Dotyk Anioła
Skórę miał zimną,
A pachniał różami.
I był taki piękny,
Lecz ja tego Anioła,
Śmiercią bym nazwała...
Cichy, tajemniczy.
Przyciągał mnie jakby,
Swoim śpiewem...
Ust nie otwierał,
Tych malinowych, delikatnych jak obłok,
A ja pieśń Jego w głowie słyszałam,
Słodką jak sok kwiatowy...
Skrywał się w cieniu
I tylko milczące usta zdołałam
Ujrzeć.
Czyż Anioł nie powinien,
Skrzydeł okazać?
A może mój Anioł
Z nieba spadł?
Spadł i utracił
Symbol anielskości...
Czemuż tak ukrywał
Swoje oblicze?
Chciałam ujrzeć Jego oczy,
Bo myślałam,
Że są chłodne i niebieskie
Jak ocean...
Ukazał mi je dopiero,
Dopiero kiedy powiedziałam:
"Ależ jesteś piękny."
I te oczy jego, były jak ocean.
Zły i wzburzony.
Czarne.
Czarne jak sama Śmierć.
I kiedy mnie tak dotykał,
Ten zakłamany Anioł,
Już nie wiedziałam czy to nagroda,
Czy życie mi odbierają...
Czy ja Demona,
Mogłam nazywać Aniołem?
*
Chyba nikt by nie odgadł, jak wpadłam na pomysł napisania tego wiersza. Otóż, byłam rano na korkach z matmy. I zawsze piję tam herbatę. A dzisiejsza miała niezwykle osobliwą nazwę, a mianowicie "Dotyk Anioła".
Była dobra. Różana.
Czy tylko ja mam tak, że chcę jakąś książkę przeczytać do końca, ale jednak nie chcę. Strasznie dziwne. A jak już przeczytam, to jestem jednocześnie zła i smutna. Smutna, bo już skończyłam. A zła, bo mogłam przeczytać wcześniej i nie ociągać się.
A co tam u Was?
Widzimy się jutro!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro