Rozdział 2. Ciastka zamiast zwierząt
— Coś za jeden? — spytała na powitanie Porpetyna, wpatrując się w Puchona.
Monica przewróciła oczami. Ona nigdy nie nauczy się kultury.
— O co ci chodzi, Tina? — zdziwiła się Monica, krzyżując ręce na piersiach.
Aurorka zignorowała rudowłosą, nadal oczekując odpowiedzi od Newta.
— Newt Scamander — przedstawił się magizoolog.
— Co masz w walizce? — kontynuowała pytania, wskazując na jego bagaż.
— Nie sądzisz, że to jego prywatne sprawy? — spytała niezadowolona Monica i poprawiła okulary na nosie.
Porpetyna ponownie ją zignorowała, wpatrując się w szatyna.
— To mój niuchacz — wyjaśnił lekko zestresowany Scamander.
— Naprawdę musieliście teraz zacząć te swoje harce? Mamy tu trudną sytuację! — zawołała zdenerwowana. — Nie mów, że ty też brałaś w tym udział? — dopytywała, patrząc na Monicę.
O proszę, przypomniała sobie o mnie.
— Słucham? — spytała okularnica ze zdziwieniem.
— Czy masz z tym coś wspólnego? — powtórzyła poirytowana Porpetyna.
— Nie, ona nie... — zaczął protestować Newt, ale nie było mu dane dokończyć. Monica nie zamierzała zostawić znajomego magizoologa samego z tym problemem, więc odpowiedziała twierdząco. I nie chodziło tu o wyrzuty sumienia, lecz o gryfońskie zasady, które zostały jej jeszcze z czasów szkolnych - nie zostawia się swoich na lodzie.
— Tak, jestem w to zamieszana.
— No cóż w takim razie muszę was zgarnąć — stwierdziła brunetka od niechcenia.
— Kto cię upoważnia? — zdziwił się Newt, na co Porpetyna pokazała mu legitymację. Rudowłosa zmarszczyła brwi podejrzliwie.
— Chwila, moment, przecież nie jesteś już aurorem!
Goldstein zgromiła ją wzrokiem, na co Monica przewróciła oczami.
— Powiedzcie, że przynajmniej wyczyściliście pamięć temu niemagowi — Porpetyna z powrotem wróciła do odpytywania.
— Komu?
— Chodzi jej o tego mugola — szepnęła Monica.
Newt spuścił wzrok, bo zanim zdążył wyczyścić mu pamięć, Kowalski uciekł.
— W takim razie musicie pójść ze mną.
Nim obydwoje zdążyli się obejrzeć, byli już przed siedzibą MACUSY, mieszczącą się na jednej z ulic Nowego Jorku. Przez drogę Porpetyna zdążyła uświadomić Scamandera, że hodowla magicznych stworzeń w Ameryce jest zabroniona, co przypomniało Monice, że w jej kieszeni nadal przebywał nieśmiałek, należący do Newta.
Niedługo potem była aurorka zaprowadziła reporterkę Proroka Codziennego i magizoologa do jednego z pomieszczeń, gdzie trwało już spotkanie.
Spojrzała na nich blondwłosa czarownica o ciemniejszej karnacji, po czym zbliżyła się do nich razem z pozostałymi.
— Wydaje mi się, że jasno ustaliłam pani stanowisko, panno Goldstein — zauważyła, patrząc na Porpetynę z wyższością. Przez chwilę Monice zrobiło się jej szkoda, bo mimo że się starała, nie była doceniana.
— Tak, pani prezydent, ja...
— Nie jest już pani aurorem.
— Tak, ale...
Ich wymiana zdań trwała jeszcze chwilę, aż w końcu Porpetyna z wielką niechęcią wyprowadziła dwójkę "przestępców" z sali.
Zaraz potem zostali zaprowadzeni do Biura Pozwoleń na Różdżkę, gdzie kobieta spytała ich o pozwolenie. Monica zgrabnie wygrzebała z torby pergamin i podała jej go. Porpetyna przeleciała wzrokiem po tekście, po czym spytała o to samo Newta. Ten jednak skłamał, że zwrócił się o nie listem. Monica nie była pewna, czy urzędniczka aby na pewno w to uwierzyła, ale nie odezwała się ani słowem.
Rudowłosa wybitnie nudziła się w biurze, bo w pewnym momencie zaczęła kontynuować pisanie swojego artykułu, przy okazji modląc się, by przypadkiem nie sprawdzono jej kieszeni, w której wciąż przebywał Pickett.
W pewnym momencie do biura wszedł Perciwal Graves, który zainteresował się powodem, dla którego Porpetyna wtargnęła na spotkanie. Kobieta pokrótce wyjaśniła sytuację przełożonemu, czego Monica słuchała z zainteresowaniem, nie przerywając pisania.
Nagle Graves zdał sobie sprawę z jej obecności.
— A pani to...?
Monica już miała odpowiedzieć, ale Porpetyna była szybsza.
— To jest Monica Levison, również jest zamieszana w tą sprawę.
Newt ponownie usiłował powiedzieć, że dziewczyna nie jest niczemu winna, ale Monica posłała mu spojrzenie mówiące, że to nic nie da.
Aurorzy postanowili od razu sprawdzić walizkę magizoologa. Ten próbował zaprotestować, ale Graves uciszył go jednym gestem. Monica, wciąż oparta o biurko z rękami skrzyżowanymi na piersiach, pomyślała, że jej wyjazd służbowy będzie o wiele ciekawszy, niż się spodziewała.
Jakież było ich zdziwienie, gdy w walizce nie było zwierząt, a... Ciastka.
Newt podszedł do nich i popatrzył na "swoją" walizkę, w której nie było żadnych magicznych stworzeń.
Monica zauważyła, że aurorzy dziwnie przyglądają się walizce, toteż zainteresowana zajrzała im przez ramię. Powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, bo sytuacja ją rozśmieszyła. W pewnym momencie zrozumiała, że jej śmiech rzeczywiście byłby nie na miejscu, biorąc pod uwagę, że właściwą walizkę zgarnął Jacob, a część zwierząt mogła zwyczajnie wydostać się na wolność.
A to był dopiero początek kłopotów...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro