało się abym miał go szybko ściągnąć.

xxx

Czarny atłas pokrył niebo, a wraz z nim zaczęły pojawiać się migoczące punkciki. Nie mam pojęcia, która mogła być wtedy godzina. Jedyne co byłem w stanie zakodować w tamtym momencie to szum wiatru oraz siarczysty deszcz, który bębnił po masce samochodu starszego. Panowało w nim przyjemne ciepło, a może tak mi się tylko zdawało. Co w sumie mogło być prawdopodobne, zważywszy na to , iż przebywając w towarzystwie Hoseoka, moje paliczki paliły żywym ogniem, a żołądek wypełniał się stadem motyli.

W tle leciała jakaś miłosna ballada-zupełnie nieznanego mi zespołu, jednakże nie przywiązywałem do tego uwagi. Zamiast tego, wolałem skupić się na moim towarzyszu i jego przystojnej twarzy, którą oświetlało ciepłe światło ulicznej latarni. Przez te dwa lata, w ciągu których go nie widziałem, bardzo zmężniał i wyprzystojniał. Aż nie mogłem się na niego napatrzeć.

I w sumie korciło mnie bardzo, aby go zaprosić do siebie, skoro staliśmy pod moim blokiem.

- Dziękuję – szepnąłem, nie chcąc zakłócać tej przyjemnej atmosfery. – Doprawdy nie wiem jak się odwdzięczę.

- Naprawdę nie ma za co – uśmiechnął się promiennie, odwracając się twarzą w moją stronę. Dzięki temu zabiegowi, po raz kolejny tego dnia, mogłem obserwować jego piękne i pełne radosnych iskier, oczy oraz urocze dołeczki, które pojawiały się w kącikach jego ust. –To naprawdę drobiazg. Cieszę się, że mogłem pomóc.

I wtedy zrobiłem coś, czego sam po sobie się nie spodziewałem. W jednej chwili zmniejszyłem odległość między naszymi twarzami, nawet się nie zastanawiając nad tym co robię. Nie minęła sekunda, a ja rozpaczliwie przyciskałem swoje wargi do tych blondyna, chcąc wyrazić tym sposobem swoje strapienie. Dociskałem je mocno, czując ich miękką fakturę, co nijak współgrało z romantycznym nastrojem.

Zawiesiłem się przez to kompletnie. Nie docierał już do żaden dźwięk z zewnątrz. Ani szum wiatru, ani deszczu bębniącego o szyby. Nie słyszałem nawet grającego radia. W zamian za to mogłem poczuć jak moje serce boleśnie obija się o żebra, a żołądek fika koziołki. Krew szumiała mi w uszach napędzana adrenaliną. I zapewne posunąłbym się dalej, gdyby starszy nie odsunął się ode mnie i nie powiedział tego jednego, konkretnego słowa. Słowa, które definitywnie oznajmiło mi, że zachowałem się karygodnie i nie mam co liczyć na wybaczenie.

- Wyjdź.

xxx

Drzwi od mojego pokoju trzasnęły głośno, budząc tym samym moją rodzicielkę, która przyzwyczaiła się już do moich późnych powrotów. Nie żebym się tym przejął. Można mnie było w tej chwili nazwać wyrodnym synem, ale łzy cisnące się do oczu były jedynym o czym myślałem. Nie próbowałem ich nawet tamować, dlatego już po chwili spływały wzdłuż moich policzków, żłobiąc na nich słone ścieżki.

On mnie nie chce. Skompromitowałem się. Wygłupiłem. Pewnie uznał mnie za nienormalnego. Za jakiegoś zboczeńca. Tak, na pewno tak. Teraz nawet nie mam się co pokazywać w szkole, bo pewnie wszyscy będą wiedzieć co takiego właśnie miało miejsce. Wtedy już nie będę miał tam życia. Muszę coś zrobić.

- Udam, że nic się nie stało –stwierdziłem ochryple od kilkudziesięciu minutowego płaczu i podniosłem się z łóżka. Niemal od razu ruszyłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz i chwyciłem czarną farbę do włosów, która należała do mamy. Odetchnąłem głośno, patrząc w swoje odbicie i postanowiłem. – Najwyższa pora na zmiany.

Dokładnie po godzinie, w ciągu której nałożyłem farbę na włosy i spłukałem ją po odpowiedniej ilości czasu, zasiadłem do biurka. Tak jak jeszcze przed chwilą w łazience – postanowiłem wprowadzić do swojego życia kilka zmian. Dlatego też po odpaleniu komputera i wpisaniu hasła w przeglądarkę, wyciągnąłem jakąś czystą kartkę i kopertę, zaraz zaczynając na nich pisać.

1. Twoje imię: Min Yoongi.

2. Data i miejsce urodzenia: 09.03.1997, Daegu.

3. Znak zodiaku: Ryby.

4. Ulubiona pora roku: Wiosna.

5. Ulubiony film: Incepcja.

6. Lubisz kogoś: Niestety tak.

7. Kim chcesz zostać w przyszłości: Architektem.

8. Masz jakieś zwierzę: Pies – Holly.

9. Aktualne miejsce zamieszkania: Daegu

10. Teraz napisz list do siebie z przyszłości.

Deagu, 11.10.2015

Hej Yoongi,

Z tej strony Ty sam. Tyle że 10 lat młodszy i głupszy. Mam nadzieję, że dobrze ci się żyje, jesz zdrowo i ubierasz się stosownie do pogody, czy coś. Nie umiem pisać listów, ale mam nadzieję, że ja z PRZYSZŁOŚCI już będzie posiadał tą umiejętność. Zmieniło się coś u Ciebie? Spełniłeś swoje marzenia? I zapomniałeś o Hoseoku? Bo ja nie potrafię. Przez te dwa lata zdążył sobie zapewnić trochę miejsca w moim sercu. Chociaż miłość bardziej odczuwa się w mózgu. No ale nieważne. Mam nadzieję, że Tobie się to udało, bo wraz z dzisiejszym odrzuceniem... postanowiłem zacząć zmieniać swoje życie. Mam nadzieję, że mi się udało.

Trzymaj się ciepło,

Yoongi

xxx

10 lat później...

Wesołe szczekanie towarzyszyło bieganiu brązowej kulki z nieposkromioną energią. Mingyu, mój nowy czworonożny przyjaciel, krzątał się wokół mnie, podgryzając nogawki moich spodni, abym tylko zwrócił na niego uwagę. Niestety, ale to tak nie działa. Musiałem się do końca spakować, bo zaraz miał przyjechać mój chłopak. Ten, z którym jestem już od dobrych dwóch lat. Ten, z którym postanowiliśmy w końcu wspólnie zamieszkać. Niestety, ale Holly nie dożył tej chwili – potrącony przez samochód, kilka lat temu, zmarł na miejscu.

- Kochanie, długo jeszcze? – z zamyślenia wyrwał mnie męski głos, dochodzący z mojej prawej strony– Pragnę Ci tylko przypomnieć, że dzisiaj jest dla nas jeden z ważniejszych dni, więc czemu się guzdrasz?

- Już, już – mruknąłem, sięgając po kolejną książkę, z której to wypadła biała koperta. I ignorując mojego chłopaka, który ułożył się wygodnie na moim łóżku, otworzyłem ją, a moim oczom ukazało się nic innego jak list do mnie, ode mnie samego sprzed ponad dziesięciu lat. – Zupełnie o nim zapomniałem. Myślałem, że go zgubiłem.

Usiadłem skonsternowany na zimnym parkiecie i zacząłem czytać. Fala wspomnień zalała mój umysł, co nie uszło uwadze pewnemu czerwonowłosemu chłopakowi. Teraz siedzącego za mną i szczelnie oplatającego mnie ramionami w pasie. Jak na zawołanie przypomniałem sobie lata liceum, nieszczęśliwej miłości, a zaraz potem moją aplikację na studia w samej stolicy kraju.

- I co tam czytasz? – zapytał w końcu. Doprawdy on kiedyś będzie miał kłopoty przez swoją ciekawską naturę.

- Coś dzięki czemu jesteśmy razem – szepnąłem z uśmiechem, zaraz odwracając się do Hoseoka i składając na jego ustach soczystego całusa. – Cieszę się, że spotkaliśmy się ponownie na studiach. I że wtedy udało mi się przekonać ciebie do mojej osoby. – zaśmiałem się, nie mogąc sobie odmówić ponowienia pieszczoty.

- Przekonałeś mnie te dziesięć lat temu, u mnie w samochodzie. Po prostu musiałem się oswoić z tą myślą.

Wtuliłem się zadowolony z odpowiedzi w klatkę piersiową Junga. I śmiało mogłem przekazać wiadomość skierowaną do wówczas osiemnastoletniego Yoong'iego: Tak Min. Spełniłem nasze marzenia, a Hoseok już na zawsze zagościł w naszych sercach. I chyba nie zamierza go opuścić.

a/n: Wracam na tę chwilę z Yoonseokiem! Mam nadzieję, że się podobało, bo pisany był między jedną rozprawką na rozszerzenie, a drugą... No aleee... To jest najmniej ważne. I zapraszam na KOOKMINA na moim profilu, bo będzie fajny, I promise~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro