Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Obudziłam się cała w skowronkach. Wstałam z łóżka i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam się i zeszłam na śniadanie.

Hope☠💝: Będę za 20 minut.

Przeczytałam, kiedy wróciłam już do pokoju i zaczęłam pakować ubrania, które Hope wywaliła z mojej walizki.
Chwilę potem stałam już wymeldowana pod wjazdem do hotelu i wypatrywałam przyjaciółki.

*************

Hope pojechała do McDolanda i zamówiła w okienku lody i kręcone frytki dla siebie, a mi wzięła shake'a czekoladowego.
- Mam dla Ciebie niespodziankę w domu - powiedziała z uśmiechem.
- Doprawdy? - zapytałam teatralnie. - Zdechła ryba, czy szmata do podłogi? - zaśmiała się.
- Nic z tych rzeczy - rzekła, a ja zrobiłam zdziwioną minę. Żadnego innego prezentu się od niej nie spodziewałam. - Pamiętasz, jak mówiłaś, że podoba ci się strasznie jedna bransoletka z tego sklepu niedaleko mojego domu?
Ona żartuje!? Za tą bransoletkę oddałabym moje wszystkie oszczędności! I w sumie miałam to zrobić, ale dowiedziałam się o koncercie. Wybór był oczywisty.
- Taaak - powiedziałam podekscytowana.
- Kupiłam ci tort z barwników "Mars" w cukierni obok jubilera - uśmiechnęła się do mnie niewinnie, a ja miałem ochotę ją udusić
- Zabiję cie... Ale w sumie mogłam się po tobie tego spodziewać.
- Myślałam, że zorientujesz się trochę wcześniej - zaśmiała się.
Resztę drogi przebyłyśmy w ciszy. Kiedy weszliśmy do domu, Hope rzuciła się na kanapę i włączyła telewizor. W czasie kiedy ona skakała po kanałach, ja poszłam powiesić sukienkę do szafy, a buty położyłam przy wejściu. Następnie wzięłam dwa kubki z mrożoną kawą, którą dziewczyna przygotowała wcześniej i usiadłam obok niej. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk muzyki, rozpoczynającej program plotkarski. Przewróciłam oczami i położyłam się na kolanach Hope.
- Na prawdę chcesz to oglądać?
- Tak! Może będą coś mówić o Nicku Robinsonie! - powiedziała podekscytowana i schowała przede mną pilota.
- Niech ci będzie... - zaśmiałam się.
Oglądaliśmy to już kilka minut i jakoś nic mnie tam zbytnio nie zainteresowało. Nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie Marsa. Usiadłam szybko i wlepiłam wzrok w telewizor.
- "Bruno Mars przyłapany na gorącym pocałunku z czarującą blondynką. Czy piosenkarz puścił już w niepamięć rozstanie z Jessicą Caban? Kim jest tajemniczą piękność?"
- Co!? Dlaczego ty mi kurwa nie mówisz o takich rzeczach, pieprzona cholero!?- krzyknęła do mnie i wstała, stając przede mną. Ja jednak tylko siedziałam tak jak siedziałam z otwartą buzią. Po chwili popatrzyłam na nią z uśmiechem.
- Nazwali mnie piękną, tajemniczą i czarującą - powiedziałam szczęśliwa jak dziecko.
- Czyli to teraz Ty i Bruno będziecie głównym tematem rozmów w klubie? - zaśmiała się, ale zaraz potem na twarz wrócił zły grymas. - A teraz się tłumacz! Dlaczego mi nie powiedziałaś!?
- Po porostu nie chciałam, żeby ktoś wiedział.
- Okey... - dodała i wzięła łyk kawy.
Serio nie mają nic lepszego do pokazania w tym programie? Mogli by już wymyślić coś z Leonardo DiCaprio, albo Adele...

**********

Pod wieczór zaczęliśmy się powoli zbierać do wyjścia. Wcześniej napisałam wiadomość do Bruno, że będziemy o 20:30 pod wejściem. Do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi, ale stwierdziłam, że nie będę się tym przejmować. W końcu na pewno ma teraz dużo spraw na głowie.
- Gotowa? - spytała Hope, schodząc na dół.
- Od jakiś dwudziestu minut... - powiedziałam, spoglądając na złoty zegarek, który miałam na nadgarstku. - Musimy się spieszyć, jeśli chcemy zdążyć na czas. Nie chcę się spóźnić.
Otworzyłam drzwi i wyszłam, po czym sprawdziłam czy mam wszystko w torebce.
- Nie dziwię ci się. Też bym nie chciała, żeby mój nowy chłopak na mnie czekał - rzekła i ominęła mnie pewnym krokiem.
Zostawiłam to bez komentarza. Szybkim krokiem doszłyśmy na miejsce w 15 minut. Przed wejściem stał napakowany ochroniarz z mnóstwem tatuaży na rękach i uspokajał tłum ludzi, chcących wejść do środka. Ustawiłyśmy się obok nich, ale po paru minutach bezczynnego stania w kolejce, która nie posuwa się do przodu, Hope podeszła do faceta i uśmiechnęła się. Jak na wariatkę przystało.
- Dzień dobry. Jesteśmy od Bruno Marsa - powiedziała pewna, że paker wpuści nas do klubu. Jednak ku jej zdziwieniu, on zaśmiał się szyderczo i wskazał dużą grupę dziewczyn kilka metrów dalej, pilnowanych przez innych trzech ochroniarzy.
- Tak, one też - odpowiedział. Odciągnęłam ją od niego i odeszłam dwa kroki dalej.
- Zwariowałaś? - odparłam. - Bruno mi powiedział, że nas tam wprowadzi. Musimy tylko chwilę poczekać.
- Tak, jasne. Gdyby to była prawda, to byłby tu kilka minut temu.
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 20:34. Jesteśmy tutaj od ponad 10 minut, więc na pewno nie stwierdził, że zmieniliśmy zdanie. Niestety moja przyjaciółka ma ograniczoną cierpliwość, która kończy się po 5 minutach nudy.
- Nie przesadzaj. Nie wymagaj od niego przychodzenia na czas jak w zegarku.
Ochroniarz patrzył na nas jak na idiotki. I jak mu się dziwić?
Minęło 30 minut, jego wciąż nie było. Zaczęłam się martwić i zastanawiać czy aby na pewno wysłałam tego SMS-a.
Tak. Dostarczony.
- Mam dość. Idę do domu! - krzyknęła Hope, ale zatrzymałam ją. Chwyciłam za jej nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę.
- A może będzie tam Nick Robinson? - powiedziałam z nadzieją, że zatrzymam ją tutaj.
- Cóż, nie dowiem się, bo nie wejdę do środka!
- Hej, Stella! - usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Wejdziesz - szepnęłam do przyjaciółki i odwróciłam się. W wejściu do klubu stał Bruno. Podeszłam do niego z uśmiechem.
- Hej - odpowiedziałam.
- Bardzo cię przepraszam. Miałem mały problem z organizacją i nie dałem rady się wyrwać - rzekł i pocałował mnie w policzek. - Strasznie mi przykro, że musiałyście tyle czekać - dodał. Przyznam, że nie potrafię się na niego gniewać.
- Nie ma sprawy, nie przejmuj się tym - odparłam. Brunet zaprosił nas do środka, a ochroniarz patrzył nas, nie wierząc w to co się dzieje. Ja sama w to nie wierzę.
Po wejściu do klubu, mężczyzna w czarnej marynarce otworzył przed nami jedne z drzwi, prowadzące do głównej sali. Był tam ogromny bar, parę stolików i scena, na której zapewne niedługo pojawi się Mars.
- Proszę, tu jest wolny stolik - powiedział, prowadząc nas do niego. - Zaraz wracam.
Hope popatrzyła na mnie dziwnie.
- Co? - zapytałam zmieszana.
- Ostrzegam, że jak zaczniecie się obściskiwać to wracam do domu.
Chciałam w pierwszej chwili temu zaprzeczyć, ale dziewczyna zaczynała mi powoli działać na nerwy.
- Przynajmniej nie będziesz nam przeszkadzać - odparłam i położyłam torebkę na stole, Hope tylko przewróciła oczami.
Nagle Bruno postawił przed nami dwa drinki z ananasem.
- To w ramach rekompensaty - powiedział i uśmiechnął się do mnie uroczo. Zrobiłam to samo, kiedy poczułam jak łapie mnie za dłoń.
- Dziękuję - odparłam razem z Hope.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro