Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział siódmy


Florence

Zaraz za drzwiami znajdowało się niewielkie białe przejście, w którym stała mała komódka i wbudowana w ścianę, ogromna szafa z przesuwanymi drzwiami. Cała ściana po lewej stronie była przeszklona, a widok zapierał dech w piersiach. Miałam całe wschodnie Los Angeles na wyciągnięcie ręki.

– To dopiero początek – szepnął mi do ucha Ryan, na co teatralnie chwyciłam się za serce. Nie miałam pojęcia, że jest tak blisko mnie.

– Chcesz żebym dostała zawału? – Wytknęłam go palcem.

– Zanim zobaczysz resztę domu? Nigdy.

Ukłonił się wyciągając rękę i zapraszając mnie do kontynuacji wędrówki.

Kilka kroków później, znalazłam się w ogromnym salonie, jadalni i kuchni w jednym.

– Łał. – Było wszystkim co potrafiłam z siebie wydusić.

Wszędzie dominowała biel i jaskrawa zieleń, w której natychmiast się zakochałam.

Na wprost mnie znajdował się olbrzymi salon. Był chyba większy od całego mojego domu w San Francisco. No dobra, trochę wyolbrzymiłam, ale matko, mimo wszystko był ogromny. Na środku, tyłem do przeszklonej ściany i przodem do ściany, stała biała kanapa w kształcie litery U, a na niej szereg poduszek w zielonym kolorze. Przed nią stał szklany stolik, a na ścianie wisiała ogromna plazma, pod którą znajdował się cały ten zestaw kina domowego, którego pewnie bałabym się nawet dotknąć. To właśnie ta ściana była częściowo biała, częściowo zielona.

Za salonem znajdowała się jadalnia z ogromnym szklanym stołem na dwanaście osób. Nad nim wisiało w szeregu pięć niewielkich lampek z kloszami z przydymionego szkła.

Po prawej stronie jadalni znajdowała się kuchnia, która dla jadalni była otwarta, ale dla salonu zamknięta ścianką działową, która od połowy w górę była szklana. Dół szafek kuchennych był w zielonym kolorze na wysoki połysk, a góra biała, również na połysk. Pośrodku stała niewielka wyspa, której podstawą były szafki i płyta grzewcza. Całość oświetlana była ledami wmontowanymi w podwieszany sufit.

Między ścianką kuchni, a ścianą, na której wisiała plazma był kolejny korytarzyk i jedne drzwi.

– Mogę tam wejść? – spytałam niepewnie Ryana, który tylko chodził za mną i mnie obserwował.

– Nie musisz się mnie pytać o zgodę. Śmiało.

Położyłam rękę na klamce i zaczęłam się zastanawiać, co też może być po drugiej stronie. Brakowało mi sypialni i łazienki, ale wątpiłam, że oba pomieszczenia były w stanie zmieścić się za ścianką, na której wisiał telewizor. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka.

Jak bardzo się myliłam!

Przywitała mnie sypialnia w odcieniach bieli i lawendy. I ponownie jedna ze ścian to było jedno wielkie okno. Naprzeciw niego stało olbrzymie białe łoże, a na nim lawendowe pościele. Po bokach stały dwie szafki nocne, z małymi lampkami.

– Podoba ci się? – spytał Ryan, powodując, że podskoczyłam nieświadoma, że stoi tuż za mną.

– Zwariowałeś? Tu jest pięknie!

– A łazienkę i garderobę już widziałaś?

Pokręciłam wściekle głową. Kazał mi się odwrócić i dopiero wtedy zauważyłam, że na wprost drzwi wejściowych do sypialni były kolejne. Te po prawej były do długiej, ale wąskiej garderoby, a te po lewej do łazienki, która okazała się absolutnym numerem jeden w tym mieszkaniu. Płytki na podłodze i sufit były w białym kolorze, a płytki na ścianach w czerni i pomarańczy. Miała wszystko, czego kobieta by zapragnęła; ogromną wannę, przeszklony prysznic, trzy szafki ustawione w szeregu, a na środkowej zamontowana umywalka, lustro nad nimi oświetlone na całej długości, no i toaleta. Był tylko jeden mały feler.

– Już tą szklaną ścianę w łazience mogli sobie darować.

– A w czym ona ci przeszkadza? – spytał zaintrygowany.

Ryan nagle zaczął się zanosić śmiechem.

– Chyba nie myślisz, że będzie cię widać z dołu na dwudziestym ósmym piętrze – powiedział, gdy w końcu się uspokoił.

– A jak akurat jakiś helikopter czy inne coś latające, będzie tędy śmigać? – spytałam śmiertelnie poważnie.

– Ty to tak na serio?

– Oczywiście. – Zaczęłam sobie tupać nogą i założyłam ręce na piersi.

– Jeśli cię to uspokoi to tu nie latają helikoptery i inne coś latające, jak to powiedziałaś. To jest zamknięta strefa powietrzna.

– Ach. To zmienia postać rzeczy. – Nagle moje trampki okazały się bardzo interesujące.

Wziął mnie za idiotkę. Jak nic! W sumie chyba nawet trochę nią byłam, ale on tego wiedzieć nie musiał.

– No dobrze, skoro rozchwiałem już twoje wątpliwości, to co sądzisz o mieszkaniu?

– Jeszcze pytasz? – Nagle się ożywiłam. – Jest cudowne i na pewno cholernie drogie.

– Jezu! Kobieto! – Wyrzucił ręce w górę wychodząc z łazienki, przechodząc przez sypialnie i opadając na sofie w salonie. Cały czas szłam za nim. – Mieliśmy nie zaprzątać sobie głowy ceną, prawda?

– Poniekąd? – Bardziej spytałam niż potwierdziłam.

– Siadaj. – Poklepał miejsce obok siebie, więc usiadłam. Nie żebym miała na to ochotę. – Gwarantuję, że lepszego nie znajdziemy...

– Ale na pewno tańsze. – Przerwałam mu.

Westchnął. Bardzo ciężko westchnął i jeszcze ścisnął sobie nasadę nosa.

– Właściciel poprzedniego mieszkania chciał więcej.

– Którego? Tego częściowo umeblowanego?

– A byliśmy jeszcze w jakimś?

Chyba zaczynał do mnie tracić cierpliwość. Sama ze sobą zaczynałam się czuć jak wrzód na dupie, a co dopiero on ze mną.

– Dobra – zaczęłam – załóżmy, że zdecydowałabym się na to mieszkanie, tak? – Skinął głową. – Będzie mnie na nie stać, czy jak opłacę rachunki pozostanie mi jeść tynk ze ścian?

– Myślisz, że bym ci na to pozwolił? – spytał, rozciągając się na sofie.

– Nie odpowiedziałeś.

– Oczywiście, że będzie cię stać. Na to i wiele innych rzeczy.

W mojej głowie toczyła się burza szarych komórek. Część z nich była tak zachwycona mieszkaniem, że bez mrugnięcia okiem by się na nie zgodziła, a inna część, ta bardziej racjonalna, miała pewne obawy. Nie miałam pojęcia co zrobić. Aż w końcu postawiłam wszystko na jedną kartę.

– Zgadzam się!

Ryan zerwał się, siadając prosto.

– Wiedziałem. – Sięgnął po kartkę leżącą na stoliku i długopis. – W tym miejscu musisz podpisać, żeby stać się pełnoprawnym najemcą.

– Ale Peter nie miał mi kupować mieszkania. Taka była umowa. I skąd wiedziałeś, że się na nie zdecyduję?

– I tak będzie, ten papierek jest jedynie zabezpieczeniem dla ciebie, żebyś się nie martwiła, że mogłabyś kiedyś zostać na lodzie.

Nie miałam pojęcia co on przez to rozumiał. I nie uszło mojej uwadze, że nie odpowiedział na moje pytanie. Przeczytałam dokumenty dokładnie i nie wydało mi się w nich nic nadzwyczajnego. Według nich, właścicielem mieszkania był Wright, nie wiedziałam jedynie który, gdyż nie było imienia, a jedynie nazwisko. W końcu z drżącą ręką podpisałam dokumenty.

– To należy do ciebie. – Wyciągnął z kieszeni kartę magnetyczną i mi ją wręczył. – To co? – Klasnął w dłonie. – Chcesz jeszcze tu posiedzieć, czy jedziemy zobaczyć kancelarię?

Spojrzałam na zegarek. Było przed siedemnastą, a czekał nas jeszcze powrót. Choć miałam nieodpartą ochotę się stąd nie ruszać, czas nas gonił.

– Jedziemy.

– Dobrze. Skoczymy tylko na chwilę do mojego mieszkania po parę rzeczy, jeśli ci to nie przeszkadza.

– Nie.

Ryan zabrał ze sobą dokumenty, które podpisałam i wyszliśmy z mieszkania, które było moje. Tak, dokładnie, moje! Byłam taka podekscytowana i nie mogłam się już doczekać momentu, gdy się do niego wprowadzę.

Wright przywołał windę i czekaliśmy na nią w milczeniu, a gdy drzwi się rozsunęły weszliśmy do środka, jednak zamiast wcisnąć zero, on nadusił przycisk z numerem trzydzieści sześć. W windzie coś zaczęło pikać. Ryan wyciągnął inną kartę magnetyczną i przyłożył ją do czytnika na panelu.

Spojrzałam na niego pytająco i zarazem oskarżycielsko, bo podejrzewałam co to oznaczało.

– Ej. Ej. Ej. Ej. – Wiem, za dużo tego ej. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...

– Tak. Będziemy sąsiadami. – Uśmiechnął się triumfalnie.

Nie kontrolując samej siebie uderzyłam go w ramię.

– Stąd tyle wiesz o tym wieżowcu. – Oskarżyłam go.

– Zgadza się. I stąd, że właścicielem jest mój ojciec. – Musiałam pozbierać swoją szczękę z podłogi. Poważnie. – Tak więc jak widzisz, twoje mieszkanie nic nas nie kosztowało.

Zmrużyłam na niego oczy.

*

Jego penthouse miał zupełnie inne rozłożenie pomieszczeń niż moje mieszkanie. Z windy wchodziło się do średniej wielkości zamkniętego przedsionka, a z niego do salonu. I jeśli byłam przekonana, że mój salon był wielki, to w tym przypadku brakowało mi określenia. U niego dominowała biel i czerń, i tak samo jak u mnie, jego salon połączony był z jadalnią i całkowicie otwartą kuchnią z aneksem.

Poprosił bym się rozgościła, bo musi na chwilę iść do swojego biura.

Miał biuro w domu!

Na ścianie na wprost wejścia z przedsionka, były trzy pary drzwi. Jedne jak się domyśliłam były od biura, drugie mogłam jedynie podejrzewać, że do sypialni, a trzecie do łazienki. Za ścianą, za którą był przedsionek była wnęka, ale nie miałam śmiałości by sprawdzić co tam jest. Pozostałe dwie ściany były przeszklone.

Ryan nie kazał na siebie długo czekać.

Zaproponował kawę, ale odmówiłam, więc ruszyliśmy dalej.

Kancelaria mieściła się w pięknym budynku dwie przecznice od naszego wieżowca.

Naszego. Jak to dwuznacznie zabrzmiało.

Ale wróćmy do tematu.

Fasada była biała i zdobiły ją liczne łuki, kolumny i zdobienia. Wnętrze utrzymane było w drewnie. Na parterze, oprócz sali konferencyjnej, mieściła się restauracja. Na pierwszym i drugim piętrze swoje siedziby miały cztery różne firmy. Trzecie należało w całości do naszej kancelarii. Tak jak w San Francisco, każdy prawnik będzie miał własne biuro, tak samo jak Ryan i ja. Nasze mieszczą się na samym końcu korytarza i są obok siebie. Nasze sekretarki, będą siedzieć we wnękach przed biurami.

Tak, będę miała własną sekretarkę, a nie asystentkę.

Biuro Ryana było częściowo już umeblowane. Moje natomiast stało puste. Ściany pomalowane były na beżowo i mino zapewnień Wrighta, że w każdej chwili mogę zmienić ten kolor, mi on się podobał.

*

Droga do domu minęła sennie. A przynajmniej dla mnie. Byłam tak naładowana wrażeniami, że marzyłam już tylko o łóżku i ciepłej pościeli. Mój towarzysz upierał się, żebym zdrzemnęła się po drodze, ale czułabym się niezręcznie. Gdy dotarliśmy pod mój dom, z ledwością miałam siły by wysiąść z auta. Ryan pomógł mi w tym i podprowadził pod drzwi.

– To był fascynujący dzień – przyznałam.

– Nie mogę się z tobą nie zgodzić. – Uśmiechnął się szeroko. – To kiedy mogę się spodziewać mojej wspólniczki?

– Jak wspólniczka się wyśpi. – Uśmiechnęłam się resztką sił. – Dobranoc.

– Kolorowych snów, wspólniczko.

*

Dziś wielki dzień dla mnie.

Przeprowadzka.

Wczorajszy cały dzień spędziłam na dopakowywaniu wszystkiego i nudnym odpowiadaniu na pytania Abi jak było w LA. Zamęczała mnie nimi.

– Było sympatycznie? – Zmrużyła na mnie oczy. – A gdzie on jest dupkiem? – Naśladowała mój głos.

– Czy ja powiedziałam bierzemy ślub, czy że było sympatycznie? – zirytowałam się. – Mój plan uśpić czujność i zniszczyć nadal aktualny.

A przynajmniej taką miałam nadzieję. Sprawy się nieco skomplikowały, czego nie chciałam mówić Abi. Przede wszystkim dlatego, że Ryan nie jest już jakimś tam sobie dupkiem, ale jest także moim wspólnikiem i zarazem właścicielem kancelarii, a to wszystko komplikuje. Czy już sam fakt, że się na nim zemszczę nie będzie oznaczał, że stracę po wszystkim prace?

Jeszcze kilka dni temu, nawet nie chciałam jej przyjąć, ale to było kilka dni temu. Dzisiaj jest dzisiaj, i jestem szczęśliwa rozpoczynającymi się zmianami w moim życiu.

Życie jest do bani! Dlaczego nie można upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu?

Mimo iż jest sobota i Peter nigdy nie kazał nam w ten dzień pracować, z samego rana dostałam telefon od jego sekretarki, że zanim wyjadę do LA, Peter prosi mnie żebym zjawiła się u niego po jakieś dokumenty. Zastanawiałam się, dlaczego Ryan nie mógł ich zabrać skoro i tak u niego był. Skąd wiedziałam? Dzwonił do mnie z samego rana, że jeśli chcę to możemy wracać razem, oczywiście każdy swoim autem i że może mi udostępnić swoje auto, aby zabrać część rzeczy. Zgodziłam się, bo istniały mniejsze szanse na to, że zgubie drogę, no i moje auto nie pomieściło by wszystkiego. Tak więc przyjechał pół godziny po swoim telefonie, żebyśmy mogli część już spakować.

– Ja pierdo... – Huk. Przeraźliwy huk. I chyba nawet jakieś trzęsienie ziemi wstrząsnęło naszym domem. – Flo! Kurwa! – Jayden nie brzmiał na zadowolonego. Wyczuwałam to nawet będąc w swoim pokoju, a on w salonie. – Zabije się o te cholerne kartony.

– Nie marudź, tylko zanoś je do samochodu. – Abi brzmiała na rozbawioną.

Pokręciłam na nich głową. Ostatni raz rzuciłam okiem na mój pokój i biorąc torebkę oraz kuferek z kosmetykami, zeszłam do moich przyjaciół. W pierwszej chwili mnie nie zauważyli. Jay kulejąc wychodził z domu z ostatnimi kartonami, a Abi nim dyrygowała.

Łezka zakręciła mi się w oku, ale zdusiłam ją jeszcze w zalążku.

– Uwijacie się jak mrówki, żeby jak najszybciej się mnie pozbyć. – Wysiliłam się na dowcip.

Abi wywróciła na mnie oczami.

– Ależ z ciebie jędza.

– I za to właśnie mnie kochasz.

Moja przyjaciółka zamknęła mnie w żelaznym uścisku, zaczynając szlochać jak małe dziecko.

– Przestań, bo i ja się zaraz rozpłaczę przez ciebie. – Oskarżyłam ją.

Jednak mimo moich usilnych prób by tego nie robić, kilka łez spłynęło w dół po moich policzkach.

– Ależ wy kobiety jesteście sentymentalne – powiedział Jayden, pociągając nosem.

Spojrzałyśmy na niego i wybuchłyśmy śmiechem.

– My sentymentalne, tak? – Uniosłam na niego brew.

– Coś mi wpadło do oka.

– Chodź tu głuptasie. – Rozłożyłam dla niego ramiona i od razu się w nich znalazł. – Widzimy się niedługo, tak? – spytałam.

– Miałbym przegapić wizytę w LA?

Wpuściłam ten komentarz jednym uchem, a wypuściłam drugim.

– Opiekuj się moim maleństwem – poprosiłam.

– Mówisz o Crowley'u czy Abi.

– O obu.

Wywróciłam na niego oczami.

*

Kancelaria była opustoszała. Nie było kompletnie nikogo, skierowałam się więc bezpośrednio do gabinetu Petera, gdzie zastałam pierwszą żywą duszę. Andrea, jego sekretarka szeroko się do mnie uśmiechnęła.

– Peter już na ciebie czeka.

Skinęłam głową i weszłam do gabinetu, gdzie już w progu usłyszałam jedno, wielkie chóralne:

– Niespodzianka!

Byli dosłownie wszyscy; Peter, Mia, Jerry, Barry, Ryan, Phil, asystenci, sekretarki, pozostali prawnicy. Wszyscy. Cała kancelaria zgromadzona w biurze Petera. Wszyscy trzymali w rękach kieliszki z szampanem, a po chwili Andrea i mi wręczała jeden. Nie chciałam wyjść na beksę, ale nie umiałam powstrzymać łez.

– Chyba nie będziesz nam tu płakać dziecinko? – powiedział Peter, który zamknął mnie w swoim stalowym uścisku.

I musiałam przyznać, że jak na swoje lata, miał jeszcze sporo siły.

– Chyba już to robię. – Zachichotałam przez łzy. – To wszystko dla mnie?

– Oczywiście.

Później było pełno toastów, gratulacji, wspomnień i łez. Najgorzej było mi opanować się, gdy rozmawiałam z Mią. Zapewniała mnie, że pod nową protekcją jest jej równie dobrze jak ze mną, choć to nie to samo. Obiecałam jej, że jak tylko skończy studia, ma natychmiast się u mnie zjawić z podaniem o pracę. Prawdę mówiąc, nie miałam pewności, czy będę miała aż takie kompetencje, ale co tam.

Dostałam od wszystkich wielki bukiet kwiatów i sielanka trwałaby dłużej, ale Ryan przypomniał mi, że przed nami jeszcze długa droga. Pożegnań oczywiście nie było końca, ale Ryan w końcu chwycił moją dłoń i niemal siłą mnie stamtąd wyciągnął.

– Jesteś w stanie prowadzić? – spytał, gdy znaleźliśmy się w garażu podziemnym obok mojego Audi.

– Nie mam większego wyboru – jęknęłam.

– Prawdę mówiąc masz. – Spojrzałam na niego. – Możesz jechać ze mną, a twoim autem pojedzie mój – zawahał się na moment – przyjaciel.

– Przyjaciel?

Zaczęłam się rozglądać.

– Siedzi w moim aucie. – Skinął głową za siebie.

Znalazłam wzrokiem jego auto, ale nikogo tam nie widziałam ze względu na przyciemnione szyby.

– Flo, przecież widzę, że nie jesteś w najlepszej kondycji emocjonalnej, więc nie daj się prosić. Nie darowałbym sobie, gdyby po drodze coś się stało.

Co do tego, że byłam rozchwiana miał stuprocentową rację i mimo iż nie chciałam tego dać po sobie poznać, przystałam na jego propozycję.

Ryan podszedł do swojego Range Rovera, otworzył drzwiczki i zaczął coś mówić do mężczyzny tam siedzącego. Po chwili z auta wysiadł wysoki mężczyzna, bardzo dobrze zbudowany. Zdziwiłam się aż, że jego mięśnie nie rozerwały jeszcze koszulki, którą miał na sobie. Nie wyglądał jak kulturysta, ale było widać, że siłownia nie była mu obcym miejscem. Męskie rysy twarzy i mocno zarysowana linia szczęki sprawiały, że gdybym spotkała go w ciemnej uliczce, uciekałabym ile sił w nogach. Jednak gdy bliżej się mu przyjrzałam, dostrzegłam jego niebieskie oczy, które gdy się uśmiechał były radosne. No i dołeczki w kącikach ust. Krótkie włosy, w ciemnym odcieniu blond, miał porozrzucane na wszystkie strony.

– Flo, to jest Nik. Nik poznaj Flo.

Nieśmiało wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Uścisnęliśmy sobie dłonie, ale żadne z nas nic nie powiedziało.

– Dobra, jedziemy? – spytał mnie Ryan, na co skinęłam. – Jedź za nami.

Podałam Nikowi swoje kluczyki i ruszyłam w stronę auta Ryana. Gdy już wsiadłam i obszedł auto żeby zająć swoje miejsce zauważyłam, że ściąga swoją skórzaną kurtkę i otwierając tylne drzwiczki rzuca ją na tylne siedzenie, po czym zajmuje miejsce obok mnie.

Muszę wspomnieć, że na widok jaki mnie zastał zaczęłam się chyba ślinić. Otarłam dyskretnie kąciki ust. Tak, śliniłam się.

Ryan miał na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawkiem i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że cała jego prawa ręka, aż do nadgarstka, była pokryta tatuażem.

Odkąd tylko pamiętam, miałam słabość do wytatuowanych mężczyzn, a już tacy, którzy mieli na sobie prawdziwe arcydzieła... Cóż, byłabym chyba dla takiego w stanie majtki zdjąć przez głowę. Cała ta fascynacja zaczęła się u mnie już w wieku niemowlęcym. No dobra, nieco później, gdy zaczęłam kumać o co biega. Mój świętej pamięci tatko miał ich pełno. Zaczął od jednego małego, gdy wstąpił do wojska, a później to już samo jakoś wyszło, że na jego brzuchu, plecach i ramionach nie było wolnego miejsca. Nie były to tatuaże typowo więzienne, jeśli wiecie o czym mówię. Gołe baby, kotwice, czy tandetne trupie czaszki, w przypadku mojego taty nie wchodziły w grę.

Z tego co udało mi się podejrzeć, ukradkowymi spojrzeniami, Ryan też w czymś takim nie gustował. Spod rękawa na bicepsie wystawał tygrys, którego jedna z łap znajduje się na czaszce. Idąc w dół były te wszystkie mechaniczne trybiki, koła zębate i inne tego typu rzeczy, które w pewnym momencie na przedramieniu zamieniały się w przepiękny zegar, a koło niego stylową busolę. Wszystko to utrzymane w odcieniach szarości.

– Oczy cię będą bolały – powiedział rozbawiony.

– Nie rozumiem.

– Jeżeli chcesz go obejrzeć – podniósł swoją wytatuowaną rękę – wystarczy się obrócić. Od tego zerkania oczy cię będą boleć.

Cholera! Przyłapał mnie!

– Wcale nie zerkałam. – Założyłam sobie ręce na piersi. Pokręcił na mnie głową. – No może odrobinę. – Przyznałam.

– Dlaczego więc nie zrobiłaś tego otwarcie. Nie wysadziłbym cię za to z auta.

– Nikt cię nie nauczył, że to niegrzeczne gapić się?

– Gapić a oglądać to dwie różne rzeczy.

W połowie drogi Ryan wyciągnął swoją komórkę i zadzwonił do Nika, że zjeżdżamy coś zjeść.

– Nik to jakieś zdrobnienie? – Zaciekawiłam się.

– Tak, od Dominika.

– Długo się znacie? – Przez chwilę milczał. – Przepraszam, nie musisz odpowiadać. Nie chciałam być wścibska.

– Nie masz za co przepraszać, a tym bardziej nie jesteś wścibska. Dominika znam od wielu lat. Będziesz miała okazję go lepiej poznać, bo często będziecie się widywać.

– To znaczy?

Mój głos z niewiadomych powodów zadrżał.

– Spokojnie. Myślę, że będzie często mnie odwiedzał w biurze, więc pewnie i z tobą będzie się widywał.

To miało sens.

Ryan wypatrzył na naszej trasie niewielką restaurację, w której się zatrzymaliśmy na późny obiad. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak byłam głodna. Nik dołączył do nas, ale w sumie niewiele mówił. Praktycznie nic, chyba, że któreś z nas go o coś pytało. Czułam z jego strony pewien dystans, ale nie zamierzałam tego na siłę zmieniać. Jeżeli będzie chciał, sam się otworzy.

Gdy zjedliśmy, zamówiliśmy jeszcze kawę na wynos i ruszyliśmy dalej. Abi w międzyczasie zdążyła wysłać mi milion wiadomości czy jestem już na miejscu. W pewnym momencie miałam nawet ochotę wyłączyć telefon, ale w ostateczności tego nie zrobiłam. Ryan skupił się na jeździe, a ja wyciągnęłam sobie książkę i skupiłam się na czytaniu. Miałam nadzieję, że dzięki temu podróż minie mi znacznie szybciej. I tak było. Lektura tak bardzo mnie pochłonęła, że nawet nie zorientowałam się, iż stoimy już pod wejściem do wieżowca, w którym mieszczą się nasze mieszkania. Już chciałam wysiadać z samochodu, ale Ryan mnie zatrzymał.

– Poczekaj. Pokażę ci w sumie jak wjechać do garażu podziemnego, gdybyś sama chciała odstawić tam auto.

Parking miał trzy poziomy, a my wjechaliśmy na środkowy. Zauważyłam, że moje auto jest już zaparkowane, a my stajemy obok niego.

– Te cztery miejsca – wskazał mi je ręką – należą do mnie. – Zaczynałam się zastanawiać, po co mu aż cztery, ale zauważyłam, że na jednym z nich stoi czarne Lamborghini, które z pewnością należało do niego. – Parkuj więc swoje na którymś z nich. Jedno na pewno zawsze będzie wolne.

Skinęłam głową, choć obawiałam się, że jak przyjdzie co do czego to i tak zapomnę gdzie one są. Parking był ogromny. Chciałam zabrać ze sobą choć dwie torby podróżne z rzeczami, ale Ryan mi zabronił i powiedział, że Nik zadzwoni po jakiegoś pracownika z recepcji i oni to zrobią. Gdy szliśmy do windy, zaczął mi również tłumaczyć, że żeby zjechać na parking, muszę wcisnąć przycisk minus dwa, a nasza strefa to czerwona. Dopiero gdy to powiedział zauważyłam, że filary na parkingu miały różne kolory. Powiedział również, że parkingi są całodobowo monitorowane, ale jeśli wieczorem będę miała obawy by wjechać tu sama, mogę podjechać pod wejście wieżowca, a boy wprowadzi auto, po czym kluczyki zostawi w recepcji. Po tej wiadomości odetchnęłam z ulgą. Nie przepadałam za ciemnymi miejscami, przez które na plecach pojawiają się ciarki.

Gdy wjechaliśmy na moje piętro, Ryan powiedział jedynie, że gdybym czegoś potrzebowała mam jego numer telefonu i mogę dzwonić o każdej porze dnia i nocy, i pożegnał się, życząc mi spokojnej nocy.

Czułam się tak dziwnie, stojąc przed drzwiami mieszkania. A świadomość, że nikt tam za mną nie czeka, zupełnie mi nie pomagała. Zaczęłam się zastanawiać, czy mam jakiś sąsiadów i mimowolnie spojrzałam na drzwi po drugiej stronie. Nawet zaczęłam się wsłuchiwać, ale panowała tam cisza. Westchnęłam i przeciągnęłam kartę przez czytnik, a gdy przekroczyłam próg, miałam ochotę się rozpłakać. Nie wiedziałam jedynie dlaczego.

Po chwili zjawił się Nik z jakimś chłopakiem i wwieźli na korytarz wózek z moimi bagażami.

– Wniesiemy je tylko i nie będziemy ci już przeszkadzać – powiedział cicho Nik.

– Pomogę wam.

– Powiedz jedynie gdzie mamy je zostawić i to będzie wystarczająca pomoc.

– Ale...

– Salon? Sypialnia? – wyliczał, przerywając mi.

Westchnęłam przegrana.

– Salon. Zostawcie je obojętnie gdzie. Jutro sobie to wszystko ogarnę.

Skinął głową i zaczął wnosić kartony i torby. Zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem to wszystko zmieściło się w dwóch samochodach.

Gdy żegnałam się z Nikiem, usłyszałam sygnał nadejścia wiadomości. Wzięłam swojego BlackBerry i zobaczyłam, że nadawcą był Ryan.

###

Zapomniałem ci powiedzieć, że gdybyś zgłodniała, Nik zadbał, żeby twoja lodówka była dobrze wyposażona. R.

###

Otworzyłam szeroko oczy i przeczytałam wiadomość jeszcze raz, zastanawiając się, czy dobrze zrozumiałam, następnie pobiegłam do kuchni i otworzyłam lodówkę, która od wszelakiego jedzenia i napoi pękała w szwach. Postanowiłam mu odpisać.

###

Czy jest coś, czym nie zajmuje się Nik?

I ostrzegam cię, że będziesz mi musiał pomóc opróżnić zawartość lodówki, bo nie lubię jak jedzenie się marnuje, a obecnie mam w niej zapasy na najbliższy rok, których sama nie jestem w stanie zjeść. F.

###

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

###

Z największą przyjemnością, ale sądzę, że dziś jesteś wykończona i nie marzysz o niczym innym jak o relaksującej kąpieli. Gdybyś jednak potrzebowała kogoś, kto umyłby ci plecy, mam ochotnika i nie będzie to Nik. R.

###

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ryan dupek znowu się odezwał. 'Poradzę sobie', było tym, co dostał ode mnie w odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro