Rozdział 7
– Niezły jesteś... – wymruczała Mariola z głową na jego piersi, długimi paznokciami drapiąc go po brzuchu. – Twoja żonka nie wie co traci... – Z Jolą spotykał się od jakiegoś tygodnia- od początku to była jasno określona relacja, obydwoje chcieli od siebie nawzajem wyłącznie seksu, niczego więcej, chociaż Mariola była niezamężna... po prostu lubiła zmieniać sobie często mężczyzn. Podobała mu się również fizycznie: jędrne, wysportowane ciało, długie, ciemne włosy i mocno wydatne usta rozpalały go do białości...
Mariola częściowo leżała na nim, z głową na jego piersi i nogą przerzuconą przez jego biodra- odsunął jej biodro, wstał i zaczął zbierać się do wyjścia.
– Do następnego razu – posłał jej całusa, ona zaś mrugnęła do niego z uśmiechem i przeciągnęła się niczym kotka.
– Nie będziesz długo czekał... – wymruczała, a on pokiwał głową z satysfakcją i wyszedł.
Następnego dnia Anna zajęła się jeszcze przedświątecznymi porządkami- chociaż zwykle rzadko zaglądała do gabinetu męża, teraz uznała że zrobi mu niespodziankę i trochę w nim posprząta- weszła i omiotła pomieszczenie wzrokiem, uznając że nie będzie miała tu zbyt wiele pracy- gabinet był schludny i czysty, no, może z wyjątkiem biurka... podeszła do dużego mebla i zaczęła porządkować stosy dokumentów, karteczek i długopisów, otworzyła niewielką szufladę i coś przykuło jej uwagę. Małe, ozdobne pudełeczko. Czując się niczym jakiś czarny charakter, albo dziecko które przyłapało swego ojca na przebieraniu się w strój świętego Mikołaja, sięgnęła i uchyliła je lekko.
Aż pisnęła z zachwytu. W pudełeczku znajdowały się śliczne, złote kolczyki- nie długie, ale też nie zupełnie krótkie, złożone z eleganckich filigranów i zakończone białą perełką... nie mogła się doczekać Wigilii. Wygląda na to, że w tym roku jej mąż bardzo się postarał- zamknęła pudełko i schowała je z powrotem do biurka, mając nadzieję że Piotr się nie zorientuje, po czym, napędzana miłością i obowiązkiem pognała do jubilera by odebrać pióro które zamówiła...
Czas do Wigilii zleciał jak z bicza strzelił, Anna pomimo swych bólów głowy i coraz bardziej dokuczającego żołądka, zadbała by wszystko było dopięte na ostatni guzik, a kiedy w końcu stanęła z mężem za wigilijnym, suto zastawionym stołem, rozpierała ją duma...
Postarała się... – pomyślał Piotr patrząc na dwanaście potraw, choć byli tylko we dwoje, a także na błękitną sukienkę z rękawem, odsłaniającą nogi -zupełnie jakby wiedziała że to jej ostatnia Wigilia w życiu, ta myśl wciąż poprawiała mu humor, sięgnął więc po opłatek i obrócił się do swej partnerki.
– Wesołych Świąt kochanie –nie lubił szczegółowych pompatycznych życzeń, Annie zaś zupełnie to nie przeszkodziło, być może za sprawą pieszczotliwego określenia jakiego użył w stosunku do niej... Przełamała opłatek który trzymał w ręku i wsunęła kawałek do ust.
– Wszystkiego najlepszego Piotrze... – może zabrzmiało to trochę dziwnie, ale jej mąż nie lubił, kiedy ktoś zwracał się do niego zdrobniale.
Stanęła na palcach i mocno go objęła, on zaś odwzajemnił uścisk- zapach, jakim pachniała, spodobał mu się, zaciągnął się mocno, zastanawiając się jak będzie pachnieć kiedy już będzie blada i nieżywa...
– Czas na prezenty. – wyszeptała Anna podekscytowana i odkleiła się od partnera, po czym przeszła do kuchni, on zaś oddalił się w stronę gabinetu.
To była taka umowa między nimi, nie kładli prezentów pod choinką, przecież nie mieli dzieci przez którymi musieli by udawać że święty Mikołaj przyniósł je przez komin.
Po chwili spotkali się w salonie, Ania zdziwiła się widząc inne, większe niż się spodziewała pudełko w dłoniach Piotra- było w miarę płaskie i podłużne... zmarszczyła brwi, ale nic nie dała po sobie poznać.
Z uśmiechem wymienili się prezentami i Anna natychmiast rozerwała opakowanie, niczym małe dziecko- Piotr zaś powoli i metodycznie odwijał czerwony papier...
Sukienka. Czarna i krótka, krojem podobna do tej którą miała w tej chwili na sobie- ta miała jeszcze koronkowy kołnierzyk. Chociaż Anna rzadko wkładała czarne rzeczy ta sukienka jej się spodobała... zwłaszcza że była od Piotra.
Ale zaraz... - coś jej się nie zgadzało- dla kogo zatem są kolczyki? Zastygła z sukienką w dłoni. Czyżby mąż ją zdradzał? Ta myśl nawet w głowie zabrzmiała na tyle groteskowo, że natychmiast ją odrzuciła, Piotr nigdy by jej czegoś takiego nie zrobił... Nagle ją olśniło. Pewnie te kolczyki chce jej dać po jej wieczorku autorskim... uśmiech powrócił na jej twarz.
Pióro. Całkiem niezłe, najbardziej jednak podobała mu się wyryta na nim sentencja... aż do śmierci... ta, to już niedługo. Ta czarna sukienka wydała mu się odpowiednia- ubierze ją w nią jak już będzie martwa, a póki co uznał że da ją jej w prezencie...
– Podoba ci się? – dopiero po chwili dotarło, że te słowa były przeznaczone dla niego... przywołał na twarz uśmiech.
– Bardzo... a zwłaszcza dedykacja- no, tu przynajmniej jej nie okłamał, ona zaś rozjaśniła się momentalnie i cały jej stres związany z kupnem odpowiedniego prezentu gdzieś uleciał...
– Usiądziemy? – ze ściśniętym gardłem zaprosiła męża do stołu, a on przyjął zaproszenie i zajęli miejsce naprzeciwko siebie.
Piotr natychmiast zabrał się do jedzenia, Anna zaś powstrzymała się, pamiętając o swoich dolegliwościach, sączyła jedynie kompot, przyglądając się mężowi z zachwytem... zamienili ze sobą może kilka zdań i, choć Anna bardzo tego nie chciała, wieczór szybko dobiegł końca- Piotr wstał i podziękował, ucieszyło ją to, ponieważ zwykle tego nie robił, po czym udał się na spoczynek, zostawiając ją z całym bałaganem... przez chwilę rozważała, czy nie zostawić sprzątania na jutro.
Wszystko odnotował w swoim dzienniku i położył się spać.
Anna zerknęła na czarną, rozpakowaną sukienkę i to przywróciło jej poczucie obowiązku- z westchnieniem zebrała naczynia i jak najciszej mogła, wstawiła je do zmywarki, po czym schowała resztki potraw do lodówki, a poplamiony obrus przerzuciła sobie przez ramię- w ręce wzięła swój bożonarodzeniowy prezent i ruszyła na górę. Dzisiejszy dzień dał się jej we znaki, marzyła by w końcu pójść spać...
Następne dwa dni wcale nie były łatwiejsze, cała wizyta Anny i Piotra u jej rodziców zamykała się w jednym temacie: wnuki. Matka przy składaniu życzeń życzyła jej udanych dzieci, ojciec, niby żartem powiedział, żeby córka życzyła mu gromadki wnucząt... Godzinę później miała już kompletnie dość tego tematu, a sądząc po minie Piotra, on również- dokończyli więc posiłek i wyszli tak szybko jak się dało...
Tej nocy Anna długo nie mogła spać... jej zegar biologiczny tykał, instynkt macierzyński od czasu do czasu dawał o sobie znać- ale Piotr nie chciał dzieci. ,,Może kiedyś" – zbywał ją za każdym razem kiedy podejmowała ten temat, a ona nie naciskała... ale wizyta u rodziców nie tylko sprawiła jej przykrość, ale również skłoniła do myślenia... Kiedy ona i Piotr byli w drodze do domu, zapytała się go wprost, czy chciałby mieć dzieci.
– Może kiedyś. – Odparł i przygłośnił radio.
Ale prawdziwym gwoździem do trumny okazała się wizyta u starszego brata Piotra, Pawła. Anna niemalże jęknęła w duchu, widząc swoją ciężarną szwagierkę otwierającą im drzwi- przez cały wieczór nie mogła napatrzeć się na jej napęczniały brzuch, Maria- tak miała na imię żona Pawła- wyglądała promiennie w dopasowanej czerwonej sukience, stale się uśmiechała i przez powłokę brzucha, obejmowała dziecko swymi dłońmi. Poczuła, jakby coś stanęło jej w gardle, kiedy dostrzegła jak Paweł wyciąga rękę, i delikatnie kładzie ją na brzuchu żony, jego wzrok był tak pełen czułości i miłości, że czuła się, jak jakaś podglądaczka, a do oczu napłynęły jej łzy, opanowała się jednak i przywołała na twarz uśmiech.
– Wybraliście już imię? – zapytała, uznając to pytanie za zupełnie normalne.
– Dla chłopca Staś, a dla dziewczynki Hania.
– Nie znacie jeszcze płci? – Marysia była w szóstym miesiącu ciąży, w takim stadium już chyba można określić jakiej płci będzie dziecko... prawda? Nie miała pojęcia.
– Nie chcemy jej znać. – wyjaśniła jej kobieta, uśmiechając się miło.
– Lubimy niespodzianki... – dopowiedział Paweł, wciąż nie spuszczając z żony wzroku.
Kiedy już wrócili do domu, jej melancholia sięgnęła zenitu, nie miała już nawet ochoty na swój jutrzejszy wieczór w pałacu kultury... ale Marek po nią przyjedzie. Już się z nim umówiła, więc teraz nie może odmówić. Nie dbała o to, co pomyśleliby ludzie... ale nie chciała zawieść przyjaciela- to była jej ostatnia myśl przed zaśnięciem.
Ale następnego dnia rano humor miała zdecydowanie lepszy- jeżeli ostatnie dwa dni można porównać do skaleczenia na ręce, to dziś pozostał po nich jedynie czerwony strup... wzięła swoją porcję lekarstw i zaczęła się zastanawiać, co włoży wieczorem- chociaż do wyjścia miała jeszcze jakieś dziesięć godzin, warto było przemyśleć takie kwestie wcześniej... otworzyła swoją szafę i krytycznym okiem zaczęła przeglądać jej zawartość- na taką okazję powinna chyba włożyć coś bardziej eleganckiego niż jeansy i koszula prawda? Błękitna sukienka była ładna, ale nie zdążyła jej jeszcze wyprać- pozostałe albo nie nadawały się na taką okazję, albo nie czuła się w nich wystarczająco komfortowo.
W jednej chwili doznała olśnienia. Wyjęła długie, podłużne pudełko i już wiedziała co włoży: czarna sukienka nie tylko wydawała jej się elegancka i odpowiednia, ale też na pewno Piotr cieszyłby się, gdyby ją włożyła... zdecydowanym ruchem powiesiła ją na wieszaku. Jeden problem z głowy.
Całe przedpołudnie spędziła przed laptopem, jeśli nie pisała danego dnia, czuła się, jakby w jakiś sposób okłamywała własnych czytelników...
– Ty otrzymasz męża z mojej mocy... – Powiedziała pani nocy dźwięcznym, melodyjnym głosem. – Ale w zamian tego, twój syn pierworodny do mnie należał będzie... – Dziewczyna bez wahania pokiwała głową, w pełni godząc się na takie warunki- pragnęła mężczyzny, nie dziecka. Bogini podpłynęła do dziewczyny bliżej i przyłożyła jej palec wskazujący do czoła, Marianna poczuła jak po jej ciele rozchodzi się dziwne ciepło. – Skoro dla człowieka wyrzekasz się dziecka...nie pokochasz go.
Prychnęła niezadowolona, słowa nie chciały jej się dziś układać- pisała więc na zimno, słowo, po słowie, dopóki nie stwierdziła, że na dzisiaj wystarczy... dostała krótką wiadomość od swojego męża: ,, Mamy straszny nawał ludzi, a potem jeszcze...
***
...spotkanie, nie czekaj na mnie jak już wrócisz z Warszawy." – wciąż leżąc w łóżku z Mariolą, wystukał krótką wiadomość do Anny.
– Z kim tak gawędzisz? – zapytała kochanka, drapiąc go po nagim torsie, on zaś nie odpowiedział, tylko odłożył telefon na szafkę i powiódł wciąż głodnymi dłońmi po ciele kobiety.
– Znowu? – Mariola rozszerzyła oczy w zachwycie i przywarła do swego kochanka całym ciałem, kilka minut później znów wznosili się na falach doznań... wykończona do cna kobieta opadła na Piotra, jej wilgotne włosy przykleiły się do jego ramienia...
– Mam coś dla ciebie... – przypomniało się nagle mężczyźnie, po czym jednym ruchem zepchnął, a właściwie ześlizgnął z siebie kochankę. Wydała pomruk niezadowolenia, ale jednocześnie była bardzo ciekawa, czym też jeszcze Piotr może ją zaskoczyć...
On zaś wyjął z powieszonej na krześle marynarki pudełeczko i podał je kobiecie bez słowa, ona zaś otworzyła je niecierpliwie.
W środku znajdowały się najpiękniejsze kolczyki jakie w życiu widziała- złote, wykończone perłami... natychmiast je założyła i uśmiechnęła się do Piotra drapieżnie.
– Są piękne. Chyba będę musiała się jakoś odwdzięczyć – Pociągnęła mężczyznę na łóżko i znów rozpoczęła znaną, ale za każdym razem inną, grę miłosną...
***
Stanęła przy wysokim lustrze w łazience i przyjrzała się sobie uważnie. Nie uważała siebie za piękność, ale nawet ona widziała, że takim wydaniu prezentuje się całkiem nieźle... dopasowana sukienka podkreślała szczupłą figurę, szpilki w tym samym odcieniu sprawiały że się nie garbiła, a jej nogi sięgały nieba- by trochę ożywić całą stylizację, uzupełniła ją sznurem białych, eleganckich pereł, włosy pozostawiła rozpuszczone, zaś delikatne rysy twarzy podkreśliła lekkim makijażem.
Mimo wszystko czuła się zestresowana. A co jeśli nikt nie przyjdzie? A co jeśli przyjdą całe tabuny? Wypuściła długo wstrzymywane powietrze i w tej samej chwili usłyszała dzwonek do furtki.
Powoli zeszła po schodach i nie odbierając nawet, nacisnęła guzik otwierający bramę, kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi, Anna przelotnie zerknęła na zegarek. Za dziesięć siódma. Jak w zegarku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro