Część 2 Rozdział 6
Głos więzł mu w gardle. Wiedział, że nie ma już odwrotu. Powiedzenie tego jednak było zbyt ciężkie. Wiedział, że będzie musiał mierzyć się konsekwencjami, ale nie wiedział jeszcze pod jaką postacią i to było najgorsze. Rose niecierpliwiła się, wierciła na krześle, jej dłoń zaczęła drżeć. Nie wiedziała, czego się spodziewać, wiele ostatnio ją spotkało więc nie zamykała się na żadną potworną opcję. Nie chciała jednak histeryzować, próbowała brać wszystko na humor.
-Jak bardzo jest źle od 1 do 10?- Zapytała, chcąc zachęcić go do dalszego mówienia. On wbijał spojrzenie raz w nią, a za chwilę w stertę naleśników z nadzieją, że zaraz zniknie i nie będzie musiał się z niczego tłumaczyć.- No dalej co może być gorszego od mojej ciąży?
-Zdziwiłabyś się.-Zaśmiał się nerwowo, przecierając zmęczoną twarz. Kolano pod stołem cały czas mu chodziło, miał wrażenie że zaraz zacznie uderzać w spód stołu.- Zjebałem Rose i to strasznie.
- Zaczynam się bać. Możesz w końcu mi powiedzieć co się stało?-Zniecierpliwiła się, a on zamknął oczy. Wszystkie informacje zbierały się i kłębiły w jego głowie, jak chmara skrzeczących wron. Bał się i nie był w stanie nic na to poradzić, pierwszy raz w życiu bał się aż tak bardzo. Najgorsza była stojąca przed nim niewiadoma.
-Jakiś czas temu ktoś ukradł mi sporą sumę pieniędzy, która nie należała do mnie i nie mam jak ich oddać.
-Eddie...-Powiedziała załamana. Nie wiedziała nawet jak ma na to zareagować. Nie wiedziała, skąd miał te pieniądze, za co i komu je miał oddać, ale domyślała się i chciała się mylić. Nie była jednak jakoś bardzo zaskoczona. Nieprzemyślane zachowania pasowały do Munsona. Nie spodziewała się jednak, że jest aż tak głupi. Schowała twarz w dłonie, tracąc siły.-Co ty odjebałeś ?
-No wiesz. Dostaje od kogoś towar, sprzedaje go i wartość towaru oddaje, a reszta jest dla mnie. Kilka dni temu, jak pierwszy raz źle się poczułaś nie sprawdzałem co u ciebie, bo mnie okradli. Chciałem jakoś nadrobić, sprzedawać jakieś moje resztki i byłem tak zdesperowany, że namówiłem nawet Chrissy.
-I co to dla nas znaczy ?Masz kłopoty? - Pytała z nadzieją, że nie zadłużył się u jakiegoś wielkiego mafiosa. Zaczynała jednak powątpiewać, patrząc na to jakie niespodzianki gotował jej Munson. Chłopak wyglądał na przerażonego. Cały się trząsł, nie bardzo wiedząc czy powinien zdradzać jej wszystkie szczegóły. Ona jednak mierzyła go takim spojrzeniem, że zaczął mówić jak na spowiedzi.
-Dostałem tydzień na zgromadzenie pieniędzy. Zostały trzy dni. Jeśli mi się nie uda nie sprecyzowali co mnie czeka, ale jak to zostało określone nie będzie to dla mnie najprzyjemniejsze doznanie.
-Kurwa mać.-Schowała po raz kolejny twarz w dłoniach.- Jak do tego doszło?!
-Nie wiem, trzymałem portfel w kieszeni, musiał mi wypaść albo...
-Nie o to kurwa pytam!-Wydarła się na cały głos. Cała się trzęsła, a on wbił się bardziej w oparcie kuchennego krzesła. -Jak do tego doszło, że zacząłeś zadawać się z takimi ludźmi i dlaczego ja nic o tym nie wiem !?-Zaczynała kończyć się jej cierpliwość. Znów dowiedziała się czegoś, co ją zabolało. Miała nadzieję, że koniec z kłamstwami i boleśnie się pomyliła. Zaczęły szklić mu się oczy. On sam chciał wiedzieć jak do tego doszło i nie potrafił na to odpowiedzieć. Zjadało go poczucie winy, wiedział że przez długi czas nie odbuduje jej zaufania, musiała jednak o tym wiedzieć. Potrzebował jej wsparcia.
-Rick trafił do pierdla, a ja potrzebowałem regularnego dostawcy. Oni wymagali, żebym rozszerzył ofertę sprzedaży bo inaczej nie nawiążą współpracy.
-Jak długo to trwa?-Zapytała, starając się trzymać gardę. Nie pokazywała po sobie, że jest w rozsypce. Miała ochotę się rozpłakać, nie mogła sobie jednak na to pozwolić. To był moment krytyczny i musieli jakoś sobie z tym poradzić.
-Od trzech miesięcy.- Powiedział spuszczając wzrok, a ona zmarszczyła brwi. Była wściekła. Chwyciła naleśnika, którego miała na talerzu i rzuciła nim w twarz chłopaka, który nawet się nie bronił. Jedzenie przylepiło się do jego skóry, współgrając z klaszczącym dźwiękiem po czym zsunęło się na drewniany stół. Zamknął oczy, czuł że nie naprawi tego tak łatwo.
-Zasłużyłem.
-Nie tylko na to.- Odburknęła. Zerwała się na równe nogi. Wsadziła dłonie we włosy i miała ochotę rwać je sobie z głowy. Kręciła się bez sensu po pokoju.-Jak ja mam ci ufać ? Jak mam wychować z tobą dziecko po czymś takim ?!
-Rose, ja..
-Nie chcę tego słuchać Eddie !- Krzyczała, a łzy zaczęły zbierać się w jej oczach i wylewać bokami. Zamazywały jej widok. Miała dość, nie potrafiła na niego spojrzeć.- Narażasz swoje życie i nasze! Nie wiesz co to są za ludzie i do czego są zdolni! Nie wiesz czy tylko połamią ci stopy i powyrywają paznokcie czy zamordują ciebie i twoich bliskich. Nie wiesz tego! Ja nie mam na to siły!-Krzyczała, a on nie potrafił nic jej na to odpowiedzieć. Wiedział, że nie zasługuje na zrozumienie ani wybaczenie. Nie było to niewinne kłamstwo, tylko coś co mogło lub już zaważyło nad jego przyszłością.- Zawiodłeś mnie, kurewsko mnie zawiodłeś.
-Przepraszam.-Starał się jakoś przedrzeć przez jej monolog. Zamurowało ją i zaczęła się histerycznie śmiać. Opadła bez sił na kanapę i wsadziła twarz w dłonie.
-W dupę sobie wsadź to ,,przepraszam". Co ja mam z tym zrobić ? Może użyj tego ,,przepraszam" jako tarczy przed łamaniem ci żeber.- Znów zaczęła się śmiać. W tym momencie zdał sobie sprawę z powagi całej sytuacji. Wszystko stawało się coraz bardziej bliskie i realne. Strach w nim rósł. Trząsł się, czuł zimno przechodzące przez jego ciało, jakby w jego żyłach płynął ciekły azot.
-Też się kurewsko boje.- Powiedział, a ona złagodniała. Patrzyła bez większego celu przed siebie. Starała się coś wymyślić, postarać się jakoś naprawić jego błędy. Jednak zdała sobie sprawę z tego, że teraz musi zająć się też samą sobą. Miała w sobie życie i jeszcze nie wiedziała co ma z tym faktem zrobić, ale jeśli miała je hipotetycznie zostawić, nie mogła pozwolić sobie na to, by tak się narażać. Nie wiedziała nawet, w jakim momencie jej dłoń wylądowała na brzuchu i zaczęła się po nim gładzić.
-Wiem.-Powiedziała beznamiętnie.-Ale nie potrafię cię teraz wesprzeć. Bardzo mnie skrzywdziłeś, pokazałeś że nie można ci ufać. Nie mam na to siły, nie mogę teraz martwić się takimi rzeczami. -Powiedziała podnosząc się z kanapy. Czuła, że robi jej się słabo i nie chciała przebywać z nim ani chwili dłużej. Wstał, podszedł do niej, próbował spojrzeć jej w oczy, ale ona uciekała przed nim. Chwycił jej dłoń, ale ona ją zabrała.-Muszę poukładać to sobie w głowię.
-Możemy spróbować jakoś to naprawić razem.
-Wybacz, ale nie jestem pewna czy chcę mieć z tym cokolwiek wspólnego.- Powiedziała, a on poczuł się opuszczony. Nie sądził, że kiedykolwiek odmówi mu pomocy.- Muszę pobyć teraz sama i sobie to przemyśleć.- Skierowała się w stronę drzwi. Miał ochotę się rozpłakać, zniszczyć wszystko co leży w zasięgu jego wzroku. Mimo to zwalczył to uczucie i tylko przytaknął na to głową.
-Jasne. Ile tylko czasu ci potrzeba. Poczekam.-Powiedział ironicznie. Wiedział, że nie ma tego czasu zbyt wiele. Wyszła nawet nie spoglądając mu w oczy. Czuła poczucie winy, ale nie mogła już dłużej znosić jego kłamstw. Bała się, że go straci, ale nie potrafiła z nim rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Potrzebowała czasu w samotności. Musiała przemyśleć to czy jest w stanie zaufać mu po raz kolejny, czy jest gotowa na to by mieć i wychować z nim dziecko. Po raz kolejny uświadczył ją w przekonaniu, że to fatalny pomysł, a mimo to z całych sił chciała go usprawiedliwić i zaufać mu po raz kolejny. Nigdy nikogo nie kochała, on był pierwszą osobą która pokazała jej to uczucie i dlatego była to tak silna więź. Nie chciała jednak naiwnie się oszukiwać i liczyć, że magicznie coś się zmieni. Weszła do domu, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Zbierała w sobie siły by jakoś to przetrwać, starała się uspokoić i idąc w stronę schodów zatrzymał ją głos matki dobiegający z salonu.
-Gdzie byłaś w nocy ?-Zapytała na pozór spokojnie. Jednak Rose bez trudu wyczuła nutę uirytacji w jej głosie i cała zesztywniała. Nabrała w płuca tyle powietrza ile zdołała i spojrzała w stronę rodzicielki. Siedziała na kanapie obok, czytającego gazetę męża. Trzymała w dłonie kubek z parującą jeszcze z gorąca kawą. Na stoliku leżał talerzyk z rogalikiem i dżemem truskawkowym. Po pokoju rozchodził się głos pogodynki. To był zwykły weekend.
- U Eddie'ego.-Odpowiedziała i coś w jej tonie głosu ją zdradziło. Coś sprawiło, że zaczęła przyglądać jej się dokładniej. Zauważyła podkrążone, czerwone oczy. Widziała jej bladą cerę. Zmarszczyła delikatnie czoło i poprawiła okulary na nosie.
-Płakałaś czy jarałaś?-Zapytała bez ogródek, odrywając męża od lektury. Wychylił się by spojrzeć na córkę, która patrzyła na nich w osłupieniu z brwiami uniesionymi tak wysoko jak potrafiła.
-Płakała.- Powiedział jej ojciec.-Chociaż ostatnio można się pogubić.
-Fajnie.-Burknęła chcąc, odejść. Była widocznie załamana, więc Grace widząc wstała i podeszła do niej. Wzięła ją na bok i kładąc dłoń na jej ramieniu zapytała.
-Wszystko w porządku?
-Tak mamo. Pokłóciliśmy się o jakieś nieistotne bzdury. Jutro będzie dobrze.-Zbyła matkę. Nie wierzyła w ani jedno jej słowo, ale nie chciała być nachalna. Przytaknęła i pozwoliła odejść córce. Rose wgramoliła się leniwie po schodach do góry. Zamknęła za sobą drzwi od pokoju i opadła bezwładnie na łóżko. Wlepiła twarz w miękką poduszkę i pozwoliła sobie na łzy. Potrzebowała to przepłakać. Nie wiedziała co powinna zrobić, czy powinna zgłosić się z wszystkimi problemami do rodziców. Całą sobą miała wrażenie, że została ze wszystkim całkowicie sama.
~~~
Oto kolejny rozdział.
Spodziewaliście się takiej sytuacji ?
Jak myślicie do czego to doprowadzi ?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro