Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Dwie godziny później nasza trójka siedziała już w knajpie w ulubionym centrum handlowym Hope. Zamówiliśmy sobie coś do jedzenia, plus kawę i spędziliśmy ponad godzinę na rozmawianiu, plotkowaniu i wygłupach. Muszę przyznać, że Bruno zachowuję się tak jak przeciętny mężczyzna. Gdybym go nie znała, z pewnością pomyślałabym, że to zwykły facet, a nie piosenkarz z milionami na koncie. Podobało mi się to i to bardzo. Miło było go poznać z tej drugiej strony.

- Naprawdę to zrobiłaś? - Bruno wybuchł śmiechem, po tym jak Hope odpowiedziała mu kolejną żenującą historię z mojego życia.

- Byłam wkurzona - odparłam. - Co innego miałam zrobić?

- Na pewno nie drzeć się na tego gościa, że nie będzie wchodził do twojego domu - odezwała się Hope.

- A ty co byś zrobiła?

- Szczerze? Skoro już zamówiłam tą pizzę to bym ją przyjęła - zaśmiała się, na co tylko wywróciłam oczami.

- Mam to gdzieś. Spóźnił się 3 minuty - rzekłam i uśmiechnęłam się lekko, widząc reakcję chłopaka. - A gdyby znowu nie miał jak wydać i musiałabym zapierdalać do sąsiadki?

Na te słowa wybuchł takim śmiechem, że nie mógł go opanować dobre 10 minut. Przynajmniej go rozśmieszam.

- No dobra, spokój - powiedziałam, gdy znudził mnie odgłos dzikiego rechotu mojej przyjaciółki.

- Chyba nie będę się przy tobie nudzić - odparł Mars, gdy trochę się opanował.

- Ale w zamian naniesie Ci tyle wstydu, że... - nie skończyła, bo zatkałam jej usta dłonią.

- Dobra, Hope. Zrozumiał - wycedziłam.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Oczywiście było to Chunky... Trochę niezręcznie. Będę musiała go zmienić.

- Przepraszam, to mój brat - rzuciłam i podeszłam od stolika, odbierając połączenie. - Halo?

- Hej, mała! Jak tam?

- Wszystko w porządku, świetnie się bawimy z Hope - rzuciłam wesoło.

- Tylko z Hope? - zapytał ciekawskim tonem, zdradzającym, że wie coś jeszcze.

Cudownie.

- Em, no, ten, tego - zaczęłam się jąkać, jak zawsze kiedy jestem zestresowana. Nie miałam pojęcia jak może na to zareagować, choć w duchu miałam nadzieję, że ma na myśli coś innego.

- Słucham.

- No wiesz, byłyśmy w klubie, więc spotkaliśmy kilku znajomych Hope - wypaliłam.

- To, że byłaś w klubie to wiem - odparł rozbawiony.

Jak to? Skąd?

- Co?

- Plotki szybko się rozchodzą. Zwłaszcza w świecie celebrytów, kochana.

O kurwa...

- Widziałeś to? - zapytałam, wiedząc, że mam przechlapane. Był przeciwny każdemu mojemu chłopakowi. Zaczęło mnie to męczyć, ale cóż. Ktoś zabiera mu jego małą siostrzyczkę.

- Chodzi Ci o pocałunek, jak wprowadził Was do jego klubu czy to, że przyjechał pod twój hotel?

- No tak jakby o wszystko... Ale wiedziałam tylko o pocałunku. Tabloidy nie mają innego zajęcia, niż śledzenie i upublicznianie czyjegoś życia prywatnego?

- Przykro mi, przyzwyczajaj się - zaśmiał się radośnie.

Może nie będzie tak źle z ich kontaktem.

- Dzieki, stary...

- A właśnie! Jak już jesteśmy przy temacie - zaśmiał się ponownie, a to nie wróżyło nic dobrego. - Wpisz sobie na Youtubie Bruella - i wybuchł śmiechem na dobre. Czy tylko jak nie byłam dziś w nastroju na takie śmiechawy?

- Wolę nie...

Super, już mamy swoich fanów... Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to takie irytujace.

- Dobra, leć do niego. Trzymaj się, mała! Kocham Cię!

- Hej, ja Ciebie też.

Rozłączyłam się i wróciłam do moich towarzyszy. Zauważyłam jak kilka dziewczyn robi sobie zdjęcie z chłopakiem, a Hope wynajmowały jako fotografa. Zaraz jeszcze wyjdzie na to, że Mars zdradza mnie z moją przyjaciółką. Boże, o czym ja dzisiaj gadam?

Dziewczyny z piskiem zachwycenia odeszły od naszego stolika. Kątem oka widziałam kelnerkę, zbliżającą się do nas z dwiema pizzami. Miałam szczerą nadzieję, że to dla nas, bo umierałam z głodu. Dlaczego na najlepszą pizzę w tym mieście czeka się ponad godzinę?

***

- Świetna! - rzekł Bruno, po czym wytarł sobie usta chusteczką. - Musimy tu przychodzić częściej.

- A nie mówiłam? - odezwała się Hope. - Dlatego to moje ulubione centrum handlowe. - Smakowało Ci, Stella? - spojrzała na mnie. 

Zjadłam chyba więcej, niż oni razem wzięci.

- Ty serio pytasz? - opowiedziałam pytaniem na pytanie, wskazując przy tym pusty talerz przede mną.

Kilka minut później Bruno odwoził nas pod dom Hope. Siedziałam obok niego, ciesząc się tym, że ma w samochodzie podgrzewane siedzenia. Pomimo, że ten dzisiejszy wypad był bardziej na spontanie nie żałuję, że ruszyłam tyłek z kanapy. Miło spędziłam ten czas i mam wrażenie, że Hope też nieźle się bawiła. 

- Zaraz przyjdę, Hope - rzuciłam do niej, gdy brunetka otwierała drzwi wejściowe. Przytaknęła na moje słowa i weszła do środka, a ja odwróciłam się do chłopaka.

- Dzięki za dzisiaj - odezwał się. 

- To ja dziękuję, świetnie się bawiłam. Jak i przez resztę dni - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. - A właśnie, zapomniałabym. Jeśli chodzi o Jessicę...

- Nie musisz się nią martwić - przerwał mi. - Pogadam z nią.

- Właśnie chciałam Cię prosić, abyś tego nie robił. - Zrobił zdziwioną minę. - Nic takiego się nie stało. Nie chcę mieć z nią bardziej na pieńku.

Gdyby Hope tutaj stała, zapewne zaśmiałaby mi się prosto w twarz. Miałam gdzieś tą pannę, przyznam. I nie za bardzo obchodziło mnie to czy będziemy sobie skakać do gardeł, czy tańczyć razem na imprezach. Miałam na to kompletnie wylane. Jak dla mnie możemy nawet licytować się na czarnym rynku. 

- Jesteś pewna? - zapytał, nie do końca przekonany moimi słowami. 

- Tak, jasne - odparłam z uśmiechem, aby stłumić kłamstwo. 

- W taki razie, w porządku - odwzajemnij uśmiech i zamknął mnie w szczelnym uścisku. Objęłam rękoma jego kark i wdychałam przez moment zapach jego perfum. Miał dobry gust. Gdy się od siebie odsunęliśmy uraczył mnie czułym pocałunkiem i mrugnął. 

- Dobranoc, Stell - szepnął.

- Dobranoc, Peter - odparłam, na co zaśmiał się uroczo.

Chcę w swoim życiu więcej takich dni. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro