Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

     Ludzie dzielą się na dwie grupy, jeśli chodzi picie alkoholu. W dużym skrócie jedni upijają się na wesoło, a drudzy na smutno. Przez krótki moment łudziła się, że należy do tej pierwszej grupy, jednak szybko przekonała się że jest inaczej. Poczuła się gorzej, z każdym łykiem alkoholu muzyka i gwar wewnątrz stawał się coraz bardziej nieznośny. Ludzie tańczyli, przepychali się i krzyczeli jak dzikie zwierzęta. Śmiecili i bekali, jakby miało to komuś zaimponować.  I to są ludzie, którzy za rok idą do collegu ? Na jej twarz pojawił się grymas niezadowolenia. Spojrzała na Robin. Dolewała sobie obrzydliwego w jej opinii pączu do czerwonego, plastikowego kubeczka. Bujała się w rytm muzyki i rozglądała po pokoju.

- U kogo my właściwie jesteśmy?- Krzyknęła czując, że hałas jest coraz bardziej nieznośny. Buckley przełknęła i wskazała palcem na rudowłosą dziewczynę stojącą przy schodach. Nie należała do najpiękniejszych dziewczyn, ale miała w sobie coś intrygujące i coś co sprawiało, że Robin zamieniała się w męczydusze i zmusiła Rose by tu przyszła. 

- U Vickie.-Zarumieniła się i schowała się za kolejnym łykiem napoju. Rose poczuła nagły przypływ smutku, chciała go zatopić w większej ilości alkoholu, praktycznie wyzerowała swojego drinka i zaczęła dolewać sobie więcej.- Może trochę zwolnij.- Przyjaciółka zwróciła jej uwagę, unosząc delikatnie brwi. Martwiła się, nigdy wcześniej nie widziała, by pochłaniała takie ilości alkoholu. Nie znały się długo, mimo to miała już wyrobione o niej zdanie, a to zachowanie zdecydowanie nie pasowało do jej osoby.

-Jaki to ma sens?- Zapytała. Ogarniały ją miliony sprzecznych emocji, był to gniew i przede wszystkim smutek. Otarła usta nadgarstkiem i wzięła kolejnego łyka.- Zawsze jestem grzeczna i odpowiedzialna. Coś się stanie jak raz się najebie ?-Burknęła, znów dolewając pączu. Robin starała się ją powstrzymać ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć dziewczyna odeszła od niej. Temu wszystkiemu przyglądał się Steve. Podszedł do blondynki i spojrzał na nią z widocznym niepokojem wymalowanym na twarzy.

- Wszystko w porządku?

-Martwię się , że zrobi sobie krzywdę- Powiedziała zerkając nerwowo na Rose, która tańczyła właśnie z chłopakiem, którego widziała pierwszy raz na oczy.- W ciągu ostatnich pięciu minut wyzerowała takie trzy kubki, a nie wiem ile wypiła wcześniej.- Powiedziała, a Harrington skrzywił się na to. Nie mógł znieść widoku dziewczyny w takim stanie. Ocierała się tańczącego z nią bruneta. Zacisnął pięści, widząc jak jego dłonie sunęły po jej tali, a na twarz wdziera się dwuznaczny uśmiech. Nie potrafił tego znieść. Ruszył w ich stronę, ale poczuł dłoń Robin na ramieniu.- Nie rób tylko scen.

-Nie zrobię.-Powiedział uspakajając ją. Podszedł bliżej, chwycił dziewczynę w pasie i uśmiechnął się sztucznie do chłopaka, z którym tańczyła.- Odbijamy.-Powiedział oddalając się na bok. Widząc Steve'a uśmiechnęła się i uwiesiła mu się na szyi ledwo stojąc na nogach. Takie zachowanie nie było do niej podobne, nie miała w zwyczaju prowokować sytuacji. Coś tego wieczoru, było inaczej coś przełączyło się w jej emocjonalnie zdewastowanym umyśle. Oparła głowę na jego ramieniu, czuła jak odpływa. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa i stawała się coraz bardziej senna w jego ciepły uścisku. Starał się ją utrzymać. Śmierdziało od niej alkoholem, a jej cały świat wirował.- Ktoś tu chyba przesadził.- Rzucił ironicznie, nie było mu do śmiechu ale nie widział sensu w robieniu jej kazania, ponieważ nic by z tego nie wywnioskowała. Nie w takim stanie. Buckley podeszła zaniepokojona. Widziała, jak jej przyjaciółka przysypia w ramionach Steve'a śliniąc mu materiał białej koszuli i zostawiając na niej smugi po tuszu do rzęs.

-Nie powinna tu być.

-Co nie powinnam, świetnie się bawię.- Przebudziła się, odklejając się od chłopaka. Zmierzała w stronę stołu, na chwiejnych nogach, czując jak dudni jej w głowie. Nagle w drzwiach wejściowych domu zauważyła Munsona. Nie wiedziała, czy widzi go na prawdę czy to tylko pijackie zwidy.- Jego nie powinno tu być.- Burknęła wskazując na niego dłonią. Odwróciła ich uwagę przez co nawet nie zauważyli, jak dolewa sobie pączu. Harrington w ostatniej chwili chwycił jej dłoń i zabrał z niej kubeczek mierząc ją zirytowanym spojrzeniem. Spotkał się z jej głębokim niezadowoleniem.- Co ty odpierdalasz !?

-A ty?-Usłyszała za sobą stanowczy głos. Przeszły ją dreszcze. Nie musiała się odwracać, żeby wyobrazić sobie jak wściekły jest Eddie. Zestresowała się. Widziała zmieszanego Steve'a i postanowiła zapytać.

- Stoi za mną prawda?- Rzuciła, na co chłopak odpowiedział jej ciszą. Pokiwał w niedowierzaniu głową, a ręce opadły mu bezwładnie. Odwróciła się i spotkało ją najzimniejsze spojrzenie, jakie było dane jej zobaczyć przez całe jej życie. Stał z skrzyżowanymi ramionami na klatce piersiowej, przypominając jej bramkarza pod klubem. Jego oczy były zmrużone, brwi zmarszczone a jego usta delikatnie wydęte. Widziała jak zaciskał szczękę. Ona też czuła gniew, miała do niego pretensje.- Co tu robisz?

-Szukałem cię.-Burknął, chwytając ją za dłoń ciągnąc ją w stronę wyjścia. Steve zdenerwował się i zaniepokojony agresywnym zachowaniem Munsona zatorował im drogę, na co ten gwałtownie zahamował, a dziewczyna zatrzymała się twarzą w jego plecach. Nie bardzo wiedziała co się dzieje. Wszystko kręciło się jak na karuzeli, a dookoła panował straszny chaos. Widziała ludzi, którzy zaczęli im się przyglądać.

- Gdzie ją zabierasz ?-Zapytał, na co Eddie oburzył się. Zrobił krok w stronę Harringtona jeszcze bardziej podkręcając publiczność . Patrzyli sobie w oczy tocząc walkę, którą rozumieli tylko oni. Żaden z nich nie miał zamiaru odpuścić. Dziewczyny patrzyły na to z pewnym niezrozumieniem. Każdy, próbował pokazać swoją dominację, co one postrzegały raczej jako toksyczną męskość. Klatka piersiowa Munsona unosiła się mocno, jak u wściekłego byka.

-Do bezpiecznego miejsca. - Burknął.- Ktoś musi o nią zadbać skoro wy nie potraficie dać sobie z nią rady. Jak mogliście pozwolić jej doprowadzić się do takiego stanu?- Jego głos był pełen pretensji. Steve odpuścił, mimo to Eddie nie potrafił. Wymijając go, uderzył go barkiem.  To była czysta prowokacja, coś zapaliło się w oczach szatyna, ale Robin chwyciła go za dłoń i odciągnęła go.

-Odpuść. - Powiedziała, widząc jak wychodzą przed dom. Eddie ciągnął ją w stronę samochodu. Kiedy poczuła trochę świeżego, chłodnego powietrza otrzeźwiała na tyle by zacząć się buntować. Wyrwała dłoń z jego uścisku. Odwrócił się zaskoczony, a ona mierzyła go wściekłym wzrokiem.

- Co ty sobie wyobrażasz !? Nie możesz, pojawiać się  znikąd i niszczyć mi i znajomym zabawy!

-Ta. Bo wszyscy przez twój stan świetnie się bawili.- Mówił sarkastycznie. Nie miał na nią siły, a jej zachowanie było nieracjonalne. Była tak zła, że zatraciła możliwość logicznego osądu sytuacji. Było jej przykro, że to powiedział. Odwróciła się do niego plecami i zaczęła iść w stronę budynku. - Czemu się tak zachowujesz ?

-Niby jak ?!- Odwróciła się do niego z powrotem. Podeszła do niego bliżej, zatrzymując się jakieś pięć centymetrów od niego. Uniósł brwi czując jak bardzo śmierdzi od niej alkoholem. Pokręcił głową i starał się uspokoić.

-Mścisz się na mnie, upijasz się z Steve'em i masz pretensje, że ratuję ci dupę. 

- Bo mnie wkurwiasz.- Mówiła dźgając go palcem w klatkę piersiową. Zabolało go to, ale nie zamierzał tego po sobie pokazać. Ignorował to, jak jej palec wpycha się pomiędzy jego żebra. Nabrał w płuca więcej powietrza, by nie wybuchnąć.- Nie zależy ci na mnie. - Kontynuowała, a on tracił cierpliwość. Zaciskał zęby tak mocno, że zaczynał słyszeć jak trzeszczą.

- Oczywiście, że mi zależy.- Burknął. Robił wszystko by jej to udowodnić na co ona wkurzyła się i uniosła głos.

- Nie przerywaj mi !- Wyglądała jak mały agresywny pies rzucający się na dobermana. Chłopak nerwowo polizał swoją dolną wargę i uśmiechnął się ironicznie. Czekał na to co mu jeszcze ciekawego o nim powie.- Zlewasz sobie wszystko, nie chodzisz na zajęcia. Ja próbuje ci pomóc a ty co?! I jeszcze te jebane dzie...- Zatrzymała się, czując jak robi jej nie dobrze. Zaniepokoił się widząc jak zaczyna zmieniać kolory, a jej usta stały się sine. Mocno zbledła, na co on położył dłoń na jej ramieniu.

-Wszystko w po..- Nie było dane mu dokończyć, ponieważ dziewczyna zwymiotowała wprost na jego niedawno kupione glany.- No tak.- Burknął, gładząc ją po plecach. Zauważył Robin wyglądającą na tą sytuację przez okno zasłaniając usta dłonią, na co uśmiechnął się sztucznie i jej pomachał. Nie wiedział czy ma się śmiać czy płakać. Na jego twarz wdarł się grymas obrzydzenia. -Już?- Zapytał, a dziewczyna zaczęła się prostować.

-Nie czuję się najlepiej.- Wymamrotała, przecierając twarz dłonią. Opadła bez sił w ramiona chłopaka, a on starając się wstrzymać oddech, gładził ją po plecach.

-No co ty nie powiesz.- Powiedział. Czując, że Rose ma coraz większe trudności w utrzymaniu równowagi wziął ją na ręce. Chwycił ją pod kolanami, a jej twarz wtuliła się w jego kark. Był pewien, że straciła przytomność. Warzyła niecałe 50 kilo, więc nie sprawiło mu to większej trudności. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Cieszył się, że przyszedł na czas. Po głowie chodziło mu wiele okropnych scenariuszy, które mogłyby ją spotkać gdyby przyszedł później. Doskonale wiedział, że nastolatkowie myślą kroczem i wykorzystali by ją bez wyrzutów sumienia. Zaniósł ją do samochodu, ułożył na miejscu pasażera, zapiął jej pas. Patrzył na nią z niedowierzaniem. Nie rozumiał jak mogła doprowadzić się do takiego stanu. Wyciągnął ze schowka starą szmatkę i starł wymiociny ze swoich butów. Czuł, że mu się podnosi, sam bliski był tego by zwymiotować. Spojrzał na śpiącą dziewczynę i wycedził przez zęby.- Ja cię kiedyś uduszę.- Burknął. Wyrzucił brudną szmatkę do kosza i zamknął ją w aucie.  Uznał, że najodpowiedzialniej będzie znaleźć Robin i poinformować ją o swoich następnych poczynaniach. Zobaczył ją stojącą ze Steve'em w samym kącie pokoju, zaraz obok dużego drewnianego kredensu. Widział, że są zdenerwowani i uciekają wzrokiem, kiedy zbliżał się w ich kierunku. Przetarł zmęczoną twarz i podszedł do nich. Oboje wydawali się spięci, ale w milczeniu wpatrywali się w niego, wyczekując tego co powie.- Zabiorę ją do siebie, myślę że miałaby pretensje gdyby matka zobaczyła ją w takim stanie. 

-Podasz adres ? Żeby było wiadomo gdzie jest ?- Zapytała Robin, na co mężczyzna pokiwał twierdząco głową. Nie był zadowolony, ale rozumiał ich obawy. Nie ufali mu. Znalazł długopis na stoliku obok i wyciągnął dłoń w kierunku Robin. Dziewczyna niepewnie mu ją podała, a on zaczął po niej pisać. Spojrzała na niego z pewnym niedowierzaniem, ale nie zamierzała tego komentować. Mężczyzna odrzucił długopis na stolik i oddalił się posyłając Harringtonowi ostatnie gniewne spojrzenie.  Nie podobało mu się to, że zadaje się z Rose. O ile Robin był w stanie znieść o tyle Steve go drażnił i nie pomógł sobie sytuacją z tego wieczoru. Wiedział, że obwinianie kogokolwiek było bez sensu. Równie dobrze mógł mieć pretensje do samego siebie. Dziewczyna miała rację, mówić że nie bierze na poważnie ich umowy. Wiedział też, że klub ognia piekielnego doprowadził ją do tego, że uciekła od stolika, a on nie zrobił z tym praktycznie nic. Nawet z nimi nie porozmawiał, pozwolił na to. Mógł mieć pretensje tylko do siebie. Wsiadł do samochodu, trzasnął drzwiami, a ona nawet się nie obudziła. Spała jak zabita z rozchylonymi ustami. Czasami cicho chrapała. Oparł czoło o kierownicę. Przez chwilę siedział w bezruchu, starając się znaleźć w sobie siłę. Był emocjonalnie wykończony, ale wiedział że teraz najważniejszym jest o nią zadbać.


~~~

Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Dajcie znać w komentarzach co uważacie. 

Mam też pytanie. Publikuje codziennie, uważacie że to zbyt często ? Może powinnam publikować raz na kilka dni. Dajcie znać jaki system jest waszym zdaniem najlepszy.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro