VII
Obudziłam się cała w skowronkach. Wstałam z łóżka i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam się i zeszłam na śniadanie.
Hope☠💝: Będę za 20 minut.
Przeczytałam, kiedy wróciłam już do pokoju i zaczęłam pakować ubrania, które Hope wywaliła z mojej walizki.
Chwilę potem stałam już wymeldowana pod wjazdem do hotelu i wypatrywałam przyjaciółki.
*************
Hope pojechała do McDolanda i zamówiła w okienku lody i kręcone frytki dla siebie, a mi wzięła shake'a czekoladowego.
- Mam dla Ciebie niespodziankę w domu - powiedziała z uśmiechem.
- Doprawdy? - zapytałam teatralnie. - Zdechła ryba, czy szmata do podłogi? - zaśmiała się.
- Nic z tych rzeczy - rzekła, a ja zrobiłam zdziwioną minę. Żadnego innego prezentu się od niej nie spodziewałam. - Pamiętasz, jak mówiłaś, że podoba ci się strasznie jedna bransoletka z tego sklepu niedaleko mojego domu?
Ona żartuje!? Za tą bransoletkę oddałabym moje wszystkie oszczędności! I w sumie miałam to zrobić, ale dowiedziałam się o koncercie. Wybór był oczywisty.
- Taaak - powiedziałam podekscytowana.
- Kupiłam ci tort z barwników "Mars" w cukierni obok jubilera - uśmiechnęła się do mnie niewinnie, a ja miałem ochotę ją udusić
- Zabiję cie... Ale w sumie mogłam się po tobie tego spodziewać.
- Myślałam, że zorientujesz się trochę wcześniej - zaśmiała się.
Resztę drogi przebyłyśmy w ciszy. Kiedy weszliśmy do domu, Hope rzuciła się na kanapę i włączyła telewizor. W czasie kiedy ona skakała po kanałach, ja poszłam powiesić sukienkę do szafy, a buty położyłam przy wejściu. Następnie wzięłam dwa kubki z mrożoną kawą, którą dziewczyna przygotowała wcześniej i usiadłam obok niej. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk muzyki, rozpoczynającej program plotkarski. Przewróciłam oczami i położyłam się na kolanach Hope.
- Na prawdę chcesz to oglądać?
- Tak! Może będą coś mówić o Nicku Robinsonie! - powiedziała podekscytowana i schowała przede mną pilota.
- Niech ci będzie... - zaśmiałam się.
Oglądaliśmy to już kilka minut i jakoś nic mnie tam zbytnio nie zainteresowało. Nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie Marsa. Usiadłam szybko i wlepiłam wzrok w telewizor.
- "Bruno Mars przyłapany na gorącym pocałunku z czarującą blondynką. Czy piosenkarz puścił już w niepamięć rozstanie z Jessicą Caban? Kim jest tajemniczą piękność?"
- Co!? Dlaczego ty mi kurwa nie mówisz o takich rzeczach, pieprzona cholero!?- krzyknęła do mnie i wstała, stając przede mną. Ja jednak tylko siedziałam tak jak siedziałam z otwartą buzią. Po chwili popatrzyłam na nią z uśmiechem.
- Nazwali mnie piękną, tajemniczą i czarującą - powiedziałam szczęśliwa jak dziecko.
- Czyli to teraz Ty i Bruno będziecie głównym tematem rozmów w klubie? - zaśmiała się, ale zaraz potem na twarz wrócił zły grymas. - A teraz się tłumacz! Dlaczego mi nie powiedziałaś!?
- Po porostu nie chciałam, żeby ktoś wiedział.
- Okey... - dodała i wzięła łyk kawy.
Serio nie mają nic lepszego do pokazania w tym programie? Mogli by już wymyślić coś z Leonardo DiCaprio, albo Adele...
**********
Pod wieczór zaczęliśmy się powoli zbierać do wyjścia. Wcześniej napisałam wiadomość do Bruno, że będziemy o 20:30 pod wejściem. Do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi, ale stwierdziłam, że nie będę się tym przejmować. W końcu na pewno ma teraz dużo spraw na głowie.
- Gotowa? - spytała Hope, schodząc na dół.
- Od jakiś dwudziestu minut... - powiedziałam, spoglądając na złoty zegarek, który miałam na nadgarstku. - Musimy się spieszyć, jeśli chcemy zdążyć na czas. Nie chcę się spóźnić.
Otworzyłam drzwi i wyszłam, po czym sprawdziłam czy mam wszystko w torebce.
- Nie dziwię ci się. Też bym nie chciała, żeby mój nowy chłopak na mnie czekał - rzekła i ominęła mnie pewnym krokiem.
Zostawiłam to bez komentarza. Szybkim krokiem doszłyśmy na miejsce w 15 minut. Przed wejściem stał napakowany ochroniarz z mnóstwem tatuaży na rękach i uspokajał tłum ludzi, chcących wejść do środka. Ustawiłyśmy się obok nich, ale po paru minutach bezczynnego stania w kolejce, która nie posuwa się do przodu, Hope podeszła do faceta i uśmiechnęła się. Jak na wariatkę przystało.
- Dzień dobry. Jesteśmy od Bruno Marsa - powiedziała pewna, że paker wpuści nas do klubu. Jednak ku jej zdziwieniu, on zaśmiał się szyderczo i wskazał dużą grupę dziewczyn kilka metrów dalej, pilnowanych przez innych trzech ochroniarzy.
- Tak, one też - odpowiedział. Odciągnęłam ją od niego i odeszłam dwa kroki dalej.
- Zwariowałaś? - odparłam. - Bruno mi powiedział, że nas tam wprowadzi. Musimy tylko chwilę poczekać.
- Tak, jasne. Gdyby to była prawda, to byłby tu kilka minut temu.
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 20:34. Jesteśmy tutaj od ponad 10 minut, więc na pewno nie stwierdził, że zmieniliśmy zdanie. Niestety moja przyjaciółka ma ograniczoną cierpliwość, która kończy się po 5 minutach nudy.
- Nie przesadzaj. Nie wymagaj od niego przychodzenia na czas jak w zegarku.
Ochroniarz patrzył na nas jak na idiotki. I jak mu się dziwić?
Minęło 30 minut, jego wciąż nie było. Zaczęłam się martwić i zastanawiać czy aby na pewno wysłałam tego SMS-a.
Tak. Dostarczony.
- Mam dość. Idę do domu! - krzyknęła Hope, ale zatrzymałam ją. Chwyciłam za jej nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę.
- A może będzie tam Nick Robinson? - powiedziałam z nadzieją, że zatrzymam ją tutaj.
- Cóż, nie dowiem się, bo nie wejdę do środka!
- Hej, Stella! - usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Wejdziesz - szepnęłam do przyjaciółki i odwróciłam się. W wejściu do klubu stał Bruno. Podeszłam do niego z uśmiechem.
- Hej - odpowiedziałam.
- Bardzo cię przepraszam. Miałem mały problem z organizacją i nie dałem rady się wyrwać - rzekł i pocałował mnie w policzek. - Strasznie mi przykro, że musiałyście tyle czekać - dodał. Przyznam, że nie potrafię się na niego gniewać.
- Nie ma sprawy, nie przejmuj się tym - odparłam. Brunet zaprosił nas do środka, a ochroniarz patrzył nas, nie wierząc w to co się dzieje. Ja sama w to nie wierzę.
Po wejściu do klubu, mężczyzna w czarnej marynarce otworzył przed nami jedne z drzwi, prowadzące do głównej sali. Był tam ogromny bar, parę stolików i scena, na której zapewne niedługo pojawi się Mars.
- Proszę, tu jest wolny stolik - powiedział, prowadząc nas do niego. - Zaraz wracam.
Hope popatrzyła na mnie dziwnie.
- Co? - zapytałam zmieszana.
- Ostrzegam, że jak zaczniecie się obściskiwać to wracam do domu.
Chciałam w pierwszej chwili temu zaprzeczyć, ale dziewczyna zaczynała mi powoli działać na nerwy.
- Przynajmniej nie będziesz nam przeszkadzać - odparłam i położyłam torebkę na stole, Hope tylko przewróciła oczami.
Nagle Bruno postawił przed nami dwa drinki z ananasem.
- To w ramach rekompensaty - powiedział i uśmiechnął się do mnie uroczo. Zrobiłam to samo, kiedy poczułam jak łapie mnie za dłoń.
- Dziękuję - odparłam razem z Hope.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro