Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

trzy



                 ZAMARŁAM W MIEJSCU.

— jak tam brzoskwinie? — spytała prissy, nucąc pod nosem do piosenki lecącej w radiu.

— p-pyszne — wydukałam, posyłając jej niewinny uśmiech.

dziewczyna podniosła wzrok znad swoich paznokci i prychnęła.

— oczywiście, że są pyszne. są z farmy gilberta. och, przy okazji, jaki był? wymarzony chłopak?

— ja... — zaczęłam.

— nie, on nigdy nie polubi takiej służącej jak ty. jakby zareagował, gdyby zobaczył cię jako służącą?

czekała na moją odpowiedź.

powinnam skłamać, że powiedziałam mu, iż jestem jedynie gościem?

— życzył mi miłego dnia i odszedł — odparłam cicho.

— naprawdę? wow — powiedziała sarkastycznie. — podoba się mojej przyjaciółce, ruby, już od trzech lat, zaklepała go. nie możesz z nim rozmawiać, bo on nigdy nie polubi takiej brzydkiej, blondyny służącej.

moje oczy bolały od powstrzymywania łez i z całych sił starałam się nie odszczeknąć, ale nie dałam rady.

— skoro podoba się jej od trzech lat, a gilbert nadal nie wyraził swojego zainteresowania, to dlaczego nadal się stara?! najwidoczniej ona nie podoba się jemu! — krzyknęłam.

prissy zaskoczona zmarszczyła brwi i zaczęła płakać.

nie byłam pewna, czy był dobry pomysł, bo nagle po schodach zszedł billy.

— prissy? co się stało? — spytał, patrząc na mnie.

— nazwała mnie brzydką blondyną z obrzydliwymi oczami! — skłamała.

skłamała tylko po to, żebym miała problemy.

— nie! uważam, że zielone oczy są przepiękne! mogłabym oddać całe moje życie za twoje oczy!

— brzydka blondyna z obrzydliwymi oczami — powtórzył wściekle billy i powoli odwrócił się do mnie.

— ukradła gilberta blythe'a ruby, jest złodziejką chłopaków! — zawołała blondynka.

nagle poczułam tępy ból w policzku, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić.

wtedy karolina weszła do pokoju.

— och, może damy naszej cudownej karolince mały prezent, skoro nigdy ich nie dostaje? — zaśmiał się i mocno złapał moją siostrą. — ostatnio, kiedy sprawdzałem, służące nie powinny odpowiadać. prawda, karolino?

łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, kapiąc na brązową sukienkę.

— nie, nie karolina! — krzyknęłam, próbując odsunąć ją od billy'ego.

chłopak mocno uderzył mnie w brzuch, przez co musiałam się od niego odsunąć.

— zostań tam — rozkazał.

— karolino, twoja siostra popełniła wiele zbrodni, ale jest bardzo zraniona. to ja jestem tym dobrym, prawda? — spytał niewinnie.

dziewczynka powoli skinęła głową.

— karolina... — odetchnęłam.

— nie będziemy ranić jej jeszcze bardziej. jednakże teraz musimy zranić kogoś innego. — prissy zaśmiała się.

nagle billy popchnął karolinę na podłogę i kopnął ją w żebra.

dziewczynka pisnęła, zaczynając płakać.

następnie dwa razy uderzył ją w twarz.

ja zaś podbiegłam do siostry i objęłam ją ramionami, mocno ściskając jej ciało.

billy zaczął się śmiać, kiedy uderzył mnie w ramię.

karolina cicho płakała, mając twarz wciśniętą w moją klatkę piersiową.

cicho zaczęłam jej śpiewać.

jutro słońce znowu wzejdzie, więc musisz poczekać — mówiłam cicho, by ją uspokoić.

ale nagle zaczęła się trząść.

miała atak padaczki.

cholera.

— co się tutaj dzieje? — krzyknęła pani andrews, zbiegając po schodach.

billy natychmiast wstał, żeby jego matka mogła zobaczyć karolinę.

— och, dziecko! to jest dusza nieczysta! — wrzasnęła. — żądam, żeby przestała!

— proszę pani, ona ma atak padaczki. to normalne, jest tak co miesiąc. — próbowałam bronić siostrę.

— to opętane dziecko nie może mieszkać pod moim dachem!

— pani andrews...

— nie. jutro sprzedaję karolinę i nie ma mowy, żebym zmieniła zdanie!

moje serce przyspieszyło.

— nie, nie, nie, pani andrews, jesteśmy rodzeństwem! nie może pani tego zrobić!

— przestań gadać, blondyno, bo inaczej wyślę cię do sierocińca!

— Karolina zostaje ze mną i koniec!

— mówiłem, że ma problem z pyskowaniem.

— idź do swojego pokoju, billy — rozkazała kobieta. — karoliny już tutaj nie będzie. jest klątwą dla nas wszystkich.

pokręciła głową z obrzydzeniem.

pobiegłam na górę, nadal trzymając karolinę w ramionach, a następnie usiadłam w kącie obok okna.

siostra oparła się o moje ramię i zaczęła ssać kciuk.

— możemy stąd uciec, karolino. i może, tylko może, znowu zobaczymy tego uroczego chłopaka, gilberta — szepnęłam, a z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez.

uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego imienia.

— tak, jego. gilberta. czyż nie był uroczy? — zaśmiałam się przez łzy.

wyjrzałam przez okno, wpatrując się w nagie drzewa.

już prawie była zima i nie mogłam sobie wyobrazić karoliny samej w tak zimne noce.

mocno ją przytuliłam i powiedziałam, że wszystko będzie w porządku.

— karolino, jutro z tobą ucieknę. musisz tylko poczekać. słońce jest naszą przyjaciółką, pamiętasz? księżyc również. poprowadzą nas. nie obchodzi mnie to, gdzie będę, dopóki będę z tobą — oznajmiłam, opierając swoją głowę na czubku jej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro