Epilog
U Scamanderów można było być pewnym dwóch rzeczy - tego, że w ich domu mieszka fanatyk magicznych stworzeń oraz tego, że ich starszy syn zawsze wpakuje się w jakieś kłopoty.
Podczas gdy wrześniowe słońce zsyłało ostatnie upały, Scamanderowie, jak zresztą wiele innych rodzin, ukrywali się w swoim domu w Worcester, gdzie każdy miał jakieś swoje zajęcie.
Newt siedział przy biurku ze swoją drobną córeczką na kolanach, której po raz kolejny w trakcie jej dziesięciu lat pokazywał fotografie magicznych stworzeń, jakie posiadał.
— Rany, tato — westchnęła dziewczynka. — Naprawdę miałeś aż tyle zwierzątek?
— Naprawdę, Tesso — uśmiechnął się Newt i lekko pocałował ją w policzek. Ona jednak wciąż z zainteresowaniem w swoich czarnych oczach oglądała zdjęcia.
— Było ich tak wiele, że spokojnie można było je zmieścić w walizce — zaśmiała się Monica, która akurat weszła do salonu.
Tessa podniosła wzrok na matkę.
— Mówimy oczywiście o zaczarowanej walizce — zachichotała, na co jej rodzice uśmiechnęli się do siebie. Ich dzieci rozjaśniały im życie na tyle, że nie mogli uwierzyć, że od przyszłego roku również i Tessę będą widywać tylko w święta i wakacje.
— Oczywiście, twój tata miał wspaniały pomysł z rozszerzeniem walizki — zaśmiała się Monica. — Ale znów będziemy musieli odwiedzić Hogwart.
— Clive znów coś nabroił? — zapytał z niepokojem Newt.
Monica niechętnie pokiwała głową.
— Podobno teraz przeszedł samego siebie — westchnęła.
Newt podniósł się z miejsca, jednocześnie odstawiając Tessę na ziemię.
— Clive widocznie nie chce, byśmy zapomnieli, jak wygląda Hogwart — zaśmiał się, na co jego żona mu zawtórowała.
— Z pewnością właśnie tak jest.
Chwilę później Scamanderowie deportowali się do Hogsmeade, skąd łatwo było dostać się do Hogwartu. Bywali tam na tyle często, że zapewne wszyscy zdążyli przyzwyczaić się do widoku Moniki i Newta, razem z Tessą przemierzających korytarze Hogwartu.
W gabinecie dyrektora oprócz samego dyrektora czekał na nich również chłopak o jasnobrązowych włosach i czarnych oczach. Pod jego szyją był luźno zawiązany krawat, lśniący czerwienią i złotem, a z ust szatyna nie schodził uśmiech. Był to oczywiście Clive Scamander we własnej osobie.
— Cześć, mamo, cześć, tato — przywitał się z rodzicami. Widocznie nie żałował, że znów wpakował się w kłopoty, co tylko napawało Monicę i Newta przerażeniem. — Hej, Tessa — dodał na widok swojej siostry.
Tessa uśmiechnęła się, po czym podbiegła do brata i przytuliła się do niego, a kiedy ten wstał, widać było sporą różnicę wzrostu między nimi.
— Również i w tym roku pański syn sprawia problemy w szkole — dyrektor Dippet zwrócił się do Moniki i Newta. — Dzisiejszego dnia pojedynkował się z rok starszym od siebie uczniem, przy okazji go raniąc.
— Nie zrobiłem tego celowo — wtrącił się Clive. — Zresztą już...
— Proszę, abyś nie wtrącał się, kiedy rozmawiam z twoimi rodzicami, młodzieńcze — poprosił łagodnie nauczyciel. Szatyn posłusznie zamilkł, a Monica była pewna, że jej syn nie zaatakował kolegi z czystej złośliwości.
— Czy rozmawiał pan z portretami? — spytała. — Mogły coś zauważyć...
Dyrektor postanowił, że porozmawia z portretami, toteż zostawił Scamanderów z synem.
— Kiedy tym razem to nie moja wina — powiedział nieśmiało Clive po wyjściu Dippeta. — No, dobra, może częściowo. Ale ten cały Armadill przesadził, znęcając się nad Laurel.
— Nad Laurel? — Monica zmarszczyła brwi.
— Laurel Graytwig, Krukonka z roku niżej — wyjaśnił Clive. — Harvey Armadill to jej kuzyn, który postanowił za wszelką cenę uprzykrzyć jej życie tylko dlatego, że przyjaciółka Laurel jest mugolaczką — tu przewrócił oczami. — Nie mogłem przejść obojętnie. Zaatakowanie go było... Impulsem.
Monica i Newt spojrzeli po sobie i zgodnie stwierdzili, że ich syn miał powód zaatakowania kolegi, choć nie był to do końca mądry pomysł.
Dyrektor wrócił do swojego gabinetu, tym razem nie sam - przyprowadził ze sobą dwójkę uczniów w krukońskich szatach. Łatwo było się domyślić, że dziewczyną była Laurel, w której obronie stanął Clive, a chłopak był jej kuzynem.
— Rzeczywiście, portrety potwierdziły, że Clive stanął w obronie panny Graytwig — powiedział, przechodząc przez gabinet. — Choć pochwalamy obronę słabszych, to jednak zasady pozostają zasadami - szkolny korytarz nie służy do pojedynkowania się. Myślę, że szlaban dla obu chłopców będzie wystarczającą karą, jak stwierdzili opiekunowie domów.
Scamanderowie pokiwali głowami, podobnie jak obydwaj chłopcy - Harvey Armadill patrzył na Clive'a nienawistnym wzrokiem, natomiast młody Scamander wyglądał na dumnego z siebie. Laurel, choć trochę speszona, posłała mu spojrzenie pełne wdzięczności.
— Ja jestem dumna z Clive'a — powiedziała Monica, kiedy już opuścili Hogwart. — Ten chłopak, którego zaatakował, za bardzo sobie pozwalał.
Newt nie mógł się z nią nie zgodzić - choć wybryków Clive'a było sporo, to z tego ostatniego mogli być dumni.
Z zamyślenia o niedawnych odwiedzinach w Hogwarcie wyrwała Newta Monica, która przytuliła od tyłu swojego męża. Magizoolog uśmiechnął się i pocałował ją w policzek, ciesząc się, że podjął się napisania książki o magicznych stworzeniach, bo oprócz wielu zwierząt, które tak uwielbiał, odnalazł też Monicę, którą tak kochał.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro