Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

— Nie — powiedziałam ostro i stanowczo. Nie zamierzałam się pakować w durne pomysły Sophii. Konkretniej, umówiła się na randkę z jakimś chłopakiem, który ma kumpla świeżo po rozstaniu. Sophia jak tylko o tym usłyszała, zaproponowała podwójną randkę. Chociaż spodziewałam się, że pomyślała o Olivii, ona pomyślała o mnie.

— Będzie fajnie, może w końcu poznasz jakiegoś fajnego chłopaka.

— Co z tego, że poznam, skoro nie chcę.

— Czemu nigdy się nie bawisz?

— Bo w tym, co robicie na imprezach, nie widzę nic fajnego.

Taka była prawda. Podczas gdy moi przyjaciele uwielbiali zabawy, ja wolałam ciszę i spokój. Na imprezach zawsze była głośna muzyka, czego nienawidziłam. Wolałam siedzieć w domu w ciszy i spokoju. W tym czasie gdy oni imprezowali, ja czytałam książki, przeglądałam media, a ostatnio upiekłam ciasto, z czego rodzice nie byli zadowoleni. Bo przecież, od czego mamy gosposie? No nie od tego, żeby samemu robić ciasta.

— Holly, nie pójdziemy na żadną imprezę. Holder zaplanował coś innego, nie wiem co, ale uwierz mi, będzie naprawdę fajnie. — Sophia nie dawała za wygraną. Taka była, strasznie uparta i nie odpuszczała nigdy.

— Kiedy? — brązowo włosa podskoczyła z zadowolenia i obdarzyła mnie ogromnym uśmiechem.

— Dzisiaj o ósmej mamy być gotowe.

— Sophia! Mamy półtorej godziny!

— No tak, to ja może wrócę do siebie i zacznę się szykować.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo przyjaciółka wybiegła z mojego pokoju. Już po chwili widziałam, jak wybiega z mojego podjazdu. Całe szczęście nie mieszkałyśmy daleko od sobie, a jakieś parę domów dalej.

Kiedy zniknęła z zasięgu mojego wzroku, zaczęłam przygotowania. No i nici ze spokojnego wieczoru, a miałam się wziąć za jedną z książek Colen Hoover. Ostatnio bardzo polubiłam jej książki, więc już się cieszyłam na wieczór z "To late". Niestety Sophia wpakowała mnie w randkę, na którą nawet nie wiedziałam, z kim idę. Mam nadzieję przynajmniej na tyle, że ten chłopak nie okaże się jakimś ohydnym chłopakiem, bo jeśli tak to wyjdę od razu i to bez pożegnania.

Do Sophia
Jak powinnam się ubrać?

Od Sophia
Coś luźniejszego, ale seksownego.

I tak oto właśnie skończyłam ubrana tak, jak zawsze. Założyłam krótkie białe spodenki i koszulkę w czarno niebieskie paski. Do tego postanowiłam założyć moje trampki, które uwielbiałam.

Zawsze z Sophią różniłyśmy się wyglądem. Kiedy ona zakładała krótkie i obcisłe ubrania, ja wolałam postawić na coś bardziej skromnego i luźnego. Gdy ona zakładała szpilki, ja trampki. Do tego ona miała piękne włosy, podczas gdy ja byłam rudzielcem. Nie znosiłam swoich włosów. Zazdrościłam jej wyglądu. Zresztą nie jako jedyna. Moi przyjaciele nie jednokrotnie próbowali namówić mnie na coś odważniejszego, ale nigdy nie byli nawet blisko tego, by im się w końcu udało.

Weszłam na teren domu Sophii, wpisałam kod i ruszyłam do środka. Bez trudu odnalazłam ją w jej pokoju. Sophia widząc mnie, złapała się za głowę i zajrzała do swojej dużej szafy. Po chwili wyrzuciła z niej jakąś ciemną niebieską bluzkę i czarną spódniczkę.

— Nie założę tego! Zgodziłam się pójść, ale nie ubierać to, co mi każesz!

— Holly to randka! Nie możesz raz w życiu ładniej się ubrać?

— Podoba mi się to, jak jestem ubrana i nie będę się przebierać. Poza tym wciąż mogę się rozmyślić!

Po małej sprzeczce w końcu doszłyśmy do kompromisu. Zgodziła się, bym została w tym ubraniu pod warunkiem, że będzie mogła zrobić mi delikatny makijaż. Niechętnie się zgodziłam. Przynajmniej będę mogła zostać w swoich ubraniach. Sophia nałożyła pod moje oczy korektor, rzęsy pomalowała tuszem, a oczy i brwi lekko podkreśliła. Chciała pomalować mi usta czerwoną szminką, ale nie zgodziłam się. W końcu na ustach miałam nałożony jedynie ciemny błyszczyk. O dziwo byłyśmy gotowe pięć minut przed czasem.

— Czy jesteś gotowa na swoją pierwszą w życiu randkę?

— Jestem, a ty na spłacanie swojego długu wobec mnie?

— Przecież to nie wyjdzie ci na nic złego. Próbowanie nowych rzeczy to coś dobrego.





I tak oto znalazłyśmy się w czarnym Jeepie. Jechaliśmy w nieznane mi miejsce. Chłopak, z którym byłam na randce, wydawał się w porządku. Nie był brzydki ani głupi. Przeciwnie. Był kulturalny i inteligentny. Nie był zbyt wysoki. Był blondynem i miał zielone oczy, tak samo, jak ja. Nie miał zarostu, a jego szczęka była widoczna. Uśmiechając się, pokazywał swoje proste i białe zęby.

— Więc ty jesteś Holly — odezwał się po chwili ciszy blondyn.

— Najwidoczniej, ja twojego imienia nie znam. Może mi się przedstawisz?

— Mam na imię Leo — podał mi swoją rękę w geście powitania, uścisnęłam ją.

Wyjrzałam przez okno. Właśnie przemierzaliśmy jedną z ulic Hampton. Wjechaliśmy na tą biedniejszą stronę. Tutaj ludzie byli inni niż na naszej. Mimo że ich nie znałam dobrze, to wiedziałam, że wielu jest tak zepsutych, że bardziej się nie da. Od ojca wiem, że ci ludzie nie zajmują się niczym pożytecznym. Ta część jest zapełniona ćpunami, dilerami albo biednymi, którzy zamiast przyłożyć się do pracy, kradną, by mieć na jedzenie. Tata opowiadał mi o chłopakach z biednej części Hampton. Byli to w większości typowi łamacze serc, jak z tych książek i filmów o "bad boyach", ale bez pieniędzy. Laski leciały, nie wiem nawet na co.  Oni nie chcieli kobiety z miłości, a dla zabawy. Do tego sprowadzali dobre osoby na złą drogę. Nie znałam żadnego takiego chłopaka i nie chciałam poznawać.

— To, co Leo, może zdradzisz mi, gdzie właśnie jedziemy co?

— Zaraz się dowiesz — na jego twarzy pojawił się uśmieszek.

— To coś, co będzie dla was nowe, potraktujcie to jako przygodę — powiedział chłopak prowadzący samochód.

Ten był wysokim brunetem o niebieskich oczach. Był wyższy od mojej przyjaciółki. I był dosyć dobrze zbudowany. Biała koszulka opinała jego mięśnie ramion. Barki miał szerokie. Wyglądał nawet męsko. Na szyi miał srebrny łańcuszek z wisiorkiem, którego nie mogłam dojrzeć.

— Lubię nowości — odezwała się Sophia.

— Wybacz za mój przesadny ubiór i makijaż. Na co dzień tak się nie ubieram i nie maluje. Niestety Sophia się uparła i postawiła na swoim — wytłumaczyłam blondynowi, na co posłał mi jedynie uśmiech. Już chciał coś powiedzieć, ale Sophia mu na to nie pozwoliła.

— Przecież wyglądasz dobrze, o co ci chodzi? Trochę kobiecości ci nie zaszkodzi.

Dotarliśmy na miejsce. Byliśmy pod jakąś opuszczoną fabryką, która od razu mi się nie spodobała. Znajdowała się ona po tej drugiej stronie miasta na niebezpiecznej ulicy. Na parkingu było sporo osób. Brunet wysiadł z samochodu i podszedł do chłopaka, który stał tuż przy miejscu, na którym zaparkowaliśmy. Dał mu pieniądze do ręki i rzucił jedynie krótkie "dzięki". My też wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę małych schodków prowadzących do bocznego wejścia.

— Po co tu przyjechaliśmy? I co to za miejsce? — zaczęłam zadawać pytania.

— Chodź, a się przekonasz.

W środku było pusto i ciemno. Szliśmy przez długi korytarz, na którym słychać było jakiś hałas. Wydawało mi się, jakby wiele osób coś krzyczało. Przeszliśmy na drugi koniec korytarza. Byliśmy przed drzwiami, które otworzył nam wysoki brunet, z którym umówiła się Sophia. Od razu do moich uszu dotarły głośne krzyki. Zrobiłam krok w przód i zobaczyłam wielką halę wypełnioną ludźmi. Większość z nich była wytatuowana. Byli oni w różnym wieku. Jedni mieli na oko dwadzieścia lat, inni koło czterdziestu, a byli też i tacy, którzy wyglądali na niepełnoletnich. Zaraz za drzwiami znajdował się stolik, przy którym siedziało dwóch chłopaków. Nie wiedziałabym, o co chodzi, ani o co to całe zamieszanie, gdybym nie zauważyła ringu pośrodku hali.

— Kogo obstawiacie? — odezwał się jeden z siedzących przy stoliku.

— Brewer oczywiście — odezwał się blondyn i podał chłopakowi przy stoliku banknot.

— To samo — odpowiedział brunet.

— Co to za jedne wyrwaliście? — zapytał jeden z nich.

— Nie twój interes chłopie.

Ruszyliśmy przed siebie, przepchnęliśmy się przed ring. Przed nami było tylko parę osób. Stał przede mną wielki chłopak, który wzrostem przypominał olbrzyma. Jego całe ręce od nadgarstków po same ramiona pokryte były tatuażami. Chowały się dopiero pod koszulką i wychodziły na szyję. Włosy miał krótko przycięte. Nie widziałam jego twarzy, bo stał tyłem, ale nie chciałabym mieć z nim konfliktu.

Gdyby ojciec albo mama dowiedzieli się, gdzie właśnie znajduje się ich córka, wywróciliby całe miasto, byleby sprowadzić mnie do domu jak najszybciej. Gdyby zobaczyli mnie wśród tych ludzi, dostaliby zawału. Mam nadzieję, że nie będzie tutaj żadnego znajomego taty ani mamy. Chociaż oni w takie miejsca nie chodzą, więc o to mogę być raczej spokojna. 

— Raczej nie kręcą cię takie miejsca co? — zaśmiał się Leo. Miał stu procentową rację.

Wzruszyłam ramionami.

— Nigdy nie byłam w takim miejscu.

— Domyśliłem się. Nie wyglądasz na taką.

— Jaką?

— Na niegrzeczną dziewczynkę, którą kręcą walki, krew, przemoc, adrenalina. Która lubi pić piwo i upijać się do nieprzytomności, chodzić na imprezy i bawić się z przyjaciółmi.

— Uważasz, że nie bawię się z przyjaciółmi? I wcale taka nie jestem!

— Tak? Chcesz może piwa?

— Co?

Chłopak tylko zaśmiał się i nic więcej nie powiedział. Wkurzyło mnie jego zachowanie i nie lubię, gdy ktoś pochopnie ocenia innych. Ani trochę mnie nie znał, a już zdążył stwierdzić, jaka jestem. Do tego uznał, że jestem sztywna. Wcale taka nie byłam. Czy to, że ktoś nie pije piwa, musi od razu znaczyć, że jest sztywny?

— Tak? A ty jesteś prostackim dupkiem. I umiesz się "bawić", ale oczywiście tylko z piwem, bo całkiem trzeźwy nie jesteś zabawny, a nawet odrażający. Zapewne nawet przed naszą randką sobie wypiłeś.








Dobra, może zabrzmiało to trochę za ostro i nie miło. Czasem trochę przesadzam i mówię coś, czego nie powinnam.

Chłopak jedynie uśmiechnął się i nie odpowiedział na moją zaczepkę. Położył dłonie na mojej talii i przesunął mnie tak, że stałam przed nim. Jego dłonie były szorstkie, a dotyk delikatny. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on wykrzywił usta w uśmiechu.

—  Będzie ci lepiej oglądać —  puścił mi oczko, kiedy obok ringu właśnie pojawiło się dwóch chłopaków.

Obydwoje byli podobnego wzrostu i podobnie umięśnieni. Nie wyglądali jak typowi kulturyści. Mieli na sobie jedynie spodenki, jeden z nich czerwone, a drugi niebieskie. Ten w niebieskich miał ciemne rude włosy i brązowe oczy, chociaż w takim słabym oświetleniu nie widziałam ich dokładnie. Natomiast ten drugi był blondynem z niebieskimi oczami. Jego szczęka była pokryta krótko przyciętymi włosami. Zaraz za nim weszła blond dziewczyna, podobna do niego. Różnił ich kolor włosów, ona miała brązowe i wzrost.

Natomiast obok rudzielca siedział brązowo włosy chłopak. Był przystojny. I to bardzo. Jego oczy też były ciemne. Był nie wiele wyższy od swojego kolegi. Na jego twarzy ciągle widniał pewny siebie uśmiech. Z daleka widać było, że z jego oczu bije błysk. Był to błysk, którego nie potrafiłam zinterpretować. Biała koszulka opinała jego mięśnie. Wydawały się piękne. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Na chwilę zmrużył oczy. Trwało to dosłownie parę nic nieznaczących sekund. Później uśmiechnął się szeroko i odwrócił wzrok w stronę swojego przyjaciela. Szepnął mu coś na ucho i poklepał po plecach.

—  Cześć wszystkim —  dopiero teraz zauważyłam niskiego chłopaka, stojącego na środku ringu z mikrofonem, dzięki któremu wszyscy mogli dobrze go słyszeć. —  Jak wiecie, dzisiaj walczyć będą Harry Mill i Asher Brewer!

Walczyć? To zdecydowanie nie dla mnie rozrywka. Wolałam siedzieć na plaży z przyjaciółmi, chodzić na zakupy czy czytać książki. Moje życie było spokojne i bez jakiejkolwiek przemocy.

Dwoje chłopaków założyło rękawice z pomocą swoich przyjaciół. Po chwili w mgnieniu oka znaleźli się naprzeciwko siebie na ringu. Uderzyli się pięściami i odsunęli na dwa różne końce. Niski chłopak także odsunął się od nich i obserwował każdy ich ruch.

Kątem oka spojrzałam na Sophię, której źrenice rozszerzyły się z wrażenia. Była podekscytowana i zadowolona. Wpatrywała się w chłopaków z wyraźnym zaciekawieniem.

Obydwoje byli lekko zgięci, a pięści trzymali blisko twarzy, pewnie, żeby ochronić się przed ewentualnymi ciosami w twarz. Ten w niebieskich spodenkach powolnym krokiem zaczął się zbliżać do drugiego, gdy tylko znalazł się na tyle blisko, oddał cios, ale ten drugi go zablokował. Czerwony też nie czekał długo z próbą zadania ciosu. Już po chwili wymierzał ciosy, raz za razem, ale niebieski zasłaniał twarz pięściami, aż w końcu udało mu się zrobić unik i uderzyć chłopaka w prawy policzek. Na jego twarzy od razu pojawiła się krew.

Z przerażenia, jak i zaskoczenia zasłoniłam oczy dłońmi, co nie uszło uwadze chłopaka za mną. Pochylił się nade mną i objął mnie od tyłu w talii. Podskoczyłam z zaskoczenia. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, przez to, że to nowe dla mnie uczucie. Nigdy nikt nie obejmował mnie w ten sposób.

—  Wiedziałem, że to nie miejsce dla ciebie — powiedział rozbawiony chłopak do mojego ucha.

— Cóż, słaby pomysł jak na pierwszą randkę.

Dźwięk gwizdka rozległ się po sali. Odsłoniłam oczy i zobaczyłam tych dwóch chłopaków. Oboje byli dosyć mocno poobijani. Niebieski miał rozciętą wargę i parę siniaków na twarzy, podobnie jak ten drugi. Oboje byli zdyszani i podeszli do swoich towarzyszy. Mój wzrok znowu powędrował do chłopaka z brązowymi włosami. Mówił coś swojemu przyjacielowi, patrząc prosto w jego oczy, na co ten drugi przytakiwał.

— Twoja przyjaciółka jak tylko usłyszała o tych walkach, chciała się przekonać jak to wygląda, dlatego jesteśmy właśnie tutaj.

— Sophia lubi próbować nowych rzeczy.

— Koniec przerwy — usłyszeliśmy głos niskiego chłopaka.

Obydwoje rywali podeszli do siebie. Znowu zaczęła się walka, ale tym razem brutalniejsza. Wciąż było słychać krzyki ludzi do okoła, którzy wykrzykiwali imiona chłopaków. W ten sposób im kibicowali. Co chwilę zasłaniałam oczy, aż do czasu, gdy rudy powalił swojego przeciwnika. Zaczęło się odliczanie, na początku blondyn próbował wstać, ale słabo mu to szło.

— Dziesięć! — wykrzyczał na cały głos, po czym do moich uszu dotarły głośne krzyki — Wygrywa Brewer!

Gdy rudy podszedł na środek, zaczęły się głośne oklaski. Chłopak podniósł jedną dłoń w górę, na co ludzie zaczęli krzyczeć. Na jego mocno poobijanej twarzy był wielki uśmiech świadczący o tym, jak bardzo cieszy się z wygranej.

— Psy jadą! Spierdalać stąd — zaczął się wydzierać chłopak, który stał pod drzwiami.

Nawet nie wiedziałam, kiedy się tam zjawił.

Wszyscy biegiem ruszyli do drzwi. Zrobiło się tu tak głośno i ciasno. Nie było miejsca by postawić, gdziekolwiek nogę, wszyscy przepychali się przez siebie. Paru wielkich facetów przez przypadek mnie popchnęło. Leo spojrzał na mnie i złapał mnie za rękę.

— Chodź tędy — powiedział i pociągnął mnie w na drugą stronę ringu.

Rudego chłopaka i jego kolegi już tu nie było. Ring stal teraz pusty. Zostały na nim już tylko ślady krwi, nie tylko z dzisiejszego wieczoru. Pewnie nie raz odbywały się tutaj takie walki. Stąd ten ring, bo przecież nikt nie wnosi go za każdym razem. Musiała to być ich taka miejscówka, w której się spotykają i walczą. Z Leo znaleźliśmy się przy drzwiach po drugiej stronie, za którymi był pusty korytarz. Przebiegliśmy przez niego i już za chwilę znaleźliśmy się przy drzwiach na zewnątrz. Wyszliśmy od drugiej strony. Szybko pobiegliśmy przez parking w stronę samochodu. Byłam tak wystraszona, że nawet nie zwracałam uwagi na ludzi w około, którzy pospiesznie opuszczali teren. Niedługo potem znaleźliśmy się przy samochodzie, którym przyjechaliśmy. Nie było w nim nikogo. Sophia i jej chłopak musieli jeszcze być w środku.

Niedaleko zauważyłam rudego idącego z kolegą. Nie oglądali się za siebie. Chłopak miał już na sobie koszulkę, a na ramieniu torbę sportową. Na jego biodrach dalej były spodenki, w których dzisiaj walczył. Chwilę później znaleźli się przy samochodzie. Był to Lexus nx. Nie znałam się na samochodach, ale ten na pewno było bardzo drogi. Leo zauważył, w którą stronę patrzę i szturchnął mnie ramieniem.

— To Natchaniel Goldberg — odpowiedział na moje niezadane pytanie — Lepiej z nim nie zadzierać. Unikaj go.

— Dlaczego lepiej z nim nie zadzierać?

— Bo to chłopak, który nigdy nie zapomina o wyrządzonych krzywdach. I nikt nie lubi z nim zadzierać, robi się wtedy naprawdę nieciekawie. Jest prawie królem Boksu w naszym mieście. To postrach tego miasta. Chłopak umie się mścić. I nie lubi, gdy ktoś go nie docenia. Uwierz mi, trzymaj się od niego z daleka.

Sophia i jej chłopak znaleźli się obok nas. Otworzyli samochód i pospiesznie do niego wsiedli. Zrobiliśmy to samo. Spojrzałam jeszcze raz w miejsce, w którym stał biały Lexus, ale jego już tam nie było. Chłopak siedzący z przodu włączył silnik i zaczął zbliżać się do wyjazdu. Już po chwili znaleźliśmy się poza terenem opuszczonej fabryki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro