Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24. Nim Paryż spłonie

Za pomocą czarów Leta ujawniła to, co prześladowało ją przez całe życie. Monica znała ten widok - to, co zawsze wyglądało na spadające prześcieradło, było tak naprawdę bratem Lety. Rudowłosa doskonale o tym wiedziała.

Drzewo genealogiczne Lestrange'ów było opatrzone imionami mężczyzn z rodu oraz kwiatami, którymi oznaczano kobiety. Jeden ze storczyków okręcił się wokół gałęzi podpisanej jako Corvus Lestrange, aż liście na niej uschły.

— Nie zrobiłaś tego umyślnie, Leto, więc to nie twoja wina — pocieszył ją Newt.

— Nie odrzuciłbyś nawet największego potwora, Newt — westchnęła Leta, a Monica uśmiechnęła się pod nosem. Ta cecha była bez dwóch zdań jedną z piękniejszych w Newcie.

— Leto, czy wiesz, kim naprawdę jest Credence? — odezwała się Porpetyna, która pojawiła się w mauzoleum wtedy, kiedy Kama i Leta zaczynali swohe opowieści.

Lestrange zaprzeczyła, przez co powrócili do punktu wyjścia.

Nagłe pojawienie się przejścia w ścianie mauzoleum przerwało ich rozważania dotyczące pochodzenia Credence'a. Jacob nie wahał się ani chwili, tylko pobiegł w dół po schodach, mając nadzieję na spotkanie z Queenie.

I spotkał ją, lecz kiedy chciał zabrać ją ze spotkania, ona poprosiła, by tam z nią został, ponieważ chciała kogoś posłuchać. Tym kimś był oczywiście Grindelwald.

— Mam wrażenie, że z tego nie wyniknie nic dobrego — zauważyła Monica, rozglądając się. — Choć bardzo chciałabym się teraz mylić...

Stojący obok niej Newt widocznie zaczynał wszystko rozumieć.

— Nic dobrego. To wszystko przynęta - Queenie, drzewo genealogiczne...

— Musimy szybko znaleźć jakieś wyjście — powiedziała Tina.

Newt pokiwał głową.

— Jasne. Ty poszukaj reszty.

Po tych słowach dyskretnie wziął Monicę za rękę, nie chcąc się z nią rozstawać. Ona nie zamierzała protestować.

Porpetyna zmarszczyła brwi.

— A wy co zamierzacie zrobić?

— Coś wymyślimy — ucięła Monica, po czym razem z magizoologiem ruszyła w przeciwnym kierunku.

Musiała przyznać, że dziwnie się czuła w otoczeniu czystokrwistych czarodziei, którzy raczej nie byli zbyt pokojowo nastawieni do mugoli, jak wnioskowała po tym, że przyszli na spotkanie z Grindelwaldem.

W pewnym momencie na scenę wkroczył Grindelwald, ku aplauzie publiczności, którą uciszył gestem.

— Moi przyjaciele, wasze bardzo uprzejme brawa nie są dla mnie — powiedział, a tłum ludzi od razu zaczął protestować. — Nie, nie. Oklaskujecie sami siebie.

Grindelwald posiadał niezłą charyzmę. Tego nikt nie mógł mu odmówić.

— Mówi się, że nienawidzę les Non-Magiques. Mugoli. Niemagów — kontynuował, wprawiając publiczność w drwiny z ludzi pozbawionych magii. Siedzący obok Queenie Jacob skulił się i chciał jak najszybciej stamtąd wyjść, jednak powstrzymywała go jego ukochana. — Nie nienawidzę ich. Naprawdę.

A to dopiero zaskoczenie, pomyślała Monica.

— Nie walczę z nienawiści. Dla mnie mugole nie są gorsi, lecz inni. Nie są bezwartościowi, lecz o innej wartości. Nie niepotrzebni, lecz stworzeni do innych potrzeb.

Na chwilę zawiesił głos, a publiczność oczekiwała, aż ponownie podejmie temat. Monica i Newt spojrzeli po sobie z niepokojem, wiedząc, że zgromadzeni tam ludzie prawdopodobnie są już murem za Grindelwaldem.

— Magia rozkwita tylko w wyjątkowych duszach. Dar ten dostają ci, którzy mają wyższe cele. Jaki piękny świat stworzylibyśmy dla całej ludzkości...

W czasie gdy czarodziej oczarowywał zebranych swoimi słowami, w mauzoleum pojawili się aurorzy. Jednym z nich był Tezeusz.

Tymczasem Grindelwald przedstawiał, co jego zdaniem może się stać, jeśli czarodzieje nie będą mieli przewagi nad mugolami. Wizja wojny przeraziła ludzi, do tego stopnia, że z pewnością byliby gotowi przyłączyć się do Grindelwalda.

Newt patrzył na to z osłupieniem. Monica splotła swoją dłoń z jego, na co kącik ust szatyna lekko uniósł się w górę.

— Ile czasu minie, zanim zwrócą broń przeciwko nam? — zapytał, kiedy wizja zniknęła. W pewnym momencie zauważył, że aurorzy jakby nigdy nic weszli do audytorium. — Są między nami aurorzy.

Owi czarodzieje od razu zostali zaproszeni przez Grindelwalda do dołączenia do niego, jednak raczej nie zamierzali skorzystać z zaproszenia. Choć Tezeusz nakazał aurorom nie używać przemocy, jednak jeden z nich nie zastosował się do polecenia - ku niezadowoleniu czarnoksiężnika czarownica padła martwa.

W międzyczasie Monica zdała sobie sprawę, że jej torba jest jakaś lżejsza - koniec końców okazało się, że brakuje w niej niuchacza.

— Newt, chyba... Chyba Bernard nam uciekł — szepnęła do niego, na co on nieco się zmartwił. Trudno było teraz ruszyć na jego poszukowanie, dlatego pozostało im mieć nadzieję, że zwierzak sam wróci.

Nikt, nawet sam Grindelwald, nie zauważył, że Bernard akurat uciekał od Grindelwalda, któremu najwyraźniej coś zwędził.

Na polecenie czarnoksiężnika zebrani deportowali się, by nawoływać ludzi do wstąpienia w jego szeregi.

Aurorzy zamierzali zgarnąć Grindelwalda, ale ponieważ ten utworzył wokół siebie krąg ognia, było to trudne zadanie. Jego wyznawcy bez wahania przeszli przez ogień, z wyjątkiem jednego, który zginął w płomieniach.

— Dołączcie do mojego kręgu! Przysięgnijcie mi wieczną lojalność lub gińcie. Tylko tutaj zaznacie wolności i tylko tutaj poznacie siebie — mówił do aurorów, po czym posłał w ich stronę ścianę płomieni.

Ku przerażeniu Moniki i Newta, również Queenie i Credence przeszli przez płomienie, zostawiając zrozpaczonych Jacoba i Nagini.

— Panie Scamander! Myśli pan, że Dumbledore będzie pana opłakiwał? — zwrócił się do Newta, a następnie przeniósł wzrok na stojącą u boku magizoologa Monicę. — Proszę przekazać rodzicom pozdrowienia ode mnie, panno Levison — po tych słowach uśmiechnął się złowieszczo i cisnął płomieniem w Monicę, Newta i Tezeusza, jednak oni zdołali się obronić.

Leta zdecydowanym krokiem podeszła do płomieni na tyle blisko, na ile mogła.

— Dosyć, Grindelwald!

Czarnoksiężnik podszedł w jej kierunku, jednocześnie wciąż będąc po drugiej stronie płomieni.

— Leta Lestrange... — powiedział jakby w zamyśleniu, lustrując ją wzrokiem. — Okrutnie pogardzana przez czarodziejów...

Tymczasem Tezeusz ze wszystkich sił próbował utworzyć sobie przejście do Lety. Był zdeterminowany, by do niej dotrzeć, choćby po to, by przypadkiem nie przeszła przez płomienie.

I właśnie wtedy Leta spojrzała kolejno na Tezeusza, Newta i Monicę, przez chwilę zatrzymując wzrok na każdym z nich.

— Kocham cię — powiedziała do braci Scamanderów, po czym zaklęciem zaatakowała czaszkę, którą trzymała Rosier. Czaszka wybuchła, kobieta poleciała do tyłu, a Grindelwald gdzieś zniknął. — Uciekajcie! — zawołała, jednak sama nie zdążyła się ocalić, gdyż pochłonął ją ogień.

W taki oto sposób zostali uratowani przez Letę. Monica żałowała, że nie będzie jej dane podziękować za to.

Tezeusz był gotów rzucić się za nią, jednak Newt powstrzymał go przed tym i razem z bratem i Monicą deportował się poza teren amfiteatru, który był teraz cały w płomieniach. Również Porpetyna, Jacob, Kama i Nagini zdołali uciec.

Na cmentarz, na którym się pojawili, zawitał również Nicolas Flamel. Spojrzał na stworzone przed Grindelwalda ogniste smoki, zamierzające zmieść w proch wszystko wokół siebie.

— Różdżki w ziemię — polecił im. — Inaczej Paryż zostanie zniszczony.

Szóstka czarodziejów razem wbiła różdżki w ziemię, jednocześnie krzycząc Finite. W ten sposób udało im się obronić Paryż przed ogniem Grindelwalda.

Tezeusz wyglądał na zrozpaczonego po śmierci Lety. Newt nie potrafił odnaleźć słów na pocieszenie brata, więc tylko przytulił brata.

Monica uśmiechnęła się. O tyle dobrze, że Newtowi udało się znaleźć wspólny język z bratem. Razem z Flamelem, próbowała jakoś pocieszyć Jacoba po odejściu Queenie, ale jednak marnie im to szło.

W pewnym momencie zauważyła, że ku niej zmierza niuchacz. Pochyliła się i podniosła go.

— Bernard, jesteś nareszcie — powiedziała, a jej głos zwrócił uwagę Newta, który po chwili pojawił się przy niej, nieśmiało obejmując ją w talii i patrząc na Bernarda. — A to łobuz, znów coś komuś zwędził...

Niuchacz trzymał w łapkach dziwnie wyglądającą fiolkę. Monica rzadko widywała coś takiego, ale krew zmieszana w fiolce sugerowała jej, czym jest owe znalezisko.

— Braterstwo krwi — Newt cicho potwierdził jej przypuszczenia, po czym zabrał niuchaczowi fiolkę i schował ją do kieszeni, podobnie jak samego niuchacza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro