Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Doszliśmy do restauracji po dwudziestu minutach spokojnego marszu. Budynek był przystrojony w ciemnoczerwone meble i dodatki. Przez wielkie okna widziałam ściany z czerwonej cegły, ciemną podłogę, oświetloną przez lampki zamocowane w listwach. Na świecącym szyldzie widniał napis "Heaven". Przypadek? Po wejściu Bruno podszedł do kelnerki i poinformował ją o rezerwacji.

- Pan Hernandez? Tak, mamy taką rezerwację. Proszę za mną - powiedziała i ruszyła w głąb stolików. - Oto państwa stolik.

Bruno odsunął moje krzesło, a kiedy usiadłam uśmiechał się i zajął swoje miejsce.

- Podoba ci się? - zapytał.

- Tak. Tutaj jest wspaniale - odpowiedziałam. Po chwili kelner przyniósł nam karty. Głupio mi było się przyznać, że nie znałam ponad połowy dań, więc zdecydowałam się na grilowanego kurczaka z sałatką i wodę.

Bruno natomiast zamówił krwistego steka z jakimiś dodatkami. Oprócz tego zamówił dla nas jeszcze po lampce czerwonego wina. Kelnerka skinęła głową i odeszła. Popatrzyłam na mężczyznę siedzącego na przeciwko dalej nie wierząc, że naprawdę siedzę w restauracji z Bruno. Błagam, żebym tylko nie dostała ataku fangirlu...

- Jak mam cię nazywać? - zapytałam, a Mars popatrzył na mnie niezrozumiale. - No w sensie czy mam do ciebie mówić Bruno czy Peter... - wyjaśniłam. Chłopak uśmiechnął się szeroko.

- Bruno. W sumie to tylko moja mama mówi do mnie Peter, ale teraz zrobiło się to dziwne. Pamiętam jak kiedyś mnie zawołała po imieniu, a ja zastanawiałem się o kogo jej chodzi - zaśmialiśmy się.

- Nie brakuje ci prawdziwego imienia? Ja bym chyba nigdy się nie przyzwyczaiła.

- Nawet nie - rzekł w momencie, gdy kelnerka podała nam nasze zamówienie. Szczerze? Kiedy zobaczyłam swoją porcję myślałam, że zejdę.

- Ja mam to zjeść? - szepnęłam i popatrzyłam na niego z lekkim przerażeniem. Jako odpowiedź usłyszałam śmiech Marsa.

- Wierzę w ciebie.

- Szkoda, że ja w siebie nie - i znów do moich uszu dobiegł ten cudny śmiech. Zaczęliśmy jeść, a w tedy z głośników w restauracji popłynęło "Locked Out Of Heaven". O ironio. Popatrzyłam na bruneta, który zaczął podśpiewywać, spoglądając na mnie.

"Never had much faith in love or miracles Ooh!Never wanna put my heart on denyOoh!But swimming in your world is something spiritual...

...'Cause you make me feel like I've been locked out of heaven..."

- Dlaczego musisz tak pięknie śpiewać? To nie sprawiedliwe, bo ja nawet w dźwięk nie trafiam - powiedziałam, gdy skończył.

- Dla pięknych widoków trzeba pięknie śpiewać - odparł z uniesionymi koncikami ust. Rozejrzałam się po restauracji, po czym znów spojrzałam w te nieziemskie oczy.

- Fakt, ta brunetka dwa stoliki dalej jest naprawdę bardzo ładna.

- Mówiłem o tobie - poczułam jak moje policzki zalewa rumieniec, więc zakryłam je włosami.

- Nie rób tak - powiedział zabierając mi włosy z twarzy. - Ślicznie wyglądasz, gdy się rumienisz.

- Przestań bo zaraz będę czerwona jak jakiś rak czy coś...

- Lubię raki - zaśmiał się, a ja razem z nim. Następna godzina minęła nam na rozmowach o tak naprawdę niczym. Nie sądziłam, że będę w stanie tak normalnie rozmawiać z idolem. I o dziwo nawet wcisnęłam w siebie tego pysznego kurczaka.

- Chcesz coś jeszcze? - zapytał Bruno.

- Nic więcej już nie zmieszczę. Chodźmy się przejść, co ty na to? - uniosłam brwi.

- Nawet mam pomysł gdzie! - wyszczerzył się. - Czy mogę prosić rachunek? - rzekł gdy kelnerka przechodziła niedaleko nas. Potem wrócił wzrokiem na moją twarz i znów się wyszczerzył.

- Powiesz mi gdzie pójdziemy?

- Nie - przewróciłam oczami. - Powiedzmy, że zrobię ci niespodziankę.Po minucie przyszła kelnerka z naszym rachunkiem, znajdującym się w skórzanym etui. Na wierzchu wytłoczone było logo firmy. Brunet zaczął wyciągać z portfela banknoty, co po chwili zrobiłam też ja. Bruno popatrzył na mnie ze zdziwieniem .

- Co ty robisz?! - w jego głosie dało się słyszeć zdezorientowanie.

- Płacę za siebie - odpowiedziałam spokojnie.

- Nie ma mowy! Ja cię tutaj zaprosiłem, więc ja płacę. Nigdy nie byłaś na randce? - na ostatnie słowo moje oczy zrobiły się wielkości piłeczek do ping-ponga. - Znaczy... - podrapał się po karku. - No... Ten tego... - nigdy bym nie pomyślała, że ktoś taki jak on może czuć się zażenowany. W końcu machnął dłonią. - Nie ważne. Ja płacę i koniec kropka.

*****

W końcu jest! Wena po koncercie robi swoje ;* Mamy do was małe pytanko ;) Chciałybyście, żebyśmy dodały do tej książki relację z koncertu Bruno? Jakieś zdjęcia, czy coś w tym stylu, skrót? Dajcie znać w komentarzach <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro