Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24.

- Jesteś cieniasem! - dziewczynka wskazała palcem na małego chłopczyka, który siedział oparty o konar drzewa, gdy Vess wisiała do góry nogami na gałęzi. Chłopiec siedział z oburzeniem malującym się na twarzyczce. - Mówiłam, że jestem lepsza! - mała blondyneczka roześmiała się i podniosła do pozycji siedzącej gdyż do  głowy zaczęła napływać jej zbyt duża ilość krwi.

- Caroline! James! Gdzie jesteście?

- Tutaj mamusiu jesteśmy. - kobieta o gęstych i prostych włosach ruszyła za piskliwym głosikiem i po pięciominutowej wędrówce dostrzegła dwójkę dzieci.
- Caroline zejdź z tego drzewa. - radosny śmiech opuścił usta Becky, gdy złapała pod pachy córeczkę, unosząc ją i stawiając z powrotem na ziemi.
- Ale mamo! Widziałaś jak wysoko się wspięłam. - dziewczyna podskoczyła radośnie i podbiegła do przyjaciela. 

- James twoja mama dzwoniła i mówiła, że przyjedzie po ciebie po pracy, więc zjesz z nami podwieczorek. - Pani Vess uśmiechnęła się na widok szczęśliwych i pełnych energii dzieci. Maluchy biegły w stronę domu, a matka Caroline wracała spokojnym spacerkiem przez dość duży ogród.


- Proszę Pani! Caroline nie chce mi oddać ciasteczka! - brunet założył ręce na wysokości klatki piersiowej i zrobił naburmuszoną minę.
- Ja byłam pierwsza. - blondynka krzyknęła oburzona by się obronić. To nie jej wina, że chłopiec zamiast wziąć przekąskę bawił się samochodzikami przy stole.
- Oh dzieci. - kobieta pokręciła głową i położyła dłonie na głowach maluchów. - Podzielcie ciastko na pół i oboje będziecie mieli. - dobra rada mamy zakopała konflikt między przyjaciółmi, bo już po chwili oboje się śmiali i pobiegli do salonu oglądać kreskówki. Becky poszła otworzyć drzwi gdy usłyszała dzwonek i uśmiechnęła się na widok kobiety. Pani Yammouni stała z ciastem w dłoniach i również uśmiechała się szeroko.
- Pomyślałam, że wstąpię do sklepu i chociaż tak odwdzięczę się za opiekę nad moim małym James'em.
- Ależ nie było trzeba, dzieciaki świetnie się razem bawiły, to była przyjemność.

Obudziłam się z przyspieszoną akcją serca, ledwo mogąc złapać wdech. Nienawidzę snów z dzieciństwa.

Tylko teraz coś mi nie pasowało, była tam osoba, której nazwisko i imię jest mi znajome.

James, James, James...

James Yammouni!

Cholera przecież to przyjaciel Jai'a.

Czy to możliwe, że jestem w tym samym budynku co mój przyjaciel z dzieciństwa? O mój Boże. Złapałam się za pulsującą głowę od nadmiaru informacji, to nie może być prawda. Ostatni raz go widziałam gdy wyjechałam i nie miałam już z nim kontaktu. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, teraz sobie wszystko przypominam, każdy wesoły moment z mojego życia, w którym brał udział James. Jak mogłam go nie rozpoznać. Wyskoczyłam jak poparzona z łózka nie zwracając uwagi na to, że jestem w krótkich białych spodenkach, które przypominały bokserki i zbyt dużej bluzce, którą na samym początku dał mi Jai. Biegłam jak wariatka po schodach i wskoczyłam do salonu. Zaskoczone spojrzenia piątki chłopaków zawisła na mojej osobie, a ja lekko się zarumieniłam, ale szybko do nich podeszłam.

- Coś się stało Caroline? - jak pierwszy odezwał się Luke, a Jai bacznie mierzył moje ciało. Niech on przestanie, to niekomfortowe.

- Nie. Znaczy tak. - westchnęła i złapała się za głowę, podeszła do sofy na której siedział Skip, Beau i James. - Ty. - wskazałam palcem na chłopaka w czarnej koszuli.

- Ja? - podniósł brew i zaśmiała się kpiąco. Auć?

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - szepnęłam ledwo słyszalnie, ale on usłyszał, bo widziałam jak poruszył się na siedzeniu.

- Czego miałem ci nie powiedzieć? - nadal w to brnie, no nie wierzę.

- Oh James. - zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. - Wiem kim jesteś, a ty nadal udajesz i robisz ze mnie idiotkę przed kumplami.

- O czym wy do cholery rozmawiacie? - wtrącił się Daniel spoglądając raz na mnie, a raz na mojego rozmówcę.

- Oczywiście nic wam nie powiedział? - udałam zszokowaną chociaż byłam pewna, że oni nie wiedzą.

- James zna mnie najdłużej, dwanaście lat temu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. - zerknęłam na osoby siedzące w pokoju i widziałam zdziwienia malujące się na twarzach. - Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu? - wróciłam wzrokiem do James'a, a w moim głosie był wyczuwany smutek.

- Uznałem, że to może być dla ciebie zbyt trudne Caroline, nie chciałem byś cierpiała. - spuścił wzrok, a mnie coś ścisnęło za serce, on się o mnie troszczył? Przetarłam dłońmi twarz i nachyliłam się by przytulić dawnego przyjaciela. Chłopak się tego nie spodziewał, ale po chwili też mnie objął.

- Między nami będzie w porządku? - szepnął mi we włosy, a ja się uśmiechnęłam.

- Oczywiście. - nie chciałam tracić dopiero co odzyskanego przyjaciela. Nachylałam się tak jeszcze przez jakiś czas do puki nie usłyszałam głosu Luke'a.

- Dziękuję za takie widoki Caroline, masz serio zgrabny tyłeczek. - zaśmiał się, a ja szybko się wyprostowałam i poczułam jak moje poliki płoną.

 *Jai*

Właśnie wracam do domu po załatwieniu kilku spraw na mieście i trochę się denerwuję. Co jeśli Caroline nie będzie chciała ze mną wyjść? I wyjdę na zdesperowanego debila? Oczywiście uszanuję jej decyzję, ciągle zachowywałem się w stosunku do niej jak idiota. Nie zasługuję na tak cudowną dziewczynę, ciągle zastanawiam się, czy mogłaby mi dać szansę na naprawienie swojego zachowania i dać mi kolejną szansę? Naprawdę chciałbym być powodem jej uśmiechów, a nie łez, które bez przerwy powoduję. Co ta dziewczyna ze mną wprawia?  Moje rozmyślenia przerwał dzwoniący telefon, spojrzałem na wyświetlacz i ujrzałem napis Beau. Westchnąłem i odebrałam.

- No co jest? - spytałem lekko poirytowane, przeszkadzał mi właśnie w tej chwili.

- Nie chcę cię denerwować, ale Caroline zniknęła. - usłyszałem zdenerwowanie w jego głosie i sam się spiąłem.

- Jak to zniknęła do cholery? - wrzasnąłem i rozejrzałem się po zatłoczonej ulicy, jakby szukając mojej blondyneczki.

- No nie ma jej. - usłyszałem jakiś szelest i chichot? Kurwa ta sytuacja go śmieszy? Ja mu pokażę.

- Jak wrócę to nie wiem co wam zrobię za to, że jej nie upilnowaliście. - warknąłem do telefonu, a moje ciśnienie znacznie się podwyższyło, co za debile.

- Spoko Jai, ale ja sobie żartowałem. - wybuchł niepohamowanym śmiechem, a ja miałem ochotę go zamordować. Chociaż szczerze kamień spadł mi z serca, ale i tak byłem na niego wściekły.

- Debil. - z majaczącym się uśmiechem na ustach zakończyłem połączenie. Z kim przyszło mi współpracować i żyć? Jednak gdyby nie oni moje życie byłoby totalnie nudne.

 *Caroline*

 - Co jest maluchu, nie przyniesiesz mi piłeczki? - siedziałam na łóżku i starałam się zachęcić jakoś Amona do zabawy ze mną, co za upierdliwy psiak. Zaśmiałam się z tego jak nieudolnie starał się kopnąć piłkę w moim kierunku. Każdego dnia wydawał się coraz większy i większy. Oczywiście głód mu bardzo doskwierał, bo ciągle jadł. Poddałam się, bo widziałam, że i tak nie przyniesie mi tej piłki, więc rzuciłam się na swoje łóżku. Już po chwili usłyszałam skomlenie i ujrzałam właściciela czarnych oczu na moim posłaniu. Zaśmiałam się i poczochrałam go po gęstej, białej sierści. Czochranie Amona przerwało mi pukanie do drzwi, uniosłam się do pozycji siedzącej i powiedziałam krótkie "Proszę". Zza drzwi wychyliła się brązowa czupryna, a po chwili ujrzałam Jai'a.

- Cześć. - mruknął i uśmiechnął się do mnie.

- Hej. - odwzajemniłam gest i wstałam z łóżka, podchodząc do niego. - Coś się stało? - zapytałam niepewnie, gdy byłam już naprzeciwko niego. Do mich nozdrzy doleciał jego cudowny zapach.

- Nie, czy ja przychodzę tylko gdy coś się stanie? - zaśmiał się, a ja nie mogłam napatrzeć się na jego cudowny uśmiech, po prostu cud, a ten śmiech. Wszystko razem, jak i każdy szczegół osobno był idealny.

- W zasadzie to tak. - również się zaśmiałam, a on posłał mi uśmiech tego uroczego chłopaka, jejku.

- Nie przesadzajmy. - uśmiech nie schodził z jego twarzy, a ja zaczęłam się zastanawiać o co chodzi? Nie oszukujmy się, ale on nigdy nie przychodził bez powodu. - Czy chciałabyś... - Brooks w zakłopotaniu podrapał się po karku, a ja spoważniałam.

- Tak? - mruknęłam, poganiając go tym do odpowiedzi, byłam strasznie ciekawa o co chodzi.

- Czy chciałabyś ze mną dziś gdzieś wyjść? - jego zdenerwowanie było wyczuwalne na kilometr, a ja wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami.

- Ty zaprasza mnie na randkę? - ledwo wydukałam to pytanie, nie będąc pewną, czy dobrze usłyszałam.

- Nazywaj to jak chcesz. - wzruszył obojętnie ramionami, ale ja widziałam w jego oczach, że ta sprawa nie jest mu taka obojętna. Miałam ochotę skakać, piszczeć i nie wiem co jeszcze.

- Chętnie. - posłałam mu szeroki uśmiech, a on go szybko odwzajemnił i widziałam jak się rozluźnił. Aż tak się tym przejmował? Naprawdę, kiedy chce jest strasznie uroczy, a ja kocham tego chłopaka, który stoi przede mną.

- Więc o 19 mamy rezerwację w restauracji, będę na ciebie czekać na dworze przed samochodem, dobrze? - pokiwałam energicznie głową, nie będąc w stanie odpowiedzieć, byłam oszołomiona tą informacją. - To do zobaczenia. - obrócił się i wyszedł z pokoju, zamknęłam za nim drzwi i zaczęłam podskakiwać w miejscu jak wariatka, a na moich ustach widniał ogromny uśmiech. Zerknęłam na godzinę w telefonie i się wystraszyłam, była już siedemnasta piętnaście, o cholera, co ja ubiorę? Przegryzłam wargę i podbiegłam do szafy, zaczęłam przeglądać ciuchy w ekspresowym czasie i w końcu dokopałam się do ciuchów, które Jai przywiózł z mojego domu. Wyciągnęłam czarną sukienkę z koronką, materiał sięgał mi za udo co w szczególności mi nie przeszkadzało. Ostatnio przyzwyczaiłam się do takich sukienek. Udałam się do łazienki gdzie wzięłam bardzo szybki prysznic, ubrałam się i nałożyłam delikatny makijaż. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu i zdezorientowana zobaczyłam godzinę 18:47, nie sądziłam, że to może zająć mi tyle czasu. Obróciłam się w lustrze oceniając całość i stwierdziłam, że nie wyglądam wcale tak źle. Miałam ogromną nadzieję, że Jai'owi się spodoba, bo to w końcu dla niego się tak wyszykowałam. Wzięłam ogromny wdech i powoli wypuściłam powietrze. Ten wieczór zmieni coś pomiędzy mną, a nim? Bardzo na to liczyłam, ale niestety to nie zależy tylko ode mnie. Postanowiłam nie brać telefonu żeby mi przeszkadzał podczas kolacji, więc żadna kopertówka nie była mi potrzebna.
- Życz mi powodzenia Amon. - poczochrałam psa po głowie, a ten szczeknął jakby zapewniał,
że wszystko będzie dobrze. Truchcikiem zbiegłam po schodach nie mogąc doczekać się momentu, gdy będę z Jai'em na romantycznej kolacji. Zachichotałam w myślach, bo Jai romantyk? Pchnęłam drzwi, a na podjeździe ujrzałam Jai'a, który opierał się o ogromne czarne auto, które wyglądało na dość drogie. Matko ile oni mają pieniędzy? Gorsze pytanie to jak zarabiają? Chłopak odepchnął się od maski pojazdu i podszedł do mnie z szerokim uśmiechem. Ludzie chyba możecie mnie zabić, przede mną stoi Jai Brooks w garniturze i wygląda jak jakiś Bóg seksu. Brunet przysunął się do mnie  i zębami zahaczył o płatek ucha, gdy wyszeptał dwa cudowne słowa.
- Pięknie wyglądasz. - zarumieniłam się, a zanim się odsunął cmoknął mnie w policzek, a moje policzki przybrały jeszcze mocniejszego odcieniu czerwieni. Dlaczego ja się tak zachowuję?
- Tobie też niczego nie brakuje. - zlustrowałam go od samego dołu do samej góry i uśmiechnęłam się promiennie.
- Chodźmy już. -złapał moją dłoń prowadząc mnie do auta, otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam obszedł samochód i usiadł za kółkiem. Coś mi się wydaje, że będzie to jeden z lepszych wieczorów w moim życiu.

jeśli rozdział się spodobał proszę o ⭐️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro