Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22.

*Caroline*

Przetarłam zmęczoną twarz i wyjrzałam przez okno. Wiosenne słońce już dawno było na horyzoncie i ogrzewało moje rumiane policzki. Wczorajszy wieczór przepłakałam, znów. Przecież była tak dobrze, no właśnie było. Mieliśmy gdzieś razem wyjść, a skończyło się na nieprzespanej nocy i zniknięciu Jai'a na kilka godzin. Wysunęłam z jedwabnej pościeli blade nogi i przesunęłam się tak, że teraz zwisały mi na dół, a opuszki palców stykały się z puchatym dywanem. Westchnęłam i z powrotem opadłam na łózko. Nie mam na nic siły. Nie mam siły na zwyczajne czynności jak mruganie i oddychanie, a co dopiero na wstanie i udawanie, że wszystko w porządku. Zawsze byłam wrażliwą dziewczyną, ale ukrywałam to, bo po co mi niepotrzebne pytania typu ''Co się stało? Coś nie tak?''? Co im to da, że będą wiedzieć? Niby będą współczuć, ale nie nigdy nie będą wiedzieli jak to jest. Nie jestem jedyną osobą, która straciła najbliższych, ale każdy przeżywa to inaczej. W swój sposób. Ja mam chory sposób, dlatego nikt mnie nie zrozumie. Czuję jak upadam, coraz niżej. To jest jak choroba, nie odpuści po dniu, a nieleczona będzie się rozwijać.

"... nie trzeba magii, by pokierować czyimś sercem.

Serce radzi sobie samo i rzadko wybiera najłatwiejsze drogi."

Czuję, że się zakochałam.
W nim.
I nie podoba mi się to, bo to uczucie jest straszne. Fakt, że nie jestem dla niego kimś wyjątkowym, ważnym mnie rujnuje. Nie potrafię sama wyleczyć tej choroby. Nawet specjalista nic nie da, nie ma dla mnie ratunku. Powoli umieram, z tęsknoty i miłości do niego. To okrutne i bolesne.

~*~

Zapukałam do drzwi z ciemnego drewna i lekko je uchyliłam. Zetknęłam się z ciemnym spojrzeniem bruneta, ale po chwili wzrok był łagodniejszy, chociaż nie tak całkiem.

- Wołałeś mnie tak? - wychrypiałam pod nosem i spuściłam wzrok.

- Mhm. - przytaknął i wskazał na drzwi. Zmarszczyłam brwi nie do końca wiedząc o co mu chodzi. Mam wyjść? Dopiero przyszłam i to na jego żądanie, nie rozumiem. - Zamknij. - krótko wyjaśnił, a ja wykonałam jego polecenie przełykając gulę w gardle, która uformowała mi się od kiedy znalazłam się w tym pomieszczeniu.

- Więc czemu mnie wołałeś? - odważyłam się znów wrócić wzrokiem na jego postać, ale on wydawał się jakiś nieobecny. Podeszłam kilka kroków do niego i niepewnie położyłam dłoń na jego silnym barku. - Jai? - mruknęłam i spojrzałam w jego zamglone oczy, wyglądał jakby był dzieckiem, które się zgubiło. Nagle zostałam przygnieciona do ściany, a Brooks spojrzał mi głęboko w oczy. Przestraszyłam się tego ruch, a od bliskości naszych ciał serce odbijało mi się od żeber. Widziałam jednak, że nie ma czegoś złego na myśli, bo oczy wyrażały jedynie troskę i łagodność. Położył swoje obie dłonie na moich barkach i cicho wyszeptał jakby bardziej do siebie niż mnie.

- "Jeśli żyjąc lub ginąc zdołam Cię ocalić - zrobię to." - znaczenie tych słów trochę mnie przestraszyło i zatrzymało pracę serca. Przed czym ma mnie ocalić? Co on bredzi? Wczoraj musiało się coś stać, zachowuję się bardziej niż dziwnie.

- Jai? Przed czym masz mnie ocalić? Nic mi przecież nie grozi. - zagryzłam wnętrze policzka i ujrzałam jak słodka czekolada w oczach zamienia się w ciemny brąz, prawie, że w czarne. Chyba już wrócił. Usłyszałam prychnięcie i po chwili widziałam kpiący uśmieszek zdobiący tą perfekcyjną twarz. W duchu westchnęłam i czekałam na dalszy rozwój tej sytuacji.

- Jeszcze. - zaśmiał się ironicznie i przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie. - Może te twoje mądre usteczka w końcu się do czegoś przydadzą? - zanim zdążyłam zareagować jego usta przygniotły moje, a mi zabrakło tchu. Z oszołomienia stałam jak słup, a jego usta desperacko szukały jakiejś reakcji z mojej strony. Gdy w końcu się trochę otrząsnęłam poruszyłam swoimi ustami, a on wydobył pomruk zadowolenia, że w końcu otrzymał to co chciał. Wplotłam palce w jego włosy i lekko pociągnęłam za końcówki, uśmiechając się przez pocałunek. Chłopak chwycił mnie za uda i podniósł by mieć jeszcze lepszy dostęp. Całował tak cudownie, mimo iż zachłannie mi to nie przeszkadzało.  A wręcz podobało mi się to. Jego usta są takie pełne i miękkie. Oderwał się w końcu ode mnie, by nabrać potrzebnego tlenu i oparł swoje czoło o moje. Oboje mieliśmy urywane oddechy i zapewne mętlik w głowie. Znów zostałam przytwierdzona do zimnej ściany na co mruknęłam. Jai'owi najwidoczniej to się spodobało, bo widziałam u niego uśmiech, ale już po chwili jego usta znalazły się na mojej szyi. Składał na niej gorące pocałunki, przy jednym punkcie zatrzymał się na dłużej. Gdy się odsunął chuchnął w to miejsce, a mnie przeszły dreszcze.

- Wiesz, że jesteś moja. - to zabrzmiało bardziej jak twierdzenie niż pytanie, ale wiedziałam. Już dawno się mu poddałam, bez mojej wiedzy. Pochłonął cały mój umysł jak i serce. Nie mogę bez niego wytrzymać, pragnę jego bliskości, żeby po prostu był i zapewniał, że nie zostawi mnie jak każdy.

- Jai. - przegryzłam wargę i spojrzałam w jego oczy. - Co się wczoraj wydarzyło? - jego wzrok znów pociemniał i po chwili mnie puścił.

- Nie wspominaj o tym. To moja sprawa. - warkną ukazując białe zęby i się ode mnie odsunął. Poczułam zimno, już nie to przyjemne ciepło.

- Ale Jai, pierwszy raz chyba wróciłeś taki rozwścieczony. - mruknęłam, nie dając mu spokoju, bo chciałam zaspokoić swoją ciekawość.

- Nie powinno cię to obchodzić. - zaciśnięta szczęka wskazywała jedynie o tym jaki był zły. Chciałam tylko wiedzieć. Niech się tak nie denerwuje. - Wiesz dlaczego cię zawołałem? - usłyszałam szyderczy śmiech nad uchem i przestraszona drgnęłam. Kiedy on znalazł się tak szybko obok mnie?

- Nie. - wyjąkałam i spojrzałam na jego ironiczny uśmieszek.

- Chciałem jedynie odreagować i się z tobą przespać. - że co? - Ale ty i te twoje pytania, gdyby nie one już dawno pieprzyłbym cię na cztery strony świata. - śmiech roznosił się po całym pokoju.

Ból.
Rozczarowanie.
Zranienie.
I jeszcze większy ból.

To właśnie czułam, moje oczy się zaszkliły, a już po chwili spłynęła pojedyncza łza, a za nią coraz więcej, szlochałam.

- Jak możesz? - nieobecnym wzrokiem zaszczyciłam jego osobę. - Jak śmiesz? - coraz więcej łez.

- Kim ty jesteś żeby tak się zachowywać. - lodowaty chichot opuścił moje usta. Widziałam w jego oczach zdezorientowanie i panikę.

- Caroline, przepraszam ja nie chcia. - przerwałam mu od razu i posłałam blady uśmiech.

- Ależ oczywiście, że chciałeś. Gdybyś nie chciał, nie powiedziałbyś tego. Dla mnie już wszystko jasne. - odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Na korytarzu usłyszałam jedynie jak woła moje imię, ale się już nie odwróciłam. Próbowałam udawać. Coś mi nie wyszło. Zniszczył mnie doszczętnie. Zrobił ze mnie chodzącego trupa. Wewnątrz już umarłam, ale ciało nie chciało ze mną współgrać. Rzuciłam się na łóżko, ale moich oczu nie opuściła już ani jedna łza. Nie potrafiłam już płakać, nie potrafiłam już normalnie funkcjonować. Wszystko się zawaliło, moje życie, świat, wszystko, doszczętnie.

Gratuluję ci Jai'u Brooks.
Doszczętnie mnie zniszczyłeś i pokazałeś co o mnie myślisz.
Dziwka, zabawka, nic poza tym.

*Beau*

- Nie trzaskaj tak drzwiami, bo wypadną w końcu. - szturchnąłem żartobliwie brata, ale ten nadal był naburmuszony.
- To nie ja trzaskałem. - odpowiedział krótko, a ja zmarszczyłem brwi i uśmiech zniknął z mojej twarzy.

- A kto?

- Caroline. - ona? Przecież to do niej nie podobne. Ostatnio przepraszała psa, bo się z nim nie pobawiła.
- Już rozumiem. - uśmiech znów u mnie zagościł, a Jai zerknął na mnie zdezorientowany.
- Co? - zmarszczył brwi i podniósł głowę z oparcia kanapy tak, że wpatrywał się we mnie.
- Po prostu tym sposobem wywijasz się z winy.- puściłem mu oczko i się wyszczerzyłem. Niestety mój kochany braciszek nie odwzajemniał mojego dobrego humoru chociażby odrobinę.
- Mówię prawdę i nie mam ochoty na żarty Beau.- skarcił mnie jakbym to ja był jego młodszym bratem i przełączył kanał w telewizji. Często zachowywałem się jak dziecko, ale kiedy chodzi o moją rodzinę, czy przyjaciół jestem tutaj najrozsądniejszy. A problemy Jai'a widziałem na kilometr dlatego chciałem mu pomóc i na chwilę go rozbawić, ale cóż moje starania na nic.
- Dlaczego? Zrobiłeś jej coś?- parsknąłem śmiechem, a on spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem i wtedy serio zrozumiałem. Od razu przybrałem "kamienny" wyraz twarzy i usiadłem prosto.
- Powiedz, że nie. - warknąłem i zmrużyłem powieki. Obiecał, że jej nie tknie bez jej pozwolenia!
- Jai. - jeszcze bardziej wycharczałem, a ten wstał z miejsca i kierował się do wyjścia.
- A ty gdzie? - krzyknąłem za nim, a ten niewzruszony zerknął na mnie przez ramię.
- W końcu się zabawić. - uśmiechnął się przebiegle, a ja ostro się wkurwiłem. Usłyszałem trzask drzwi i tyle go widziałem.
- Caroline! - krzyknąłem już bez agresji w głosie i już po chwili słyszałem uchylające się drzwi.
- Tak? - cichutki głos dobiegł do mych uszu, a ja się uśmiechnąłem.
- Wychodzimy.

Przepraszam, że taki krótki, ale jestem chora i  z gorączką nie wymyśliłam już nic więcej :(
ZACZĘŁAM FERIE!
Co oznacza, że jak wyzdrowieję będą o wiele dłuższe rozdziały i może szybciej.
Trochę mi przykro, ze tylko dwie osoby napisały coś na temat mojego ff z hastagiem #BrutalLifeFF
Nie oszukujmy się, nie liczyłam na jakiś spam, ale trochę mi przykro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro