Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10


    Czuła odurzającą mieszankę Marka i piżmowej wody kolońskiej, jeszcze zanim jego wargi dotknęły ust kobiety. Wyciągnęła dłoń, chcąc przesunąć nią po jego włosach, ale w momencie w którym wyciągała rękę spod stołu, jej obrączka brzęknęła o plastikowy stolik.

Przez ułamek sekundy poczuła na swojej górnej wardze skrawek ust Marka i odsunęła się gwałtownie, otwierając oczy z przerażeniem. Mało brakowało a zdradziłaby męża! Jak mogła o nim zapomnieć! Marek również otworzył oczy i przez chwilę patrzył w nią intensywnie, usta miał już zaciśnięte, widziała że z trudem nad sobą panuje...

– Przepraszam – powiedziała bliska łez – Nie mogę.

Odwiózł ją do domu w pełnej ciszy, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem.

W tej chwili nienawidziła siebie bardziej niż kiedykolwiek- za to, że o mało nie zdradziła własnego męża, za to że zabawiła się uczuciami Marka i wystawiła go na coś takiego, za to jak bardzo pragnęła tego pocałunku...

Kiedy Marek zatrzymał się pod jej domem odczekała chwilę, jakby czekała na jakieś słowa... wybaczenie... cokolwiek... ale on milczał, uparcie wpatrując się w szybę przed sobą, nie opuszczając rąk z kierownicy.

– Marek ja... – zaczęła, nie mogąc dłużej znieść jego obojętności, ale on przerwał jej gwałtownie.

– Wysiadaj – zamarła, słysząc lodowaty ton, ale dobrze wiedziała że zasłużyła i w oczach znów zalśniły jej łzy.

– Marek zrozum... – podjęła drugą próbę, ale i ta okazała się bezskuteczna.

– Wysiadaj! – powiedział jeszcze ostrzej niż poprzednio i tym razem wykonała jego polecenie, wiedząc że nic nie wskóra... on potrzebuje czasu, pomyślała. Mimo to, nie odjechał od razu kiedy tylko wysiadła jak się tego spodziewała, tylko stał i gdy szła w stronę domu czuła na sobie jego wzrok. Odwróciła się tuż przy drzwiach i wtedy Marek odjechał.

Wchodząc do domu nie miała już siły walczyć z łzami, które gęstymi strumieniami popłynęły jej po pliczkach... jak w transie wzięła prysznic, wrzuciła sukienkę do prawie pełnej już pralki i położyła się do łóżka.

Dopiero po chwili zorientowała się, że Piotra w nim nie ma.

Usiadła gwałtownie na łóżku, jednocześnie zerkając na elektroniczny zegarek. Druga piętnaście. Gdzie on się podziewa? Nocny dyżur w szpitalu? Mało prawdopodobne, ale możliwe... telefon! Na pewno wziął ze sobą telefon, nie ruszał się bez niego praktycznie nigdzie...

Wyskoczyła z łóżka i pognała na dół, wybierając numer męża. Wstrzymała oddech. Po trzecim sygnale usłyszała że ktoś odebrał.

– Halo? – stanęła jak wryta i aż rozchyliła wargi słysząc uwodzicielski, kobiecy głos, nie była zdolna do wypowiedzenia czegokolwiek...

– Halo? – powtórzyła kobieta, Anna w tle usłyszała jej perlisty śmiech i jeszcze jeden, zdecydowanie męski... – Przestań... – wymruczała kobieta do kogoś kto z nią był i w tym momencie Anna się rozłączyła, jednocześnie osuwając się na podłogę.

Zdradził ją! Jak on mógł! A ona dzisiaj o mało nie spaliła się na stosie, tylko dlatego że prawie pocałowała Marka! Wszystko wskoczyło na swoje miejsce... zdała sobie sprawę, że w końcu nie dostała tych złotych kolczyków...Z jej gardła wydobył się głęboki szloch, podniosła się z podłogi i zrobiła pierwsze co przyszło jej do głowy: wyciągnęła z szafki butelkę wina, odkorkowała je niecierpliwie i zaczęła pić prosto z gwinta, nie troszcząc się nawet o kieliszek... ciemny płyn spływał jej po części do gardła, po części na odsłonięte ciało, nie była przyzwyczajona do alkoholu, kilka minut później poczuła więc w głowie wirowanie... i przyszedł jej do głowy najgorszy pomysł wszechczasów.

Mimo upojenia alkoholowego udało się jej jakoś doczłapać na górę, gdzie, nie bez kłopotu ubrała się w jeansy i białą, zapinaną na guziki bluzkę, nie zatroszczyła się nawet o bieliznę, po czym ponownie zeszła do telefonu i mocno opierając się o ścianę wystukała numer do taksówki.

– Komunalna jeden – tylko tyle odpowiadała na wszelkie pytania osoby która odebrała telefon... ale jakimś cudem udało jej się dojść z nią do porozumienia,

– Już wysyłam – wzięła portfel i wyszła przed dom, nie założyła nawet płaszcza czy kurtki- uznała że skoro jest jej gorąco, to po co jej to?

Taksówka przyjechała dziesięć minut później, na lekko chwiejnych nogach wsiadła do samochodu i podała, wyraźnie zaskoczonemu kierowcy adres.

Kierowca, zachwycony napiwkiem zostawił ją tuż przed blokiem- znała kod, weszła więc i schodami doklepała się na drugie piętro, śmiejąc się lekko, pomimo łez wciąż płynących po policzkach. Bardzo niebezpieczne połączenie.

Stanęła przy drzwiach numer dziewięć i przycisnęła dzwonek, a właściwie zatrzymała na nim palec.

Marek otworzył drzwi.

Spojrzał na nią jakby zobaczył ducha, wciąż był ubrany w garnitur, zdjął jedynie marynarkę i kamizelkę, krawata i tak nie miał.

– Anna? – zapytał pełen konsternacji, a wtedy kobieta złapała go za obydwa policzki i przywarła ustami do jego warg, jednocześnie popychając go z powrotem do mieszkania.

Krew w nim zawrzała, w pierwszej chwili odpowiedział na jej pocałunek z równą żarliwością, marzył o tym od dawna, ale kiedy wyczuł na jej policzkach łzy, a w ustach alkohol, przerwał gwałtownie, opierając się o ścianę, do niej zaś zdawało się to nie docierać, wciąż napierała na jego wargi, odwracał głowę, by nie miała do nich dostępu.

– Przestań, nie... – jak ciężko było mu wypowiadać te słowa... ale na szczęście szaleństwo w jej oczach i alkohol w oddechu sprawnie gasiły jego pożądanie.

Anna na chwilę przerwała, ale tylko po to, by zaczął rozpinać mu koszulę, kiedy nie zdołała rozpiąć guzika, po prostu złapała go za poły koszuli, rozrywając ją i ukazując nagą pierś, gładziła go delikatnie, znów szukając jego ust, jemu tymczasem coraz trudnej było nad sobą panować...

– Co się z tobą dzieje? – zapytał i próbował chwycić ją za nadgarstki, ale ona niespodziewanie zabrała ręce i ... zaczęła dosłownie zrywać z siebie własną koszulę- guziki rozsypały się po podłodze, Marek jęknął widząc jej nagie piersi, zalała go fala pożądania, zwłaszcza kiedy Anna przylgnęła do niego całym ciałem...

– Anno, jestem tylko mężczyzną... – powiedział niemal błagalnie, bardzo nie chciał utracić panowania nad sobą.

– No właśnie mężczyzną... – powiedziała pijacko kobieta, wciąż się o niego ocierając – kochaj mnie kochaj! – mówiła rozpaczliwie, łzy popłynęły jej po policzkach.

Używając całej swojej samokontroli mocno ją od siebie odsunął, trzymając na długości wyciągniętych ramion i ignorując miękkość jej ciała.

– Przestań – powiedział stanowczo, ona zaś wybuchła spazmatycznym płaczem... jak bardzo chciała wziąć ją w ramiona i ukoić ten płacz. Ale wiedział że nie może tego zrobić. W takim wypadku, chociaż wiedział że nie żaden sąd by go nie ukarał i to że Anna sama do niego przyszła, byłby to prawie gwałt.

– Nie chcesz mnie? – powiedziała między kolejnymi atakami płaczu, on zaś jęknął w duchu i lekko nią potrząsnął.

– Uwierz mi, chcę – słysząc te słowa próbowała się do niego przysunąć, ale trzymał ją mocno, jednocześnie starając się nie patrzeć na jej odsłonięty biust... – Ale nie kiedy jesteś w takim stanie – powiedział z lekką dozą smutku – Rano byś tego żałowała.

Najwyraźniej nie bardzo to do niej trafiało, użył więc innego argumentu.

– Na miłość Boską, Anka! – krzyczał – Masz męża pamiętasz? Jak możesz chcieć zdradzić Piotra? – znów nią potrząsnął.

Na wspomnienie o mężu dostrzegł w jej oczach ból i zmarszczył brwi.

– A jak on może zdradzać mnie? – wyszlochała – Dzwoniłam do niego, a telefon odebrała jakaś kobieta, słyszałam ją i jego... – przykryła twarz dłońmi i załkała cicho, Marek zaś już jej nie trzymał.

A więc o to chodziło. Miał ochotę się zabić. Przyjechała do niego po pijaku, żeby zemścić się na mężu, potraktowała go jak zabawkę, jak przedmiot... zacisnął dłonie w pięści, ale mimo tego, jak bardzo go zraniła, nie potrafił jej odepchnąć, kiedy wpadła w jego ramiona, już nie szukając jego ust, tylko pocieszenia. Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i cierpiał razem z nią.

Marek nie wyobrażał sobie, ja można zdradzić taką kobietę, Piotr to idiota, miał wszystko o czym on mógł tylko pomarzyć, a mimo to... nie mieściło mu się to w głowie.

Nagle ręce Anny opadły, poczuł że opiera się o niego całym ciężarem... usłyszał ciche pochrapywanie.

– Niech to szlag! – powiedział, po czym wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni.

Posadził ją na łóżku... a raczej położył i uznał że musi ją w coś ubrać- wyciągnął z szafy czarny T-shirt i ubrał ją, tylko ciepłota ciała wskazywała na to, że trzyma w rękach kobietę, a nie szmacianą lalkę... przyglądał jej się przez chwilę, po czym pokręcił głową i z mieszaniną skrajnych uczuć przeszedł do salonu.

Jedno było pewne. Tej nocy on już nie zaśnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro