Rozdział dziewiąty
Florence
Gdy wczoraj wróciłam do domu, byłam wykończona. Może nie tyle fizycznie co psychiczne. Ryan całą drogę był jakiś obrażony i strzelał fochami. Normalnie jak małe dziecko. Po kilku minutach naszej drogi miałam go już serdecznie dość i skupiłam się na mijanych okolicach. W końcu, w garażu się do mnie odezwał, przepraszając za swoje zachowanie. Machnęłam na to ręką, uśmiechnęłam się i puściłam w niepamięć.
Życie bywa zbyt krótkie i cenne, żeby przejmować się takimi pierdołami.
W mieszkaniu wzięłam szybki prysznic i powróciłam do układania rzeczy, żeby zająć czymś swoją głowę. Gdy skończyłam zorientowałam się, że jest prawie jedenasta w nocy, a mój budzik będzie dzwonił o szóstej rano.
Umówiliśmy się Ryanem, że pojadę do kancelarii z nim, skoro później ma po mnie przyjechać Eiden. Nie mogłam się już doczekać zakupowego szału. To znaczy nie chodziło o to, że chciałam zaszaleć i wrócić z pełnymi torbami, ale miałam przeczucie, że będzie z nim zabawnie.
– Powinnaś zrobić listę, kogo chcesz zaprosić na bankiet - zagaił Ryan.
Wchodziliśmy akurat do budynku, w którym mieściła się kancelaria.
– Prawdę mówiąc jedyne osoby, jakie chciałabym mieć tego dnia przy sobie to Abi i Jayden.
– A twoja mama? – Zaskoczył mnie tym pytaniem. Byłam przekonana, że zrozumiał moją niechęć do rozmowy o niej.
– Wolałabym nie.
– Dlaczego? – drążył.
Stanęliśmy przed windą, którą przywołał. Mogłam odpowiedzieć któtko "bo nie", ale miałam wrażenie, że to nic nie da.
– Powiedzmy, że nie mam ochoty całą imprezę zastanawiać się, co ona robi i jakiego wstydu mogłaby mi przynieść – jęknęłam, gdy weszliśmy do windy.
– Nie może być chyba aż tak źle? – Spojrzał na mnie z troską.
Nienawidziałam tego. Nieznosiłam, jak ktoś mi współczuł, bo moja matka nie potrafiła sobie poradzić ze śmiercią ojca w inny sposób jak upojenia alkoholowe.
– Uwierz mi – zaczęłam wściekle kiwać głową, wyglądając zapewne jak jeden z tych samochodowych piesków – może. Nie znasz mojej matki. Może gdyby to była impreza bezalkoholowa, to zastanowiłabym się nad wysłaniem jej zaproszenia.
– Rozumiem, że ma z tym problem. – Potwierdziłam skinieniem. – Nie myślałaś o leczeniu.
– Żeby ktoś się wyleczył, musi jeszcze tego chcieć.
– A ona tego nie chce? – Uniósł brew.
– Zdecydowanie nie.
Wjechaliśmy na trzecie piętro i gdy wyszliśmy na długi korytarz pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to krzątająca się po nim długonoga blondyna. Była tak ordynarna w swoim zachowaniu, że z trudem zarejestrowałam siedzących trzech mężczyzn; dwóch około trzydziestki, a trzeci koło czterdziestki. W ogóle nie byłam zdziwiona, gdy Ryan przedstawił mi kobietę, jako swoją sekretarkę. Leila Simpson, bo tak się nazywała, gdyby mogła, to przed swoim pracodawcą paradowałaby nago. Poważnie, jestem człowiekiem tolerancyjnym, ale strój, jaki miała na sobie, nie pasował komuś, kto pracował w kancelarii i był tak na dobrą sprawę osobą, którą jako pierwszą widzą potencjalni klienci.
– Mam nadzieję, że gdy już kancelaria będzie otwarta, będzie pani ubierać się stosowniej - powiedziałam pewnym i stanowczym głosem, nie poznając siebie.
Zmierzyłam ją od góry do dołu. Ryan zaśmiał się, starając ukryć to w nieudolnym kaszlu, a Leili twarz przyozdobiła wściekła purpura.
– Oczywiście pani...
Zamilkła, najwyraźniej nie mając pojęcia kim byłam.
– Panno – zaakcentowałam. – Panno Larson. – Przedstawiłam się, żeby wszystko było jasne, ale ponieważ to była tylko blondynka, nie żebym miała do nich cokolwiek, szybko dodałam: – Jestem wspólnikiem.
Jej oczy stały się tak wielkie, że zaczynałam się zastanawiać, czy za moment nie będzie musiała ich szukać po omacku po całej kancelarii. Byłam usatysfakcjonowana i to mnie zaczynało przerażać. Poważnie, to nie leżało wcześniej w mojej naturze.
Ryan całego zajścia nie skomentował. Objął mnie w pasie i delikatnie pociągnął w kierunku naszych gabinetów.
– Zadziorna i władcza – powiedział radośnie. – Coraz bardziej mi się to podoba.
– Mi niestety nie – przyznałam. – Chyba nigdy wcześniej to mi się nie zdarzyło.
I to nie tak, że nie umiem zawalczyć o swoje. Potrafię.
– To jest LA, skarbie. Słabi ludzie tu nie przetrwają.
Nie zdążyłam nawet zareagować na to "skarbie", gdyż stanęliśmy koło czekających mężczyzn, których Ryan poinformował, że będziemy za chwilę ich wołać na rozmowę. Ponieważ moje biuro nie było jeszcze umeblowane, rekrutacja odbywała się u niego. Oczywiście zanim weszła pierwsza osoba, przeprosiłam go za swoje zachowanie względem blondyny. Nadal czułam się z tym podle i nie interesowało mnie, że w LA przetrwasz jeśli będziesz tygrysem, a nie szarą myszką. Wright roześmiał się głośno i szczerze, po czym zapewnił mnie, że mam pełne prawo wyrażać swoje niezadowolenie.
– To także twoja kancelaria, Flo. Jeśli coś ci się nie podoba, masz prawo to wyrazić, jak ja.
To były jego słowa.
Panna Zabrakło Mi Na Więcej Materiału, zrobiła nam kawy, a wchodząc do gabinetu, za każdym razem posyłała mi sztuczny i wymuszony uśmiech. Wkurwiała mnie tym niesamowicie, ale już to przemilczałam, choć Ryan chyba zauważył napięcie między nami. A gdy weszła kolejny raz, gdyż linia telefoniczna miała być podłączona dopiero późnym popołudniem, tak samo jak intercomy, żeby zaanonsować pierwszą osobę, Ryan pochylił się do mnie i wyszeptał:
– Ona i tak nie ma z tobą szans.
Moje kobiece ja zatriumfowało w momencie usłyszenia tego jednego zdania, choć wiedziałam, że to niewłaściwe. Nie powinno mi aż tak zależeć na tym, co Ryan o mnie myśli.
Nie powinno i koniec.
Jednak zależało.
To było tak cholernie miłe i przyjemnie łechtało moje kobiece ego.
– Wiesz, ona zdecydowanie ma większe walory.
Spojrzałam w dół na swój biust i niemal odetchnęłam z ulgą, że rano postanowiłam założyć na siebie klasyczną, ołówkową sukienkę w łososiowym kolorze z odznaczającym się na plecach złotym zamkiem i sporym dekoltem w kształcie V.
– Większe nie zawsze znaczy lepsze – szepnął, pochylając się.
Jego oddech pieścił moją skórę szyi i sprawiał, że poczułam przyjemne dreszcze w podbrzuszu. Yeah, ten człowiek robił ze mną dziwne rzeczy, które nie koniecznie powinien robić.
– Nie możesz mieć co do tego pewności - drażniłam się.
– Zawsze mogę sprawdzić.
Poruszył sugestywnie brwiami, a ja zapłonęłam. I nie wiedziałam tylko czy z przerażenia, że byłby do tego zdolny, czy własnego podniecenia. Na szczęście na ratunek przybyła mi głowa. W sensie pierwszy mężczyzna, który wsadził jedynie głowę do biura, jakby się bał, że od razu rzucimy go smokowi na pożarcie. Nie żeby Ryan nie miał na to ochoty, zwłaszcza, że tak brutalnie przerwano nam naszą niewinną konwersację, ale mniejsza.
Średnio co pół godziny zjawiali się nowi ludzie, w tym nie tylko prawnicy, ale i kandydatki na sekretarki i aplikanci. W kwestii prawników nie chciałam za bardzo decydować, jednak miałam swój typ na swoją asystentkę. Gdy w gabinecie pojawiła się drobna dziewczyna, o kruczoczarnych i krótkich włosach z prześlicznym uśmiechem, wiedziałam, że będę w stanie się z nią dogadać. Jej skromność była dodatkowym atutem, który uwielbiam w ludziach. Nie chciałam oczywiście mówić od razu, że planowałam ją zatrudnić, gdyż kandydatek było jeszcze kilka, ale mimo to czułam, że jeszcze wieczorem do niej zadzwonię.
Po pięciu godzinach oboje mieliśmy już serdecznie dosyć.
Ryan zaproponował żebyśmy pojechali gdzieś na obiad, a później wrócimy i podejmiemy decyzję. To miała być niby ta przyjemniejsza część naszej dzisiejszej pracy, czyli bez męczących rozmów kwalifikacyjnych, ale i tak trzeba było ją odbębnić. Mogliśmy oczywiście przełożyć to na inny dzień, ale czas nas gonił. Był co prawda poniedziałek, ale następny dzień był wolny od pracy, ze względu na Dzień Niepodległości, a na sobotę był zaplanowany bankiet, więc musieliśmy jak najszybciej mieć już kadrę, żeby i oni się na nim zjawili. Zaproponowałam także swoją pomoc w organizacji przyjęcia, ale Ryan zapewnił mnie, że jego mama by mu nie darowała, gdyby odebrał jej tą wątpliwą przyjemność zajmowania się takim gównem. Jego słowa, nie moje.
Gdy dotarliśmy do restauracji, Ryan bardzo mnie zaskoczył.
– Masz ochotę wracać jeszcze do biura? – spytał, gdy czekaliśmy na swoje zamówienie.
– Nie rozumiem – spytałam, rozgladając się po wnętrzu.
Pomieszczenie było ciemne, przez wzgląd na niepokryte tynkiem cegły. Na każdej ścianie wisiało pełno obrazów, które przyciągały wzrok. Były to krajobrazy, portrety, zwierzęta, dosłownie wszystko.
– Pomyślałem sobie, że mógłbym zadzwonić po Eidena, żeby tu po ciebie przyjechał – zaproponował.
– A co z resztą pracy, jaka nas czeka? Chcesz sam to zrobić? – Nie żeby mi to przeszkadzało, ale musiałam mieć pewność, że to Claudia zostanie wybrana na moją asystentkę.
– Nie. – Odetchnęłam z ulgą. – Wróciłbym do biura i zabrał wszystkie podania i usiedlibyśmy do tego później w domu.
Zastanowiłam się nad jego propozycją i miała sens. To oczywiste, że w zaciszu domowym pracowało się lepiej niż poza nim.
– Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
– To bardzo dobry pomysł. To nie jest nic takiego, czego nie moglibyśmy zrobić w domu. Poszukamy też w sklepach internetowych jakiś mebli do twojego gabinetu. Nie żeby mi przeszkadzała twoja obecność w moim...
– Zgoda – odpowiedziałam szybko, czując dokąd zmierzał. – Najpierw wybierzemy meble, a później pracowników.
Pokręcił na mnie głową, śmiejąc się w głos. Tak rzadko to robił, że niemal upajałam się tym dźwiękiem. Sprawiał, że widziałam Ryana w zupełnie innym świetle, niż go zapamiętałam.
– W takim razie jak wrócisz z zakupów, zapraszam do siebie – powiedział radośnie po krótkiej chwili.
– Zapomniałeś chyba, że moją lodówkę trzeba opróżnić.
Spojrzałam na kelnera, który zjawił się przy naszym stoliku i stawiał na nim nasze zamówienia.
– Więc ty zorganizuj coś do jedzenia, a ja zaopatrzę nas w coś do picia i spotkamy się u mnie – zaproponował Ryan, gdy młody chłopak opuścił nasz rewir.
– Mówił ci już ktoś, że jesteś uparty?
– Często to słyszę.
Ryan zadzwonił do swojego brata i poinformował go, do jakiej restauracji ma po mnie przyjechać, ten natomiast nie dał nam zbyt wiele czasu, informując, że będzie za niecałe piętnaście minut, gdyż jest w okolicy. Ryan nie był szczególnie z tego powodu zadowolony, ale przecież to był jego pomysł, prawda?
Eiden tak jak obiecał, zjawił się w przeciągu kilkunastu minut. Na szczęście był na tyle miły, że pozwolił mi dokończyć ciastko, które dla siebie zamówiłam. Podczas gdy ja jadłam, oni rozmawiali o tym, dokąd młody Wright planuje mnie zabrać. Niespecjalnie mnie to interesowało, gdyż Los Angeles nadal było dla mnie obce i jedyne w czym się orientowałam, to jak trafić z apartamentu do kancelarii.
– Młody, pamiętaj – Ryan wytknął brata palcem, gdy wstaliśmy – masz być grzeczny.
– Zawsze jestem. – Zasalutował, objął mnie ramieniem, zaśmiał się, gdy Ryan sapnął i wyszliśmy.
Eiden zabrał mnie swoim sportowym BMW, nie pytajcie mnie jakim dokładnie, jestem tylko kobietą, do najlepszej jego zdaniem galerii handlowej w Downtown. Nawet nie chciałam wiedzieć, jakie tam są ceny i szybko musiałam przekalkulować w głowie, czy moja karta kredytowa będzie w stanie udźwignąć ciężar moich zakupów. Po drodze zdążyłam się już dowiedzieć, że bankiet będzie sporym wydarzeniem, więc teoretycznie nie mogłam sobie pozwolić na pierwszą lepszą sukienkę. Na moje szczęście nie należę do osób szastających pieniędzmi, więc miałam trochę odłożonych środków na koncie.
Siedzieliśmy właśnie w jednym z butików. To znaczy Eiden siedział, popijając szampana, a ja latałam od przymierzalni do niego i tak w kółko, pokazując się w coraz to wymyślniejszych sukniach.
– Nogi mnie już bolą – marudziłam wychodząc z przymierzalni w kobaltowej, długiej sukni, która od kolan w dół miała same pióra w nieco jaśniejszym odcieniu niż reszta sukni.
– To zdecydowanie nie jest twój kolor – powiedział, biorąc łyk szampana.
– Zanim wchodziłam z nią do przymierzalni mówiłeś coś innego – oskarżyłam go, wydymając dolną wargę.
– Człowiek nie jest nieomylny. – Wzruszył ramionami.
Westchnęłam i usiadłam na kanapie obok niego. Bawiliśmy się dobrze i rozumieliśmy się jeszcze lepiej, więc postanowiłam zaryzykować i postawić na szczere pytanie.
– Rodzina wie? – spytałam.
Tym pytaniem zyskałam całą jego uwagę.
– Nie wiem o co ci chodzi.
Jednak głos go zdradzał. Wiedział, a przynajmniej podejrzewał o co mi chodziło.
– Wydaje mi się jednak, że wiesz. – Poszłam za ciosem nie mając nic do stracenia. – Wiedzą, że jesteś gejem?
Całe szczęście nic nie pił, bo jak nic by się udusił. Widziałam, że walczył z samym sobą, więc musiałam coś zrobić.
– Zapewniam cię, że zostanie to między nami, jeśli tak sobie zażyczysz – powiedziałam pewnym głosem, żeby wiedział o mojej szczerości.
– Oprócz Ryana nikt nie wie. Moja rodzina by tego nie zaakceptowała.
Wzruszył ramionami, jakby mu na tym nie zależało. Czułam jednak, że było inaczej, że było mu ciężko i pragnął akceptacji, tylko bał się zrobić ten pierwszy krok.
– Tego nie wiesz – stwierdziłam.
– Jedna czarna owca w rodzinie wystarczy. Nie chcę być tą drugą.
Bolało go to, ale przecież nie mógł mieć pewności jak zareagują. To nie era dinozaurów. Czasy się zmieniły.
– Mówisz o Mary...
Zaczęłam się zastanawiać nad drugim członem imienia jego kuzynki, więc Eiden przyszedł mi na ratunek.
– Tak, o Mary Grace.
– To dlatego tak ją wczoraj broniłeś? – zaciekawiłam się.
– Broniłem, to za duże słowo, ale tak, wydaje mi się, że ją doskonale rozumiem. Ze śmiercią ojca poradziła sobie tak a nie inaczej, a to, że wybrała złą drogę świadczy jedynie o tym, że nikt z naszej rodziny nie miał pojęcia jak pomóc nastolatce, która w jednej chwili straciła najważniejszą osobę w jej życiu.
Nie umiał, albo nie chciał, pomyślałam.
– A ty jak sobie radzisz ze swoim sekretem?
– Nie jest aż tak źle ze mną, maleńka. No, może początki nie należały do najprzyjemniejszych, zwłaszcza jak oświadczyłem ojcu, że nie wybieram się na medycynę, prawo, ekonomię, czy inne jego zdaniem przyszłościowe studia, a na Akademię Sztuk Pięknych, ale chyba się już z tym pogodził. – Westchnął. – Tak samo jak reszta rodziny. No i mieszkam sam. – Poruszył sugestywnie brwią.
– Tak, samotnie mieszkanie wiele ułatwia. – Zaśmiałam się, wywracając oczami.
– Dobra maleńka, koniec tych sentymentalnych bzdur. Nadal nie mamy sukni.
Eiden kazał mi się ubrać w moje rzeczy i zaproponował, żebyśmy poszli gdzie indziej. Obiecał mi, że to będzie ostatni butik i jeśli nic w nim nie znajdziemy, damy sobie na dzisiaj spokój. I tylko dlatego się zgodziłam.
Po przymierzeniu następnych miliona innych sukienek, siedziałam w przebieralni, gdy za drzwiczkami usłyszałam podekscytowanego Eidena.
– Znalazłem, Flo. Ona jest idealna.
Przysięgłabym, że klaskał w dłonie.
– Słyszałam już to kilkaset razy. – Westchnęłam.
– Tym razem to naprawdę jest ta!
Poddana uchyliłam drzwiczki i wciągnęłam rękę po sukienkę, którą od razu mi podał.
Gdy na nią spojrzałam nie wierzyłam własnym oczom.
– Jaja sobie robisz! – warknęłam.
– Marudzisz gorzej niż moja osiemdziesięcioletnia babcia. Poważnie Flo, zakupy z tobą chyba nie będą należały do moich ulubionych zajęć.
Zaśmiałam się pod nosem, mając nadzieję, że Eiden tego nie usłyszy i chyba nie usłyszał. Spojrzałam jeszcze raz na sukienkę, którą powiesiłam na wieszaku przed sobą. Nie była taka zła, jak mi się w pierwszej chwili wydawało. Doszłam do wniosku, że jeśli ją założę to korona mi z głowy nie spadnie.
Gdy się w nią w końcu wcisnęłam i stanęłam przed lustrem, zaparło mi dech w piersiach. Wyglądałam, jakbym miała na sobie jedynie koronkę w stalowym kolorze. Cielistej podszewki praktycznie nie było widać. Miała wycięte plecy niemal do samego tyłka. Do połowy ud idealnie dopasowana, śmiałabym nawet stwierdzić, że zbyt obcisła, a od górnej części uda było rozcięcie do samego dołu eksponujące moją prawą nogę. Dolna partia sukni, mniej więcej od kolan, delikatnie się rozszerzała, kończąc trenem, który leżał na ziemi, mimo tego, że nie należałam do niskich osób.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z przymierzalni.
– Ja pierdolę! – krzyknął Eiden, zyskując uwagę wszystkich obecnych w butiku. Tak, oczywiście, że przez jego wybuch byłam w centrum uwagi. – Powiedzieć, że wyglądasz zjawiskowo, byłoby sporym niedopowiedzeniem.
Czułam jak oblewam się purpurą, gdy podszedł do mnie i zaczął obracać. Poleciało z jego ust sporo och i ach, po czym wyciągnął szybko telefon z kieszeni i zaczął gdzieś dzwonić.
– Co robisz? – szepnęłam.
Nie odpowiedział mi jednak, a wręcz zaczął uciszać, by w końcu się ożywić.
– Ryan! – krzyknął podekscytowany. – Żałuj bracie, że cię tu nie ma!
Nie mogłam uwierzyć, że do niego zadzwonił!
Zdrajca!
– Wygląda jak milion dolarów! – Nadal się ekscytował. – Nie, nie zrobię ci zdjęcia! – Odsunął telefon od ucha. – Chyba się zdenerwował – szepnął do mnie i przyłożył ponownie telefon do ucha. – Nie krzycz na mnie, bo nic ci to nie pomoże... Zobaczysz ją za parę dni... Nie, nie skończyliśmy... Jak to? Buty musimy jeszcze dokupić i torebkę... Nie wiem, może jakieś trzy godziny.
– Co? – jęknęłam, opadając na sofę.
Eiden przyłożył palec do ust i kazał mi być cicho.
Zbulwersowałam się normalnie na niego.
– Wiesz co bracie? Ta dyskusja jest bez sensu. Skończymy to przyjedziemy. Chciałem ci jedynie powiedzieć, że Flo wygląda zjawiskowo i nawet najpiękniejszy zachód słońca przy niej może się schować.
Uniosłam brew na jego porównanie, ale on mnie zignorował, tak samo jak Ryana, który cały czas coś do niego mówił, a on rozłączył połączenie.
– Ty chyba nie myślisz, że ja będę jeszcze trzy godziny chodzić po sklepach? Nogi mnie już bolą – marudziłam. – I po co do niego dzwoniłeś?
– Żeby się z nim podrażnić – powiedział zadowolony. – Nie wiem czy zauważyłaś jak mój brat na ciebie patrzy.
– Nie, nie zauważyłam i jakoś mnie to nie interesuje.
Wstałam i odwróciłam się do niego plecami, żeby nie zauważył delikatnego uśmieszku na mojej twarzy, i ruszyłam w stronę przymierzalni.
– Nie byłbym tego taki pewien – krzyknął za mną, na co przewróciłam oczami, mimo że nie mógł tego zobaczyć.
Czy mnie to interesowało? Oczywiście, że nie.
Nie!
Jestem pewna, że nie!
No może trochę.
Dobra, interesowało.
Jestem tylko kobietą i schlebia mi męskie zainteresowanie moją osobą. Nawet, jeśli to zainteresowanie płynęło ze strony Ryana.
Nasze dalsze zakupy nie były już tak męczące. Mając suknię resztę było łatwo dobrać. Wybraliśmy srebrne sandałki na bardzo wysokim obcasie, w których pasek zapinany na kostce był wysadzany kryształami i małą, szarą, brokatową kopertówkę.
Kwota, jaką wydałam na to wszystko nie była aż tak tragiczna. Do małych również nie należała, ale nie spowodowała, że w ciągu jednego popołudnia stałam się bankrutem.
Eiden wysadził mnie przed wejściem do wieżowca. Twierdził, że po telefonie do Ryana woli mu się nie pokazywać, tak dla własnego bezpieczeństwa.
Stałam w przedsionku czekając aż Ryan otworzy mi drzwi. Miałam cichą nadzieję, że nikogo u niego nie będzie i nikogo się nie spodziewał, gdyż po całym tym lataniu po sklepach miałam ochotę na odrobinę swobody, więc przebrałam się w spodnie od dresu i obcisły top. Po chwili bezczynnego stania zapukałam ponownie. Usłyszałam czyjeś ciężkie kroki, więc odetchnęłam z ulgą, gdyż już się zastanawiałam, czy Ryan czasami gdzieś nie wyszedł.
– Spodziewasz się kogoś szefie? – Usłyszałam męski głos za drzwiami, a po chwili te stanęły przede mną otworem.
– Nik? – Zdziwiłam się.
Skinął głową i zaprosił mnie do środka, odbierając ode mnie półmisek z przekąskami.
Dlaczego Nik zwrócił się do Ryana szefie? Wchodząc do salonu moje myśli funkcjonowały na wysokich obrotach. Czy to właśnie dlatego Nik robił to wszystko? Ponieważ pracował dla Ryana? To o to w tym wszystkim chodziło? Miałam podpytać o to Eidena, ale tyle się działo, że najzwyczajniej w świecie wypadło mi to z głowy.
– Flo, myślałem, że będziesz później – spytał lekko zmieszany Ryan.
– Jeśli przeszkadzam wrócę do siebie. – Spojrzałam w stronę drzwi marząc by się ewakuować.
– Nie, nie. Już skończyliśmy. Nik właśnie wychodził.
– Tak. – Potwierdził Dominik. – Właśnie się zbierałem.
I nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć postawił półmisek na stoliku w salonie, zabrał swoją kurtkę i jedyne co zdążyłam w następnej kolejności zarejestrować, to trzaśnięcie drzwiami.
– Rozgość się. – Omiótł spojrzeniem salon. – Przyniosę coś do picia.
Usiadłam na wielkiej sofie, zastanawiając się, czy wypada spytać o to co słyszałam, o to jak Nik się zwrócił do Ryana. Jesteśmy wspólnikami i nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic, ale to równie dobrze nie musiało mieć związku z kancelarią. Może Ryan miał jeszcze jakąś działalność, o której nic nie wiedziałam? Poza tym, byłam dla niego nikim, przed kim musiałby się ze wszystkiego spowiadać.
Przyniósł dwa kieliszki, czerwone wino i podania o pracę. Powiedział, że mam się czuć jak u siebie, więc zamiast pozostać na sofie usiadłam na podłodze. Zawsze tak w domu pracowałam. Ku mojemu zdziwieniu szybko do mnie dołączył rezygnując z wygodnego siedzenia.
Popijając wino staraliśmy się wybrać najbardziej odpowiednich kandydatów. Niestety nasze zdania nie zawsze były takie same.
– Chcesz ją zatrudnić ze względu na kwalifikacje, czy długie i zgrabne nogi? – spytałam zadziornie.
– O to samo mógłbym spytać ciebie, jeśli chodzi o tego lalusia. – Pomachał mi kartką przed twarzą. – Nie żeby miał długie i zgrabne nogi, ale dosłownie rozbierał cię spojrzeniem.
– Nie napracowałby się, wystarczyło rozsunąć zamek sukienki. – Odbiłam piłeczkę.
– Ten facet na pewno u nas pracować nie będzie – warknął, odrzucając jego dokumenty najdalej jak mógł.
– Czy mogę zrobić to samo w przypadku tej rudej? – Pomachałam jej dokumentami, przedrzeźniając go.
– W żadnym wypadku! Widziałaś jej referencje?
– Nawet bardzo dobrze. Długie nogi, sztuczne cycki i kwas hialuronowy w wargach – wyliczałam.
Ryan zaczął się głośno śmiać na moją dygresję.
– Ona zostaje – upierał się.
– On w takim razie też. Ma tak samo dobre referencje jak Panna Wielkie Balony.
– Jak kto? - Parsknął.
– Słyszałeś!
– Kobieto, wpędzisz mnie do grobu.
Ustaliliśmy więc, że ruda Samantha Wielkie Balony Jones i Patric On Pożera Cię Wzrokiem Wilson, zostają przyjęci. Oczywiście Ryan musiał dodać, że będzie miał go na oku i wystarczy, że raz spojrzy na mnie nie tak jak powinien spojrzeć i wylatuje z hukiem. Chciało mi się oczywiście śmiać, bo nawet gdyby tak było, to kto dał mu do tego prawo. I nie chodziło mi tutaj o zwolnienie, tylko o roszczenie sobie jakichkolwiek praw do mojego ciała, czy do mnie. Czy to mogło oznaczać, że Ryan...
Nie. Nawet nie chciałam w ten sposób myśleć.
Największą przyjemność sprawiło mi wybranie sekretarki i mimo iż po dziewczynie o kruczoczarnych włosach pojawiło się jeszcze kilka kandydatek, ja wiedziałam, że właśnie ją chcę. Ryan miał zadzwonić do wszystkich wybranych pojutrze z informacją o przyjęciu do pracy, ale w jej przypadku wybłagałam o zgodę by zrobić to od razu. Młodziutka Claudia Lewis, gdy usłyszała, że dostała tę pracę, rozpłakała mi się do słuchawki, a po chwili zaczęła się cieszyć i dziękować. Przez całą naszą rozmowę w tle słyszałam dziecko i zaczęłam się zastanawiać czy to jej, czy może akurat się jakimś opiekowała. Gdy się rozłączyłam zerknęłam ponownie na jej dokumenty. Miała dwadzieścia cztery lata, a dziecko, które słyszałam już mówiło płynnie, co oznaczało, że musiało mieć minimum cztery latka. Zakodowałam sobie, żeby dowiedzieć się później więcej na ten temat.
Po skończonej pracy Ryan uparł się żeby obejrzeć film. Następny dzień był wolny, więc nie musieliśmy wstawać wcześnie i chyba tylko dlatego się zgodziłam. Jednak po godzinie senność brała nade mną górę, alkohol też.
– Pomogę ci – powiedział, gdy kierując się do drzwi zachwiałam się.
– Chyba tak będzie lepiej. – Przyznałam. – Nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
To nie tak, że byłam kompletnie pijana. Zmęczenie, pusty żołądek i dwie lampki wina nie były najlepszą mieszanką. Mimo przyniesionych przekąsek, żadne z nas nic nie jadło. Ja nie byłam głodna, choć wracając z Eidenem miałam ochotę zjeść wszystko, w co Nik zaopatrzył moją lodówkę.
Ryan jak rycerz na białym koniu, chciał mnie wziąć na ręce, ale zaczęłam piszczeć, upierając się, że dam sama radę. On miał mnie jedynie asekurować. I tak było, aż winda nie ruszyła. Cholerna zdrajczyni tak szarpnęła, że poleciałam prosto w jego ramiona. A może tylko mi się tak wydawało. Z reguły ruszała i stawała płynnie. Nieważne. Ważnie, że Wright nie dał się już przekonać, że dam radę przejść te kilka kroków, jakie mnie dzieliły od windy do mieszkania. Wziął mnie w swoje ramiona i trzymał w tak stalowym uścisku, że nie miałam szans się mu wyrwać. W końcu się poddałam. I cholera, musiałam przyznać, że było mi nawet wygodnie. Zarzuciłam ręce na jego szyję, a głowę oparłam na ramieniu. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, czy brakuje mi czyjejś bliskości, opiekuńczości, albo innej terminologii związanej z ludzkimi uczuciami. Ale w tej jednej, konkretnej chwili, poczułam się tak, jakbym była wybrakowana. I już za samo to zaczęłam się nienawidzić. Do tej pory samotność nigdy mi nie przeszkadzała.
Pod drzwiami do mojego mieszkania nadal mnie trzymał i nie zamierzał puścić, więc musiałam sobie jakoś poradzić z ich otwarciem. Dopiero w salonie poczułam grunt pod nogami.
– Dziękuję – szepnęłam.
Patrzyłam na swoje stopy, czując zażenowanie, gdy nagle poczułam jego dłoń pod brodą. Chciał żebym na niego spojrzała i po milionie lat opierania się w końcu to zrobiłam. Moje nogi były jak z waty, a jego ciepłe spojrzenie w niczym mi nie pomagało.
– Nie masz za co mi dziękować, dziecinko.
Jego twarz niebezpiecznie zaczęła się zbliżać. Traciłam cholerny grunt pod nogami. Walczyłam sama ze sobą, bo lekkomyślna część mnie chciała, by coś się wydarzyło, ale ta racjonalna podpowiadała, że to się źle skończy.
– Chyba już czas na ciebie – jęknęłam, nie będąc pewna do końca czy dobrze robię.
Ryan nic nie powiedział. Stał jedynie przez chwilę w osłupieniu i po chwili ruszył w stronę drzwi.
– Dobranoc Flo – powiedział zatrzymując się na chwilę, ale nie odwracając w moją stronę.
– Dobranoc – odpowiedziałam, gdy drzwi się za nim zamknęły.
Czułam się fatalnie i nie miało to na pewno związku ze zmęczeniem i alkoholem. Byłam cholernie rozbita i nie miałam pojęcia co robić. Brakowało mi przyjaciółki, której bym się wypłakała, a ona poradziłaby mi co zrobić. W zamian za to walnęłam się na swoją sofę i wypłakiwałam się w poduszkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro