Złodziej
Stało się coś
Ze mną...
Coś mi zabrano,
Bezwstydnie wyrwano...
Jakby mnie okradziono.
Okradziono, a w ręce,
Nie moje myśli,
Nie moje słowa...
Nie mnie,
Wsadzono...
I kim ja teraz jestem?
Fascynatką umysłu,
Ciężkiego,
Zimnego,
Nad wyraz szarego...
Ludzkiego...
Zafascynowaną,
Z twarzą z kamienia,
Z sercem z kamienia,
Jakby bez tętna,
Bez ust,
Bez głowy,
Bez myśli,
Bez słowa...
Myśląca skorupa,
Lecz myśląca potwornie...
Na opak...
*
I biega gdzieś po świecie
Szerokim,
Głębokim,
Wysokim,
Niezmierzonym,
Złodziej...
Jak ja wygląda,
Ale czy mną jest?
Czy ja sobą jestem?
Czy w ogóle jestem?
Poskręcana,
Pozamieniana,
Pozwiązywana...
*
Nie ma już mnie,
We mnie...
Znane ciało,
Obce wnętrze.
Czy ktoś mi je odbierze?
Czy znajdzie się jakiś złodziej
Chętny,
Na okrutną pustkę?
Bo czuję się,
Jakbym cudzym powietrzem,
Zaciągała się co wieczór...
A moje podkrada jakiś
Złodziej...
*
Nie wiem co wy sądzicie, ale mi się podoba. W końcu. Ale to chyba dlatego, że w pełni odzwierciedla mnie.
Widzimy się jutro!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro