Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.

-Cari spóźnisz się do pracy!

- Nie spóźnię! Muszę jeszcze włosy wysuszyć. - złapałam urządzenie w dłonie i zaczęłam suszyć włosy. Nie lubię tego robić. Wolę zostawić mokre włosy żeby wyschły, ale teraz się spieszę. Gdy były już suche, odłożyłam suszarkę na miejsce i wyszłam z łazienki.

- Pospiesz się.

- Oj, Sue nie histeryzuj. Przecież mam jeszcze czas. - minęłam ją i zaczęłam wiązać moje ulubione trampki. Nienawidzę chodzić do pracy na zmianę popołudniu. Zazwyczaj muszę zamykać kawiarnię, a potem wracać po ciemku, czego nienawidzę. Nie to, że boję się ciemności. Po prostu wieczorem kręci się tu pełno podejrzanych typów. Nieraz słyszałam o tym, że kogoś tu zabito, zgwałcono, a niektórych ciał do dziś nie znaleziono. Wolałbym nie zwalać na głowę mojej jedynej rodziny - Susan, organizowania pogrzebu lub wynajmowania jakiegoś detektywa żeby mnie odnalazł. Nie przelewa się u nas z pieniędzmi, ale nie jest też aż tak źle. Ja zarabiam i ona, takim sposobem starcza nam na codzienne wydatki jakimi jest jedzenie. Na ciuchy zazwyczaj muszę odkładać, ale nie przeszkadza mi to szczególnie, nie muszę mieć co tydzień nowej torebki z Coach, czy od Louisa Vuitton.

- Właśnie, że nie. Za 21 minut masz być w pracy.

- Co? - przestraszona skierowałam wzrok w miejsce gdzie wisiał biały zegar. Niemożliwe! - Pa Sue! - zdążyłam krzyknąć i wybiegłam z mieszkania. Dlaczego mam tak daleko do pracy? Biegłam jak najszybciej mogłam. Dzięki Bogu miałam dobrą kondycję. Skręciłam w ostatnia uliczkę i wparowałam do Urth Caff. Była to przytulna kawiarenka. Ruch w południe i rano zazwyczaj był duży. Ale my dawaliśmy sobie jakoś radę.

- Cześć Erik. - Erik to wysoki blondyn o zielonych oczach. Jest bardzo przyjaznym chłopakiem. Lecz muszę przyznać czasami zachowuje się tajemniczo.

- Masz pięć minut spóźnienia. - zaśmiał się.

- To i tak cud, że tylko pięć. - również się zaśmiałam. Uwielbiam przebywać w jego towarzystwie. Chłopak zniknął na zapleczu, a jego miejsce zajęła Kelsey. To wysoka blondynka o piwnych oczach i strasznie wrednym charakterze. Przynajmniej dla mnie. Co jej zrobiłam? Sama nie wiem jestem tu dopiero dwa tygodnie, a jej już udaje się niszczyć moje życie. Jak? To proste, ciągle robi coś źle i zgania to na mnie, specjalnie zostawia jakieś rzeczy na podłodze, o które ja oczywiście się wywracam. Raz nawet wpakowała do mojej torebki kilka dolarów z kasy i musiałam się tłumaczyć przed szefem, że to nie moja wina.

- Hej. - posłałam jej uśmiech i ruszyłam w kierunku zaplecza odłożyć rzeczy. Gdy odchodziłam słyszałam warknięcie: "Pierdol się". Wzruszyłam bezradnie ramionami. Chciałam być tylko miła. Odłożyłam torebkę i poszukałam mojego obowiązkowego elementu, czyli białego fartuszka wiązanego na biodrach. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam materiał.

- Hej modnisiu, praca czeka. -blondyn uśmiechał się. Stał, opierając się o framugę drzwi. Jego białe zęby mieniły się od padających na nie promieni słonecznych, a jego blond fryzura jak zawsze była wielkim bałaganem. Chociaż muszę przyznać, dodawało mu to sporego uroku i te piękne błękitne oczy.

- Już idę. - przewróciłam oczami i odwzajemniłam gest chłopaka.

~~

- Do zobaczenia Cari!

- Pa Erik! - odmachałam mu, a po chwili usłyszałam zamykające się drzwi. Wspominałam już, że nienawidzę tutaj zostawać sama do późna? Nie mam prawo jazdy dlatego muszę wracać pieszo, co nie jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Westchnęłam i wróciłam do ścierania blatu. Gdy skończyłam sprzątać wszystko się świeciło i mieniło. Uśmiechnęłam się zadowolona z mojej pracy i zmęczona na chwilę usiadłam za ladą. Przetarłam ręką czoło i oparłam głowę o oparcie. Jak dobrze chwilę odpocząć.

Tik tak.

Tik tak.

Tik tak.

Słyszałam tykanie zegarka, który wisiał niedaleko mnie. Usiadłam prosto i spojrzałam na niego. Już dawno po dziewiątej, muszę się zbierać. Zmęczona wstałam i poszłam na zaplecze po torebkę i odłożyć fartuszek. Ciesze się, że jest lato i na dworze nie jest aż tak zimno. Ciemno dzięki Bogu też aż tak bardzo nie jest. Niestety z każdą minutą będzie. Przed wyjściem włączyłam alarm i wyjęłam z torby kluczyki po czym zamknęłam szklane drzwi. Chwilę jeszcze tak stałam upewniając się, że wszystko zrobiłam. Gdy byłam już pewna wszystkiego ruszyłam w kierunku mojego i Sue mieszkania. Poprawiłam torbę na ramieniu i wkroczyłam do parku. Jak ja nie cierpię tego miejsca. Wolałabym chyba wszystko inne niż pozostać tutaj. Moje rozmyślenia przerwał szmer zza krzaków po mojej prawej stronie. Przerażona odwróciłam głowę w tamtą stronę, a moje serce biło tysiąc razy mocniej. Oblał mnie zimny pot, a oddech stał się płytki. Caroline, uspokój się to tylko twoja wyobraźnia sobie z ciebie drwi. Za dużo horrorów się naoglądałaś, wyluzuj. Znów szmer, ale nic tam nie widać. Przyspieszyłam kroku, a adrenalina z każdą chwila narastała w moim ciele.

Szmer.

Tym razem z przodu. Nim zdążyłam się odwrócić i uciec ktoś przyłożył mi jakąś ścierkę do buzi. Chciałam piszczeć, krzyczeć, płakać, kopać, ale nagle zrobiłam się strasznie senna, a moje ciało opadło bezwładnie na ziemię. Poczułam czyjeś silne ręce na biodrach. Nagle uniosłam się i zostałam przełożona przez ramię. Ostatnie co pamiętam to piski opon samochodu i czyjś melodyjny głos, który utkwił w mojej głowie.

Od razu mówię, że rozdziały nie będą długie, ale postaram się je pisać często.

No to mamy już 1 rozdział! :)

Mam nadzieje, ze niej aż tak bardzo do dupy.

Liczę na szczerą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro