Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20. U Flamela na salonach

— Za daleko to się pan jednak nie wybrał — zauważyła Monica z przekąsem, patrząc na leżącego na ziemi mężczyznę.

Newt spojrzał na nią ze zmartwieniem.

— Wszystko w porządku? — spytał ją, a kiedy pokiwała głową, kontynuował pytania: — Co ty tu właściwie robisz?

— Żebym ja to wiedziała, Newt — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Ten wariat mnie tu zaciągnął. Tina mówi, że musiał mnie skojarzyć z tej całej akcji z Credencem, ale kto wie...

— Naprawdę miło, że postanowiliście pozbawić mnie jedynego tropu — przerwała im Porpetyna oskarżycielskim tonem.

— A co wykazało dochodzenie, zanim się zjawiliśmy? — spytał niewinnie Newt, na co brunetka nie odpowiedziała ani słowem.

— Chyba niewiele, poza tym, że nie idzie się nigdzie z nieznajomymi — skwitowała cicho Monica.

Jacob próbował jakoś wyłamać drzwi, co niestety mu się nie udało, ale z pomocą przyszedł im Pickett, który zdołał otworzyć zamek.

— Na was zawsze można liczyć, chłopcy — stwierdziła uradowana Monica, kiedy już wyszli zza krat. Newt posłał jej krótki uśmiech, po czym podziękował swojemu nieśmiałkowi.

— Mówisz, że potrzebny ci ten facet? — spytał Porpetynę, wskazując na Kamę.

— Zgadza się. Prawdopodobnie wie, gdzie jest Credence.

Monica podniosła z ziemi swoją torbę.

— Myślicie, że to będzie nie na miejscu, jeśli teraz uderzę go torbą?

Porpetyna zgromiła ją oburzonym spojrzeniem.

— Monica!

— No co? — rudowłosa wzruszyła ramionami. — Idę sobie jak cywilizowany człowiek, aż tu nagle jakiś miły pan, z którym przed chwilą rozmawiałam o zabytkach Francji, zabiera mnie do jakiejś ciemnicy, z której nie ma wyjścia. Czy to dziwne, że czuję się zdenerwowana?

Goldstein nie odpowiedziała, ale Monica wiedziała, że jej chęć wymierzenia sprawiedliwości miłemu panu Kamie raczej zostałaby udaremniona przez aurorkę. Newt ledwo zauważalnie uniósł do góry kącik ust, kiedy widział i słyszał determinację Moniki.

Monica zabrała wszystkie trzy różdżki, po czym oddała je ich właścicielom. Ledwo zdążyła naprawić swoje okulary za pomocą zaklęcia, a gdzieś nad nimi rozległ się głośny ryk. Jej oczy, ponownie wyglądające zza naprawionych okularów, rozszerzyły się.

— To zouwu — uspokoił ją Newt.

Ta informacja niezbyt ją uspokoiła, ale nie miała czasu o nic zapytać, bo Puchon chwycił ją za rękę i deportował się razem z nią na środku mostu, na którym znajdowało się stworzenie przypominające dużego kota.

— Dobry kotek... — powiedziała nieśmiało do zwierzaka, na co ten zaryczał głośno. — Jesteś pewien, że dasz sobie z nim radę, Newt?

— Jasne — Newt jeszcze chwilę pogrzebał w walizce, po czym wyjął z niej patyk z puchatym ptaszkiem, który widocznie spodobał się zouwu. Wielki kot skoczył na Newta, a Monica prawie krzyknęła ze strachu o niego.

Newt jednak w ostatniej chwili wrzucił zabawkę do walizki, a zouwu nie czekał ani chwili, tylko rzucił się w pogoń za nią. Walizka została zatrzaśnięta chwilę po tym, jak czubek ogona zwierza zniknął w jej wnętrzu.

Żadne z nich nie zdążyło wypowiedzieć żadnego słowa, bo zjechała się mugolska policja.

— Policji tu brakowało — westchnęła z irytacją Monica i na wszelki wypadek dobyła różdżki. Nie musiała jednak się z nikim pojedynkować, a już na pewno nie z policją, bo kiedy tylko Porpetyna i Jacob z Kamą do nich dotarli, wszyscy razem deportowali się do domu wyglądającego tak, jakby zatrzymał się gdzieś w średniowieczu. Mieszkał w nim Nicolas Flamel, znajomy Dumbledore'a, którego wizytówkę dostał Newt.

Monica nie miała jednak zbytniej okazji do rozwodzenia się nad ciekawym wystrojem wnętrza, ponieważ razem z Newtem zniknęła we wnętrzu jego walizki.

Zouwu widocznie zdążyło już się w niej zadomowić, bo nawet nie miało skrupułów przeciwko podniesieniu magizoologa na pazurze wysoko nad ziemią, jakby się nim bawiło. Monica patrzyła na to z lekkim strachem w oddaleniu, bo nie chciała przeszkadzać Newtowi w zdobywaniu zaufania zouwu. Wobec tego siedziała nieco dalej z niuchaczem na kolanach, który rozsypywał na jej spódnicy kolejno wszystkie zebrane przez siebie drobiazgi, by następnie z powrotem je pozbierać. Akurat zdążył wciągnąć do swojej torby skórnej ostatnią błyskotkę, kiedy nieco chwiejnie podszedł do nich Newt.

— Zdjąłem z niej łańcuchy — powiedział, a informacja ta napawała go radością, bo mógł pomóc kolejnemu zwierzęciu, które było w niewoli.

Monica uśmiechnąła się do niego, trzymając na dłoni niuchacza, który już pozbierał swoje świecidełka.

— Pomogłeś kolejnemu zwierzęciu, Newt. Nielegalna wycieczka tym razem na plus — zaśmiała się. — Chociaż tak szczerze to się nie spodziewałam, że zdecydujesz się jednak tu przybyć.

— Miałem pewne powody — odpowiedział, lekko wzruszając ramionami. Podejrzewał, że ciężko byłoby mu powiedzieć, jakie były to powody, mimo że chciał to zrobić.

— Fakt, Dumbledore i jego poszukiwania Credence'a to dostateczny powód.

— Niekoniecznie — odparł Newt i od razu tego pożałował, bo teraz wiedział, że będzie musiał rozwinąć swoją wypowiedź. Monica patrzyła na niego dziwnie błyszczącymi oczami. — No, w końcu zaczęłoby mi ciebie coraz bardziej brakować i... Cóż, w towarzystwie na pewno lepiej się zwiedza, a... No, Grindelwald...

Monica uśmiechnęła się delikatnie, słysząc nieporadność przyjaciela. Uniosła dłoń, by wyjąć listek, który podczas zabawy z zouwu wczepił się w zmierzwione włosy Newta. Mało brakowało, by przez ten gest nogi się pod nim ugięły. Postanowił podjąć próbę powiedzenia jej tego, z czym przybył za nią do Francji.

— Wiesz, Moni... — zaczął, jednak nie było mu dane skończyć, bo dobiegło ich wołanie Porpetyny - potrzebowała pomocy z Kamą, który wciąż był nieprzytomny, a chciała go przesłuchać.

— Chyba musimy przełożyć rozmowę na później, Newt — powiedziała Monica łagodnie. Naprawdę chciała dowiedzieć się, co chciał jej powiedzieć, ale dobrze wiedziała, że Newt nie odmówiłby pomocy drugiemu człowiekowi.

Szatyn z maskowaną niechęcią przytaknął, po czym razem z nią opuścił walizkę. Niuchacz z zadowoleniem usadowił się w kieszeni płaszcza Moniki, która okazała się być dosyć spora.

— Myślę, że on wie, gdzie jest Credence, a blizny na jego rękach wskazują na wieczystą przysięgę, panie Scamander — poinformowała go Porpetyna, a stojąca obok niej Monica uznała, że zabrzmiało to aż za bardzo oficjalnie. Widocznie Goldstein bardzo poczuwała się do zawodu aurora.

— Mnie też się tak zdaje — mruknął Newt. Po chwili wiedział już, że w oku Kamy siedzi jakiś pasożyt. — Jacob, w przegródce mojej walizki jest pęseta.

Jacob początkowo sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co to jest pęseta, ale koniec końców magizoolog otrzymał narzędzie, którego potrzebował.

— Nie musisz na to patrzeć — powiedział do Moniki, zanim przystąpił do usuwania pasożyta z oka Kamy.

— Nie martw się, będę cię wspierała duchowo — odpowiedziała i wyszczerzyła zęby.

Newt tylko lekko się uśmiechnął, po czym zajął się pomocą Kamie. Kiedy udało mu się pozbyć macki z oka, mężczyzna zaczął odzyskiwać przytomność.

— Muszę go zabić — były to pierwsze słowa, które powiedział od razu po obudzeniu się.

— Credence'a? — dopytywała Porpetyna, ale Newt przyhamował jej zamiary przesłuchania.

— Pasożyt porządnie go osłabił. Przez kilka najbliższych godzin go nie przesłuchamy.

Porpetyna przeniosła wzrok z Kamy na Newta, po czym jeszcze na Monicę.

— Muszę wracać do Ministerstwa z tym, co mam — uznała i ruszyła w kierunku wyjścia. Po drodze jednak spojrzała na nich jeszcze raz. — Miło było was znów spotkać.

Monica nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo Porpetyna była już na zewnątrz. Do głowy Gryfonki wpadła myśl, że przydałoby się poinformować Claudine o tym, że u niej wszystko w porządku. W końcu dzień już mijał, a ona jeszcze nie wróciła do domu starszej przyjaciółki, która mogła zacząć się martwić. A Monica nie chciała, by Claudine się martwiła.

— Pożyczyłbyś mi sowę, Newt? — zapytała go, na co szatyn skinął głową.

— Jasne — odpowiedział, po czym otworzył walizkę, z której przywołał sowę.

Monica szybko napisała list do Claudine, po czym przymocowała go do nóżki sowy i wyszła na zewnątrz.

— Zanieś to do Claudine Cartier, dobrze? — poprosiła sowę, która zahukała głośno, po czym wzniosła się w powietrze.

Rudowłosa chwilę patrzyła za odlatującym ptakiem, kiedy nagle okoliczne budynki zniknęły pod czarnymi płachtami, sygnalizując zwoływane przez Grindelwalda zebranie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro