Rozdział 17. Spontaniczna decyzja
Po tym, jak Newt zdjął zaklęcie z Jacoba, zapłakana Queenie wybiegła z domu Newta, zabierając ze sobą swoją walizkę. Jacob pobiegł w krok za nią, dowiedziawszy się, że jest w Londynie, który od zawsze chciał odwiedzić, choć z pewnością nie chciałby aż takich wrażeń na swojej wycieczce.
Wciąż trzymając w dłoni szklankę i wprawiając w ruch wodę w niej, Monica patrzyła na drzwi, które przed chwilą trzasnęły za Jacobem.
— Z pewnością nie tak Queenie wyobrażała sobie pobyt w Londynie — zauważyła, nie przestając bawić się wodą w szklance.
— Trudno się z tym nie zgodzić — odpowiedział Newt, przenosząc wzrok z drzwi na Monicę.
Kobieta wzruszyła ramionami i odstawiła szklankę na stół, jakby bała się, że prędzej czy później ją stłucze.
— Cóż, zakochani ludzie są zdolni do wielu rzeczy.
— Mówią, że miłość może być niebezpieczną magią — zamyślony magizoolog wzruszył ramionami. — Chociaż to zależy, jak na to spojrzeć.
Gryfonka spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
— Nadrabiasz poważne rozważania? — zażartowała, na co Newt zareagował cichym śmiechem.
— Można tak powiedzieć...
— W takim razie porozważamy razem — odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Ich poważne rozważania dotyczyły głównie przeszłości - Newt opowiedział jej, jak wziął na siebie winę Lety, kiedy eksperyment z wozakiem wymknął się spod kontroli, a Monica podzieliła się z nim swoją złością na wszelkich przestępców, jacy chodzą po czarodziejskim świecie. Mimo że już dawno pogodziła się ze śmiercią narzeczonego, to słysząc o jakichkolwiek przestępcach jej dłonie zaciskały się w pięści.
— Mam nadzieję, że dementorzy w Azkabanie już dawno wyssali duszę z tych wszystkich łajdaków, którzy... — urwała, podnosząc wzrok na Newta. — Wybacz. Pewnie zabrzmiałam teraz jak psychopatka...
— Nie — odpowiedział łagodnie Newt. — Nie jak psychopatka, tylko jak osoba domagająca się sprawiedliwości.
Monica uśmiechnęła się.
— Zawsze trzeba szukać łagodniejszych określeń.
Newt pokiwał głową i zerknął na zegarek. Było już późno i zapewne za niedługo Monica będzie musiała wrócić do domu, by przygotować się do drogi. Rano miała przenieść się z Londynu do Paryża, uciekając na dwa długie miesiące.
— Wiesz, chyba powinnam się już zbierać. Muszę się jeszcze upewnić, czy aby na pewno spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy...
Magizoolog spojrzał na nią nieco smutno. Czyli właśnie nadszedł moment rozłąki...
— Jasne, Monica — odpowiedział i przywołał na twarz uśmiech.
Monica przyjrzała mu się spod zmrużonych powiek. Trudno było tak po prostu opuścić Londyn i zostawić tam Newta bez możliwości podróżowania. Czasami jednak trzeba było zrobić coś również dla siebie.
— Nie przejmuj się, Newt — powiedziała na pożegnanie. — Wrócę szybciej, niż ci się wydaje.
— Wiem, Monica — Puchon skinął głową.
Rudowłosa przekrzywiła głowę, po czym uścisnęła go na pożegnanie. Zanim odeszła, podała mu jeszcze zwitek pergaminu, na którym wypisała adres, przy którym miała pomieszkiwać przez najbliższe dwa miesiące, by Newt wiedział, gdzie posłać sowę.
— Udanej podróży, Monica — powiedział, zanim Gryfonka teleportowała się do swojego domu.
Monica podziękowała i chwilę później przeniosła się przed swój dom. Westchnęła i poprawiła okulary na nosie.
— Chciałabym, by była udana, Newt, ale bez ciebie będzie o to trudno.
Zauważyła, że w jej bagażu zabrakło jednej rzeczy - książki autorstwa Newta. Mając ją ze sobą miałaby wrażenie, że jakaś część jej przyjaciela jest razem z nią, bo przecież włożył serce w napisanie tej książki. Nie było opcji, by ta rzecz została w Londynie.
Tymczasem Newt ponownie był w swojej piwnicy, gdzie zajmował się zwierzętami. Tym razem towarzyszył mu Jacob.
— I zamierzasz tak po prostu siedzieć tutaj, kiedy Monica będzie w Paryżu? — dopytywał Jacob, wiedząc, jakie uczucia jego przyjaciel żywi do Moniki.
Newt podniósł na niego wzrok. Uświadomił sobie, że nie może pozwolić, by Monica tak po prostu zniknęła z jego życia na dwa długie miesiące. Wiele razy sugerowała mu (prawdopodobnie w żartach), by wybrał się w nielegalną podróż, a on zbywał to śmiechem. W tym momencie podjął decyzję, że choćby świat miał się zawalić, on odnajdzie ją w Paryżu, tak jak prawie rok temu spotkali się w Nowym Jorku, choć wtedy w życiu by się tego nie spodziewali. Tak samo Newt nie spodziewał się, że tak łatwo przyjdzie mu zdecydowanie o wyjeździe do Paryża, w dodatku nielegalnym.
Jacob ze zdziwieniem patrzył na magizoologa, który w zastraszającym tempie zbierał najpotrzebniejsze rzeczy do walizki, uwzględniając w to kilka zwierząt.
— Szybko podjąłeś decyzję — zauważył.
— Dumbledore i tak liczy, że znajdę Credence'a w Paryżu — odpowiedział, nie przerywając pisania wiadomości dla Bunty. — Choć oczywiście Monica stanowi większy priorytet — dodał nieco ciszej. Kowalski i tak usłyszał jego słowa.
— I tego się trzymajmy — odpowiedział, uśmiechając się.
Wraz z nastaniem świtu Newt i Jacob zmierzali klifem do jego skraju, by przenieść się do Paryża za pomocą świstoklika. Monica miała przenieść się tam kilka godzin później, z tą różnicą, że ona podróżowała legalnie, czego nie można było powiedzieć o Scamanderze i Kowalskim.
— Pewnie jak spotkasz się z Monicą, to powiesz jej, co do niej czujesz, co? — zapytał Jacob, a Newt nie miał pojęcia, co mu na to odpowiedzieć. Chciałby to zrobić, lecz w praktyce było to o wiele trudniejsze, niż by się wydawało.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział. — Nie wiem nawet, co mógłbym jej powiedzieć w takiej sytuacji...
— Takich rzeczy lepiej nie planować, Newt — poradził mu Jacob. — Mówi się to, co przyjdzie do głowy.
Szatyn zastanowił się chwilę nad słowami przyjaciela. Jedyne, co przychodziło mu w tym momencie do głowy, to komplement o oczach Moniki.
— Monica ma oczy jak dwa węgielki. Zwłaszcza, kiedy czymś się entuzjazmuje lub coś się jej spodoba, wtedy są jak rozżarzone węgielki...
— Lepiej o tym nie wspominaj — poradził mu mugol, po czym uznał, że spróbuje jakoś pomóc Newtowi. — Może powiesz jej, że przyjechałeś do Paryża specjalnie dla niej, bo dwa miesiące to sporo czasu...
Puchon nie wydawał się zbyt przekonany co do porad Kowalskiego, ale słuchał ich, mając nadzieję, że w czymś mu się przydadzą.
Rano Monicę zdążyli odwiedzić jeszcze jej rodzice, chcąc pożegnać się ze swoją córką, zanim ta opuści Londyn na dwa miesiące.
Niedługo potem z pomocą sieci Fiuu była już we Francji. Pojawiła się w domu pani Cartier, u której miała zatrzymać się na te dwa miesiące.
Ledwo wyszła z kominka, a już do salonu weszła kobieta o brązowych, nieco siwiejących włosach oraz zielonych oczach. Uśmiechnęła się na widok Moniki.
— Monica! Dobrze, że już się zjawiłaś, moja droga — powiedziała i objęła ją na powitanie. Matka narzeczonego Moniki od zawsze ją lubiła i nawet po śmierci Dariusa ich kontakt się nie urwał. Chętnie przyjęła niedoszłą synową w gościnę, bo przez to, że jej najmłodszy syn aktualnie przebywał w szkole, a dwóch starszych pozakładało już swoje rodziny, czasami czuła się trochę samotna.
Pani Cartier z radością zaproponowała Monice herbatę. Długo się ze sobą nie widziały, dlatego w planach na poranek miały obowiązkową rozmowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro