osiemnaście
obudziłam się w nieznajomym mi miejscu. szybko spróbowałam podskoczyć, ale moje obolałe ciało mnie powstrzymało i upadłam na ziemię z głośnym trzaskiem.
jęknęłam i spróbowałam się podnieść.
jednak zanim nawet zdążyłam podnieść ramiona, drzwi otworzyły się, ukazując około sześćdziesięcioletnią kobietę.
— dziecko, och, wielkie nieba. wróć do łóżka, proszę! musisz odpoczywać — zawołała, ostrożnie pomagając mi ponownie się położyć.
— przepraszam panią, ale gdzie jestem i jak długo spałam?
— byłaś w sądzie i... zostałaś oznaczona. znęcali się nad tobą, drogie dziecko. udało mi się cię stamtąd zabrać, dzięki pewnemu chłopcu.
gilbert. to musiał być gilbert. ta postać, którą widziałam w tłumie... to on.
— spałaś prawie przez dwa dni — powiedziała staruszka i już podniosła swoją świeczkę, by wyjść, ale ją zatrzymałam.
— dziękuję.
posłała mi uśmiech i wyszła na korytarz.
następnego dnia powiedziano mi, że wrócę do domu andrewsów i dokładnie tak się stało. dla nich wszystko wydawało się normalnie. zachowywali się, jakby nic nie zaszło, ale żadne z nich nawet na mnie nie patrzyło od wydarzenia w sądzie.
nadal miałam te same przywileje, ale wyglądało na to, że nikt nie chciał ze mną rozmawiać, zupełnie jakby odczuwali jakiś rodzaj poczucia winy. szczególnie billy wyglądał okropnie. naprawdę nie wiem dlaczego.
dzisiaj pozwolono mi wyjść na dziesięć minut. tym razem ustawili dzwonek, by informował wszystkich, kiedy mój czas się skończy.
wyszłam na zewnątrz i złapałam za rower. dali mi nowy, ale wcale nie był nowy ani czysty.
wyjechałam, ale zamiast do lasu, skręciłam w prawo, by zobaczyć, gdzie mogę dojechać.
nie wiedziałam, że właśnie znalazłam skrót do jego domu.
na początku tego nie zauważyłam i myślałam, że to tylko jakaś farma i dom, ale kiedy tylko się zbliżyłam, zobaczyłam te same chwasty, tę samą stodołę.
moje oczy rozszerzyły się, gdy spojrzałam w okno i ujrzałam jego twarz. to naprawdę był gilbert. rozchylił usta, a ja szybko położyłam stopy na pedałach i zaczęłam zawracać, gdy on wybiegł przez drzwi.
— rosa, czekaj! — poprosił.
niestety, rower nie pojechał zbyt daleko i dziwnie się zatrzymał. jęknęłam, uderzając stopą o ziemię.
— głupi śmieć! — krzyknęłam, rzucając pojazdem o drzewo.
usłyszałam zbliżające się do mnie kroki, które zatrzymały się tuż za mną.
ręka gilberta dotknęła mojego nadgarstka, na którym zostało wypalone oznaczenie, a ja syknęłam. natychmiast się odsunął, ale kątem oka ponownie zauważyłam jego dłoń. sięgnął w kierunku opuszek moich palców i delikatnie mnie obrócił. brunet przenosił spojrzenie z moich oczu do mojego nadgarstka. naznaczenie. uniósł moją rękę na poziom jego oczu i zaczął się mu przyglądać.
— co robisz? — zapytałam.
nic nie odpowiedział i puścił moje ramię.
— n? co to oznacza? — zapytał cicho.
— ma znaczyć „niezważanie". próbuję nie zważać na ciebie, gdybyś nie zauważył.
wskoczyłam na rower, ale on się rozwalił.
— ugh! — krzyknęłam i kopnęłam go. usłyszałam, jak gilbert chichocze za mną.
odwróciłam się, kiedy brunet popatrzył na mnie w dół z uśmiechem.
— co...? przestań. przestań robić taką minę.
— jaką minę?
— taką, przez którą chcę cię uderzyć —- powiedziałam, patrząc wszędzie, tylko nie na jego piękną twarz... którą chciałam uderzyć za bycie tak cudownie piękną.
— tę... minę? — zapytał powoli, pokazując na swoją twarz.
podniosłam wzrok i zobaczyłam jego delikatny uśmiech.
— okej, na poważnie, roso... — moje imię na jego języku brzmiało, jakby powtarzał je od lat. - przepraszam.
podszedł do mnie. patrzył mi prosto w oczy, próbując przekazać, że mówi szczerze, ale nie mogłam mu tak po prostu wybaczyć. to przez niego to wszystko się zaczęło. żałuję, że go poznałam.
— wcale nie. — mrugnęłam i odwróciłam się, by wrócić do domu, którego nie powinnam nazywać domem, moim rowerem.
— co muszę zrobić, żeby ci to udowodnić? — spytał zdesperowany. zatrzymałam się.
— co muszę zrobić, żeby udowodnić ci, że nie chcę z tobą rozmawiać? to przez ciebie karolina umarła, to przez ciebie zostałam oznaczona, to przez ciebie zostałam złapana, to przez ciebie zostałam pobita i zgwałcona! odkąd tylko cię poznałam, moje życie jest coraz gorsze!
gilbert zatrzymał się i popatrzył na mnie zszokowany.
— zostałaś z-zg... — wyjąkał.
— zgwałcona — powtórzyłam oschle i wróciłam spojrzeniem do roweru, by dać mu znać, że zaraz odjadę. — dobrze, gilbert, cóż...
kiedy się odwróciłam, gilbert był tuż za mną i szybko położył rękę z tyłu mojej głowy, następnie złączając nasze usta.
naprawdę chciałam to kontynuować, ale moje serce wiedziało, że nie był tym jedynym. nie mogę mu wybaczyć.
odepchnęłam go z całej siły, a on natychmiast posłuchał.
— p-przepraszam, nie chciałem... ja nie, ja nie myślałem, rosa... — wymamrotał. — j-ja... kocham cię.
popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. widziałam ból w jego brązowych oczach.
— tak? w takim razie uszanuj moją prośbę i trzymaj się z daleka — powiedziałam.
tymi słowami złamałam niewinne serce gilberta blythe'a w mniej niż dwie sekundy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro