iii.
Niektórzy twierdzą, że jacyś ludzie są sobie przeznaczeni i dlatego nawiązują długo etatowe przyjaźnie.
Najwidoczniej w przypadku relacji Skarry i Shakera zbytnio to nie wypaliło. Mgliste wspomnienia z dzieciństwa na jakieś parę sekund wkradają się do głowy Skarry, na co stara się je wyrzucić z umysłu, gdyż zawsze wprawiają w niego dziwną słabość, której nie potrafi wytłumaczyć.
Niemal rzuca trzymanym telefonem z otwartym Twitterem, gdy tylko zauważa posty zawalone jakimś głupim hasztagiem, powiązanym bezpośrednio z Shakerem. Jednak się powstrzymuje i jedyne do czego się ogranicza to do włączenia trybu samolotowego i schowania komórki na dno szafki nocnej.
Żeby nie kusiło.
Ale to tylko pogarsza sprawę, a od dawna nie dbane przez właściciela wspomnienie na chwilę staje mu przed oczami. Jakaś cholerna wycieczka i naklejanie przez niego samego i Shakera plastrów z logami kreskówek na swoje wzajemne rany, po kolejnym dniu spędzonym całościowo na boisku.
Chce krzyknąć, ale jedynie wgryza się w dłoń, na której po paru dniach na pewno pojawią się strupy.
•
Mija tak parę godzin, zapada kolejny wieczór, a Skarra nie tyka telefonu, nie włącza telewizji, nie robi dosłownie nic. Dopiero, kiedy wybija dwudziesta czwarta i postanawia niechętnie ruszyć do sypialni, sięga po telefon. Od razu po ponownym włączeniu powiadomień zawala go mnóstwo esemesów i połączeń od Vince'a, znajomych z drużyny, z departamentu Super Ligii, wszystkie o tej samej treści o nadchodzącym meczu między Supa Strikas a Niepokonanymi.
W tym momencie Skarra czuje jak mu żołądek podchodzi do gardła, a krew się mrozi.
Tylko nie to. Tylko kurwa nie to.
Gdy zapada w sen, dreczą go jeszcze bardziej niechciane retrospekcję z tą, jedną konkretną osobą, którą nienawidzi całym sercem.
•
Na treningach do meczu będącego mieć miejsce za około pięć dni czuje się odrobinę jak duch.
Po prostu przenika, przebiega, robi nakazane ćwiczenia, od czasu do czasu poudaje, że słucha tego co mówi do niego Vince (a raczej to jego słowa umykają mu dosłownie zaraz po ich wypowiedzeniu), warknie coś w stronę irytującego Dingaana, a jedyna myśl, która go utrzymuje przez całe bite sześć godzin to, to, że się zaraz wszystko skończy.
I rzeczywiście się kończy, a w przebieralni nareszcie może być sam bez przeszywających go spojrzeń i bezsensownych gadań Vincenta.
•
Skarra po przegranym meczu siedzi na jednej ze skrzyń, znajdujących się przy Stadionie Strikaland. Na jednej nodze opiera brodę, a druga opada wzdłuż obiektu na którym siedzi.
Przekręca kolczyk-septum w nosie, odchylając się odrobinę do tyłu, a gdy to robi — ze stadionu wychodzi Spenza. Brew unosi do góry i sięga do kieszeni skórzanej kurtki.
— Nadal się kręcisz wokół Shakera? — pyta Skarra, otwierając z szelestem cukierka, który znajdował się w jego odzieży wierzchniej, wkładając go następnie do ust. Spenza na dźwięk głosu, odwraca się w jego kierunku. — Czy tym razem gratulacje za coś są kierowane bezpośrednio do ciebie?
Zapada chwila ciszy, wypełniona jedynie zawziętym rzuciem słodycza przez piłkarza.
— Skarra — mówi z jadem Spenza, a na twarz wspomnianego zawituje cwaniacki uśmieszek.
— Ja — potwierdza drwiącym tonem Skarra, zeskakując ze swojego dotychczasowego siedzenia.
Ze Spenzą Skarra zna się też od dzieciństwa i szczerze? Fakt, że tak szybko Spenza i Shaker zdołali sobie odpuścić Skarrę trochę bolał (ale to opowieść na zdecydowanie inny czas). Hatfu. Bolał i to jak diabli. Ale z drugiej strony przynajmniej wyszło na jaw kto był przez cały czas piątym kołem u wozu.
— To urocze, że tak szybko dałeś się zmienić w zwierzaczka na posyłki — wypruwa z siebie te słowa Skarra, a paznokcie wbijają mu się w skórę.
— Tak bardzo jesteś zazdrosny o swoją dawną posadę? — odpowiada Spenza, a na twarzy Skarry odbija się mały szok na tak niespodziewaną odpowiedź.
Ponownie zapada cisza, którą po dłuższej chwili przerywa trzeci głos, dochodzący zza drzwi stadionu.
Oto przed Skarrą i Spenzą staje Shaker Mokena w całej swojej okazałości.
Początkowo nie zauważa Skarry, jednak kiedy ostatecznie jego oczy padają na sylwetkę rywala, wydaje się odrobinę zszokowany.
Zapada niezręczność.
Na obliczu Shakera widać wachanie, może jeszcze parę lat temu, to by jakoś poruszyło Skarrę (tak jak porusza to zawodników Strikas aktualnie), ale teraz nie. Śmieje się nawet w duchu, ponieważ wie, że gdyby tu byli jego koledzy, to Shaker zagrałby pierwsze skrzydła w swoim autorskim dramacie.
Cała trójka mierzy się wzrokiem. Wachanie Shakera zmienia się bezpośrednio w zakłopotanie, a na samym końcu w tą zawsze buzującą od niego złość, kiedy spotyka Skarrę.
Większe zastonowienie widnieje na twarzy Spenzy, jednak gdy tylko zauważa poważniejsze rysy na twarzy Shakera, również przystaje na przyjęciu takiego oblicza.
Skarra jedynie się uśmiecha, bo — cholera jasna — ta sytuacja jest warta roześmiania się. Nawet na usta ciśnie mu się jakiś złośliwy tekst, rozkminiający o tym gdzież są jacyś przyjaciele Shakera, bo najwidoczniej nie ma przed kim popisów prawić, ale się powstrzymuje.
Jedynie rzuca papierek po cukierku między nich i odchodzi.
Tak. Nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro