Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 część 1/2

To będzie dość długi rozdział więc rozsiądźcie się wygodnie, zróbcie kawkę i miłej lektury.

~~~

  Siedziała w ciszy, do jej uszu dochodził tylko dźwięk tykającego naściennego zegara. Mijały tak godziny, a ona czuła rozpierający ją smutek. Zastanawiała się nad tym czy to wszystko było tego warte. Wciąż miała na sobie ubrania Eddie'ego. Zaciągała się ich zapachem, chciała by był obok niej, by ją przytulił, pogładził jej ramie i powiedział, ze wszystko jest w porządku. Nie miała pewności kiedy go zobaczy, po tej sytuacji nie miała wątpliwości co do tego, że czeka ją długi szlaban. Trochę jej to uwłaczało, czuła się w końcu dorosła i tak była traktowana od dawna. Ciężko było jej zrozumieć, co właściwie się zmieniło.  Zbliżała się już piętnasta. Nie zeszła na obiad, nie była głodna. Miała ochotę leżeć i wsłuchiwać się w kropiący za oknem deszcz. Jakże dekadencki nastrój. Uśmiechnęła się pod nosem, to wszystko wydało się jej tak komicznie żałosne, że nie miała nawet nad tym siły płakać. Zakryła się pościelą, chciała przespać ten dzień i obudzić się gdy będzie już dobrze. Czuła się paskudnie za równo fizycznie jak i psychicznie. Mięśnie ją bolały, miała zakwasy w miejscach, w których się ich nie spodziewała. Ból rozpierał jej głowę, przewracało jej się w żołądku.  Miała wrażenie jakby jej usta i podniebienie były wysuszone na wiór. Sama to sobie zrobiłaś. Taka prawda, możesz mieć pretensje tylko do siebie, sama jesteś sobie winna.

- Wszystko w porządku?- Usłyszała głos matki w progu. Nie było w nim już gniewu, a o dziwo troska. Grace miała poczucie winy, czuła że jej reakcja powinna być inna. Widziała córkę leżącą w łóżku i chciała z nią porozmawiać, postarać się zrozumieć i postawić w jej skórze. Dziewczyna niepewnie usiadła na łóżku. Przetarła zmęczoną twarz i wzruszyła obojętnie ramionami, nie potrafiąc jednoznacznie stwierdzić co czuje.  Jej matka zbliżyła się do łóżka z kubkiem gorącej kawy. Podała go córce, siadając na łóżku obok niej.- Nie jesteś głodna ?

-Nie mam apetytu.- Odpowiedziała z pewną dezorientacją w głosie. Napiła się kawy czując jak jej delikatna gorycz rozchodzi się po jej podniebieniu, a ciepło rozgrzewa jaj przełyk i żołądek. Patrzyła na matkę, nie rozumiejąc co próbuje osiągnąć. Zgarnęła za ucho blond włosy i położyła dłonie na kolanach. Przez chwilę milczała, starając się ułożyć w głowie odpowiednie pytania.  I przychodziło jej tylko jedno.

- Co się wczoraj stało ? Musiało coś się stać skoro nie poinformowałaś mnie gdzie jesteś.

- Ciężko jest zadzwonić będąc nieprzytomnym.- Powiedziała spuszczając wzrok na kubek. Obserwowała, jak płyn uderza o ścianki naczynia, czuła ciepło pod dłońmi. Grace posmutniała, w jej oczach pojawiło się zrozumienie i lęk przed tym co mogło się stać.- Przesadziłam wczoraj z alkoholem. Eddie chciał uratować mnie przed dalszą kompromitacją i zabrać stamtąd, a ja w ramach wdzięczności zarzygałam mu buty, zajęłam jego łóżko, zabrałam mu czyste ubrania a on jeszcze mnie nakarmił.- Mówiła, czując jak ogarnia ją wstyd. Widziała, jak jej matka unosi wysoko brwi. Pokręciła na boki głową, nie chciała zadawać pytań o szczegóły. Chciała wierzyć to, że Edward Munson na prawdę troszczył się o jej córkę i nie miał względem niej nieczystych zamiarów.

-Dlaczego doprowadziłaś się do takiego stanu?-Zapytała z troską. Rose posmutniała, jej oczy się zaszkliły. Wzruszyła ramionami, poczuła jakby cały jej świat się walił. Mówienie o jej wewnętrznych odczuciach było zbyt trudne. 

-Wszystko ostatnio mnie przytłacza. Ojciec, nowa szkoła, Eddie budzi we mnie emocje, które sprawiają, że ciężko mi jeść i myśleć o czymkolwiek innym. Nie poznaję siebie i mi ciężko. Czuję jak wszystko sypie mi się przez palce, cała ta stabilność i skorupa, którą tworzyłam latami. Emocje i uczucia mnie przerastają i jest ich zbyt wiele. 

-Emocje są dobre Rose.- Matka położyła rękę na jej dłoni. Zaczęła delikatnie ją ściskać. Posłała jej ciepły uśmiech.- Przepraszam, że tak bardzo się zdenerwowałam.- Powiedziała, a córka spojrzała na nią z niedowierzaniem.- Każdemu może podwinąć się noga, a tobie zdarzyło się to pierwszy raz. Jest ci ciężko, wciąż się uczysz, a jak masz inaczej się czegoś nauczyć jak nie na błędach. Obiecaj mi, że to więcej się nie powtórzy.

- Obiecuję.- Powiedziała, czując jak po jej policzku spływa samotna łza. Nie mogła uwierzyć, że matka tak po prostu dała jej kolejną szansę. Pogładziła córkę po policzku, ścierając łzę.

-To dobrze, bo będę musiała zostawić dom pod twoją opieką na dwa tygodnie.

- Co?- Zapytała zaskoczona, a jej matka uśmiechnęła się delikatnie. W jej oczach pojawiła się radość, której dawno nie widziała. Miała wrażenie, że już nigdy jej nie dostrzeże ale pojawiła się, po długich trzech latach.

-Dzwonili z sanatorium, że zwolniło się miejsce. Ojciec zgodził się nad sobą pracować i wyjeżdżamy w poniedziałek.

- To cudownie!- Powiedziała pełna entuzjazmu i przytuliła rodzicielkę, czując że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Czuła, że znów może być chociaż w połowie tak dobrze jak dawniej.

~~~

  Mijały kolejne godziny, a zielonooka rozmyślała o wieściach, które przekazała jej matka. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Czuła, że może odzyskać ojca, charyzmatycznego prawnika z wielkiego miasta, przystojnego i zadbanego mężczyznę, którym kiedyś był. W końcu mogli zakopać przeszłość daleko za sobą i celebrować rzeczy, które warto wspominać.  Leżała w łóżku przeglądając stare albumy, zdjęcia na których była małą dziewczynką na barana u ojca, na których łowiła z nim ryby. Widziała zdjęcia, na których lepiła zamki z piasku z młodszą siostrą. Spodobałoby ci się w Hawkins. Mają tu podobno dobre gimnazjum. Myślała czując, jak łzy znów napływają jej do oczu, jednak nim zdążyła się rozpłakać usłyszała pukanie do drzwi. Zamknęła w popłochu albumy i schowała je pod poduszką.

- Proszę !

-Hej, przyszłam sprawdzić czy wszystko okej.- Zobaczyła w progu zatroskaną Robin. Weszła niepewnie do pokoju z kartonem pizzy. Rose zmarszczyła brwi, nie dowierzając w to, że przyszła ją odwiedzić.

- Co ty tu robisz?-Zapytała z uśmiechem. Jej przybycie było miodem na jej serce. Dziewczyna usiadła po turecku na łóżku, zaraz na przeciwko szatynki i otwierając karton, odpowiedziała z entuzjazmem.

- Twoja mama mnie wpuściła, powiedziała że mogę zostać na noc.- Powiedziała, zaciągając się zapachem jedzenia. Burczenie w brzuchu Rose było tak głośne, że obie się zaśmiały. Kiedy spoważniały, Buckley wróciła do tłumaczenia się .- Wczoraj kiedy Munson powiedział, że cię zabiera wzięłam od niego jego adres. Pojechałam do niego dzisiaj, ale powiedział że już dawno jesteś w domu więc musiałam to sprawdzić.

- Nie ufasz mu?- Zapytała, wgryzając się w  jej ulubioną pizzę, cztery sery. Widziała, że Robin się intensywnie zastanawia nad pytaniem przyjaciółki. Nie było w tym nic dziwnego, nie znali się a wygląd i zachowanie Munsona mogły budzić obawy co u zwyklejszych nastolatków.

- Staram się, ale ciężko mi to przychodzi. Jest taki chłodny...- Rzuciła niepewnie. Takie wrażenie sprawiał, ale Rose doskonale wiedziała, że to tylko wierzchnia warstwa. Potrafił być ciepły, troskliwy i wrażliwy.- Czemu się tak rumienisz?- Przyjaciółka wyrwała ją z zamyślenia.

- Pomyślałam o tym, że to w cale nie prawda i o tym z jakiej strony mi się pokazał.  Uwierzysz w to, że odstąpił mi całe swoje łóżko i sam spał na niewygodnej kanapie?

- Prawdziwy dżentelmen,  oddał ci nawet swoje ubrania.- Zaśmiała się.- Z resztą nie dziwię się. Stworzyłaś dookoła siebie jakąś fosę z wymiocin. -Śmiała się coraz głośniej, na co Rose zaczęła nerwowo kręcić głową, czując narastający wstyd.-No nie złość się na mnie.- Rzuciła Robin, przytulając się do przyjaciółki. Przewróciła ją, przez co obie leżały na poduszce śmiejąc się do utraty tchu.  Spojrzały sobie w oczy, czuły że ich przyjaźń jest czymś wyjątkowym, że mogą sobie ufać. Dobrze się razem bawiły.

- Przepraszam cię za wczoraj.

-Nic się nie stało.- Rzuciła z troską w głosie. Martwiła się o Rose, zależało jej na niej. Chwyciła jej dłoń i ścisnęła ją, czując że może powiedzieć jej wszystko. Czuła się przy niej inaczej, chciałaby nigdy się nie rozstawały i była w stanie zaakceptować jej wszystkie wady. Miała nadzieję, że ze wzajemnością. Musiała zaryzykować.- Chciałabym ci się z czegoś zwierzyć, ale musisz mi obiecać że zostanie to pomiędzy nami. Wie o tym tylko Steve i chciałabym, żeby do nikogo innego to nie dotarło.- Mówiła, a rozbawiona Rose chwyciła ją za mały palce i powiedziała pełna entuzjazmu.

- Obiecuję.- Rzuciła wyczekując. Widziała, jak Buckley się denerwuje, jak drży jej głos kiedy zaczęła.

- No wiesz ja...- Przerwało jej pukanie do drzwi, na co obie podskoczyły. Schowała twarz w dłonie czując, jak irytacja w jej ciele dochodzi do niebotycznych poziomów. Była ciekawa, kto zepsuł, jej ten wyjątkowy moment zwierzenia i dostrzegła w progu nikogo innego jak Edwarda Munsona we własnej osobie. Stał, trochę zdenerwowany przypatrując się im.

- Co tu robisz ?-Zapytała zdezorientowana Rose, na co Robin podniosła się do pozycji siedzącej, a na jej twarz wdarło się widocznie niezadowolenie. Pochłaniał  całą uwagę zielonookiej, poczuła jakby przestała istnieć. Nawet on na nią nie spojrzał.

- Twoja mama mnie wpuściła.- Powiedział zamykając za sobą drzwi. Czuł, że jest nieproszonym gościem, ale kiedy zobaczył błysk w oczach Rose i to, że wciąż ma na sobie jego ubrania, nie potrafił przeprosić za najście i po prostu wyjść.- Chciałem sprawdzić jak się czujesz.- Dodał podchodząc bliżej. Rozglądał się po jej pokoju, nie mogąc uwierzyć w to w jakim dobrobycie żyje. Jednak nie to było ważne, ważna była Rose. Widział, jak się uśmiecha a na jej twarz wkrada rumieniec, na który Buckley tylko pokiwała z niedowierzaniem głową i burknęła. 

-No widzisz, ja też po to tu przyszłam. Czuje się już dobrze, nie musisz się o nią martwić.-Mówiła gdy poczuła, jak dziewczyna trąca ją dłonią w kolano by ją uciszyć.

- Nie słuchaj jej, cieszę się że przyszedłeś.- Mówiła, nie odrywając od niego wzroku. Miała ochotę wstać i go wycałować. Gdyby nie było obok niej Robin, zaciągnęła by go do łóżka i pokazała mu jak bardzo jest wdzięczna.- Zjesz kawałek pizzy?- Zapytała, a przyjaciółka zmierzyła ją wściekłym wzrokiem. Nie chciała dzielić się z nim ani pizzą, ani nocą, którą miała spędzić na gadaniu z Rose. Eddie zauważył jej niezadowolenie i nie chciał się narażać. Podrapał się nerwowo po karku i zaczął.

- Nie będę was objadał. Właściwie przyszedłem, bo chciałem zabrać cię na koncert, ale widzę że teraz to umowa wiązana.- Zaśmiał się spoglądając na Robin, posyłającą mu zirytowane spojrzenie.

- Chętnie pójdziemy.- Rzuciła pełna entuzjazmu, spoglądając na swoja towarzyszkę.- Prawda Robin?

-Okej.- Burknęła, wiedząc że i tak nie wygra tej walki. Munson miał nad nią sporą przewagę. On to wiedział i ona to wiedziała. Z resztą widok tak podekscytowanej przyjaciółki sprawiał, że nie potrafiła odmówić i trzymać jej tu na siłę. -Ale musisz mi pożyczyć jakieś ciuchy, a ty musisz wyjść bo musimy się przebrać.- Burknęła przenosząc wzrok z szatynki na chłopaka. Zmieszał się i nerwowo ruszył w stronę drzwi pokazując na nie palcem.

-Jasne, poczekam na holu, albo nie wiem pogadam z twoimi rodzicami.- Zaśmiał się nerwowo, po raz kolejny spoglądając na dziewczynę, nie mogąc nacieszyć wzroku tym jak dobrze wyglądała w jego koszulce. Wyszedł zamykając za sobą drzwi, zostawiając je same. Rose podeszła do szafy, wyciągnęła z niej niebieską, obcisłą sukienkę do kolan z wiązaniem na udach, przez co przypominała gorset.

- Przymierz.- Podała ją Robin, a ona chwyciła ją niepewnie.- Jaki masz rozmiar buta ?

-38.-Odpowiedziała, na co Rose zaczęła nurkować w szafie, wystawały jej tylko pośladki, na które dziewczyna zerkała mimochodem.  

-To dobrze się składa bo ja noszę 37/38. Wszystko zależy od producenta.- Tłumaczyła, podając jej czarne szpilki. Robin zdenerwowała się i  oddała jej buty z powrotem, czując wstyd.

- Nie umiem chodzić na obcasach, pójdę w moich trampkach.-Wskazała na buty, które już miała na sobie.

- Oki w porządku, to ja je założę.- Uśmiechnęła się, a ona poczuła ulgę. Przeważnie dziewczyny się z niej nabijały, wyzywały od niezdarnych, a tu dostała pełną akceptację. Zamyśliła się nad tym, kiedy nagle Rose odwróciła się do niej plecami i zaczęła się rozbierać. Zobaczyła jej nagie plecy i zgrabną pupę, poczuła jak jej tętno przyśpiesza. Odwróciła się, czując jak cała się rumieni, nie mogąc uwierzyć że tak po prostu się przy niej rozebrała. Sama zaczęła się niepewnie przebierać, zastanawiając się czy w ogóle powinna zwierzać się Rose ze swojej orientacji. Ich przyjaźń stałaby się wtedy bardziej skomplikowana lub skończyła by się całkowicie z powodu braku akceptacji, tym bardziej po tej sytuacji. Odwróciła się z powrotem i zobaczyła dziewczynę w pięknej sukience typu hiszpanka. Miała kolor ciemnej zieleni i ozdobiona była czerwonymi kwiatami. Jej ramiona i obojczyki były odsłonięte, przez co aż wstrzymała oddech.- O czym chciałaś mi powiedzieć, za nim przerwał nam Eddie?- Robin została wyciągnięta z głębokie zamyślenia.

- O niczym ważnym. To może poczekać.- Speszyła się i wyminęła ją wychodząc z pokoju.  Rose nie bardzo rozumiała jej zachowanie. Jeszcze przez chwilę stała przed lustrem, malując rzęsy i układając włosy. Gdy wyglądała już wystarczająco dobrze, chwyciła pod pachę swoją ulubioną ramoneskę i wyszła. Idąc schodami słyszała głos Eddie'ego.

- Obiecuję, że odwiozę je obie przed dwudziestą trzecią. -Zapewniał jej ojca. Oboje spojrzeli w jej widok z pewnym zawstydzeniem.- Dobrze wyglądasz.- Powiedział ryzykując, przed Markiem. Mężczyzna zmierzył go, ale po chwili uśmiechnął się i rzucił klepiąc go po ramieniu.

-A jak ma wyglądać, przecież to w końcu moja córka.

-A ty jak zwykle skromny.- Powiedziała ironicznie, podchodząc bliżej. Ucałowała ojca w policzek i wyszli na zewnątrz, gdzie już czekała zirytowana Robin, opierając się o maskę samochodu. Było jej niedobrze gdy widziała ich szczęście, lubieżne spojrzenia które sobie posyłali. Zazdrościła im tego i jeszcze zmuszona była na to patrzeć. 

~~~

Przepraszam, że rozdział nie jest zbyt dynamiczny :(

Mam jednak nadzieję, że nie zanudziliście się na śmierć. Zastanawiam się czy opublikować drugą połowę rozdziału pod wieczór czy klasycznie jutro rano.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro