Rozdział dwunasty
Kilka ostatnich dni to była dla mnie mordęga. Widywanie codziennie Ryana było bolesnym doświadczeniem. Robił wszystko żeby pokazać się z tej lepszej strony, a ja robiłam wszystko, żeby tego nie dostrzegać, a już broń Boże, nie wracać do wydarzeń z windy. Najgorzej było w pracy. Unikanie go, graniczyło niemal z cudem. Nie chciałam by nasi pracownicy zauważyli, że coś jest nie tak. Więc uśmiechałam się, byłam dla niego miła, normalnie z nim rozmawiałam, ale gdy tylko przychodził moment powrotu do domu, przywdziewałam na siebie maskę zimnej suki i trzymałam go na dystans.
Claudia okazała się moim absolutnym strzałem w dziesiątkę. Pomagała mi urządzić gabinet i zawsze była chętna by w razie takiej potrzeby zostać dłużej, jednak nie zgadzałam się na to. Dlaczego? Ponieważ tak jak podejrzewałam miała dziecko. W wieku dwudziestu lat urodziła synka, a jego tata ulotnił się i nigdy więcej do niej nie odezwał. Zapytałam ją, z kim w takim razie zostaje mały Bart, gdy ona jest w pracy? Wytłumaczyła mi, że ma ogromne wsparcie ze strony swoich rodziców.
Patric On Pożera Cię Wzrokiem Wilson, także okazał się bardzo sympatyczny. Niestety Ryan Nie Próbuj Nawet Na Nią Zerkać Wright, skutecznie utrudniał nam kontakty. Miałam ochotę go za to walnąć. Gdy tylko Patric znajdywał się w promilu kilku kroków ode mnie, nagle znajdowałam się w towarzystwie Ryana albo Nika. Tak, Dominik był bardzo często w naszej kancelarii. A to żeby pomóc z meblami, a to miał jakąś pilną sprawę do Ryana, albo przypadkiem był w okolicy. Zdecydowanie czymś mi to wszystko śmierdziało, tylko nie miałam pojęcia czym.
Ponieważ kolor ścian w moim biurze miał kolor jasnego beżu, postawiłam na jasne wyposażenie. Początkowo chciałam by meble były białe, ale gdy zobaczyłam w jednym z internetowych sklepów piękne drewno sosnowe, szybko zmieniłam zdanie. Biurko nie było tak masywne, jak miałam w San Francisco. Było nowoczesne i w kształcie litery L z ośmioma szufladami. Do tego wybrałam również sosnowy regał na dokumenty, zamykany drzwiami z mlecznego szkła, który ustawiony został przy jednej ze ścian. Zamówiłam również sofę i niewielki szklany stolik, przy którym w wolnych chwilach będę mogła wypić spokojnie kawę.
Eiden odzywał się do mnie niemal codziennie. Jak nie pisał to dzwonił. Nieświadomie pomagał mi to wszystko jakoś przetrwać. Jednego dnia, zaproponował mi wyjście do jakiegoś klubu, ale odmówiłam w obawie, że i Ryan się tam pojawi.
Jeżeli chodzi natomiast o Abi i Jaydena, udało mi się ich namówić, by przyjechali dzień wcześniej tak, żebyśmy mogli gdzieś wyjść.
Czekałam właśnie na nich, zerkając średnio co pięć minut na zegar, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zerwałam się z sofy, przywdziewając swój najszczerszy i największy uśmiech i otworzyłam drzwi z szokiem wymalowanym na twarzy.
– To wy – jęknęłam, szczerze zawiedziona.
– Uwielbiam, gdy laski skaczą z radości na mój widok – powiedział Eiden, wywracając oczami. Pomachał mi butelką wina przed nosem i wszedł bezceremonialnie do mieszkania. – Nie uda ci się nas zbyć. Nie dzisiaj.
Westchnęłam i zrobiłam gest ręką, zapraszający do środka również Ryana.
– Wejdź proszę – dodałam, gdy ten nawet nie drgnął.
Gdy zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę moich gości, Eiden buszował już w kuchni, a Ryan siadał na sofie.
– Co was do mnie sprowadza?
– Flo, nie przesadzaj z tą słodyczą. – Sarkastyczny Eiden był dla mnie nowością. – Od kilku dni twoje życie ogranicza się do kancelarii i domu. Czas to zmienić moja panno, czy ci się to podoba czy nie.
– Zachwycona nie jest. – Słusznie zauważył Ryan.
– Tak jakby mnie to coś interesowało - krzyknął młodszy Wright, nurkując głową w szafce.
Gdy odnalazł kieliszki, przyniósł je do salonu i postawił na stoliku, po czym odkorkował butelkę i rozlał wino.
– A propos, spodziewałaś się kogoś? - spytał, zerkajac na mnie przez ramię.
– Abi i Jay dziś przyjeżdżają - wyjaśniłam. - Mówiłam ci o tym. Zapomniałeś?
– Świetnie! Możemy później gdzieś wyjść. Razem. – Spojrzał na mnie mrużąc oczy. – Żeby co niektórzy się nie zgubili.
– Powiedziałeś mu?! – warknęłam z wyrzutem na Ryana.
– Powiedział i co z tego? Siadaj! – rozkazał mi młody Wright. Uniosłam na niego brew, ale on to zignorował. Podszedł do mnie, chwycił za ramiona i zmusił, dosłownie, żebym usiadła koło jego brata. – A teraz wytłumacz nam – pokazał między sobą, a Ryanem – co jest grane.
– Nic nie jest grane.
– Ściema! – Kaszlnął.
– Próbuję się jakoś zaaklimatyzować – skłamałam. – Nie przyszło wam do głowy, że może jest mi ciężko przystosować się do nowego otoczenia?
Prawnicy to urodzeni kłamcy, gdybyście nie wiedzieli. Praktyka czyni mistrza, dlatego nawet nie drgnęła mi powieka.
– Super. Przyjmijmy, że to łyknęliśmy. To co robimy?
– Ty się mi pytasz? To wy tu wtargnęliście naruszając moją przestrzeń osobistą. – Zaczęłam wymachiwać rękoma, niestety nie wzięłam pod uwagą faktu, że obok mnie siedział Ryan i oberwał.
– Kobieto – jęknął. – Złamałaś mi nos.
– O mój Boże, Ryan – pisnęłam. – Tak bardzo cię przepraszam. – Zaczęłam odciągać jego dłonie od uszkodzonego przeze mnie miejsca. – Pokaż mi to! – warknęłam, gdy jego dłonie nie drgnęły.
– Nie ma mowy.
– Eiden, zrób coś! To twój brat! - błagałam, licząc na jego pomoc.
– Ale to nie ja mu coś zrobiłem.
– Dzięki za wsparcie. - Zmróżyłam oczy. - A ty – spojrzałam na Ryana – pokaż mi ten nos.
Odsłonił go w końcu, ale nie widziałam nic niezwykłego. Krew się nie lała, wykrzywionego też nie miał, więc na pewno mu go nie złamałam.
– Boli? – spytałam.
– Jak cholera! - jęknął, jednak zbyt przesadnie, jak na mój gust.
– Wiem, przyniosę lodu! - zaproponowałam.
– Nie, czekaj. – Chwycił moją dłoń, uniemożliwiając mi się ruszyć. – Znam lepszy sposób na uśmierzenie bólu.
– Jaki?
– Pocałuj, tutaj. – Wskazał na swoje gorące wargi.
I wcale nie patrzyłam na nie pod tym kątem!
One.
Nie.
Były.
Gorące!
– Jesteś okropny! – Uderzyłam go w ramię.
Eiden kwiczał ze śmiechu, Ryan jedynie się podśmiechiwał pocierając swoje ramię, a ja kipiałam ze złości, że w tak banalny sposób dałam się wrobić.
– Oboje jesteście okropni – oskarżyłam ich, wytykając palcem.
– A co ja takiego zrobiłem? – Bronił się Eiden.
Postanowiłam nieco wyluzować. Udawanie przez cały czas, że Ryan nie istnieje nie miało większego sensu. I tak musiałam z nim przebywać. Usiadłam na sofie tak, żeby być do nich przodem. Eiden streścił mi plan następnego dnia. Do południa miałam pojechać z Ryanem do hotelu, w którym miał się odbyć bankiet, żeby sprawdzić czy wszystko jest gotowe, potem miał mnie zawieźć do fryzjera, od którego odbierze mnie Eiden. Zapytałam ich dlaczego nie mogłam jechać własnym autem, ale oboje uparli się, że to bez sensu, skoro do hotelu i tak jedzie Ryan, a Eiden po odebraniu mnie od fryzjera zostaje już u brata.
Zastanawiałam się, co w tym czasie będzie robić Abi i Jay, ale o tym zmierzałam z nimi porozmawiać później.
Na bankiet mieliśmy wynajętą limuzynę, którą pojadą bracia Wright, moi goście i ja. Eiden obiecał mi, że gdy ja i Ryan będziemy witać wszystkich gości i robić to co robić powinni gospodarze, on zaopiekuje się moimi przyjaciółmi.
Po wspólnie spędzonej godzinie i wypitej półtorej lampki wina byłam już tak rozluźniona, że nie zauważyłam kiedy, a moje nogi znalazły się na nogach Ryana, a plecami opierałam się o oparcie sofy. Rozmawialiśmy o tym, że od przyszłego poniedziałku skończy się obijanie i ruszamy ostro z pracą. Ryan nawet zapewnił, że ma już dwóch klientów, którymi na razie musi się zajmować w domu. Eiden zdradził nam, że niedługo planuje wystawę obrazów w swojej galerii, a my będziemy gośćmi honorowymi. Byłam podekscytowana, bo nigdy wcześniej nie byłam na takiej wystawie. W końcu usłyszałam upragnione pukanie do drzwi i omal nie zabiłam się o własne nogi.
Pisków nie było końca. Uścisków też.
– Jezu, jak tu pięknie! – Abi była tak pochłonięta zwiedzaniem mieszkania, że nawet nie przywitała się z Wrightami.
Nie to co Jay, który bardzo szybko znalazł z nimi wspólny język.
– O Boże! Jay! Ja chcę taką łazienkę - pisnęła rozanielona Abi.
– O czym ty mówisz? – spytał Jay.
– O czym? Człowieku! Musisz to zobaczyć! Ona biorąc prysznic widzi Los Angeles! Rozumiesz? Cała ściana w jej łazience, to pieprzone okno!
– Super! – Eiden klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę. – Będziecie mogli się zachwycać LA podczas kąpieli później, a teraz wychodzimy.
Cztery pary oczu spojrzały na niego.
Tak, nawet Ryan, więc prawdopodobnie on też nie był wtajemniczony w plany swojego brata.
– Gdzie? – powiedziałam razem z Ryanem, jakbyśmy to wcześniej zaplanowali.
– Obiecałem, że zabiorę cię do jakiegoś klubu, a ponieważ jest nas więcej, uważam, że to najwyższa pora i dobry pomysł na spędzenie wieczoru.
– Genialny!
Abi i to jej wieczne zadowolenie ze wszystkiego. A już w szczególności, gdy o imprezy chodziło.
– Jak będę jutro niewyspana, to oficjalnie ci mówię, że płacisz za kosmetyczkę, która będzie musiała pozbyć się moich worków pod oczami, które na pewno będę miała – jęknęłam, licząc na to, że odpuści.
– Kotku, dla ciebie wszystko. Mogę nawet zostać na noc i zrobić ci masażyk.
Pokazałam mu środkowy palec. Ku mojemu zaskoczeniu Ryan w żaden sposób nie zareagował i cholera, poczułam coś dziwnego. Jakieś ukłucie w klatce. Jakby zależało mi na jego uwadze. Jestem popaprana. Bez dwóch zdań.
*
Do klubu pojechaliśmy dwoma taksówkami. Jay zabrał się z Ryanem i Eidenem, a ja z Abi. Chciałyśmy nieco porozmawiać na osobności, a podejrzewałyśmy, że jedyną okazję będziemy miały dopiero po powrocie do mieszkania. Opowiedziałam jej o wydarzeniu w windzie i jednym słowem nazwała mnie idiotką. Miałam coraz większy mętlik w głowie. Jeszcze przed moją wyprowadzką z San Francisco, to ona namawiała mnie, że zemsta to genialny pomysł, a teraz beształa mnie jak małe dziecko, że nie rzuciłam się na Ryana w tej cholernej windzie.
No może nie dokładnie takich słów użyła, ale sens był taki sam.
Szczerze mówiąc nie przejęła się nawet zbytnio częścią, że o mało nie zostałam zgwałcona.
Przyjaciele, na nich zawsze można liczyć.
– Poważnie Flo, daj człowiekowi szansę – jęknęła, gdy wysiadłyśmy z taksówki.
Czułam w kościach, że to będzie ciężka i długa noc.
Westchnęłam i wysiadłam, gdy tylko zapłaciłam z kurs. Poprawiłam swoją nieprzyzwoicie krótką sukienkę, która podczas opuszczania samochodu, podniosła się, praktycznie wystawiając mój tyłek na światło dziennie. Dobra, wieczorne tak dla ścisłości.
Stałyśmy przed klubem o wdzięcznej nazwie "Deep" i na sam widok cholernie długiej kolejki do wejścia, miałam ochotę wsiąść z powrotem do taksówki i wrócić do miękkiego i ciepłego łóżeczka. Cholera! Do sofy, bo moją sypialnie udostępniłam na dwie noce przyjaciołom.
– Wy poważnie chcecie stać w tej kolejce? – spytałam, gdy panowie, którzy jechali zaraz za nami, wysiedli i dołączyli do nas.
– Jasne. – Mrugnął mi Eiden.
Wziął Abi pod rękę i ruszył w stronę wejścia.
– Co on robi?
Spojrzałam na Ryana, który stanął obok mnie.
– Wchodzi, jak myślę. – Wzruszył ramionami. – My też powinniśmy. – Uśmiechnął się, ofiarując mi swoje ramię.
Obserwując jak reszta znika za podwójnymi drzwiami, bez problemu przepuszczeni przez dwóch wielkich ochroniarzy, nie pozostało mi nic innego, jak skorzystać z ramienia Ryana i pozwolić się poprowadzić. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy jednym z bramkarzy i Ryan pochylając się, powiedział coś do niego tak cicho, że nie byłam w stanie usłyszeć ani słowa. Nie powinno to oczywiście zrobić na mnie wrażenia, ale zrobiło.
– Często tu bywacie?
– Dość często – odpowiedział zagadkowo.
Weszliśmy do środka i minęliśmy szatnie za którą znajdowało się chronione wejście na wielką salę. Super, jeszcze więcej ochroniarzy, którzy skinęli w kierunku Ryana. Musiał w tym miejscu bywać częściej niż tylko dość często. Gdy ich minęliśmy dosłownie zamarłam w miejscu.
Sala była dwupoziomowa. Na wprost, na całej szerokości, rozciągał się bar, za którym stało pięciu barmanów uwijających się jak mrówki. Po prawej ustawione były niewielkie stoliczi z krzesłami, a po lewej, na podwyższeniu, swoje miejsce miał DJ. Środek to był jeden wielki parkiet, na delikatnym podwyższeniu. Wszystko utrzymane było w odcieniach czerni, bieli i fioletu.
Byłam przekonana, że udamy się w kierunku stolików, ale Ryan skierował nas na schody, które prowadziły na górne piętro, które było jednym wielkim balkonem, otwartym na widok na parter. Oczywiście schody były pilnowane przez jeszcze jednego ochroniarza.
Zamiast stolików, były kilkuosobowe boksy, a największym zaskoczeniem było dla mnie to, że przy środkowej ścianie był kolejny bar, przeznaczony zapewne dla przebywających na balkonie. Przed każdym boksem było wystarczająco miejsca, by można potańczyć, bez konieczności schodzenia na dół.
– Aaaa! – pisnęła Abi, gdy do nich dołączyliśmy. – Tu jest bajecznie.
Przewróciłam na nią oczami. No bo serio, za chwilę rzuci wszystko w San Francisco i się tu przeniesie bez mrugnięcia okiem. Nie żeby mi to przeszkadzało. Cieszyłabym się cholernie.
Usiedliśmy z Ryanem w boksie i niemal natychmiast pojawił się koło nas barman–kelner. Ciężko było mi znaleźć określenie kogoś, kto pracuje w klubie nocnym, a jego praca wygląda jak w restauracji.
– Panie Wright – zwrócił się do Ryana. – Co podać?
Jezu, pisnęłam wewnętrznie, oni znają nawet jego nazwisko!
– Dla nas – spojrzał na Eidena i Jaya – whisky, a dla pań?
– Orgazm – powiedziała bez zajęknięcia moja przyjaciółka.
– Abi! – jęknęłam, mając ochotę zapaść się przez nią pod ziemię.
– To taki drink, głuptasku.
Pokręciła na mnie głową. Wszyscy oczywiście byli tą sytuacją rozbawieni. Wszyscy, oprócz mnie.
– Flo? – spytał Ryan, kładąc swoją dłoń na moich plecach.
Jezu, mógłby mnie tak nie popędzać! Aż miałam ochotę pokazać mu język, bo przecież znałam się na tym jak czołgista na lotach w kosmos. Oczywiście pierwsza nazwa, jaka przyszła mi do głowy to "nasienie barmana", które usłyszałam kilka dni temu, ale już nam orgazm wystarczył.
– Przepyszną Błękitną Lagunę tutaj serwują. – Na pomoc przybył mi Ryan.
– W takim razie poproszę.
Uśmiechnęłam się nieśmiało do barmana–kelnera, i spojrzałam na Ryana. Przypatrywał mi się intensywnie, nadal trzymając rękę na moich plecach. Być może czekał na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Może powinnam poprosić go, żeby ją zabrał. Może…
Ale tego nie zrobiłam.
Wychyliłam się za to i szepnęłam:
– Dziękuję.
Ku mojemu zdziwieniu, chciałam brzmieć przy tym uwodzicielsko. Tylko po co?
Ryan przyciągnął mnie do siebie bliżej. Widziałam jak oczy Jaya stają się większe, a Abi szczerzy się jak wariatka i unosi oba kciuki. Jedynie Eiden siedział wyluzowany z to–się–musiało–tak–skończyć uśmieszkiem. Chciałam odepchnąć Ryana i udowodnić im, że nic a nic do niego nie czuję, ale, kurwa! Kogo ja próbowałam oszukać. Działał na mnie cholernie i czułam, że i ja na niego działam. Pokazał to przecież w windzie, robił to niemal każdego razu, gdy byliśmy razem.
Nagle puścił mnie i zdziwiłam się, jak bardzo zabrakło mi jego bliskości. Wstał i zdjął swoją skórzaną kurtkę, rzucając ją w narożnik boksu. Przysięgam, że musiałam zbierać szczękę, gdyż nareszcie miałam idealny widok na jego tatuaże. Na lewej ręce, która była bliżej mnie, był zegar przy nadgarstku w stylu vintage, w połowie pełen, sprawny, w połowie rozebrany na części pierwsze. Od niego w górę pięła się ścieżka, ale jakby pokryta krwią, a przynajmniej to był jedyny akcent w kolorze. Na bicepsie i części ramienia, która była odsłonięta, była panorama ponurego miasta, do którego dążył mężczyzna z bronią w ręku. Widok ten zaparł mi dech w piersi. I miałam to gdzieś, że właśnie wszyscy widzieli jak bezczelnie się na niego gapię. Zmrużyłam oczy, żeby dojrzeć co było na drugiej ręce, ale było to niemal niemożliwe.
– Jak go poprosisz, to z pewnością ci pokarze – krzyknęła Abi. – Wiecie, ona ma taki fetysz na punkcie wydzieranych facetów.
Otworzyłam szeroko oczy.
Jak ona mogła to powiedzieć!
– Abi! – jęknęłam.
– Każdy z nas ma jakieś swoje małe zboczenia – powiedział Eiden, nie ukrywając jednak tego, jak bardzo go to bawiło. – Poza tym, te jego tatuaże ciągną się jeszcze dalej. – Poruszył sugestywnie brwiami i nic nie mogłam na to poradzić, że aż znowu spojrzałam na Ryana, jakbym potrafiła zobaczyć co ma pod koszulką. A i tu nie potrafiłam się skupić, gdyż jego czarny t–shirt był idealnie dopasowany do ciała, ukazując każdy mięsień brzucha.
Na moje szczęście, przyniesiono akurat drinki, bo kto wie, czy nie zaczęłabym nagle skomleć jak pies.
– Masz jakiś? – spytał Ryan tuż przy moim uchu.
Wiedziałam, że nie było szans, by Abi, Jay czy Eiden, siedzący naprzeciwko nas, cokolwiek usłyszeli.
– Mam co?
– Tatuaż.
– To, że mam, jak to ujęła Abi fetysz, nie oznacza, że sama dałabym się kłuć.
– I dobrze. Kobiety nie powinny ozdabiać w ten sposób swojego ciała.
Czułam, jak cholernie gorąco się wokół nas zrobiło, więc wzięłam swojego drinka i zaczęłam go pić i omal się nim nie udusiłam, bo Abi znowu zaczęła piszczeć.
Poważnie, ile ona ma lat? Pięć?
Po mniej więcej godzinie, gadania o pierdołach, po dwóch drinkach i usilnych próbach ignorowania Ryana, moja przyjaciółka zerwała się z miejsca i chwytając moją dłoń zaczęła ciągnąć do siebie.
– Chodź, zatańczymy – błagała.
Westchnęłam w geście poddania i wstałam, a gdy przechodziłam obok Ryana, poczułam jego dłoń na moim udzie. Nie miałam nawet odwagi na niego spojrzeć.
Eiden zdążył jeszcze krzyknąć, żebyśmy tańczyły na piętrze i nie schodziły na dół. Wydało mi się to dziwne, ale ponieważ inni przebywający na górze też nie schodzili, wzruszyłam jedynie ramionami. DJ grał piosenkę Ariany Grande "Problems". Piosenka wpadała w ucho, a Abi jak zawsze sprawiła, że obie czułyśmy się jak nastolatki. Tańczyłyśmy tak, jakby nic dokoła nas nie istniało, wyginając ciała i kręcąc tyłkami, aż w pewnym momencie odwróciłam się przodem do boksu i uchwyciłam spojrzenie Ryana. Zatrzymałam się, ale Abi szybko znalazła się za mną, chwyciła moje biodra i zaczęła nimi kołysać.
– On cię pragnie – powiedziała wprost do mojego ucha. – Tańcz tak, żeby zapomniał jak się nazywa.
I tak zrobiłam. Dałam się ponieść i tańczyłam, choć niekoniecznie dla niego. Ale przed nim. I sprawiłam, że jego szklanka z whisky, którą chciał się napić, zawisła w powietrzu, a wargi zostały lekko rozchylone. Moja podświadomość usiadła z popcornem w dłoni, obserwując uważnie dalszy rozwój akcji. Byłam odważna i szło mi dobrze, dopóki DJ nie zmienił piosenki. Puścił Raise the Dead i nagle nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.
Chciałam wrócić do boksu, ale Ryan stanął mi na drodze. Przez krótką chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, po czym chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę schodów.
Zeszliśmy na parter i zaczęliśmy przeciskać się przez tłum tańczących. Mimo iż rytmy były wolne, jedni tańczyli szybko, inni wolno. Jak komu pasowało. I miałam cichą nadzieję, że Ryan będzie należał do tych, co to nie przepadają za bliskimi kontaktami cielesnymi.
Ponoć nadzieja matką głupich.
Ja najwyraźniej musiałam być cholernie inteligentną osobą, gdyż mi ona nie sprzyjała.
Ryan pociągnął mnie niespodziewanie, więc przecież omal nie zabiłam się o własne nogi. Omal, gdyż szybko złapał mnie w swoje ramiona i przycisnął do swojego ciała.
To była kara, za ten cholerny taniec, jaki przed nim odstawiłam. Być może, gdybym go nie prowokowała, nie bylibyśmy w tak intymnym położeniu, ale ja oczywiście musiałam posłuchać Abi.
Wzięłam głęboki wdech, który miał być uspokajający, ale działanie miał zupełnie odwrotne. Czułam zapach płynu do kąpania, skórzanej kurtki i czegoś jeszcze. Czegoś, czego nie umiałam nazwać.
Nasze ciała zaczęły się kołysać – wolno.
Iskry krążyły wokół nas i tak jak nie miałam pojęcia, czym one były od niego, tak z mojej strony było to czyste pożądanie. Pragnęłam go. Tak bardzo jak nie chciałam się do tego przyznać, tak bardzo to we mnie siedziało. Głęboko i hardo, i cholera, aż mnie rączki swędziały, żeby wsadzić dłonie w jego poczochrane włosy, przyciągnąć do siebie i sprawdzić, jak smakują jego wargi. I tak jak moje dłonie nieśmiało spoczywały na jego ramionach, tak jego wędrowały po moim ciele; plecach, ramionach, łopatkach. Jęknęłam cicho, na uczucia jakie mnie zaatakowały. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał, ale gdy przyciągnął mnie jeszcze bliżej, niemal mnie miażdżąc, moje nadzieje prysły jak bańka mydlana. Pochylił się i zaczął muskać moją szyję swoimi wargami. Mimowolnie odchyliłam dla niego głowę.
Przestałam się kontrolować i zrobiłam w końcu to, na co miałam ochotę od samego początku. Wtopiłam palce w jego miękkie włosy i pociągnęłam je delikatnie, a gdy zaczął lizać moją skórę, zrobiłam to mocniej.
– Kurwa, Flo – jęknął, i miałam nadzieję, że było to spowodowane napływem takiego samego pożądania jak u mnie.
Jego ręka zjechała na mój pośladek i przysięgam, że niewiele mi brakowało, by tylko dzięki jego dotykowi, dojść do spełnienia na parkiecie. Przeszkodziły nam jednak krzyki i przepychanki przy wejściu.
Nie tylko my zwróciliśmy na to uwagę, gdyż każdy dookoła nas, zaczął patrzeć w tamtym kierunku, próbując zorientować się w sytuacji.
Ryan spojrzał na mnie przepraszająco i obejmując mnie w pasie, ruszył w tamtym kierunku. Zauważyłam młodą dziewczynę, awanturującą się i przepychającą z dwoma ochroniarzami. Ryan też musiał ją już widzieć, tylko niezrozumiała była dla mnie jego reakcja. Napiął mięśnie, wyprostował się i przyciągnął do siebie jeszcze mocniej, niemal miażdżąc mi kości.
– Ryan! – krzyknął jakiś mężczyzna, który stał w samym środku zamieszania.
Bez słowa tam podeszliśmy. Koło nas zjawiła się rudowłosa piękność. Jej włosy przypominały małe sprężynki i idealnie pasowały do bladej cery i zielonych oczu.
– Lili zabierz Flo na górę do Eidena i powiedz mu, żeby się nie ruszał - poprosił łagodnie Ryan.
Kobieta objęła moje ramię i delikatnie pociągnęła w stronę schodów. Szłam za nią, ale nie mogłam przestać oglądać się za siebie. Widziałam jak Ryan podszedł do ochroniarzy i zaczął krzyczeć na młodą dziewczynę, jednak nie byłam w stanie wyłapać choćby jednego zdania, gdyż DJ puścił szybszą i głośniejszą muzykę. Jakby celowo próbował wszystko zagłuszyć.
– Nie bój się, Ryan zaraz wróci – powiedziała kobieta. – Jestem Lili Cubero.
– Florence Larson.
– Wiem, wiele o tobie słyszałam. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.
Lili zaśmiała się szczerze i już miałam ją spytać skąd zna Ryana, ale dotarłyśmy do naszego boksu.
– Czy to wasza zguba? – spytała, rozsiadając się wygodnie.
– A gdzie Ryan? – spytał Eiden, który wyglądał, jakby coś mu nie pasowało na załączonym obrazku.
– Na dole wasza kuzynka jak zwykle się awanturuje, więc razem z Ethanem robią z nią porządek.
– Mary Grace tu jest?
– Tak, ale Ryan wyraźnie powiedział, że nie masz ruszać stąd swojego seksownego tyłka. – Eiden uniósł na nią brew. – No dobra, seksownego dodałam od siebie. – Wywróciła oczami, zabierając jego szklankę z Whisky i pijąc zawartość.
– Wiesz, że nie pije się po kimś. – Do akcji wkroczyła, jak zawsze subtelna, Abi.
– To jest Abigail McKenzie, moja przyjaciółka – wskazałam na nią – a to Jayden Parker, jej…
– Chłopak, narzeczony, przyszły mąż – dokończyła Abi, wyraźnie obsikując swoje terytorium.
– Spokojnie kobieto, mój towar jest na dole. Nie jestem z tych, co to przychodzą tu z nadzieją, że znajdą gwiazdkę z nieba w postaci bogatego frajera.
Ha! Podobała mi się ta kobieta! Nie każdy ma tyle odwagi w sobie, żeby odszczeknąć się Abi. I ja z pewnością jestem jedną z tych ofiar losu.
Nim jednak te dwie zdążyły sobie skoczyć do gardeł, obok nas przemknął Ryan z mężczyzną, którego widziałam na dole i młodą dziewczyną.
– Gdzie oni idą? – spytałam, wymachując przy tym rękoma.
– Do biura.
Po piorunującym wzroku Eidena, domyśliłam się, że Lili nie miała tego powiedzieć.
– Biura?
– Dobra – Eiden skapitulował – i tak byś się w końcu dowiedziała. To jest klub Ryana.
*
Ryan
– Zamknij się w końcu, kurwa! – warknąłem na młodą, chwytając ją za ramię.
Zaczęła się wyrywać, więc dałem Cortezowi znak, żeby szedł z nami.
– Jak mnie za chwilę nie puścisz, to przysięgam…
– Że co? Poskarżysz się mamusi – syknąłem.
Ja pierdolę, musiała akurat dziś się pojawić i awanturować. Mogłem to przewidzieć, mogłem zabrać Flo i jej przyjaciół gdzie indziej, ale tu wbrew pozorom wydawało mi się najbezpieczniej.
Gdy tylko Eiden wpadł na ten pomysł, dałem znać Nikowi, żeby powiadomił wszystkich, że zjawię się w Deep i nikt, absolutnie, kurwa nikt, nie ma się do mnie zwracać szefie, a już w szczególności nie ma tego wieczoru załatwiania jakichkolwiek interesów. Nawet ochrona wiedziała, że nie ma wpuszczać nikogo podejrzanego. Nie narażę w żaden, pierdolony, sposób Flo i jej przyjaciół.
I to nie tak, że nie chciałem, żeby Florence dowiedziała się, że jestem właścicielem. Chciałem, żeby znając ten fakt, nie zjawiała się tu zbyt często, zwłaszcza beze mnie, gdyż zjawiają się tu różni ludzie. Niebezpieczni.
I wszystko szło gładko, do momentu pojawienia się tej idiotki.
Przechodząc obok boksu, nawet nie spojrzałem na Flo. Nie chciałem zobaczyć w jej spojrzeniu oskarżenia, pytań, niezrozumienia.
Moje biuro mieściło się za barem. Było w ten sposób ukryte i jedynie ci co musieli, wiedzieli o jego istnieniu. Gdy dotarliśmy do drzwi, otworzyłem je i wepchnąłem Mary Grace do środka. Obszedłem biurko, zaciskając sobie nasadę nosa, usiadłem w fotelu, a gdy Ethan zamknął drzwi, spojrzałem na moją kuzynkę.
– Czego chcesz?
– Niczego. Chciałam sobie potańczyć.
– Potańczyć, czy załapać się na kreskę. – Uniosłem na nią brew.
Ethan nalał mi i sobie whisky, po czym rozsiadł się wygodnie na sofie pod ścianą.
– A co to za różnica?
– Duża! Wydaje mi się, że ostatnio wyraziłem się, kurwa, jasno, że ani nie będziesz ćpać w moim klubie, ani tym bardziej nie będziesz tu handlować. Twój ojciec w grobie się przewraca, widząc, jak jego jedyna córka się stoczyła!
– Od mojego ojca się odpierdol! To, że go tu nie ma to wasza wina.
Wstała, trzaskając dłońmi w blat biurka.
– To jego wina – powiedziałem spokojnie. – Mógł przyjść do nas i powiedzieć, że ma problemy. Pomoglibyśmy mu.
– Ta, już to widzę.
– Posłuchaj mnie, kurwa! – syknąłem wstając. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Rodzina zawsze jest dla nas na pierwszym miejscu, choćby nie wiem co. Ty – skinąłem na nią – też, jeśli potrzebowałaś pomocy wystarczyło przyjść, a nie zaczęłaś się bawić w handel dragami.
– Miałam się przed wami płaszczyć?
– Nie – powiedziałem spokojnie, siadając i starając się znowu nie wybuchnąć – przyjść i porozmawiać. – Westchnąłem. – Potrzebujesz kasy? – spytałem, choć doskonale wiedziałem, że ojciec regularnie wpłacał pieniądze na konto ciotki.
Nie mogliśmy zostawić jej bez środków do życia. Lisa nigdy nie pracowała – nie musiała. Kobiety w naszej rodzinie nie muszą tego robić, chyba że chcą, tak jak moja matka, która ma własną restaurację. Bywa w niej sporadycznie, ale to tylko dlatego, że umie nią zarządzać i ma wokół siebie zaufanych ludzi.
– Dasz mi? – Niedowierzanie w jej głosie, było słychać z kilometra.
– Tak, jeśli powiesz na co.
– Mam długi – odpowiedziała skruszona.
– U dostawców?
Jej jedyną odpowiedzią było skinięcie głowy.
Kurwa, w co ta dziewczyna się znowu wpakowała? Wyciągnąłem kasę z portfela i rzuciłem ją na blat.
– Tu masz na swoje wydatki. – Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. – A sprawę z twoimi długami sam załatwię.
– Jak to?
– Normalnie, kurwa. Komu wisisz kasę?
Mary Grace zaczęła wyłamywać sobie palce u rąk, więc spodziewałem się już, że to co zamierza mi powiedzieć, bardzo mi się nie spodoba. Zacząłem stukać palcami w blat czekając. Kątem oka widziałem, że Ethan pochylił się w naszą stronę, opierając ramiona na udach. Też był ciekawy. Gdyby jakiś idiota, którego znamy, odważyłby się sprzedać mojej dwudziestodwuletniej kuzynce jakiekolwiek, kurwa, dragi, powinien być świadomy, że to będzie ostatni interes jego życia. I mam w dupie pobudki, jakie by nim kierowały.
– Mary Grace, czekam.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie, choć nasze kontakty były i tak ograniczone do pieprzonego minimum. Jednak doskonale wiedziałem, że Mary Grace była twardsza niż niejeden facet, więc łzy w jej wykonaniu nie wróżyły nic dobrego.
– Mary…
– U ludzi Hana.
– Kurwa! – jęknąłem, wyrywając sobie włosy.
– Ja pierdolę – zawtórował mi Ethan, opierając się na sofie i z wrażenia wypijając całą Whisky.
– Co ci kurwa strzeliło do głowy?! Czym ty kurwa myślisz? Pizdą?
– Nikt nie chciał mi sprzedać towaru.
– Bo wyraźnie tego zakazałem, a ty musiałaś polecieć do Hana?
– Przepraszam…
– W dupie mam, kurwa, twoje przepraszam! Zabieraj kasę i nie odwracając się za siebie opuść mój klub.
– A co z…
– Nie wiem, muszę kurwa pomyśleć.
Młoda zgarnęła kasę z blatu i opuściła moje biuro. Ethan wstał i przesiadł się na fotel naprzeciw mnie.
– Co teraz?
– Nie wiem. Mógłbym zostawić to gówno na głowie Mary Grace. Może powinna wyciągnąć z tego jakieś konsekwencje.
– Han tego tak nie zostawi.
– Wiem, kurwa. – Przetarłem twarz dłonią w akcie frustracji. – I to mnie martwi. – Westchnąłem, wypijając całą Whisky i wstając z miejsca. – Postaraj się jutro dowiedzieć jak najwięcej. Kto, gdzie, kiedy. Pojutrze się tym zajmiemy.
Skinął i wyszliśmy z biura.
Flo, Abi i Lili tańczyły i śmiały się do siebie do piosenki Scream Ushera . Miałem cichą nadzieję, że kobieta Ethana i Flo się zaprzyjaźnią. Byłoby dobrze, gdyby moja piękna wspólniczka miała na miejscu kogoś, z kim mogłaby się spotykać, wyjść na zakupy, porozmawiać i to nie tylko telefonicznie, jak w przypadku Abi.
Stanąłem na chwilę patrząc jak Flo porusza biodrami, i już tylko od samego patrzenia robiłem się twardy. Nie żeby chodziło mi tylko o sex, ale litości, nie zareagować tak na nią to byłaby zbrodnia. Poważnie, tylko ślepiec nie zauważyłby jej pięknych kobiecych kształtów, oczu, uśmiechu. To wszystko działało na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Choć nigdy wcześniej, nie przyszłaby mi nawet do głowy myśl, żeby związać się z jakąkolwiek kobietą. Byłem aroganckim dupkiem, patrzącym żeby sobie jedynie pobrykać. Kobiety wchodziły i wychodziły. Mało kiedy zdarzało się, żebym spał z tą samą laską dwa razy. Kurwa, ja na następny dzień nie pamiętałem nawet ich imion.
To było takie wygodne.
Ale teraz, gdy patrzę na Flo, byłbym w stanie wyobrazić sobie siebie z kobietą. Z nią. Z Florence. Z żadną inną.
I choćbym miał poruszyć niebo, ziemię, a nawet piekło, zrobię wszystko, żeby Flo zobaczyła we mnie mężczyznę, z którym mogłaby spędzić resztę życia.
Już miałem usiąść, gdy Flo nagle zrobiła obrót w tańcu i wpadła wprost w moje ramiona. Spojrzała na mnie uśmiechając się podstępnie, obróciła się stając do mnie tyłem i zaczęła zjeżdżać wzdłuż mojego ciała, po czym wróciła do pozycji pionowej. Uniosła swoje dłonie do góry i wplotła je w moje włosy. Zaczęła poruszać swoimi biodrami, więc dołączyłem do niej. To było tak cholernie erotyczne, że mój kutas stał na baczność boleśnie pulsując. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, by poczuła jaki ma na mnie wpływ. Jak cholernie jej pożądam.
– Jeśli chcesz, żebym w końcu przestał się kontrolować, to rób tak dalej – szepnąłem jej do ucha, po czym przejechałem po nim językiem. Smakowała tak doskonale. Była doskonała.
Obróciła się twarzą do mnie, wspięła na palce i szepnęła:
– A masz problemy z samokontrolą?
– Przy tobie cały czas.
– Polecam w takim razie jogę. – Mrugnęła do mnie. – Słyszałam, że pomaga.
I odeszła do dziewczyn, pozostawiając mnie w pieprzonym szoku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro