Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

jedenaście


                NAPRAWDĘ ŻAŁOWAŁAM, że nie zapytałam jerry'ego, czy mogę zostać na noc.

minęło dobre dwadzieścia godzin odkąd pani barry się ze mną pożegnała.

przez całą noc chodziłam i zostało mi tylko piętnaście dolarów oraz dwa jabłka.

musiałam szybko i bezpiecznie znaleźć schronienie.

kiedy myślałam, wpadłam na wysoki słup z przyklejoną do niego kartką.

zaginęła służąca.
imię: rosa
wiek: 15
opis: blond włosy, niebieskie oczy, 155 cm
w wypadku znalezienia, zwrócić do REZYDENCJI RODZINY ANDREWS

nie jestem jakimś psem.

krzyknęłam, pozwalając sobie pozbyć się całego stresu i zerwałam kartkę, mnąc ją w kulkę.

pozwoliłam łzom płynąć, ale nagle zauważyłam żołnierza.

pobiegłam za krzak i schowałam się za nim, modląc, by mnie zauważył moich jasnoniebieskich oczu i wręcz oślepiających blond włosów, które są aż zbyt zauważalne i ciężkie do przegapienia.

niedługo później za nim pojawił się kolejny żołnierz i kolejny.

ludzie dowiedzą się, jak wyglądam i zobaczą ogłoszenia o zaginięciu. jak mam znaleźć dom?

zaczęłam szlochać, tęskniąc za prawdziwym łóżkiem i jedzeniem. nie powinnam była uciekać.

już jest za późno.

nagle poczułam, jak na moich ramionach lądują duże dłonie i szybko mnie obracają. trochę zbyt mocno.

o nie.

— rosa! — usłyszałam jego głos.

zaczynało się robić ciemno, więc nie widziałam dokładnie, kto to był, ale kiedy tylko słońce mocniej zaświeciło, od razu go rozpoznałam.

— gilbert.

— um, wszystko w porządku?

— uch, um, ja... chyba muszę usiąść.

— tak, oczywiście.

poszliśmy za opuszczony dom, upewniając się, że nikt mnie nie zauważył i usiedliśmy twarzą do małego ogródka.

oparłam się o stare drewno i popatrzyłam prosto na zachód słońca.

— rosa, co się stało?

— wszystko. gilbert, nie widziałeś plakatów? — wyszlochałam.

— co? nie.

— uciekłam. nieważne, czy wrócę do domu, czy zostanę tutaj, i tak umrę. nie wiem już, co zrobić.

nawet nie wiem jak, ale jakoś wylądowałam wtulona w jego klatkę piersiową.

owinął wokół mnie swoje ramię i przyciągnął do pocieszającego uścisku, kiedy płakałam w jego pierś.

wydawał się zmieszany, ale nie dopytywał.

— rosa, ochronę cię. — potarł moje ramię.

— nie powinieneś. wpakuję cię w kłopoty — powiedziałam i otarłam łzy, następnie trochę się prostując, jakby to miało dodać mi siły.

— dopóki jesteś ze mną, jesteś bezpieczna.

poczułam, jak moje oczy ponownie zaczynają się szklić, a po chwili jego twarz stała się rozmazana.

— g-gilbert... — wymamrotałam, a następnie upadłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro