Część 2 Rozdział 10
Zerwała się na równe nogi, zacisnęła jeszcze mocniej jego dłoń. Nie mogła uwierzyć, że się obudził. Ze szczęścia zaczynało kręcić jej się w głowie. Chłopak odzyskiwał świadomość, wiercił się i czuł ogromny dyskomfort związany z tubą intubacyjną. Chciał się jej pozbyć, ale dziewczyna starała się uspokoić.
-Wszystko dobrze, jestem obok ciebie. Nic się nie dzieje.-Mówiła, a jego klatka piersiowa uniosła się nierównomiernie. Odczuwał okropny ból a nie mógł nawet krzyczeć.- Pobiegnę po lekarkę, zaraz wrócę.- Odbiegła, pozostawiając przyjemne uczucie ciepła na jego dłoni. Niestety szybko to uczucie zaczęło ustępować zimnu. Nigdy przedtem wciągu swojego dwudziestoletniego życia, nie doświadczył tak okropnego bólu. Nie był w stanie się poruszyć, bo każda próba kończyła się paraliżującym bólem w klatce piersiowej i dole brzucha. Miał ochotę zedrzeć z siebie pościel i ubrania by sprawdzić, czy jego wnętrzności nie wypływają mu bokiem, bo takie wrażenie odnosił. Nie potrafił uspokoić pracy swojego serca, jego tętno rosło. Ból rozsadzał mu głowę. Kiedy do pomieszczenia weszła lekarka miał ochotę krzyczeć, by wyciągnęli z niego tą rurę. Kobieta wstrzyknęła coś do jego kroplówki, a błogi spokój zaczął rozchodzić się po jego żyłach. Morfina dała mu ukojenie, wciąż czuł ból, ale ten był niczym w porównaniu do tego co czuł chwilę wcześniej. Zaczął oddychać spokojniej, przymknął oczy, ale otworzył je szeroko gdy tuba zaczęła wysuwać się z jego tchawicy. Zaczął się krztusić, a ból znów zaczął rozrywać jego przełyk i klatkę piersiową. Kilka sekund zdawało trwać się trwać wieczność, ale chwilę po tym przyszło ukojenie. Poczuł się odrobinę lepiej, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Każda próba kończyła się bólem gorszym niż po wycinaniu migdałków w jego dzieciństwie. Zaakceptował to, mlasnąl leniwie starając się znieść panujący w jego ustach niesmak. Lekarka jeszcze przez moment kręciła się dookoła niego, świeciła mu latarką po oczach, a on uciekał przed drażniącym światłem.
-Czy wie pan gdzie jest ?-Zapytała a on przytaknął.- Jak ma pan na imię ?-Zadała kolejne pytanie, a na jego twarz wdarł się grymas niezadowolenia. Poczuł ból ciągnący się od jego ust, przez połamany nos aż do pękniętego łuku brwowego. Odetchnął ciężko, czując dyskomfort w żebrach. Podniósł leniwie dłoń i wskazał na gardło, jednocześnie kręcąc na boki głową.- Dam panu coś na gardło.- Powiedziała, rozumiejąc o co mu chodzi. Chwilę potem podała mu coś co przyjemnie rozeszło się po jego gardle, na krótki moment dało złudne wrażenie że wszystko jest w porządku. Został sam, jednak nie na długo bo Rose wróciła do niego. Usiadła na krześle i uśmiechnęła się niepewnie. Chciał odwdzięczyć się tym samym ale nie był w stanie. Słyszała jego świszczący oddech, ledwo mogła dostrzec jego oczy, które całą siłą jaką miał starał się utrzymać otwarte. Widziała, że stara się rozchylić usta, jak bardzo cierpi starając się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
-Nic nie mów. -Przysunęła się bliżej. Czuła silną potrzebę by go dotknąć, przytulić lub chociaż pogładzić po głowie. Nie mogła jednak znaleźć miejsca na jego ciele, które nie było poranione. Przełknęła nerwowo ślinę i po raz kolejny chwyciła jedyną dostępną część jego ciała, którą była dłoń.-Nie wiem czy mnie słyszałeś, kiedy do ciebie mówiłam ale chcę zatrzymać nasze dziecko. Prawie cię straciłam i dało mi to do myślenia.- Mówiła, choć nie była przekonana. Mówiła to głównie po to, by on mógł czuć błogi spokój. Nie potrzebował więcej bólu i cierpienia. Miał go wystarczająco. Myśl o dziecku, o założeniu rodziny zmotywowała go. Starał się uśmiechnąć, ale było to zbyt ciężkie. Mógł tylko na nią patrzeć, ilustrować jej opuchnięte od płaczu oczy, ogromne sińce pod oczami i bladą skórę.
-Ko..cham cię.-Powiedział ostatkami sił, a po jej policzku spłynęła samotna łza.
-Wiem, nie musisz nic mówić.-Powtórzyła, mocniej ściskając jego dłoń.- Też bardzo cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo.- Uśmiechała się. Wiedziała, że długa i wyboista droga przed nimi, ale nie zamierzała się poddać. Musiała zadbać o siebie, podjąć trudną decyzję o tym czy na prawdę zachowa dziecko. Wiedziała też, że minie dużo czasu nim Eddie'e odzyska pełną sprawność. Przeżył wiele. Miał połamane żebra, wiele urazów wewnętrznych. Był po operacji, starali się odratować jego zapadnięte płuco. Wiedziała, że po tym co go spotkało, żyje na kredyt. Miała nadzieję, że nie będzie musiał go spłacać. Na twarz chłopaka nagle wdarł się grymas, świadczący o bólu. Czuł jakby coś miało rozerwać mu głowę, miał ochotę krzyczeć ale nie był w stanie. Jego puls gwałtownie podskoczył, aż nagle zamknął oczy, a maszyna zaczęła wyć. Dziewczyna zerwała się na równe nogi, nie wiedząc co się dzieje. W popłochu wybiegła po lekarzy, którzy wbiegli do salki zamykając za sobą drzwi. Stała na korytarzu, po raz kolejny czując że go traci. Bała się, że już na dobre. Podbiegli do niej wujek Wayne i Steve. Widzieli jak przerażona płacze. - Aparatura zaczęła przeraźliwie wyć, nie wiem co się stało.-Mówiła cała drżąc. Steve widząc jej stan objął ją, schowała twarz jego ramionach i mocno go przytuliła. Gładził jej plecy starając ukoić się jej potargane nerwy. Harrington wymienił z wujkiem Munsona porozumiewawcze spojrzenie, świadczące o tym, że oboje stracili nadzieję na happy end. Nie chcieli jednak mówić tego głos. Widzieli stan Rose, to ile ją to kosztuje i chcieli by miała nadzieje. Cicho szlochała, gdy nagle usłyszała znajomy głos.
-Co z nim?-Zapytała Robin, ale Steve pokazał palcami na usta. Dziewczyna odlepiła się od jego torsu i zobaczyła, że Buckley przyjechała razem z jej rodzicami. Grace wyglądała na na bardzo zmartwioną. Wraz z mężem podeszli do Wayne'a chcąc zostawić córkę z Robin i Stevem.
-Lepiej z nim?-Zapytał Mark, ale mężczyzna pokiwał na boki głową. W jego oczach widniała ogromna pustka, pustka podobna do tej którą Grace oglądała w oczach męża, po śmierci ich malutkiej córeczki.
-Obudził się na chwilę, kontaktował, wiedział gdzie jest a za chwilę Rose wybiegła z pokoju i wołała lekarzy bo aparatura zaczęła wariować.-Tłumaczył gdy nagle drzwi od sali gwałtownie się otworzyły, lekarze wywieźli Munsona i zaczęli szybko przemieszczać wzdłuż korytarza. Jeden z lekarzy zatrzymał wszystkich ciekawskich i spanikowanych. Podszedł do opiekuna Munsona.
-Edward jedzie teraz na sale operacyjną. Będziemy musieli go otworzyć ponieważ podejrzewamy udar krwotoczny, będziemy informować pana na bieżąco. -Powiedział i zaczął biec wzdłuż korytarza. Wszyscy patrzyli na siebie w wielkim niezrozumieniem. Nie wiedzieli co maja zrobić. Stali bez słowa z nadzieją, że zły sen zaraz się skończy. Robin gładziła ramię Rose, a ona patrzyła bez nadziei w jeden punkt. Chciała zniknąć, cofnąć czas i temu zapobiec. Dlaczego mu ufałam? Dlaczego go nie sprawdzałam i nie kontrolowałam. Obwiniała się. Nie widziała innej winnej osoby. Czuła, że mogła temu zapobiec a nie zrobiła w tym kierunku nic. Cały jej świat zaczął wirować. Stres zaczynał ją przytłaczać. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Poczuła ból w podbrzuszu, nagły i nieprzyjemny. Spojrzała w dół i zobaczyła, jak w jej kroku zaczyna tworzyć się czerwona plama. Wszystko to sprawiło, że nie potrafiła już tego wszystkiego wytrzymać. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, opadła bezwładnie w ramiona Harringtona, który złapał ją w ostatniej chwili. Zwrócili tym samym uwagę wszystkich zebranych na korytarzu, spowodowali panikę i chaos. Steve wziął ją na ręce, krzycząc.
-Niech ktoś do cholery po kogoś pójdzie a nie tak stoicie.- Burknął, a matka Rose zaczęła biec wzdłuż korytarza szukając najbliższego dostępnego lekarza lub pielęgniarki. Trzymał ją w swoich ramionach, a ona zaczynała się wybudzać. Zamykała i otwierała oczy, a wszystko wydawało się być jak za mgłą. Jedyne co widziała to ciemne oczy mężczyzny, który ją trzymał. Oparła głowę na jego ramieniu, nie mogąc dłużej zwalczyć silnej potrzeby snu. Nie chciała już się budzić, chciała spać do chwili aż ktoś ją obudzi i powie, że Eddie żyje. Jej świat bez niego nie miał perspektyw, zmienił jej życie, nadał mu sens a ona czuła, że go traci.
~~~
Znowu króciutki rozdział, za co przepraszam.
Jutro albo po jutrze pojawi się rozdział finałowy. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.
Teraz jest wasza ostatnia szansa, żeby jeszcze zagłosować jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Głosowanie jest w rozdziale drugim, części drugiej zaraz pod rozdziałem. Jutro będę pisać rozdział, więc dzisiaj do 24 macie czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro