Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I know these tears come with pain || JiKook

Był późny wieczór, uliczne latarnie już od dawna oświetlały chodniki swoim nikłym blaskiem, a ciężkie krople wiosennego deszczu rozbijały się o ponury beton. Nigdzie nie było żywej duszy, z wyjątkiem pewnego młodzieńca, który przemierzał samotnie kolejne ulice, a w ręku trzymał bukiet delikatnych tulipanów, o kolorze nieba podczas najpiękniejszego wschodu Słońca. W jego wędrówce nie przeszkadzał mu nawet zimny deszcz, którego krople lądowały za jego cienką koszulką, by potem rozprysnąć się w kontakcie z jego gorącą skórą, powodując tym samym nieprzyjemne dreszcze, przechodzące przez całe ciało.

Nie przejmował się niczym. W tej chwili dla niego liczyły się tylko te kwiaty i własne myśli, które z każdym dniem stawały się coraz czarniejsze. Samotność go przytłaczała, a świadomość że najważniejsza dla niego osoba teraz zabawia się w towarzystwie kogoś innego, tylko bardziej go dołowała.

Nie byli razem już od roku, jednak co miał poradzić zraniony JeonGuk, skoro nadal kochał tego dupka, jakim okazał się Park Jimin? Każde ich przypadkowe spotkania były dla Jeon'a niczym sól rozsypana na świeże rany. A widok jego teraźniejszego partnera, oplatającego go ramionami jakby mówiąc "On jest już mój", tylko bardziej wprawiała go w podły nastrój.

Wiedział, że teraz kto inny trzyma rękę jego Słoneczka, kto inny się teraz przy nim budzi i kto inny obdarzy go słodkim pocałunkiem na "Dzień dobry", "Miłego dnia", "Będę tęsknił", "Tęskniłem" czy też "Dobranoc". Wiedział, ale nie mógł się z tym pogodzić.

Nie wiedział co zrobił źle, że starszy postanowił go zostawić tak z dnia an dzień. W jego mniemaniu układało im się dobrze. Wielu jego znajomych zazdrościło mu tak udanego związku i tak kochającego partnera. Jednak to wszystko przepadło wraz z słowami "Wybacz, ale pokochałem kogoś innego. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe".

Oczywiście, że miał. Bo kto tak nagle przychodzi do mieszkania swojej drugiej połówki i po chwilach wspólnych uniesień wyznaje, że między wami jest już wszystko skończone?

A JeonGuk tak właśnie został potraktowany; Jak zabawka, którą można rzucić w kąt, gdy się w końcu znudzi; Jak pies, którego właściciele wyrzucili z okna pędzącego samochodu, bo postanowili wyjechać sobie na wakacje, a to było najprostszym rozwiązaniem; Jak rzecz, która nie ma uczuć i nie odezwie się nieproszona; Jak dziecko podrzucone zaraz po porodzie do okna życia, bo jego matka nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Nie ważne czy tym powodem był brak środków finansowych, czy też niechęć do samej siebie albo do niewinnego niczemu dziecka.

Tylko tym był dla Jimin'a. Marną istotą, która wykonała swoje zadanie wypełnienia pustki w jego życiu, a następnie została wyrzucona za próg bez możliwości powrotu. Bez słowa żadnego wyjaśnienia.

 Bo w końcu... Jej miejsce zastąpił ktoś inny. Lepszy...

Wielokrotnie próbował się z nim skontaktować. Przychodził do niego do domu, do pracy - chciał tylko porozmawiać. Dowiedzieć się co zrobił nie tak. Jednak za każdym razem był wypraszany czy to przez niego samego, czy też jego nowego partnera. Lecz mimo wszystko był skłonny mu wybaczyć, to porzucenie bez wyraźnego powodu. Pragnął tylko otrzymać odpowiedź na nurtujące go pytanie, ale jedynie co dostał, to pismo z sądu na zakaz zbliżania się do jego ukochanego na odległość nie mniejszą niż trzy metry.

***

Do domu wrócił cały przemoczony. Zamknął za sobą drzwi z głuchym odgłosem i zostawiając po sobie mokre ślady, ruszył do łazienki. Będąc tam zdjął z siebie przesiąknięte wodą ubrania, które wrzucił do pralki, a następnie wszedł pod ciepły prysznic zmywając z siebie wszystkie towarzyszące mu przez dzień dzisiejszy uczucia.

Ciepła woda otulała jego przemarznięte ciało i zmywała z jego twarzy ślady łez, których wylał już tysiące. Nadal wylewał, nawet teraz. Co prawda starał się wyglądać na niewzruszonego, szczególnie przy znajomych, ale w chwili takiej jak ta... Gdy był sam ze sobą, pozwalał kolejnym kroplom mieszać się z wodą, a jego torsem raz po raz wstrząsał szloch rozgoryczenia i zrezygnowania.

Chciał się poddać już od dawna, ale ilekroć widział go gdzieś na mieście, jego serce ponownie przyśpieszało swój rytm, a na jego usta wkradał się subtelny uśmiech. Nadal go kochał. Nie potrafił przestać.

Nie... On nie chciał przestać go kochać. Nie chciał ruszyć do przodu, pogodzić się z taką koleją rzeczy. Był masochistą i każdego dnia czekał, aż ten do niego wróci i wtuli się w niego - przedtem dając mu jego ulubione kwiaty: tulipany w kolorze nieba o wschodzie Słońca, które stały się symbolem ich miłości. 

***

Dokładnie po dwóch kwadransach był już wysuszony i ubrany. Po wcześniejszych łzach nie było ani śladu, oprócz lekko zaczerwienionych oczu oraz zaróżowionych policzków. Już spokojny skierował się do kuchni, gdzie do swojego ulubionego kubka wrzucił torebkę owocowej herbaty, a następnie zalał ją wrzątkiem. Zabierając ze sobą naczynie wypełnione aromatycznym płynem udał się do salonu, po drodze chwytając jeszcze zapalniczkę w kolorze malachitowym, a następnie przysiadł na ogromnym parapecie - idealnym do podziwiania miejskiego zgiełku w każdej porze dnia i nocy.

Zapalniczką odpalił znajdujące się w salonie liczne świeczki o zapachu wiśni z czekoladą, których aromat przyjemnie drażnił nozdrza, a następnie wyciągnął z dna szuflady - opasły, ręcznie robiony jak i zdobiony album. Westchnął ciężko, by potem przytulić księgę ze wspomnieniami do piersi i po wstaniu, ponownie zasiadł na parapecie, który ostatnimi czasy stał się jego ulubionym miejscem na różnego rodzaju refleksje. 

Tak też i postanowił zrobić i tym razem. Otworzył klaser, niemalże z czcią, na pierwszej stronie, a jego oczom ukazało się zdjęcie. Ich pierwsze, wspólne zdjęcie: To była ich długo wyczekiwana, oficjalna, pierwsza randka, podczas której wybrali się do parku na spacer. Pogoda im dopisywała. Słońce świeciło, temperatura była na plusie, mijający ich ludzie nawet nie zwracali na nich uwagi, a oni szli uśmiechnięci przed siebie, ramię w ramię. Ich dłonie były blisko siebie, stykały się przy każdym kroku, do czasu. Do czasu, aż starszy nie mogąc wytrzymać nie pochwycił jego dłoni i nie splótł ze sobą ich palców, chcąc podarować mu chociaż taką formę bliskości.

Z coraz to większym uśmiechem na ustach obserwował jak brunet się peszy, a jego poliki pokrywają się intensywną czerwienią. Jednak mimo to również i na jego twarzy zbłąkał się cień uśmiechu.

Ruszyli tak dalej przed siebie, nie zwracając nawet uwagi na zniesmaczone spojrzenia przechodniów. Kierowali się przed siebie. Nie mieli określonego celu. Wszystko jednak się zmieniło, gdy schodzili po schodach z jednego poziomu na drugi. Jimin zaczepił jakąś przechodzącą obok dziewczynę i poprosił na chwilę rozmowy. Zdezorientowany brunet przyglądał się im z niewielkiej odległości, jednakże nie słyszał o czym rozmawiali. Obserwował ich wesołe uśmiechy, a jemu samemu zrobiło się smutno. To miał być ich dzień, a on podrywa jakąś dziewczynę. Przecież tak się nie robi. Mógł od razu na wstępie zapowiedzieć, że nic z tego nie będzie, a nie dawać tą durną nadzieję! - takie myśli kotłowały się w głowie młodszego, ale dopiero widok jak Park wyciąga z kieszeni telefon i podaje go dziewczynie, spowodowała że ten spuścił jedynie smętnie głowę i postanowił zostawić ich samych.

Lecz jak się okazało, wszystko źle odebrał. Zanim jakkolwiek zdążył ruszyć się z miejsca - silne ramiona objęły go w pasie, od tyłu, a ich właściciel stojący kilka stopni wyżej niż Jeon - opierał swoją głowę na jego ramieniu i uśmiechał się w stronę dziewczyny, która aktualnie robiła im zdjęcie. Jedno z pierwszych jak i jedno z najpiękniejszych jakie kiedykolwiek JeonGuk oglądał.

Ponownie westchnął i przymknął powieki. Po raz kolejny przed jego oczyma przewijały się, których nie chciał już oglądać, ale tak bardzo je kochał, że nie potrafił ich odepchnąć.

Pierwsze spotkanie: Kwiaciarnia. Zdyszany i spóźniony JeonGuk wpadł do kwiaciarni niczym burza, chcąc zakupić jakieś kwiaty dla swojej rodzicielki, która miała akurat wtedy urodziny. Nie zwracając uwagi na nic i nikogo, szedł przed siebie ze spuszczona głową okrytą kapturem, dopóki nie wpadł na kogoś. Przestraszony brunet natychmiast podniósł wzrok i zaczął przepraszać osobnika, na którego wpadł. Niskiego rudzielca z pięknym uśmiechem i melodyjnym głosem, którego siostra wysłała by odebrał bukiet na jej przyjęcie zaręczynowe.

Jeon prawie się rozpłakał widząc jak złamane kwiatki straciły swój urok, a jasnoróżowe płatki tulipanów opadają smętnie na podłogę wyłożoną bezowymi płytkami. Wyszeptał ciche przeprosiny i zaproponowała rekompensatę w postaci pieniędzy za wyrządzoną szkodę, jednak to wywołało dźwięczy śmiech u chłopaka stojącego przed nim, który uśmiechał się do niego szczerze i przedstawił się jako Park Jimin i zaprosił niezdarnego Jeon'a na kawę do pobliskiej kawiarni, w której spędzili całe popołudnie, spędzając ze sobą miło czas.

Dopiero gdy mieli już się rozejść w swoje strony, rudowłosy chłopak zaproponował wymianę numerów, na którą młodszy z chęcią przystał.

Zaczęło się przypadkowo, a dalsze spotkania i rozmowy zapowiadały, że to uczucie będzie najszczersze i niejedni będą im zazdrościć.

Pierwszy pocałunek: Początek listopada - sezon burz oraz niekiedy delikatniejszych ulew. To była ich piąta randka z kolei. Wracali właśnie z uczelni młodszego, pod którą zawitał Jimin, chcąc odprowadzić bruneta pod same drzwi mieszkania. Nie spodziewał się jednak, że po drodze złapie ich siarczysta ulewa, której prognoza pogody zdecydowanie nie zapowiadała. Nie byli przygotowani na takie coś. Skórzane kurtki i brak parasola nie napawał ich zbytnim optymizmem.

 Zmuszeni zostali znaleźć jakiś daszek, pod którym mogliby się schować i to przeczekać. Rozglądali się po okolicy, a im oczom ukazała się witryna już dawno nieczynnego sklepu, który był do dzierżawy. Ulokowali się tak, aby żadna kropla już na nich nie spadła i kontynuowali wcześniej przerwaną rozmowę o tym jak każdy z nich spędził dzisiejszy dzień.

Jeon był w trakcie opowiadania o niezwykle nudnym wykładzie profesora, którego nieszczególnie lubił. Rozprawiając tak nad tym zapomniał, że jego włosy są całe mokre, a zimne krople spływają po jego policzkach. Nie przyswoił nawet faktu, że starszy obserwuje go już od dłuższej chwili z cwanym uśmiechem, by już po kilku sekundach stanąć przed nim i stając na palcach - musnąć delikatnie jego usta.

Dopiero wtedy JeonGuk otrzeźwiał i stanął jak otępiały. Z oczyma wielkości pięciozłotówki obserwował swojego towarzysza, który ponowił gest, nieco go przedłużając. Nieśpiesznie masował wargi młodszego, dłonie przenosząc na jego chłodne policzki, które zaczął gładzić kciukami.

Jeon'owi zrobiło się nieprawdopodobnie gorąco i był niemal pewien, że rudowłosy to wyczuwał. Dał się jednak ponieść chwili. Zdawał sobie sprawę z tego, że coraz bardziej zaczynało mu zależeć na spotkaniach ze starszym , dlatego też nieco niepewnie i ułomnie poruszył wargami, chcąc w ten sposób oddać pieszczotę. To był jego pierwszy raz, nie wiedział co ma w tej chwili zrobić z ustami, z rękami. Z całym sobą. Jednak nie mógł zapytać, bo słodkie pocałunki składane przez te pełne i miękkie wargi obezwładniały wszystkie jego zmysły. Bardzo delikatnie zatem położył swoje dłonie na ramionach starszego i delikatnie je na nich zacisnął, delektując się ustami niższego.

Podczas całego zajścia im obu towarzyszył charakterystyczny grymas oznajmiający radość. Jimin czując jak młodszy stara się odda pocałunek, a jego ręce delikatnie zaciskają się na jego kurtce - nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. Nie, kiedy wiedział że i Jeon'owi zaczęło na nim zależeć w mniejszym bądź większym stopniu... Dlatego też tuż po rozłączeniu swoich warg z ust starszego padło to jedno ważne pytanie, na które Jeon najpierw zareagował piskiem, a następnie wtulił się w swojego oficjalnego chłopaka.

Pierwszy stosunek: Byli ze sobą już nieco ponad rok. JeonGuk zupełnie bez okazji zaprosił swoją drugą połówkę na noc filmową, do swojego przytulnego mieszkania, nie wiedząc jeszcze co tak naprawdę mogliby oglądać. Obaj mieli zupełnie skrajny gust co do filmów, ale zgodnie stwierdzili, że będą wybierać produkcje na zmianę. Jedyne co było przygotowane to przekąski w postaci chips'ów, ciastek różnego rodzaju oraz wysokocukrowej coli, którą oboje tak uwielbiali. Planem na później, jak już bardziej zgłodnieją, było zamówienie pizzy lub innego dania na ciepło.

Było już po godzinie dziewiątej wieczorem, kiedy w progu mieszkania bruneta, zjawił się Jimin z butelką soju w ręce. Równie dobrze mogłoby to być wino, jednak Park twierdził, że ten alkohol jest jedynie dla kobiet i może być dodatkiem do obiadu. Rozsiedli się wygodnie na puchatym dywanie przed telewizorem w salonie i odtworzyli pierwszy film.

Jednak nie mogli się na nim skupić, gdyż obaj nawzajem i zupełnie nieświadomie zaczęli się prowokować. Alkohol jedynie podjudzał ich działania. Przygryzanie i oblizywanie suchych warg zmieniło się w pocałunki pełne pasji, a zapinanie i rozpinanie bluz zastąpiło zrywanie z siebie ubrań. Nawet ciche wzdychnięcia jako komentarze do rozmowy zostały zastąpione cichymi jękami i błaganiami o więcej.

W całym mieszkaniu Jeon'a dało się słyszeć duszone warknięcia, mlaskanie charakterystyczne dla trwających pocałunków i dźwięk uderzanych o siebie dwóch ciał. Pusta butelka po alkoholu leżała gdzieś w kącie, a opakowania z przekąsek walały się po całym pokoju, zupełnie tak jak ubrania tej dwójki.

Natomiast oni obaj byli spleceni ze sobą w najbardziej intymny sposób, szepcząc sobie nawzajem wyznania miłości, prośby o szybsze i mocniejsze ruchy, komplementy oraz błagania o więcej. Skomlenia Jeon'a z otrzymywanej przyjemności do posuwającego go w najdelikatniejszy i najromantyczniejszy sposób Park'a działały na nich obu jak najlepsze afrodyzjaki. Osoba trzecia patrząc na ich stosunek bez przeszkód mogłaby stwierdzić, że to jest ta jedna, prawdziwa i wyśniona miłość, która przetrwa do końca świata; Ta miłość, której każdy pragnie, a nie każdemu jest dane ją otrzymać; Ta jedna jedyna, która łączy osoby sobie przeznaczone; Ta której każdy zazdrości, a którą dostają jedynie nieliczni...

***

Wosk ulegał wypaleniu, a herbata już dawno straciła swoją temperaturę, która była zdatna do wypicia jeszcze ciepłego napoju. Młody chłopak siedział w bezruchu na obszernym parapecie z rozłożonym albumem na kolanach i zanosił się płaczem. Ponownie. Ponownie to wszystko do niego wróciło, na jego własne życzenie. Deszcz bębnił o szyby i parapet jakby utożsamiał się z aktualnymi uczuciami bruneta, a gdzie niegdzie dało się usłyszeć głośne grzmoty zwiastujące nadchodzącą burzę.

Jednak Jeon się tym nie przejął. Wyczerpujący płacz otumanił bruneta, który nie mając już na nic siły - zsunął się bezwiednie na zimne panele i pogrążył się we śnie wiecznym.

dwa tygodnie później...

Tłum ludzi zebrał się nad grobem młodego chłopaka, chcąc oddać mu należyty szacunek. Brunet zmarł na serce. Nie wytrzymało z tęsknoty za pewnym, rudowłosym osobnikiem i postanowiło przestać bić. Jednakże wśród ludzi zostało powiedziane, że Jeon zmarł na zawał serca. Odnalezionemu nad ranem w swoim mieszkaniu, już nie dało się pomóc.

Jednak najbardziej cierpiał wcześniej wspomniany rudowłosy, który klęczał teraz nad nagrobkiem młodszego i zanosił się szlochem. Całe jego ciało drżało od spazmów i nikt nie był w stanie go uspokoić. Dopiero po śmierci bruneta zrozumiał swój błąd. Miał przy sobie wspaniałą osobę, która kochała go bezgranicznie i całym sercem, a on wybrał innego. I jedyne co po sobie pozostawił, to zakaz zbliżania się do niego na odległość nie mniejszą niż trzy metry.

A JeonGuk uszanował to i był od niego trzy metry. Trzy metry pod ziemią.


a/n: Chyba się przekonam do pisania w trzeciej osobie... A wy jak bardziej wolicie? Pierwsza czy trzecia?






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro