Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4



Prawie godzinę później siedzieli już przy stole nad parującymi porcjami cielęciny z ryżem i sałatką nicejską, Anna wcześniej postarała się o romantyczną atmosferę: ustawiła na stole świece, przygasiła światło i zasunęła wszystkie zasłony... zrobiła także lekki makijaż i wyszczotkowała włosy. Ale Piotr w żaden sposób tego nie skomentował, zachowywał się, jakby nic nie zauważył, mimo to kobieta nie traciła nadziei.

– Smakuje ci? – zapytał żonę, chyba tylko po to, by przerwać krępujące milczenie, ona zaś pokiwała ochoczo głową.

– Tak, dziękuję. – i znów cisza. Rozpaczliwie szukała czegoś, czym mogłaby podtrzymać rozmowę – A tobie? – zapytała po chwili, natychmiast uderzyło ją jak sztucznie zabrzmiały te słowa... była pisarką, nie trzeba jej było tego tłumaczyć.

Na twarzy jej męża na chwilę pojawił się wyraz rozbawienia, jego oczy zaszły mgłą jakby coś wspominał...

– Tak, zwłaszcza sałatka. – zaśmiał się gardłowo, Anna zaś, chociaż zupełnie nie wiedziała dlaczego, zawtórowała mu, co rozśmieszyło go jeszcze bardziej. Ach, jakaż naiwna jest ta istota...

Przy stole znów zapadła zupełna cisza, słychać było jedynie postukiwanie widelców o kwadratowe talerze... Annę doprowadzało to prawie do rozpaczy. Powinna się była przyzwyczaić, ich posiłki zwykle przecież tak właśnie wyglądały, ale dzisiaj... jej nadzieja na przeciągnięcie tego wieczoru w sypialni już prawie zgasła.

Jej mąż skończył dużo wcześniej i nawet nie zadał sobie trudu by sprzątnąć po sobie talerz... ani by dotrzymać Annie towarzystwa do końca posiłku. Nawet nie podziękował. Po prostu wstał i odszedł do swego gabinetu, tłumacząc się pracą... i to by było na tyle, jeśli chodzi o romantyczny wieczór i noc we dwoje.

Anna z brzękiem rzuciła widelec na talerz, wciąż patrząc w miejsce, gdzie kilka minut wcześniej zniknęły plecy jej męża, straciła cały apetyt, wstała od stołu i wyrzuciła resztki jedzenia do kosza- nie miała psa, któremu mogłaby je oddać... Ze łzami w oczach udała się na górę, rozebrała się w sypialni do bielizny i poszła do łazienki- obraz samej siebie w dużym lustrze wydał jej się śmieszny- miała tylko jeden komplet czarnej bielizny i, choć trochę ją onieśmielał, zdecydowała się go dzisiaj włożyć. Przebrała się tuż przed kolacją, zamieniając dziewiczą biel i błękit, na nieprzyzwoitą, wyzywającą czerń, a teraz czuła się jak kompletna idiotka. Nie wyglądała lepiej- a przynajmniej tak jej się wydawało, czuła się jakby włożyła kostium clowna... sięgnęła po wacik i wciąż w tej nieszczęsnej bieliźnie zaczęła zmywać makijaż.

Piotr siedział w swym przestronnym gabinecie, kiedy już uzupełnił swój dziennik zapisując w nim dokładną dawkę trucizny jaką zalecił żonie, zaczął przeglądać kalendarz- zastanawiał się, którą kobietę miał dziś ochotę zaprosić do łóżka... chociaż w jego wypadku było to raczej wproszenie siebie samego. Małgośka... nie, jej mąż pewnie już wrócił z pracy. Katarzyna? Przytyła ostatnio, już nie wyczyniała w łóżku takich sensacji jak kiedyś... dostrzegł jeszcze kilka bezsensownych imion i przerzucił kartkę. Magda? Oczy mu się rozszerzyły, kiedy przypomniał sobie jaką fantazję miała ta kobieta- ale w końcu i to zaczęło go nudzić, to wszystko było zbyt wymyślne, a samo przygotowanie zabierało mnóstwo cennego czasu... odpada. Helena? Z uczuciem triumfu sięgnął po telefon, zaczął niemalże wiercić się na krześle, przypominając sobie swoją najnowszą zdobycz. Miło będzie to powtórzyć.

– Halo? – odebrała po trzecim sygnale.

– Witaj kochanie, z tej strony Piotr, co powiesz na to żebym wpadł do ciebie za godzinkę?– mówił słodkim, ale jednocześnie męskim, lekko ochrypłym głosem- to zawsze działało na kobiety.

– Nie. – powiedziała natychmiast a on zmarszczył brwi. Nie był do tego przyzwyczajony... już zaczynał czuć wszechogarniającą złość, kiedy zdał sobie sprawę, o co może chodzić.

– Janek wrócił wcześniej? – Janek był jej mężem. Błagam, tylko nie to! To by oznaczało wieczór w samotności, po tym jak już zdążył nakręcić się na kochankę...

– Tak. – wciąż mówiła monosylabicznie, domyślił się więc, że jego konkurent jest gdzieś w pobliżu. Zacisnął dłonie w pięści.

– No cóż, trudno. Zadzwoń do mnie kiedy znów wyjedzie. – i rozłączył się, jak to miał w zwyczaju, nie dając nawet szansy na wytłumaczenie.

Westchnął przeciągle... nie był mnichem, był mężczyzną z krwi i kości. A teraz potrzebował kobiety. Nagle w jego głowie zaświtała pewna myśl... Anna? Przy kolacji wydawała się całkiem chętna... przypomniał sobie, że pomimo wrodzonej uległości i delikatności, nie była aż taką złą kochanką. Z braku laku... wstał i wyszedł z gabinetu. Światło w łazience upewniło go, że właśnie tam znajduje się jego żona. Dobrze, pomyślał, nie będzie musiał tracić czasu by ją rozbierać. No chyba że odrzuci go sam widok... uchylił lekko drzwi od łazienki , i stanął wryty na widok tego co zastał.

Anna, jego własna, świętoszkowata żona, miała na sobie taką bieliznę! Na widok jej wciąż zgrabnego ciała krew w nim zawrzała, zapomniał już jak wygląda jego kobieta bez ubrania- szczupła, ale nie wychudzona sylwetka, wciąż jędrne i krągłe pośladki, no i te niebotycznie długie nogi... trzymała w ręku wacik, odwróciła się, przez co w jej włosach odbiło się tysiące refleksów... zmarszczyła brwi, on zaś podszedł do niej i stanął za plecami, jednym ruchem rozpinając stanik krępujący piersi...

Pozwolił by czarna koronka opadła na podłogę i zaczął palcami drażnić piersi żony, jednocześnie całując ją w szyję... Anna przymknęła oczy i z jękiem odchyliła głowę, dając mu lepszy dostęp, gwałtownie wciągnęła powietrze, kiedy lekko ją ugryzł... tak jak się tego spodziewał była całkowicie oddana, ale odczuwał zbyt duże pożądanie by zwrócić na to uwagę. Odwrócił ją przodem do siebie i przeniósł dłonie z jej piersi na biodra, mocno unosząc ją w górę i sadzając przed sobą na mahoniowym blacie, po czym powoli zsunął z jej ud koronkowe stringi, była już całkowicie naga. Wyciągnęła do niego szyję i przycisnęła wargi do jego ust, on zaś niecierpliwie odwzajemnił pocałunek, jednocześnie mocując się z zamkiem przy swoich spodniach... kiedy w końcu ustąpił, rozpoczął to, w czym był najlepszy, Anna oddychała coraz szybciej, on również powoli dawał się porwać temu namiętnemu uniesieniu, poruszał się miarowo, coraz bardziej przyspieszając... jakiś czas trwali złączeniu w najbardziej intymnym uścisku, a w końcu, kiedy obydwoje już osiągnęli spełnienie, Anna oparła się o jego pierś, wciąż odzianą w nienaganną koszulę i starała się uspokoić oddech...

To mu się podobało. Dziwił się temu, i ciężko mu się było do tego przyznać, nawet prze samym sobą, ale prawda była taka, że cholernie mu się podobało. Kto wie, może jeszcze sobie skorzysta z tego anielskiego ciała, zanim wyśle je z powrotem do nieba? Pogłaskał żonę po błyszczących od potu plecach i odsunął się nieco.

– Idź pod prysznic. – uśmiechnął się, musnął jej nos wargami i wyszedł- on już osiągnął swoje, po co miał jeszcze z nią siedzieć?

Ona zaś była zbyt rozanielona by zdać sobie z tego sprawę... wciąż czuła na sobie dłonie męża, właśnie spełniło się jej największe marzenie. Podziękowała sobie w duchu, że jednak zdecydowała się na tę bieliznę, kto wie, może to ona przeważyła szalę? Zsunęła się z blatu, zarumieniła się widząc na nim wyraźne ślady, jakie pozostawiło jej ciało, i tak jak jej poradził Piotr, na miękkich nogach udała się pod prysznic, uśmiech nie schodził jej z twarzy...

Później, kiedy obydwoje leżeli już w łóżku, wciąż nie mogła uwierzyć w to co przeżyła... spoglądała raz za razem na swojego męża, którego cała uwaga skupiała się w tej chwili na jakimś dzienniku medycznym, raz za razem jej spojrzenia stawały się coraz dłuższe...

– Czemu się na mnie patrzysz? – wymruczał jej mąż, nawet nie podnosząc wzroku znad książki, ona zaś zastanowiła się nad tym pytaniem, chcąc wymyślić jak najsensowniejszą odpowiedź...

– To było niesamowite... – powiedziała po prostu, wiedziała że Piotr od razu zorientuje się o co chodzi. I oczywiście tak się stało, jak tylko usłyszał jej odpowiedź, uśmiechnął się, jakby czuł wielką dumę i satysfakcję.

– Wiem. – Odparł nieskromnie, jej zaś w ogóle to nie przeszkadzało- zamiast tego podniosła się na łóżku i pocałowała go w policzek- była pewna że tym razem jej nie odrzuci, w tym wypadku również się nie pomyliła... Wróciła z powrotem na swoją część łóżka i zakopała się głębiej w pościeli.

– Dobranoc. – powiedziała i zamknęła oczy, usnęła niemal natychmiast, działania dzisiejszego wieczoru zadziałały na nią jak laudanum...

Piotr obudził się znacznie wcześniej od żony, która po wydarzeniach minionej nocy spała jak dziecko, do tego lekko pochrapując... Ale nie obudził się sam- usłyszał dzwonek domofonu i powoli, młócąc pod nosem przekleństwa podniósł się z łóżka. Zezłoszczony wziął ze ściany słuchawkę i przycisnął ją do ucha.

– Halo? – wybełkotał i odchrząknął.

– przyszedłem do Ani... – wesoły głos w słuchawce wydał mu się dziwnie znajomy, nie był jednak w stanie w tej chwili stwierdzić skąd... i czemu jakiś obcy facet nawiedza jego żonę o ósmej rano?! Rozłączył się bez słowa i nacisnął przycisk otwierający bramę.

Jego złość wzrosła, kiedy kilka sekund później na progu ujrzał wysokiego, szczupłego mężczyznę koło trzydziestki- Marek, agent jego żony w tych jej pisarskich zapędach... zmierzył go od stóp do głów.

– Słucham? – jego ton, oschły i zimny wyraźnie dawał do zrozumienia, że gość nie jest w tej chwili mile widziany, Marek jednak sprawiał wrażenie, jakby zupełnie się tym nie przejął.

– Zastałem Anię? – wesoły, żywy głos dość mocno kontrastował z oschłym Piotrem.

Anię? Nie spodobało mu się, że jakiś facet nazywa tak jego własną żonę- nawet on tak do niej nie mówi do diabła!

– Anna – zaczął mocno akcentując pierwsze imię swojej żony, mężczyzna przy drzwiach uniósł lekko brwi – jeszcze śpi. To dosyć wczesna pora na składanie wizyt, nie uważa pan? – wciąż pozostawał oschły, całkowicie wypełnił małą szparę w drzwiach, jakby w ten sposób chciał zaznaczyć swoje terytorium, przybysz zaś zerknął lekko na zegarek i uśmiechnął się szeroko.

– Być może, ale to sprawa nie cierpiąca zwłoki... – wyciągnął z kieszeni czarnego płaszcza jakąś dużą kopertę i podał ją Piotrowi, tamten zaś spojrzał na niego z mieszaniną konsternacji i nienawiści, wyraźnie czekając na wyjaśnienia.

– Chciałem powiedzieć jej to osobiście, ale skoro jeszcze śpi... – zaczął, po raz pierwszy lekko tracąc humor. – Warszawski dom kultury zaproponował pańskiej żonie, jako pisarce, swój wieczór autorski w ich własnym budynku... – zatrzymał się lekko, słysząc lekkie prychnięcie gospodarza, na szczęście tamten szybko się zreflektował i dał gościowi znać, by kontynuował.

– W kopercie znajdują się wszystkie dane, dzień i godzina... proszę jej pogratulować w moim imieniu. – dodał a Piotr cały się najeżył. Tak, pomyślał sobie, na pewno to zrobię... Zapadła długa, niezręczna cisza, Piotr w żaden sposób nie skomentował otrzymanego przez jego żonę zaproszenia, na co wyraźnie czekał jej agent, toteż dwaj mężczyźni stali teraz naprzeciwko siebie, mierząc się spojrzeniami...

– To wszystko. – powiedział w końcu Marek, już bez uśmiechu. – Do widzenia. – Piotr natychmiast zatrzasnął drzwi, Marek nawet nie zdążył się obrócić...

Mężczyzna przysiadł na jednym z barowych krzeseł i natychmiast otworzył kopertę. Tak jak mówił agent, na równo złożonej kartce znalazł krótki liścik z zaproszeniem, adres i termin... dwudziesty siódmy grudnia- równo za dwa tygodnie – potarł się po brudzie i wybuchnął długo wstrzymywanym śmiechem. Jego żonę! Jako wielką pisarkę! Ha! Pokręcił głową nad idiotyzmem ludzi którzy jej to zaproponowali: kto jest na tyle głupi, by uwierzyć, że kobieta, i to jeszcze Anna, mogłaby stworzyć coś ciekawego!- myślał, sukcesy literackie i ilość sprzedanych książek nie przemawiały do niego zupełnie... ale ona na pewno się ucieszy- już miał pozwolić jej na to małe przedsięwzięcie, kiedy zdał sobie sprawę, że przecież kobieta nosi jego nazwisko... więc ta kompromitacja obejmie i jego. O nie, pomyślał, nie mogę sobie pozwolić na coś takiego- wsunął zaproszenie z powrotem do koperty i jednym szybkim ruchem przerwał je na pół, nieprzyjemny dźwięk rozszedł się po pomieszczeniu, wrzucił zwitki do kosza i teatralnie strzepał dłonie. Po problemie- pomyślał i znów się zaśmiał, po czym trzydzieści minut później był już w samochodzie wiozącym go do pracy, zaś niczego nieświadoma Anna dopiero się obudziła...

Wszystko było cudowne. A przynajmniej takie się jej wydawało. Z uczuciem błogiego szczęścia zsunęła stopy na podłogę, założyła perlisty szlafrok i podeszła do okna, nieobecność męża nie wydawała jej się niczym nienaturalnym, pomyślała, że pewnie wyszedł wcześniej do pracy. Uchyliła lekko okno i wciągnęła w płuca zimne, ostre powietrze- nawet ono zdawało się przyjemnie wypełniać jej płuca... przeciągnęła się i zamknęła okno, obawiając się przeziębienia, po czym zeszła do kuchni i nucąc lekko pod nosem wzięła się za przygotowywanie śniadania- cały świat wydawał jej się piękny i nieskomplikowany... dziś na pewno coś napiszę- pomyślała, czując przypływ nagłej weny- czegoś takiego dawno już nie czuła! Mimo to, nie pognała natychmiast na górę, by przelać wszystkie swe pomysły na papier... czekanie wzmaga apetyt- zaśmiała się, zawsze używała tego zwrotu tylko w odniesieniu do pisania, ale po dzisiejszej nocy... o tak, ona stanowczo zbyt długo była głodzona. A nagle została wpuszczona na bankiet.

Z rozmarzeniem podnosiła do ust kolejne łyżki płatek z mlekiem, jakiś czas później zdała sobie sprawę że po raz trzeci podnosi już praktycznie suchą łyżkę do ust! Zaśmiała się wesoło, czuła się jak nastolatka, która pierwszy raz się zakochała... odstawiła puste naczynia do zlewu i przypomniała sobie o lekarstwie, które dał jej Piotr - sięgnęła do koszyczka po niewielką buteleczkę i odmierzyła łyżeczkę... połknęła, czując w ustach gorzki, okropny smak... wzdrygnęła się mimowolnie. Ale skoro miało jej to pomóc, będzie to łykać... powoli, zmuszając się by się zbytnio nie śpieszyła, a mimo to nawet się nie ubierając udała się do sypialni i otworzyła lekko już zakurzonego laptopa, następnie przerzuciła wzrokiem to co napisała ostatnim razem, by nie zgubić wątku...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro