Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kuglarz || NamJin


Tak jak zawsze o tej porze - wracałem z zajęć do domu. I jak zawsze w moim codziennym rytuale musiałem przystanąć na placu na przeciwko metra by móc chociaż przez chwilę pooglądać rozgrywający się tam pokaz sztuczek magicznych.

Lubiłem te bzdety. Niektóre triki dawały do myślenia, więc gdy tylko miałem wolna chwilę - starałem się je przeanalizować. Przynajmniej wtedy czułem, że robię coś co mnie satysfakcjonuje, a nie bo ktoś mi tak każe.

Jednakże tego jednego dnia, wszystko się zmieniło. 

Stałem w tłumie grona ludzi, tak żeby być prawie niezauważalnym. Prawie - słowo klucz. Ale oczywiście coś by się stało, gdyby choć raz coś poszło po mojej myśli...

- Do kolejnego numeru, będzie mi potrzebny asystent. Chętnych na tę rolę, proszę o podniesienie ręki - młody kuglarz zabrał głos i rozejrzał się po zgromadzonych.

Wodziłem za nim wzrokiem dopóki nasze oczy się nie spotkały. Może dziwnie to zabrzmi, ale przeszły mnie ledwo dostrzegalne dreszcze. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że coś się wydarzy. Nie pomyliłem się...

- Skoro nikt nie jest na tyle odważny żeby się zgłosić, sam wybiorę - ponownie się odezwał, tym razem stając na niskim murku - Panie blondynie z irokezem, który stoisz na szarym końcu... Podejdź proszę do mnie.

Rozejrzałem się na boki. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ludzie wpatrują się we mnie z oczekiwaniem. Przeniosłem wzrok na chłopaka. Posłałem mu pytające spojrzenie wskazując na siebie palcem, na co on skinął lekko głową i pośpieszył mnie ruchem dłoni.

Niepewnie poczłapałem w jego kierunku i zająłem miejsce tuż obok. 

- Jak się nazywasz?

- Kim Namjoon

- Proszę Państwa o chwilę uwagi! Teraz dokonam czegoś, czego jeszcze nie dokonał żaden z moich kolegów iluzjonistów. Otóż... Sprawię, że mój asystent Namjoon ZNIKNIE!

Spojrzałem na niego jak na chorego psychicznie. Przecież to na bank nie przejdzie! Jakim by musiał być idiotą myśląc, że taka sztuczka uda się w plenerze. Chłopak jedynie posłał mi ciepły uśmiech i podszedł do mnie.

- Nie martw się... To nie będzie bolało - szepnął wprost do mojego ucha.

Powoli coraz bardziej zaczynałem wątpić w jego w jego zdrowie psychiczne i sprawność umysłową. O co mam się nie martwić? Co nie będzie bolało? 

Zanim jednak dostałem odpowiedź na te jakże ambitne pytania, przede mną wyrosła chmura dymu, a ja zostałem popchnięty w krzaki, które stały za nami. Poleciałem na plecy, ale zamiast zaliczyć bliskie spotkanie z twardym podłożem, poczułem, że aktualnie leżę na jakiś w miarę miękkich poduszkach.

Już miałem się odezwać i zapytać co ten szczyl do cholery odwala, ale zreflektowałem się w myślach i postanowiłem siedzieć cicho  w tych krzakach.  Przecież nie będę się bardziej kompromitował, a przy okazji nie będę niszczył mu planu na biznes. Marny, ale biznes. Najwyżej później się z nim rozprawię.

Usłyszałem brawa i analizując wszystko jeszcze raz, doszedłem do wniosku, że ten marny magik musiał już zakończyć swoje show. Odczekałem chwilę i nasłuchiwałem. Rozejrzałem się wokół i gdy byłem pewny, że już nikt mnie nie zauważy - wstałem i postanowiłem  zbierać się do domu.

- Poczekaj! - usłyszałem za sobą głos chłopaka, który mnie w to wszystko wrobił. - Wypadło ci gdy upadałeś.

Odwróciłem się przodem do niego i zobaczyłem, że trzyma  w ręku moją komórkę.

- Dzięki - już wyciągałem rękę po moją własność, ale brunet okazał się być szybszy i cofając się o krok - schował mój telefon do kieszeni swoich dopasowanych jeansów. 

- Nie tak prędko Nam... Oddam ci ją pod jednym warunkiem...

Czy ja właśnie dostrzegłem w jego oczach błysk szaleńca? Oj, niedobrze! Nam, nie zgadzaj się na żadne żądania tego psychola! Ale on ma mój telefon! 

-  Niech stracę, ale streszczaj się - warknąłem w jego stronę.

- Pójdziesz ze mną jutro na kawę...

I to tyle? To jest to żądanie, którego się tak obawiałem?

- Żeby się zgodzić, muszę najpierw dowiedzieć jak się nazywasz. Kto wie? Może jesteś seryjnym mordercą, którego ścigają listami gończymi?

- Kim Seokjin. Dla przyjaciół Jin - przedstawił się i wyciągnął rękę w moim kierunku.

- Kim Namjoon, dla przyjaciół Monster. Rap Monster.

- Gdzie studiujesz? I o której jutro kończysz? Przyjdę po ciebie - nadawał jak katarynka

- Uniwersytet Seulski, 15. 

- Będę na pewno. Spróbuj tylko nie przyjść.

Powiedział to i odszedł. Od tak! Tak po prostu! Nie wiem czemu, ale mam dziwne przeczucie co do tego spotkania...

***

Do końca zajęć zostało tylko pięć minut. A co z a tym szło? Moje spotkanie z Jinem zbliżało się nieubłaganie. Tylko czym ja się tak stresowałem? Przecież on nie zaciągnie mnie w krzaki, nie walnie w łeb żeliwną patelnią i nie sprzeda na czarnym rynku, prawda?

Dzwonek. Boże, Jezusie, Buddo! Miejcie mnie w swojej opiece!

Wyszedłem przed budynek i zamarłem. Stał tam. Oparty o murek. No to teraz się nie wywinę. Pewnym krokiem ruszyłem w jego stronę. Gdy tylko przystanąłem na wprost niego, raczył dopiero na mnie spojrzeć.

- Dłużej się nie dało - słychać było, że żartował

- Dało... Ale stwierdziłem, że i tak pewnie za mną tęsknisz, więc oszczędziłem ci jeszcze tych kilku minut katorgi.

- Dzięki ci wielkie składam łakskawco!

Za cel obraliśmy kawiarnię niedaleko uniwersytetu. Jin wydawał się być niewyraźny,  ale gdy tylko pytałem o jego samopoczucie - zbywał mnie machnięciem ręki albo zmieniał temat. 

O nie! Tak się bawić nie będziemy! Wyprzedziłem Jina i złapałem za ramiona.  Brunet spojrzał na mnie zdezorientowany. Natomiast ja przyłożyłem mu jedną rękę do czoła, a czując że temperatura jest dość wysoka - prawie strzeliłem face palm'a.

- Jesteś debilem - stwierdziłem, zabierając swoje ręce.

- Czemu tak twierdzisz?

- Powiedz mi... Kto przy zdrowych zmysłach wychodzi na spotkanie z gorączką?!

- Przesadzasz... Nie jest tragicznie. A poza tym mam twój telefon i trochę chamsko by było gdybym ci go nie oddał.

- Walić telefon! Ty mi lepiej mów gdzie mieszkasz! Nie możesz chodzić w takim stanie!

Ugh... Ten kretyn zdradził mi adres dopiero po długich namowach i chyba kilkukrotnemu zagrożeniu zabójstwem przez puchowe króliczki! Czy on nie rozumie, że zdrowie to nie przelewki?!

Gdy tylko znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, od razu wysłałem go do sypialni, a  ja podreptałem do kuchni. Chciałem ugotować mu coś pożywnego, bo jak znam życie to nawet herbaty by sobie nie zrobił.

Otworzyłem lodówkę i... Doznałem szoku! Cała szafa chłodnicza była zawalona jogurtami! JAGODOWYMI! Serio? Czy ten człowiek nie je nic innego tylko jagodowe jogurty?

Poszperałem jeszcze w szafkach i udało mi się w końcu zrobić coś w miarę zjadliwego. Ułożyłem posiłek na tacy i wkroczyłem do królestwa Jina. Chorowitek akurat drzemał w swoim łóżku, więc postawiłem naczynia na biurku i przykucnąłem przy chłopaku. 

Szturchnąłem go raz. Drugi. Trzeci. Zero reakcji. Nachyliłem się nad nim i zacząłem nim potrząsać. Nie przewidziałem jednego. Ten debil wyrwał mi się z uścisku, złapał mnie za ręce i z impetem rzucił na swoje łóżko, zwisając nade mną. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem na chłopaka. Był rozbudzony i w tej chwili patrzył na moje drżące ze zdenerwowania usta. Jedyne co spostrzegłem to jego uśmiech, a potem poczułem jego wargi na swoich...

Czy to jest to co właśnie mi się wydaje? Czy to się dzieję na prawdę? Czy on mnie całuje? 

Leżałem tam jak sparaliżowany. Nie reagowałem na jego działania, a muszę niestety przyznać, że powoli zaczynało mi się to podobać...

Chciałem przemówić temu idiocie do rozsądku, że co on wyprawia... Ale jak tylko uchyliłem usta -  Jin od razu zaangażował swój język aby pobawił się z moim...

No i... Coś we mnie pękło. Teraz i ja się zaangażowałem. Dołączyłem do jego zabawy i oddawałem każdy pocałunek. KAŻDY! Westchnąłem cicho w jego usta i wplotłem mu palce we włosy. Jak już coś robić to na 100%

Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć choć odrobinę tlenu. Spojrzałem w oczy chłopaka i ujrzałem w nich iskierki radości. Jin położył się obok i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej. 

- Kocham Cię - wyszeptał tuż do mojego ucha - od pierwszej chwili, w której cię zobaczyłem.

Zanim zdałem sobie sprawę, moje usta same wypowiedziały następujące słowa:

- Ja Ciebie też...

***

Hello everyone! Bycie zboczeńcem jest fajne i w ogóle, ale mam tu dla was coś lekkostrawnego na wieczór. Mam nadzieję, że się spodobało! Dobranocka!!!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro