#1 Not Straight/Nie hetero
Opis: Christopher już pierwszego dnia szkoły został brutalanie potraktowany przez wzgląd na jego orientację, ale dzięki temu wpadł na pomysł stworzenia klubu dla chrześciajnów, ale nie byle jakich, dla chrześcijanów nie heteryków.
Wstęp - Co gdyby Jezus był zwyczajnym gejowskim dzieciakiem w naszych czasach? Jakby się wtedy potoczyła jego historia ze 12 apostołami, przyjaciółmi i z śmiercią? Więc ja i znajoma sobie gadaliśmy. Jakoś potoczyło się, że zaczęliśmy się zastanawiać nad licealnym Jezusem i faktycznie to dyskutować. Pomysł tak mi się spodobał, że napisałem jeden rozdział... bo dalej nie chciało mi konntynować. Ale ogólnie książka miała mieć trochę dram miłosnych, najwięcej między Jezusem a Judaszem...
_________________________________________
Popchnęli chłopaka i zanim blondyn zdąrzył złapać równowagę, oni złapali go w trzech za ramiona. Nie dając mu sekundy na choć jedną myśl, rzucili go całą siłą na kafelki. Spadł prosto na twarz, a ból był coraz bardziej odczuwalny z każdą kolejną sekundą. Gdy próbował się spokojnie podnieść, jeden ze nich kopnął go w polik, a drugi w plecy brudząc jego szeroką brądzową kurtkę. Wiedząc, że nie ma co walczyć i iść na kompromisy, położył się na plecach. Spojrzał na lampę na suficie i skupił na niej swój pusty wzrok. Wzrok, który był dowodem jego przyzwyczajenia do takich sytacji jak te.
Ktoś pewnie może sobie pomyśleć, że Christopher był tchórzem, że w takiej sytacji powinnien ich uderzyć, ale on wcale nie uważał się za tchórza. Wierzył, że nie oddając ciosów jest mądrzejszy od ich bliźnich.
Żółtowłosy jak zawsze czekał cierpliwie aż skończą go bić i powiedzą to co chcą powiedzieć. Przecież za jakiś moment zadzwoni dzwonek i go zostawią, albo też się nim znudzi bicie kogoś kto i tak nie będzie reagować. Zwykle takie "bójki" kończą się w ciągu trzech minut.
Ich trójka coś do niego mówiła, ale żadne słowo docierające do jego uszów, zapewne to była kara, że nie słuchał kiedy przed chwilą dzielili się ze nim ich homofobicznymi przemyślami. Już przez jakiś czas rozmawiali ignorując leżącego na ziemi, a on myśląc, że już skończyli na turbowaniu jego twarzy chciał się oczywiście podnieść. Widząc to, jeden ze ich kąpnął go w ramię każąc mu się spowrotem położyć, a druga dwójka w jego brzuch oraz żebra. Śmiali się głośno, tak głośno, że nawet on mógł to słyszeć wyraźnie. Widocznie nie mieli zamiaru jeszcze go puścić wolno, a kolejnym dowodem na to było, że ten najbardziej gadatliwy pochylił się nad lężącym blondynem i uderzył go pięścią w oko. Zaczął go okładać i kolejnymi uderzenimi potraktował jego malinowe usta, które teraz były czerwone od krwi.
- Ej! - Usłyszał w tle Christopher. Nie zobaczył jednak osoby wymawiającej te dwie litery, dopóki wysoki blondyn w szarej bluzie nie rzucił się na gadatka bijącego sekundę temu Chrisa ze satyfakcją na twarzy.
Chris patrzył przez chwilę jak nowo przybyły toczył za niego bójkę, którą definitywnie wygrywał. Przyglądał mu się by zapamiętać przed zemdlęciem człowieka, który bezinteresownie mu pomógł, przed jeszcze większymi szkodami na ciele. Czując, że już minęło parę sekund i stwierdzając, że zbyt długo to trwa, Chris zebrał się i wstał mimo bólu głowy. Złapał co ledwo równowagę, ale stanął wkońcu na nogi i spojrzał na chłopaków.
- Przestań, inaczej będziesz tak samo radykalny jak oni - rzekł Chris zaczesując swoje blond kosmyki włosów na boki, bo spadały mu oczywiście na twarz i brudziły się nie potrzebnie krwią.
Zielone oczy obejrzały się za siebie i od razu napotkały ciemne tęczówki pobitego. Widziały średniego wzrostu chłopaka, jego żółte włosy siegające mu za uszy i jak aktualnie rozczochrane były na wszystkie boki. Stojący przed nim był znanym mu popularnym Christopherem o którym słyszał ostatnio trzy miesiące temu, a blondyn uderzającym chłopaków do nie przytomności był Peter, którego jedynie Chris znał ze widoku. Peter był chłopakiem noszący zawsze bluzy, mający blond loki na głowie i będący wszędzie w szkole gdzie Chris akkurat był, tak przynjamniej Christopher kojarzył drugiego chłopaka.
- Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony Peter. Wstał zostawiając pobitego gadułę na ziemi, a jego dwójkę kolegów minął jakby nie byli nawet w pomieszczeniu. Peter podszedł spokojnie do nieznajomego i spojrzał na jego pobitą twarz i na to jak niechlujnie wyglądał w tej chwili. - Zabiorę cię do pielęgniarki.
- Łaska tobie i pokój od Boga.- Uśmiechnął się do niego Christopher, podnosząc z bólem ramię, spcjalnie po to by dotknąć ramienia wyższego.- Tłumacząc ze chrześcijańskiego na angielski; Dziękuję za pomoc, jestem wdzięczny. Jak masz czas i ochotę sprzydała by mi się osoba która by mnie złapała gdybym zemdlał po drodze do pięlgniarki, więc za to równierz będę wdzięczny.
- Nie musisz dziękować - odparł Peter. - Dasz radę chodzić sam? Jeżeli chcesz mogę cię zanieść.
- Stoję, więc dam radę równierz iść, a nawet jeżeli bym nie mógł chodzić, nie dałbym ci się zanieść, bo wtedy moje problemy stałyby się prawdopodobnie równierz twoimi.
- Czyli?
- Jest "pierdolonym pedałem", gejem. Może sobie wmawiać, że Bóg go kocha, ale Bóg nie lubi grzechów, czyli seksu ze osobami tej samej płci i za to właśnie ten pedał pójdzie do piekła - odezwał się jeden ze trzech chłopaków. Śmiali się głośno, gdyż w ich umysłach to było ironiczne. Ironią był dla nich gej chrześcijan, który zachowuje się jakby bóg go naprawdę kochał.
- I co z tego? - odwrócił się do nich Peter. - To nie-
- Największy grzech ze nas wszystkich, popełniliście wy. Złamaliście jeden ze grzechów głównych, czyli gniew, a każdy kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. Trafiliście do sądu Boskiego przez swoją agresję i wrogość. Wyrządziliście komuś skrzywdę i co gorsze niosło to wam przyjemność, wiem to, bo widziałem wasze uśmiechy i słyszałem śmiech. Dlatego, widzimy się w piekle panowie - powiedział spokojnie Chris ze wypisaną poważnością na twarzy. Choć był obrzydzony takimi ludźmi, nie miał zamariu marnować dla nich swojej cennej energi, dlatego też zanim ktokolwiek zdążył dodać choć słowo, Christopher odwrócił się do nich plecami i ruszył do wyjścia ze łazienki.
Peter natychmiast podszedł do blondyna, a gdy chciał owtorzyć chłopakowi drzwi, one zostały otwarte przez kogoś innego. W drzwiach przed nimi stanął czarnowłosy, który zaskoczony widokiem spojrzał na nich swoimi złotymi oczami i ze strasznie zakrwawionej twarzy Christophera, spojrzał na swoich kolegów za nimi. Trafił spowrotem na ciemne tęczówki Chrisa i uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Proszę bardzo. - Przetrzymał im drzwi przesuwając się na bok. Przepuścił ich jak prawdziwy dżentelmen, a oni spokojnie obok przeszli kierując się dalej korytarzem, prosto do pielęgniarki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro