Rozdział 11. Czas rozstań
Podczas gdy rano deszcz wywołany przez jad pikującego licha wciąż padał, czwórka czarodziejów wyszła razem z Jacobem z metra, by go pożegnać, zanim utraciłby wszystkie wspomnienia związane z magią.
-—Tak będzie lepiej — powiedział do Queenie, po czym wzruszył ramionami, widząc smutne miny pozostałych. — Nawet nie powinno mnie tu być. Dlaczego właściwie zabrałeś mnie ze sobą, Newt?
Magizoolog uniósł wzrok na Kowalskiego.
— Bo cię lubię. Jesteś moim przyjacielem i nie zapomnę, że mi pomogłeś, Jacob.
Takiej odpowiedzi Jacob się nie spodziewał - nieco wzruszyła go odpowiedź Newta.
Queenie podeszła do niego, by spróbować go pocieszyć.
— Pójdę z tobą, Jacob. Możemy wyjechać razem, nigdzie nie znajdę drugiego takiego jak ty...
— Pełno tu takich jak ja — odpowiedział mugol, ale blondynka pokręciła głową.
— Nie... Ty jesteś jedyny w swoim rodzaju.
Jacob czuł się jeszcze bardziej wzruszony tym, co słyszał.
— Cóż... Na mnie już czas... Może jeszcze kiedyś się spotkamy...
Monica pociągnęła nosem i podeszła do Jacoba, po czym go uścisnęła. W tak krótkim czasie zdążyła polubić mugola, który kiedyś nie miał bladego pojęcia o istnieniu czarodziejskiego świata. I pomyśleć, że kiedyś ona sama nie miała o nim pojęcia...
— Wyślij kiedyś jakąś pocztówkę, Jacob — poprosiła. — I życzę powodzenia w otwieraniu piekarni.
Jacob smętnie pokiwał głową.
— Jasne, wyślę... — spróbował się uśmiechnąć, ale marnie mu to wyszło. — W porządku... Po prostu się obudzę, prawda?
Czwórka czarodziejów uśmiechnęła się do mugola z zamiarem dodania mu nieco otuchy, jednak nic nie mogli na to poradzić. Przecież tak bardzo polubił świat magii, a teraz miał pożegnać się z nim raz na zawsze...
Jacob westchnął ciężko i wyszedł na deszcz. Zalały go krople deszczu, które miały wyczyścić mu pamięć z tego, co ostatnio wydarzyło się w jego życiu.
Queenie bez słowa utworzyła parasol z różdżki i podeszła do niego. Głaszcząc go po twarzy, zamknęła oczy i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
Kiedy Jacob otworzył oczy, blondynki już nie było. Nie było również i Newta, Moniki i Porpetyny, więc mugol ruszył ulicą w swoją stronę, nie mając pojęcia, w jakim celu stał na deszczu.
Natomiast Monica i Newt w oddaleniu od przyjaciela obserwowali, jak teraz już nieświadomy magicznego świata Jacob wraca do punktu wyjścia.
— Miałeś wspaniały pomysł z tymi skorupami jaj żmijoptaka — pochwaliła Puchona Monica, kiedy tydzień później odprowadzała go na statek. Ona sama miała wrócić do Londynu dopiero za tydzień.
Newt uśmiechnął się lekko. Wokół jego szyi spoczywał czarno-żółty szalik, a walizka była obwiązana sznurkiem, by udaremnić zwierzętom wydostanie się na zewnątrz.
— Przynajmniej spełni swoje marzenie o założeniu własnej piekarni — kiwnął głową i zerknął na statek. — Wracasz za tydzień, prawda?
— Tak, Newt, pytasz mnie o to już szósty raz — rudowłosa wywróciła oczami. — Chyba rozważę zostanie tutaj na stałe. — Widząc zaskoczoną minę magizoologa, zaśmiała się i dodała: — Żartuję przecież, nie dałabyn rady codziennie mieć do czynienia z Porpetyną, zwariowałabym z nią kiedyś...
Newt uśmiechnął się. Choć wtedy, kiedy Monica ruszyła mu na pomoc, była zmuszona do towarzystwa Porpetyny, to nie przyczyniło się to do polubienia jej - obydwie wciąż się nie lubiły, a niechęć ta wychodziła od obydwu kobiet.
— Co zamierzasz robić tutaj przez najbliższy tydzień? — zapytał magizoolog, na co okularnica wzruszyła ramionami.
— Prawdopodobnie to samo, co robiłam tutaj zanim umiliłam sobie życie kłopotami — będę pisać artykuły.
Po tych słowach Newt nieco się speszył - dalej uważał, że przyczynił się do jej problemów. Monica jednak nie miała mu tego za złe.
— Jeju, Newt, nie będę ci tego wypominać — pocieszyła go, po czym uśmiechnęła się chytrze. — Jedyne, o czym mogę ci przypominać, to ten taniec godowy, którym próbowałeś zwabić...
— Monica — szatyn pokręcił głową z zaczerwienionymi ze wstydu policzkami, na co rudowłosa poklepała go po ramieniu.
— Spokojnie, Newt, nie miałam przy sobie aparatu — zaśmiała się. — Jeśli wyczyścisz mi pamięć, nie będę o niczym pamiętać.
Newt uśmiechnął się i uniósł różdżkę.
— Mówisz?
Monica uniosła ręce w obronnym geście.
— Zabrzmiałeś jak szaleniec, Newt.
Magizoolog zbliżył się nieco do rudowłosej, trzymając różdżkę na wysokości jej głowy.
— O to chodziło, Monica — zaśmiał się, a Monica od razu pomyślała, że powinna bardziej uważać na to, co mówi.
Mężczyzna wykonał prawie niewidoczny ruch różdżką, a Gryfonka zauważyła, że z jej pamięci nie ubyło nic, bo dalej pamiętała sposób, w jaki Newt łapał buchorożca. Spojrzała na niego z oburzeniem.
— A wiesz ty co? Prawie zawału dostałam, bo myślałam, że naprawdę chcesz mi się dorwać do pamięci, a ty sobie tylko chciałeś zażartować!
Puchon uśmiechnął się, opuszczając różdżkę.
— Cóż, jeśli naprawdę chcesz, to mogę ci jednak wyczyścić te niepotrzebne wspomnienie, które chcesz mi wypominać...
— Nie ma takiej opcji — zaśmiała się. — Wtedy zrealizowałbyś swój plan z naszego pierwszego spotkania tutaj, kiedy wziąłeś mnie za mugolkę i chciałeś wyczyścić mi pamięć.
Newt również się roześmiał. Nie mógł zapomnieć chwili, w której o mało nie usunął pamięci nie tej osobie, co trzeba. Choć z perspektywy czasu cieszył się, że nie wyczyścił jej również Kowalskiemu.
Spojrzał na Monicę. Za jej uchem zatknięty był czerwony kwiatek maku, prawie wtapiający się w jej rude włosy. Fanatyk magicznych kreatur zbliżył się do niej, po czym wyjął kwiat zza jej ucha, niechcący dotykając dłonią policzka dziewczyny.
Choć jego palce na krótko zetknęły się z jej skórą, Monica poczuła delikatne ciepło, ogarniające jej policzek. Tym razem nie było ono dla niej powodem do zakłopotania.
Po chwili milczenia Newt odchrząknął i podał jej kwiatek.
— Zatrzymaj go sobie, jeśli chcesz — powiedział, a Monica z uśmiechem przyjęła mak.
— Jasne, oprawię go sobie w ramkę — kiwnęła głową, na co magizoolog roześmiał się z zakłopotaniem.
Przez chwilę nie wiedział, jak powinien ubrać w słowa pożegnanie, ale Monica nie zastanawiała się długo, tylko uścisnęła go serdecznie.
— Napisz, jak już będziesz w Londynie — poprosiła. — I jestem pewna, że twoja książka dobrze się przyjmie.
— Wymyśliłaś taki tytuł, że nie może być inaczej — zaśmiał się.
— Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Od razu zapowiadam, że zaklepuję sobie pierwszy egzemplarz z twoim podpisem.
— Masz to jak w banku — odpowiedział Newt.
Monica uścisknęła go jeszcze raz i dodała:
— Radziłabym ci się już zbierać, jeśli zamierzasz jeszcze dzisiaj popłynąć tym statkiem.
Newt spojrzał na środek transportu, którym miał wrócić do Londynu, po czym znów spojrzał na Monicę.
— No to widzimy się za tydzień.
— Zdecydowanie — odpowiedziała z uśmiechem.
Kobieta jeszcze przez jakiś czas stała tam i machała na pożegnanie odpływającemu przyjacielowi, a oddaliła się stamtąd, kiedy statek całkowicie zniknął jej z oczu.
Jeszcze przez wyjazdem Moniki z powrotem do Anglii ona i Queenie przypadkiem natrafiły na pewną piekarnię. Wypieki tam sprzedawane miały bardzo ciekawe kształty - przypominały demimozy, buchorożce, niuchacze i wiele innych zwierząt, których nie znali mugole, a jednak te jakimś sposobem pojawiły się w mugolskiej piekarni.
Po wejściu do środka okazało się, że znają właściciela tej piekarni, bo był nim nie kto inny, jak Jacob. I wyglądał, jakby powoli zaczął sobie coś przypominać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro