1
Półtora roku wcześniej...
— Kira? — Z przyjemnej i błogiej drzemki wyrwał mnie głos mojego chłopaka Pawła.
— Hmm...? — Przewróciłam się na drugi bok i leniwie otworzyłam jedno oko, by spojrzeć mu w twarz.
— Jutro nasz wielki dzień — powiedział podekscytowany i pogładził mnie opuszkami palców po policzku. Uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam się przeciągać, a przy tym cicho mruczeć.
Jutrzejszy dzień jest dla mnie, dla nas ważny, jak nie najważniejszy. Właśnie jutrzejszego dnia mamy odebrać dyplomy ukończenia studiów na Wydziale Malarstwa.
Od pięciu lat uczę się na Akademii Sztuk pięknych w Warszawie i właśnie jutro ma nastąpić przełom w moim życiu. Mam wejść w dorosłe życie i zacząć zarabiać na swoje utrzymanie. Generalnie robiłam to odkąd pamiętam, ale oficjalnie jutro będę trzymać w ręku cieplutki jeszcze dyplom.
Od prawie pięciu lat wynajmuję z Pawłem i przyjaciółką Ulą trzypokojowe mieszkanie na Starej Pradze. Cała nasza trójka poznała się na uczelni i od razu pomiędzy nami zaiskrzyło. Cała trójka namiętnie zakochana w malarstwie, cała trójka podobna do siebie, jak dwie krople wody. Mieliśmy fioła na punkcie sztuki i tak już zostało, a nasze pasje nas połączyły. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i w nagrodę za nasz wspólny sukces, zaraz po zakończeniu roku, postanowiliśmy wyjechać na dwa tygodnie do Paryża. Do miasta tętniącego energią, życiem i całą masą artystów.
Zbieraliśmy na ten wyjazd przez całe pięć lat.
Z rodzinnego domu wyprowadziłam się już na pierwszym roku studiów, kiedy oczywiście poznałam moich kochanych wariatów. Przez całe życie mieszkałam z mamą w małym dwupokojowym mieszkaniu na Żoliborzu. Tylko z mamą..., no bo cóż... ojca nie znałam.
Mama nie bardzo chciała o nim mówić, bo jak stwierdziła, nie było o kim. Tatę poznała na studiach i wybuchła pomiędzy nimi wielka miłość. Tak myślała mama, do momentu, kiedy nie zaszła ze mną w ciążę. Tatuś szybko się ulotnił i nie poczuwał się do ojcostwa, bo jak twierdził był za młody na rodzinę i zbyt ambitny, by zawalić studia. Teresa – bo tak ma na imię moja mama, została ze wszystkim sama. Nie miała rodziców, bo sama wychowała się w domu dziecka, ale postanowiła donosić ciążę. Oczywiście musiała zrezygnować ze szkoły i podjąć pracę, by się utrzymać. Kiedy miałam dziesięć lat, poznała Darka z którym jest po dziś dzień. Facet jest spoko i naprawdę kocha moją mamę, a także mnie. Sam nie mógł mieć dzieci, a mnie traktował jak swoją córkę. W sumie, to i ja mówiłam do niego tato.
Kiedy zaczęłam studia, chciałam się usamodzielnić i wyjść spod klosza. Już na pierwszym roku znalazłam dorywczą pracę po zajęciach na uczelni. Sprzątałam u bogaczy, bądź pilnowałam im dzieci, czasem wykonywałam jakieś rysunki za kasę dla innych studentów, a czasem szłam na zmywak do zaprzyjaźnionej knajpki blisko uczelni. W ten oto sposób zarabiałam na swoje utrzymanie. Paweł z Ulką mieli trochę lżejsze życie, bo pochodzili z bogatych rodzin, gdzie forsa lała się strumieniami. Paweł czasem mi pomagał, ale ja nie chciałam czuć się od nikogo zależną. Życie nauczyło mnie jednej rzeczy. Jeśli chcesz coś osiągnąć, to musisz o to walczyć. Jeśli chcesz coś mieć, musisz dojść do tego sama. Tego się trzymałam i zawsze postępowałam według własnych zasad, które jak dotąd mnie nie zawiodły.
— Nie mogę się doczekać wyjazdu do Paryża... — wyszeptał do mnie Paweł, na co się tylko uśmiechnęłam.
— To już za trzy dni... — powiedziałam szeptem. — Co będziemy robić w Paryżu? — zapytałam po chwili. Paweł zamyślił się i zatrzymał wzrok na kolorowej tapecie w kształcie trójwymiarowych trójkątów.
Paweł był przystojnym blondynem o niebieskich oczach i śniadej cerze. Równe, białe perliste zęby, powalający uśmiech i pewność siebie. Tak... pewnością siebie i mocnym charakterem zawsze nadrabiał. Z tym mocnym charakterem, to chyba trochę przesadziłam, ale na początku tak mi się wydawało. Miał powodzenie u dziewcząt na roku, ale nie wiedzieć czemu zainteresował się właśnie mną. Niskim, drobnym rudzielcem o zielonych oczach i głowie pełnej pomysłów. Od zawsze miałam swój świat, który od niepamiętnych czasów wiązałam właśnie ze sztuką.
Paweł był dla mnie dobry i opiekuńczy, ale nie było pomiędzy nami jakiegoś wielkiego bum! Było nam ze sobą dobrze i tak naprawdę nigdy się nie kłóciliśmy. Mieszkaliśmy razem prawie pięć lat, a nie pamiętam, by choć raz wybuchła pomiędzy nami jakaś kłótnia. Pomimo łagodnej natury, czasem brakowało mi w związku takiego pazura i nie ukrywam, że sama szukałam zaczepki do kłótni. Brakowało mi tego czegoś w naszym związku... wiecie, o co mi chodzi?...
Coś takiego, co powoduje, że związek nie wpada w rutynę. Jakaś mała kłótnia, nuta zazdrości, a potem wielkie godzenie. Namiętne i dzikie, co mogłoby podsycić związek. Nie miałam tego, bo Paweł był kompletnie inny niż wszyscy. On po prostu nie lubił się kłócić. Jak tak czasem na niego patrzyłam, to on był zbyt idealny i momentami zbyt nudny. Miałam nadzieję, że wypad do Paryża coś między nami zmieni, coś ulepszy, naprawi...
— Co będziemy robić? — zamruczał tuż przy moim uchu, co spowodowało przyjemne dreszcze na całym ciele. — Będziemy zwiedzać, pić dużo wina, jeść ser, kochać się na łonie natury, będziemy...
Na jego słowa zaczęłam się głośno śmiać.
— Tylko jedno ci w głowie! — klepnęłam go w ramię, a następnie wyskoczyłam z łóżka z prędkością światła, by mnie nie dopadł. Wybiegłam na przedpokój, gdzie od razu wpadałam na Ulkę, która robiła ostatnie zakupy do wyjazdu.
— A tobie co? — zawołała przestraszona, chwytając się za serce. Ulka od zawsze była płochliwa i wszystkiego się bała, ale za to miała wielkie serce i kochałam ją na maksa. Piękna, wysoka brunetka, z burzą loków na głowie i super figurą. Od zawsze zazdrościłam jej urody i często ją malowałam. Była dla mnie jak muza i natchnienie. Lubiłam jej kształty i naturalne piękno.
Potrąciłam ją w drzwiach i z szerokim uśmiechem wbiegłam do kuchni, chcąc zamknąć przed Pawłem drzwi. Ten wyskoczył z pokoju i również potrącając Ulę, wbiegł za mną do pomieszczenia. Przyszpilił mnie do ściany i zaczął całować. Śmiałam się w głos, lecz on nic sobie z tego nie robił.
— Zachowujecie się jak ci ludzie pierwotni, którzy walczyli o ogień! — powiedziała zła przyjaciółka, po czym zaczęła zbierać z podłogi zakupy.
Odepchnęłam od siebie Pawła i pomogłam jej zbierać porozrzucane produkty, za to Paweł usiadł przy stole i głośno krzyczał, że jest głodny.
Wieczorem spakowałam do końca walizki i przygotowałam ubranie na wielką uroczystość na uczelni. Byłam podekscytowana, a zarazem się bałam. Niby wiedziałam, co chce robić w życiu, ale nie byłam do końca pewna, czy z tego uda mi się wyżyć. Marzyłam o własnej galerii sztuki, marzyłam o sławie i rozgłosie. Pragnęłam osiągnąć sukces i zostać zauważoną. Z głową pełną marzeń, położyłam się do łóżka. Paweł z Ulką poszli na pizzę i ciągnęli mnie ze sobą, ale nie miałam ochoty, więc zostałam w domu. Przyłożyłam głowę do poduszki, z nadzieją, że kolejny dzień przyniesie mi wielkie zmiany. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że przyniesie kolosalne zmiany w moim życiu.
Następnego dnia wyszykowana i gotowa na wkroczenie w dorosłe życie, spakowałam do torby togę i czapkę na wielką uroczystość, po czym postanowiłam obudzić Pawła. Wczoraj z Ulą wrócili do domu bardzo późno i miałam wrażenie, że oboje byli nieźle wstawieni. Obudzili mnie, ale nie miałam ochoty wstawać z łóżka, więc zasłoniłam głowę poduszką i próbowałam usnąć.
Podeszłam pod Pawła drzwi i złapałam za klamkę, ale były zamknięte od środka. Zmarszczyłam brwi, bo nigdy mu się to nie zdarzyło, by się przede mną zamykać. Owszem, kiedy wracał do domu wypity, zawsze szedł do siebie, ale nigdy się nie zamykał.
— Paweł wstawaj! — powiedziałam głośniejszym tonem, napierając dłonią na klamkę. Usłyszałam jego głos, a raczej głośne przekleństwo.
— Ja pierdolę! — wysyczał. Usłyszałam huk, jakby ktoś spadł z łóżka. Zaniepokoiłam się i zaczęłam szarpać za klamkę.
— Paweł, co jest? Dlaczego się zamykasz? Wstawaj, spóźnimy się na uczelnię! — warknęłam zła. Po chwili usłyszałam szczęk zamka, a w progu stanął zaspany, nagi Paweł z przepasanym przez biodra prześcieradłem.
— Rudzia, daj mi chwilę, albo jedź sama, ja dojadę za chwilę... — Wyglądał okropnie i trzymał się za głowę. Chyba nieźle wczoraj zabalowali z Ulką. No właśnie Ulka!
— Musiałeś się tak skuć?! Nie mogłeś poczekać jednego dnia? Normalnie jak z dzieckiem! — Powiedziałam podniesionym tonem, po czym obróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju Uli. Czułam, że i ona śpi w najlepsze zupełnie nieświadoma, która jest godzina.
— Ulka! — krzyknęłam wchodząc do jej pokoju. Zdziwiłam się, bo jej łóżko było starannie zasłane, a po niej jakby nie było śladu. Paweł zamknął drzwi od swojego pokoju i stanął w progu pokoju Uli.
— Pewnie już pojechała, znasz ją... — zaczął. Spojrzałam na niego wymownie, ale nie skomentowałam jego słów. Nie miałam na to czasu. Nie chciałam się spóźnić w tak ważnym dla mnie dniu, jednak zachowanie mojej przyjaciółki było co najmniej dziwne. Nigdy nie wyszła z domu beze mnie, zawsze to ona budziła i pospieszała mnie, a dziś... To do niej niepodobne...
Wyszłam na przedpokój, po czym zabrałam z wieszaka torbę, a na stopy włożyłam czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Założyłam czarną marynarkę i przeczesałam dłońmi gęste włosy, a następnie spojrzałam na wpół przytomnego Pawła.
— Nie spóźnij się chociaż raz! — Po tych słowach wyszłam z mieszkania.
Na uczelnię dojechałam przed czasem i miałam nadzieję, że Paweł po chwili do mnie dołączy. Poszłam do szatni i włożyłam na siebie togę, po czym postanowiłam poszukać Uli. Nigdzie jej nie widziałam, ale miałam nadzieję, że podczas uroczystości się znajdzie. Wyjęłam z torebki telefon i zadzwoniłam do mamy, zapytać, czy już dojechała z Darkiem. Mama za nic w świecie nie chciała opuścić tego wydarzenia. Była ze mnie dumna i cieszyła się z mojego małego sukcesu.
— Mamo, jesteście już? — zapytałam, ustawiając się w auli za wielką kotarą, oddzielającą scenę od miejsc dla zaproszonych gości.
— Kochanie, jesteśmy i siedzimy w pierwszym rzędzie! — Dookoła panował harmider, a każdy student bardzo przeżywał ten wyjątkowy dzień.
Rozpoczął się apel i wręczenie dyplomów, a ja w dalszym ciągu nigdzie nie widziałam Pawła z Ulką. Byłam zła, bo nie tak to wszystko miało wyglądać. Mieliśmy tu stać całą trójką i wspierać się nawzajem, a tymczasem byłam tu sama, samiusieńka.
Kiedy wyczytano moje nazwisko, wyszłam na scenę z wysoko podniesioną głową. Odebrałam dyplom z wyróżnieniem i spojrzałam w stronę mojej mamy, gdzie w jej oczach dostrzegłam łzy. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, po czym wróciłam na swoje miejsce. Darek robił mi zdjęcia, więc starałam się uśmiechać, lecz kątem oka, szukałam przyjaciół.
Nie było ich, nie zjawili się na rozdaniu dyplomów, a ja zachodziłam w głowę, dlaczego... Ten dzień był dla niech równie ważny, co dla mnie, więc dlaczego?...
Było mi smutno i jednocześnie byłam zła, lecz po chwili moje ciało ogarnęła jakaś dziwna obojętność. Musieli mieć chyba jakieś powody, że nie zjawili się na zakończeniu szkoły, ale już nie bardzo mnie to obchodziło.
— Jestem z ciebie dumna córeczko — wyszeptała mama, mocno mnie do siebie przytulając. Była poruszona, a jej oczy zaszły łzami. Cieszyła się i całowała mnie jak malutką dziewczynkę, za to darek tylko pstrykał nam zdjęcia.
— Mamo, już dobrze! Przestań, zachowujesz się jak opętana — próbowałam nieco uspokoić rodzicielkę, ale była zbyt poruszona. W końcu się opanowała i otarła dłońmi zapłakane oczy, rozejrzała się dookoła i zapytała.
— A gdzie Ula, Paweł? Nie widziałam ich, nie odebrali dyplomów, czy ja może coś przeoczyłam?
Wzruszyłam ramionami i zdjęłam z głowy biret, a następnie zaczęłam rozpinać togę, by móc ją zwrócić uczelni.
— Kira? — złapała mnie za dłoń.
— Nie wiem, gdzie są! — zareagowałam zbyt gwałtownie, lecz po chwili przeprosiłam za swój wybuch. Westchnęłam głośno i powiedziałam. — Ulki rano nie było w pokoju, a Paweł za dużo wczoraj wypił. Miał do mnie dojechać, ale chyba olał to wszystko...
Mama spojrzała na mnie zdziwiona, po czym stwierdziła, że to do niego niepodobne i lepiej, żebym do niego zadzwoniła. Niechętnie wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer Pawła. Jeden sygnał, drugi, kolejny i nic.
— Nie odpowiada — stwierdziłam. Wybrałam numer Ulki, ale jej telefon także milczał.
Po chwili przyszedł do mnie SMS od Pawła z przeprosinami, że nie mógł dojechać i wyjaśni mi wszystko, kiedy wrócę.
Zła cisnęłam komórką do torebki i pociągnęłam mamę do wyjścia. To był mój wielki dzień i nie chciałam go sobie psuć przez Pawła i Ulkę. Mama z Darkiem zabrali mnie do restauracji i zamówili najdroższy obiad i równie drogą butelkę najlepszego szampana. Wznieśliśmy toast i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Na twarzy mamy nagle dostrzegłam jakby smutek i roztargnienie.
— Mamo, czy wszystko w porządku? Posmutniałaś tak nagle... — ujęłam jej dłoń w swoją i pogładziłam delikatnie, a następnie spojrzałam na Darka, który również wyglądał niezbyt dobrze.
— Co jest?!
— Kira... — zaczęła mama. Westchnęła głośno i pochyliła na moment głowę. Patrzyłam na nią z uwagą i jednoczesnym przerażeniem. Bałam się i czułam, że zaraz spuści na mnie jakąś bombę. — Muszę ci coś powiedzieć...
— To mów kobieto! — warknęłam.
— To nie będzie...
— Mamo!
— Chodzi o twojego ojca, Kiro. — Na mojej twarzy pojawił się szok.
— Słucham?
— Twojego biologicznego ojca. Jakiś czas temu skontaktował się ze mną. Chciał cię poznać, ale ja odmówiłam.
— I dobrze zrobiłaś, bo nie chcę go gnoja znać! — Moje słowa wywołały w jej oczach łzy, czego zupełnie nie rozumiałam.
— Posłuchaj mnie i nie przerywaj, proszę...
Nie podobało mi się to, co chciała mi powiedzieć i wyczuwałam nadchodzące kłopoty.
— Chciał cię poznać i spróbować naprawić relację między wami.
Prychnęłam na jej słowa, na co zgromił mnie surowy wzrok Darka.
— Odmówiłam, nie chciałam tego słuchać, co miał mi do powiedzenia, a teraz tego żałuję. Żałuję Kiro, bo już więcej nie będziesz miała okazji, by go poznać. On nie żyje. Umarł na raka mózgu, dwa tygodnie temu.
To było dziwne, ale poczułam w sercu lekkie ukłucie. Nie wiedziałam, co myśleć, co czuć, jak się zachować.
— Kilka dni temu skontaktował się ze mną jego prawnik i powiedział, że Tomasz przepisał na ciebie cały swój majątek oraz firmę.
— Co?! — zaczęłam się śmiać. Czułam się jak w jakiejś cholernej ukrytej kamerze. Momentalnie wstałam z miejsca i dłonią trąciłam kieliszek z szampanem, który rozlał się po całym stole.
— Kira, posłuchaj mnie... — Mama pociągnęła mnie za rękę, bym usiadła. Zrobiłam to, o co mnie poprosiła, ale byłam jakby nieobecna.
— Dlaczego? — zapytałam. — Dlaczego przypomniał sobie o mnie dopiero teraz, dlaczego ja, dlaczego?
— Nie miał nikogo. Po naszym rozstaniu zajął się karierą i rozkręcaniem firmy. Nie miał więcej dzieci, a żona, którą poślubił rozwiodła się z nim. Był sam.
— Co to za firma?
— To firma „AbramTurst" — zaczęłam się śmiać. Śmiałam się na całą restaurację, zwracając na siebie uwagę innych klientów.
— Chcesz mi powiedzieć, że Tomasz Abramowicz był moim ojcem i zostawił mi największą firmę marketingową w Polsce?! — zapytałam z wyraźną nutą złości w głosie. — Ten Abramowicz? Ten sam, o którym myślę?
— Tak Kira, to był twój ojciec — wyszeptała. Darek trzymał ją za dłoń i próbował uspokoić, ale nie dał rady. Mama trzęsła się z nerwów, a ja ...?
To wszystko nie mieściło mi się w głowie. To wszystko było niedorzeczne i wręcz abstrakcyjne. To był jakiś pieprzony sen, z którego chciałam się w końcu obudzić.
— Po, co mi to mówisz? — zapytałam tak nagle, lecz mama nie bardzo mnie chyba zrozumiała.
— Słucham?
— Po, co mi to mówisz?!
— Odziedziczyłaś po nim wszystko Kiro, wszystko. Firmę, majątek, apartament na Wilanowie. Prawnik prosił o kontakt do ciebie, żeby jeszcze w tym tygodniu załatwić wszystkie sprawy spadkowe...
— Żartujesz?! — krzyknęłam wściekła. — Ja nie chcę żadnego pieprzonego majątku! Nic od niego nie chcę, rozumiesz to?!
— Kira... — odezwał się Darek, na co od razu został przeze mnie uciszony. Wstałam z krzesła i w pośpiechu wyszłam z restauracji. Usiadłam na pobliskiej ławce i schowałam twarz w dłoniach. To była dla mnie jakaś bomba, której się zupełnie nie spodziewałam. Rozbolała mnie głowa, do tego stopnia, że zrobiło mi się niedobrze. Nagle na ramieniu poczułam delikatny dotyk. To była mama. Usiadła obok mnie na ławce i przytuliła mnie mocno do siebie. Zaczęłam płakać.
— Wiem, jak się teraz czujesz, ale...
— Mamo, ja tego nie chcę — wyszeptałam przez łzy.
— Chodź, pojedziemy do domu i na spokojnie porozmawiamy — zaproponowała. Nie miałam siły na nic, dosłownie na nic. Jej pomysł wydawał się słuszny, a tym bardziej, że nie miałam ochoty wracać zbyt szybko do mieszkania. Nie chciałam widzieć Pawła, ani Uli. Potrzebowałam pomyśleć, odpocząć, zastanowić się...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro