dwanaście
OBUDZIŁAM SIĘ W ŁÓŻKU.
wróciłam do domu? złapali mnie? gilbert mnie przygarnął?
kiedy myśli zaczęły napływać do mojej głowy, podskoczyłam i spróbowałam wstać, ale natychmiast ponownie upadłam, gdy tylko moje stopy zetknęły się z zimną, drewnianą podłogą.
usiadłam z kolanami przyciśniętymi do klatki piersiowej i zaczęłam pocierać kostkę.
jęknęłam z bólu, kiedy wszystko stało się rozmazane.
nagle usłyszałam swoje imię, więc popatrzyłam w stronę drzwi, gdzie stała kobieta, która po chwili pomogła mi wrócić do łóżka.
— dzień dobry? gdzie jestem? — zapytałam, odzyskując wzrok i równowagę.
— nazywam się mary i jestem tutaj, by ci pomóc. to nie pierwszy raz, kiedy gilbert przyprowadza do domu ludzi. jest bardzo dobrym facetem. — uśmiechnęła się i obłożyła moją kostkę lodem.
odchyliłam się zrelaksowana i głęboko wciągnęłam powietrze.
— tak tylko zapytam, wiesz, gdzie jest gilbert?
— wyszedł coś kupić, ale nie wiem co — przyznała, wstając. — a jeśli się zastanawiasz, opowiadał o tobie... wręcz za dużo. nie robi tego z wieloma dziewczynami.
następnie kiwnęła głową i zamknęła drzwi.
moje usta otworzyły się w szoku, kiedy ponownie opadłam na poduszkę.
wpatrywałam się w biały sufit, próbując wszystko zrozumieć.
kilka minut później nadal na niego patrzyłam. chyba byłam zbyt rozproszona, by zauważyć, że drzwi się otworzyły, a ktoś usiadł obok mnie.
— wyglądasz na zdezorientowaną — odezwał się, a ja szybko odwróciłam głowę w tamtym kierunku. gilbert. ten nagły ruch wywołał ból szyi, więc natychmiast wróciłam do poprzedniej pozycji.
uśmiechnął się na moją reakcję, a ja zachichotałam ze wstydu.
założył mi kosmyk włosów za ucho, na co moje policzki stały się niemalże czerwone.
znowu zatraciliśmy się w tym momencie.
to szalone, że mógł nawet nic nie mówić, a nadal doprowadzać mnie do szaleństwa i wywoływać motylki w moim brzuchu.
uśmiechnął się, doskonale wiedząc, o czym myślę, kiedy niezręcznie odkaszlnęłam.
— nie jestem pewny, czy pomoże, ale kupiłem to — powiedział i wyciągnął opakowanie ciastek oraz pojedynczą różę.
wydawała się mieć ten sam kolor jak moja zarumieniona twarz.
— gilbert, naprawdę nic mi nie jest. nigdy nawet nie byłam chora, nie musiałeś. — zaśmiałam się i otworzyłam słoik ciastek, a słodki zapach cukru oraz czekolady wypełnił cały pokój.
wróciłam do niego wzrokiem i się uśmiechnęłam.
wzruszył ramionami.
— przynajmniej tyle mogłem zrobić.
na jego twarzy wciąż dało się zobaczyć zmieszanie. muszę mu powiedzieć, co się dzieje.
albo nie.
— gilbert, naprawdę to doceniam, ale muszę iść — powiedziałam i ujęłam jego dłoń jako gest podziękowania.
— roso, poczekaj. mam kilka pytań — powstrzymał mnie od siadania.
odchyliłam się, by ponownie spotkać jego magiczne oczy.
— dlaczego uciekłaś? co się stało? — szepnął.
wspomnienia powróciły do mojej głowy, a ja miałam ogromną ochotę coś kopnąć, krzyknąć i płakać.
jednak w zamian tylko westchnęłam.
— rzeczy. różne rzeczy się stały. billy, prissy, pani andrews, wszyscy — powiedziałam, upewniając się, że szepczę, by mój głos się nie złamał.
— co zrobił ci billy?
pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i powoli popłynęła aż do policzka. następnie spadła na pościel.
— ciągle mnie bije. zupełnie bez powodu. wszyscy traktują mnie jak jakiegoś psa. rozładowują na mnie swój gniew. nie mam żadnych przyjaciół, chcę chodzić do szkoły, chcę doświadczyć posiadania rodziny. billy prawie mnie zgwałcił...
oczy gilberta stały się jeszcze ciemniejsze i zauważyłam w nich zranienie, zupełnie, jakby wiedział, co czułam.
— wiedziałem, że billy jest okropny, ale nie wiedziałem, że aż ta — przyznał cicho.
— proszę, nie mów nikomu.
skinął głową.
siedział niezręcznie, chcąc się poruszyć, ale nie chciał sprawić, bym poczuła się niekomfortowo. postanowiłam wyprostować plecy, tym samym pozwalając mu podejść bliżej.
trochę zbyt blisko.
— gilbert, nie chcę zbliżać się zbyt...
— dopóki jesteś ze mną, jesteś bezpieczna.
przełknęłam gulę w gardle i popatrzyłam mu w oczy.
wyglądał, jakby się zbliżał? to tylko ja czy jest naprawdę gorąco?
nie, zbliżał się, a na moim czole poczułam pot.
— gilbert, nie mogę... — przerwałam, kiedy jego spojrzenie padło na moje usta.
zamarł w miejscu i podniósł głowę.
— przepraszam, zrobiłem coś? — zapytał, tym razem delikatnie ujmując mój podbródek dwoma palcami.
wiedziałam, co robił.
jednak postanowiłam grać razem z nim i spróbowałam wymusić uśmiech. czułam się, jakby nasze wargi spotkały się co najmniej rok temu.
— nic. — zaśmiałam się cicho.
uśmiechnął się i ponownie pochylił bliżej mnie. co ja robiłam?
nasze usta się o siebie otarły, już prawie stykając, kiedy nagle usłyszałam krzyk.
— gilbert! — zawołał męski głos.
blythe zamarł w miejscu tuż przede mną, a następnie odsunął się o kilka centymetrów.
— to mój ojciec. zostań tutaj, roso — poprosił. wyczułam w jego tonie coś dziwnego, niemalże smutnego. wyglądał na zranionego.
chcę go chronić.
więc kiedy zamknął drzwi albo prawie je zamknął, powoli je otworzyłam i wyjrzałam na zewnątrz.
zobaczyłam, jak gilbert wchodzi do innego pokoju.
— witaj, tato — przywitał się ze smutnym uśmiechem.
cicho podbiegłam do drzwi i przyłożyłam do nich uszy.
jego ojciec był miłym mężczyzną, czasami dotrzymywał mi towarzystwa na przyjęciach andrewsów. co było z nim nie tak? ciągle kasłał i się dusił.
— tato, może zrobię ci herbatę? i przyniosę herbatniki? — zaczął gilbert, ale jego ojciec go powstrzymał.
— synu, zrobiłeś już wystarczająco — powiedział i westchnął.
usłyszałam ciszę, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam wrócić do pokoju, czy dalej węszyć.
— nadal to masz? — zapytał chłopak, a po chwili dało się usłyszeć przekręcanie kartek.
— przeczytasz mój ulubiony?
przez chwilę było słychać jedynie przekręcanie stron. następnie usłyszałam, jak gilbert odchrząkuje, przez co uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
— pieszo i z lekkim sercem udaję się w drogę. zdrowy, wolny, droga przede mną. długa, brunatna ścieżka... — jego głos odbił się od ścian.
— długa, brunatna ścieżka, która zaprowadzi mnie, dokądkolwiek zechcę — szepnęłam do siebie. uwielbiam waltera whitmana.
po krótkiej przerwie kontynuował.
— która zaprowadzi mnie, dokądkolwiek zechcę.
wkrótce później usłyszałam ciche chłapanie i uderzanie stóp o porysowane drewno.
potem kroki.
szybko pobiegłam z powrotem do mojego pokoju i położyłam się na łóżku.
czy ojciec gilberta był chory?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro