Rozdział piętnasty
Obudziłam się z cholernym kacem, bólem głowy i światłowstrętem. Żałowałam, że nie zleciłam jakiemuś fachowcowi zamontowania rolet na pilota. Oszczędziłoby to mi wiele cierpienia i niepotrzebnych spacerów, byle tylko światło wpadające do sypialni nie zabijało mnie przy każdej próbie otworzenia oczu. Usilnie próbowałam przypomnieć sobie w jaki sposób trafiłam do sypialni, gdy dotarło do mnie, że to nie ja miałam w niej nocować.
- Abi! - krzyknęłam, zrywając się do pozycji siedzącej, ale szybko tego pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie, w wyniku czego opadłam ponownie na puchatą poduszkę.
- Witaj słoneczko - powiedział ktoś siedzący lub leżący obok.
Co do cholery?
Spojrzałam w jego i pisnęłam, ponownie tego żałując.
- Ryan? Co ty do cholery robisz w moim łóżku? I gdzie jest Abi i Jay? - Nie zdążył mi nawet odpowiedzieć, bo w mojej głowie pojawiła się ponura myśl i czerwone światło ostrzegawcze. - Chryste, czy my...?!
Spojrzałam niepewnie pod kołdrę, ale ku własnemu zdziwieniu nadal miałam na sobie leginsy i top, w które przebrałam się po powrocie z bankietu. Musiałam zbyt głośno odetchnąć z ulgą, bo intruz w moim łóżku głośno parsknął.
- Z czego się śmiejesz? - Próbowałam zachować powagę, ale widząc jego twarz przypominającą małego chłopca, ciężko mi było.
- Chyba nie myślisz, że wykorzystałbym cię nieprzytomną.
- A skąd mam wiedzieć co ci chodzi po głowie. - Postukałam się po swojej dla lepszego efektu i przeżyłam agonię. Serio, próba jakiejkolwiek konwersacji na kacu powinna być zabroniona.
- Kobieto, bo sobie krzywdę zrobisz - jęknął, zgarniając mnie w swoje ramiona. Czy muszę mówić, że byłam do nich praktycznie stworzona? - Może chcesz coś przeciwbólowego?
- I wody. Dużo wody. Wiesz, najlepiej opróżnij dla mnie Pacyfik.
Odsunął mnie delikatnie i kazał się położyć, po czym sam wstał. Przez chwilę przypatrywał mi się, czekając aż wykonam polecenie, a gdy się położyłam, uśmiechnął w zadowoleniu i ruszył.
- Czekaj. - Stanął w drzwiach i spojrzał na mnie z politowaniem. Super. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wielkim śmietniskiem byłam. - Nie powiedziałeś mi gdzie jest Abi i Jay.
- U mnie.
- A co oni robią u ciebie? - spytałam ostrożnie.
- Po powrocie było im mało, więc razem z Eidenem poszli na górę kontynuować imprezę, a ja zostałem z tobą. - Wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i ponowił swoją wędrówkę, zapewne do mojej kuchni.
- Ryan - ponownie go zatrzymałam - czy my naprawdę nie...? - Wskazałam palcem jego i siebie. - No wiesz.
- Aż tak złe zdanie masz o mnie?
Uśmiechnął się i wyszedł, zostawiając mnie tak na dobrą sprawę bez odpowiedzi. Wyskoczyłam z łóżka, prawie zabijając się przez nogi, które zaplątały się w cienkiej pościeli. Przeklęłam i szybko się pozbierałam. Zgarnęłam z garderoby szory oraz top, po czym weszłam do łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Rzuciłam czyste rzeczy na niewielką sofę, rozebrałam się i już miałam wchodzić pod prysznic, gdy uświadomiłam sobie, że mam w mieszkaniu gościa, który niespecjalnie krępował się wskakując do mojego łóżka, więc dlaczego miałoby go coś powstrzymywać przed wtargnięciem do łazienki? No właśnie, nic! Podbiegłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku na wszelki wypadek, gdyby strzelił mu jakiś głupi pomysł do głowy. Wchodząc do kabiny prysznica, ostatni raz spojrzałam w stronę drzwi i gdy upewniłam się, że nic podejrzanego się nie dzieje, oddałam się relaksowi, który dawały mi strugi ciepłej wody.
- Czerwona! - Usłyszałam, choć nie byłam pewna czy dobrze, gdyż szum wody wszystko zniekształcał.
- Co?
- Czerwona. Lubię czerwoną, koronkową bieliznę.
- Ryan! - pisnęłam, na co w odpowiedzi otrzymałam salwę śmiechu, coraz bardziej oddalającą się.
Wyskoczyłam spod prysznica, wytarłam się i wcisnęłam na siebie ciuchy. Włosy zawinęłam w ręcznik, wytarłam je i rozczesałam, ale już nie suszyłam. Gdy weszłam do sypialni nie zastałam w niej Ryana. Czekał w salonie. Rozwalił się na sofie, jakby był u siebie i oglądał serwis informacyjny. Usiadłam obok niego i dopiero wtedy zauważył moją obecność.
- Jest czerwona? - spytał rozbawiony.
- Cóż, właśnie wszystkie czerwone komplety bielizny wylądowały w koszu na śmieci.
Wzruszyłam ramionami i udawałam, że to co właśnie oglądał bardzo mnie zainteresowało.
- Powiedziałem czerwona? Miałem na myśli niebieska.
Sukinkot musiał jakimś sposobem dojrzeć co miałam na sobie.
- Jednorazowe. - Udałam, że ziewam znudzona. - Wieczorem dołączy do czerwonej.
- Jutro będę lubił zieloną.
- Ej! - Uderzyłam go w ramię, ale serio? - Grasz niesprawiedliwie. Za chwilę zostanę bez bielizny!
- I to mi się będzie podobało najbardziej.
Nienawidziłam go za ten zwycięski uśmieszek. Zwinęłam mu pilota z ręki, chcąc zmienić kanał.
- Daj mi obejrzeć do końca wiadomości - powiedział jak mały, nadąsany dzieciak.
Pozwoliłam mu, a sama oparłam głowę o zagłówek sofy i zamknęłam oczy, chcąc skraść sobie jeszcze kilka chwil odpoczynku.
*
- Jak myślisz, śpią jeszcze? - spytałam, gdy stanęliśmy pod drzwiami do jego apartamentu.
Dochodziło prawie południe i po milionie środków przeciwbólowych, litrach wody oraz drzemce, doszłam wreszcie do siebie.
- Nie mam pojęcia, ale jeśli mój brat znowu zostawił gdziekolwiek w moim mieszkaniu niestrawione żarcie i alkohol, to go własnoręcznie zabiję.
- Jesteś obrzydliwy Wright!
- Wiem, ale mam też kilka zalet - powiedział, przygważdżając mnie do ściany.
Wywróciłam na niego oczami, westchnęłam i w końcu go od siebie odsunęłam.
- Nie teraz. - Pogroziłam mu palcem. - Teraz idziemy zobaczyć czy imprezowicze żyją.
Wymamrotał coś pod nosem, prawdopodobnie przekleństwo, ale w końcu otworzył drzwi.
Po cichu weszliśmy do środka. Eiden spał na sofie w salonie, ale nigdzie nie widziałam Abi i Jaya. Ryan wyjaśnił mi, że zanim udali się na górę, kazał im spędzić noc w jego sypialni. Oczywiście wpadłam na podstępny plan, który Ryan poparł w stu procentach. Stwierdził, że skoro wczoraj chcieli pić, to muszą teraz swoje odcierpieć.
- Ej - szepnęłam, zyskując jego uwagę. - Ja też wczoraj piłam, ale mi nie zgotowałeś czegoś takiego.
- Bo co do ciebie mam inne, niecne plany.
Nie skomentowałam tego.
Uznałam po prostu, że jakikolwiek komentarz był zbędny.
Cichutko wzięłam wszystko co potrzebowałam, a właściwie przyniósł mi to Ryan, bo przecież ja ledwo się w swojej kuchni odnajdywałam, a co dopiero w jego i ruszyłam w stronę sypialni. Zatrzymałam się jednak przed drzwiami i po chwili zastanowienia podeszłam do sofy, na której spał Eiden.
- Co robisz? - spytał cichutko.
- A ja ich pierdolę. Jeszcze zastanę tę dwójkę leżących nago w jakiś dziwnych pozycjach i będę miała uraz do końca życia.
Ryan zaczął się śmiać, więc musiałam go szybko uciszyć, bo wszystko by zepsuł. Przyłożyłam mu dłoń do ust lecz gdy tylko poczułam liźnięcie, szybko ją zabrałam.
- Jesteś obleśny.
- Jestem zajebisty, a ten język potrafi robić różne, jeszcze bardziej zajebiste rzeczy. Pokazać ci?
Zrobił krok w moją stronę, więc automatycznie się cofnęłam.
- Podziękuję - powiedziałam od niechcenia, żeby nie pokazać mu jak ta propozycja mi się spodobała.
Roześmiał się cicho, więc skorzystałam z okazji i jak ostatni tchórz podbiegłam do sofy. Stanęłam tuż nad śpiącym Eidenem i przez moment zrobiło mi się go żal. Na szczęście ten stan szybko minął. Trzymając w jednej ręce metalową pokrywkę, w drugiej metalową nabierkę, zaczęłam tymi przedmiotami walić o siebie tuż przy jego uchu.
Zerwał się trzęsąc jakby miał padaczkę i poleciał prosto na ziemię.
- Co do kurwy! - wrzeszczał, próbując się podnieść, ale i ręce i nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
Wtedy się zmartwiłam.
- Ryan, ja go chyba uszkodziłam. - Zrobiłam smutną podkówkę ze swoich ust.
Naprawdę było mi go żal.
Ryan zaczął się śmiać i nie wiedziałam jedynie czy ze mnie, czy ze swojego brata.
- Ej! - Uderzyłam go. - To nie jest śmieszne. Zobacz jak on się dziwnie telepie.
- Spieprzajcie! - Zamiast Ryana odpowiedział mi kulturalnie Eiden, pokazując przy tym pięknie wyprostowany środkowy palec.
- Wiesz co? Już mi go nie jest żal. - Założyłam ręce na piersi.
- Moja dziewczynka - powiedział przez śmiech starszy Wright, całując mnie w czubek głowy.
Drzwi od sypialni Ryana otworzyły się z impetem. Zaczęłam się obawiać, czy jego mieszkanie nie będzie nadawało się do całkowitego remontu.
- Co tu się, kurwa, dzieje?
W drzwiach stanęła Abi, ubrana w szorty i top.
Jeśli wcześniej myślałam, że ja byłam jednym wielkim nieporządkiem na dwóch nogach, to stosownego określenia na jej widok nie byłam w stanie znaleźć.
Poważnie. Dziewczyna miała problem, tyle że jeszcze tego nie wiedziała.
Najgorzej wyglądały jej włosy, które przypominały starą, zużytą miotłę.
- Mordują mnie - pożalił się Eiden, który nieudolnie próbował się podnieść.
- Nikt ci alkoholu do gardła siłą nie wlewał. - Zauważył słusznie Ryan.
- Dobra kochani. - Klasnęłam w dłonie, no co Eiden skulił się w sobie. - Ogarnijcie się, a my uszykujemy coś do jedzenia. Potem pójdziemy do mnie, żebyście wy mogli się przebrać - spojrzałam na przyjaciółkę - i jedziemy na Hollywood Boulevard, a dokładniej na Aleję Sław, a potem do Eidena i na plażę.
Abi pisnęła z radości, ale tak szybko jak to zrobiła, tak szybko chwyciła się za głowę i mamrocząc pod nosem wszystkie przekleństwa świata, wróciła do sypialni Ryana, z hukiem zamykając drzwi.
Cóż, to nasze szykowanie jedzenia wyglądało tak, że ja je przyrządzałam, a Ryan jedynie siedział na stołku barowym, informując mnie co i gdzie się znajduje. Nie przeszkadzało mi to, gdyż lubiłam spędzać czas w kuchni.
- Jak już wiem od Eidena umiesz jedynie zagotować wodę - zażartowałam. - Jak w takim razie funkcjonujesz w kuchni?
Kobieca ciekawość wzięła nade mną górę.
- Ranisz moje męskie ego. - Chwycił się teatralnie za serce.
- Twoje ego jest tak napompowane, że nawet nie zauważysz, jak trochę z niego ujdzie. - Rozejrzałam się dookoła. - Patelnia. Gdzie ją trzymasz?
- W tamtej szafce. - Wskazuje palcem. - A wracając do tematu. Nie jestem tak świetnym kucharzem jak mój brat, ale z głodu nie umrę. Poza tym mam Julię.
- Julię? - pytam, pochylając się i wyciągając patelnię. Gdy wstaję i obracam się w jego stronę, zauważam, że jego wzrok skierowany jest na mój tyłek. - Tu mam twarz. - Kręcę kółko przed buzią, żeby zwrócić jego uwagę.
- Julia to starsza pani, która trzy razy w tygodniu przychodzi do mnie by zająć się domem.
- No tak. - Wywracam oczami. - Kto bogatemu zabroni.
- Hej! Nigdy nie prosiłem jej, żeby mi gotowała. Ona ma jakiś wyostrzony instynkt macierzyński, czy coś w tym stylu, albo to ten mój naturalny magnetyzm.
- Tak sobie mów.
Skończyłam mieszać ciasto na pancakesy, więc wlałam pierwszą porcję na rozgrzaną patelnię.
Po powrocie z bankietu nie dawało mi coś jeszcze spokoju, więc korzystając z okazji, że nasz skacowany tercet nadal do nas nie dołączył, zapytałam Ryana o jego ojca i rodzeństwo.
- Mówiliście z Eidenem, że ojciec Mary Grace, czyli brat waszego ojca nie żyje, czyli wasz ojciec ma dwóch braci?
- Tak. Phil, był najstarszy i zmarł lata temu, zostawiając po sobie jedynie Mary Grace, natomiast Gerard, jest młodszy o trzy lata i nigdy się nie ustatkował. Dlaczego pytasz?
- Czysta ciekawość. - Wzruszyłam ramionami. - A Twoja mama? Wydaje się cudowną kobietą.
Szybko zmieniłam temat, żeby nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń.
- Moja mama jest jedynaczką i jak zauważyłaś jest cudowna. Ojciec też, tylko trzeba chcieć go lepiej poznać. - Westchnął. - Ja wiem, że na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie osoby nieprzystępnej i demonicznej, ale to tylko pozory.
- Demoniczny to zdaje się być twój wuj - wypaliłam, szybko tego żałując.
- Stało się coś o czym powinienem wiedzieć?
Napiął mięśnie ramion, co było najlepszym sygnałem, że jego wuj nie jest aniołkiem i powinnam na niego uważać. Odwróciłam się do niego tyłem, udając że szukam czegoś w lodówce, żeby moja mimika twarzy mnie nie zdradziła.
- Nie. Niby kiedy, jak niemal cały czas byłeś ze mną.
Nie chciałam żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Przede wszystkim, kto by mi w to uwierzył, a poza tym, patrząc na to dzisiaj, nie byłam do końca pewna, czy dobrze to wszystko odebrałam. Dobra, jego słowa były dobitne, ale przecież są ludzie, którzy mają specyficzne poczucie humoru. Może on właśnie do tej grupy należał? Jedyne co zdecydowanie było nie na miejscu i złe, to moment w którym złapał moje ramię. Ten uścisk nie był z rodzaju tych delikatnych. Był mocny i zaborczy. I mnie przeraził.
Ryan na szczęście nie drążył już tego tematu, a gdy reszta do nas dołączyła, usiedliśmy do bardzo późnego śniadania.
*
Po szybkim zwiedzaniu, pojechaliśmy do Eidena, który miał już w swojej poczochranej głowie diaboliczny plan. Gdy poprzedniej nocy rozmawialiśmy, jakie atrakcje można by zafundować Abi i Jayowi, pojawiła się propozycja plaży, ale byłam przekonana, że mówił o jakimś spacerze, ewentualnie wylegiwaniu się. Jednak ten syn Szatana, gdy dotarliśmy do jego domu, rzucił mi, Abi i Jayowi po niewielkich torebkach, w których znajdowały się bikini i kąpielówki, dla naszego pana. Oczywiście zaczęłam protestować, że nigdy w życiu tego czegoś na siebie nie założę, ale córka Szatana, zwana również moją przyjaciółką, była tak podniecona, że wcisnęła go brutalnie na mnie, więc pozostało mi jedynie się popłakać.
Poważnie, strój kąpielowy powinien zakrywać nieco więcej niż sutki i cipkę. Co najmniej siedemdziesiąt procent ciała! I nie żebym miała jakieś kompleksy, ale jednak. Zastanawiałam się także, skąd ten pomiot diabelski wytrzasnął te stroje, ale wyjaśnił, że skoczył szybko do butiku, gdy ja i Abi śliniłyśmy się na widok odcisku dłoni Brada Pitta.
W trakcie jak Abi wciskała na mnie te kilka sznurków, szybko streściłam jej, co się wydarzyło między mną a Ryanem na tarasie. Zaczęła piszczeć, skakać i mnie przytulać, aż w końcu Jay zapukał do drzwi łazienki, w której się znajdowałyśmy i spytał czy wszystko w porządku.
- To wspaniale - szepnęła, gdy w końcu zrozumiała, że ma się zamknąć.
- No nie wiem. - Odchyliłam głowę i zebrałam włosy w dłonie, by związać je w luźnego koka.
- Jezu, Flo, przestań wszystko analizować. Co ma być to będzie, a jeśli zauważysz, że coś jest nie tak, że jednak jest dupkiem, dokończysz zemstę.
- A jeśli jakimś cudem zdążę się w nim zakochać? - Obróciłam się, by spojrzeć jej w oczy.
- Wtedy będziemy się o to martwić, ale póki co żyj, korzystaj. - Zdzieliła mnie w głowę. - I nie myśl tyle. A teraz, wypnij piersi i spraw, by Ryan na twój widok zgubił szczękę.
- Jesteś poważna?
- Śmiertelnie. - Pokiwała wściekle głową. - Wiem, że nie taki był plan, ale widzę jak na siebie zerkacie. Chcesz na starość usiąść w fotelu, otoczona gromadą sierściuchów i żałować, że jednak nie zaryzykowałaś? Jesteś silną kobietą, więc nawet jeśli na końcu czeka cię rozczarowanie, to poradzisz sobie z tym. - Wzięła głęboki wdech i kontynuowała. - Jedyne na co nie możesz sobie pozwolić, to żeby wszedł ci na głowę. To ty masz rozdawać karty. To on ma tańczyć tak, jak ty zagrasz. Rozumiesz?
- Poniekąd - przyznałam. - I mam tylko nadzieję, że jeśli dojdzie do rozlewu łez, ty będziesz tą, w ramię której będę mogła się wypłakać.
- Się rozumie. - Zasalutowała. - Czy to znaczy, że zamierzasz rozmiękczyć jego kawalerskie serce?
- Na to wychodzi.
Pisnęła podekscytowana, ale to zignorowałam.
Spojrzałam na siebie w ogromnym lustrze i dostrzegłam jak Abi unosi oba kciuki, akceptując mój wygląd. Wzięłam głęboki wdech i wyszłyśmy z łazienki. Oczy Ryana niemal wyszły mu z orbit i nagle poczułam się cholernie dobrze. Czułam, że mam potężną broń, którą jestem ja sama.
Nie czekałyśmy z Abi na panów, tylko wzięłyśmy koce, które uszykował Eiden i poszłyśmy na plażę. Oni mieli zabrać resztę, cokolwiek to było. Leżałyśmy na brzuchach, przodem do Pacyfiku, więc nie zauważyłyśmy, kiedy nie-taka-święta trójca wyszła z domu i szła w naszym kierunku. Zachowywali się cholernie cicho, więc zorientowałyśmy się dopiero jak nagle, z bezchmurnego nieba, padł na nas cień. Podniosłam głowę i dostrzegłam, że Eiden dziwnie mi się przypatruje. Zajęło mi chwilę, zanim zobaczyłam w tym cholernym słońcu, które raziło mnie w oczy, że trzyma coś w ręce.
- Wolisz z pianką czy bez? - spytał, machając nade mną strojem to surfingu.
- Ty to do mnie mówisz? - Udałam głupka. No bo serio, on chyba nie myślał, że wejdę do wody.
- Flo, nie zachowuj się jak dziecko i wstawaj. - Wysunął rękę chcąc zapewne pomóc mi wstać.
- Nie ma pieprzonej mowy! Tam są rekiny!
- Są? - spytała nagle ożywiona Abi.
- Nie ma - odpowiedział jej młody Wright. - Flo próbuje się wykręcić na wszystkie możliwe sposoby. I przysięgam, że jeśli za moment nie wstaniesz - spojrzał na mnie - to użyję siły.
- Nie zrobisz tego! - Zmrużyłam na niego oczy.
Jednak nim zdążyłam zareagować, Wright i Jay podnieśli mnie do pozycji pionowej i po chwili byłam przewieszona przez ramię Edena, który szedł w stronę wody.
- Zatrzymaj się! Będzie mi zimno! Na pewno woda jest zimna! Nabawię się zapalenia płuc! - Ale on jedynie się śmiał. - Ryan, no zrób coś!
- Eiden, postaw Flo - powiedział od niechcenia.
- Nie brzmisz przekonująco! - warknęłam, będąc coraz dalej od pozostałych.
Chciałam szukać ratunku w przyjaciółce, ale ta skakała podniecona wokół Ryana, szykującego dla niej deskę i nie mogłam uwierzyć z jakimi zdrajcami się kumpluję.
Gdy poczułam na zwisającej stopie chłodne krople, zaczęłam się wyrywać, ale spowodowało to jedynie, że Eiden się zachwiał i oboje zaliczyliśmy przykry upadek do wody. Gdy tylko znalazłam się pod wodą, miałam cholerne wrażenie, jakby mi ktoś całe powietrze wypompował z płuc. Było to tak kurewsko niespodziewane. Wynurzyłam się szybko i jeszcze szybciej rzuciłam się na Eidena, ale ten zdążył się odsunąć i ponownie zanurkowałam.
- Nienawidzę cię! - warknęłam, krztusząc się wodą.
Zaczęłam kierować się w stronę plaży, ale drogę zagrodził mi Jay, który pchał na wodzie przed sobą deskę.
- Flo, nie psuj zabawy - jęknął.
- Nie psuję! Weźcie wiaderka i łopatki i bawcie się sami! Ja nie jestem wam do niczego potrzebna.
Założyłam ręce na piersi. I wtedy TO poczułam!
Coś otarło się o moje nogi, więc jak przystało na rasową panikarę, którą oczywiście byłam, zaczęłam krzyczeć i skakać, i nawet płakać. Żałowałam też, że nie spisałam jeszcze testamentu, gdy nagle przede mną wynurzył się Ryan. Zgarnął nie w ramiona i przywarł swoimi wargami do moich. Na całe szczęście trzymał mnie w pasie, bo ugięły się pode mną nogi. O Boże! Co ten człowiek robił ze swoim językiem. Powinien być jakimś instruktorem całowania. Z całą pewnością zbiłby na tym fortunę. Jego ręce przeniosły się na moje pośladki. Uniósł mnie, więc automatycznie owinęłam wokół jego bioder swoje nogi. Poczułam jego erekcję między nogami, na co rozszerzyłam oczy.
- Nic nie poradzę na to, że tak na mnie działasz - odpowiedział na moje niezadane pytanie.
Swoje pocałunki przeniósł na moją szyję, a co jakiś czas delikatnie przygryzał skórę na niej. Pisnęłam i naparłam na jego fiuta jeszcze bardziej. Tak całkiem przypadkiem, oczywiście. Jego reakcja była natychmiastowa. Warknął i wpił się w moje usta jak wygłodniały lew. Czułam, że sprawy mogą zajść za daleko, więc delikatnie go odsunęłam od siebie.
- Chcę wyjść z wody.
Dobra, tekst na poziomie przedszkolaka, ale tylko to przyszło mi do głowy.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Pewnie gdyby mógł, to by jeszcze zasalutował, choć tak na dobrą sprawę robił to cały czas. Czułam to bardzo wyraźnie między nogami. - Chociaż...
- Chociaż co?
- Chyba musimy nieco poczekać. - Spojrzał w dół, więc nie miałam żadnych wątpliwości do czego nawiązywał.
- Ty musisz - zauważyłam. - Ja nie mam żadnego nabrzmiałego problemu.
Korzystając z jego chwilowego rozproszenia przemknęłam obok niego i mknęłam ku brzegowi.
- Ej! To niesprawiedliwe! - krzyknął rozbawiony. Szedł w kierunku plaży, więc albo jego stojący fiut szybko przeszedł do stanu spoczynku, albo miał gdzieś fakt, że każdy za chwilę zobaczy jego tymczasowy problem.
- Jesteś pewna, że nie chcesz się nauczyć...
- Jak diabli - odpowiedziałam, nie dając mu nawet dokończyć i robiąc wszystko by nie spojrzeć w dół.
- Zobacz - kiwnął w kierunku wody - Abi świetnie idzie.
Faktycznie, wyglądała tak, jakby urodziła się z deską. Mnie nadal to jednak nie przekonywało. Chwyciłam krem z filtrem, który dostałam od Eidena i wyciągnęłam rękę w kierunku Ryana.
- Posmaruj mnie.
Nie musiałam nawet prosić. Jego oczy mówiły za niego, że był bardziej chętny, niż bym tego chciała. I czy muszę mówić, że to było tak erotyczne, że natychmiast zrobiło mi się mokro? Te ręce. Jezu, to było coś niesamowitego. Moje ciało z jednej strony było cholernie rozluźnione, z drugiej napięte, przez seksualną frustrację. Zaczęłam obawiać się o swoje postanowienie, by mimo tego, że coś między nami jest, nie wskakiwać mu za szybko do łóżka. Chciałam z tym poczekać do momentu, gdy będę miała całkowitą pewność, że to nie jest jedynie przelotny romans, a Ryan nie postąpi tak jak lata temu - zaliczy i porzuci.
*
- Kiedy znowu mnie odwiedzicie? - spytałam, ściskając Jaya.
- Teraz twoja kolej! To znaczy wasza. - Abi podstępnie się uśmiechała do mnie i Ryana.
- Może za dwa tygodnie? - Zaproponował Wright.
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie w tym wszystkim było moje zdanie.
- A potem za trzy tygodnie zapraszamy ponownie do LA na moją wystawę - wtrącił Eiden.
- Masz to jak w banku - dodał Jay.
- Halo! - Zaczęłam wściekle machać rękoma. - Zaplanowaliście już cały grafik na najbliższy rok?
- Przestań zrzędzić.
Wyjaśnię wam co się działo.
Staliśmy właśnie całą piątką przed domem Eidena, żegnając Abi i Jaydena, którzy musieli niestety wracać już do San Francisco.
Abi od zawsze miała tę swoją fobię, dotyczącą jazdy nocą i choćby dlatego nie sprzeczałam się z nimi. I nie będę mówić, że byłam zaskoczona faktem, że oboje pokochali Eidena. Jego po prostu nie dało się nie lubić. No i była zachwycona Ryanem, choć starałam się przy niej za bardzo nie okazywać uczuć względem niego.
Nie żeby jakiekolwiek uczucia wchodziły w grę.
Na razie był u mnie na okresie próbnym.
Tak, można to właśnie tak nazwać.
Jednak sokole oko Abi wypatrzyło podobno jakieś iskry przepływające między mną, a Wrightem. Cóż, nie sprzeczałam się z nią, bo przecież nie było sensu. Ona i tak zawsze wiedziała lepiej.
- Poważnie Flo - Abi szepnęła mi do ucha, przytulając mnie ostatni raz - daj mu szansę i porozmawiaj z nim o tym. Zobaczysz, jak już sobie wszystko wyjaśnicie, to będzie tylko lepiej.
Pocałowała mnie w policzek.
Musiałam mocno się skupić, by nie rozpłakać się przy wszystkich.
Gdy moi przyjaciele ruszyli w drogę, Ryan i ja wróciliśmy do naszego apartamentowca i każde z nas poszło do siebie. Zabrałam się za sprzątanie pobojowiska, jakie w nim panowało. Wszędzie walały się kieliszki, kosmetyki i rzeczy.
Wiedząc, że Ryan był jeszcze z kimś umówiony, po skończonej pracy wzięłam prysznic i pożyłam się do łóżka z zamiarem przeczytania jakiejś książki. Zmęczenie jednak przyszło szybciej niż się spodziewałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro