Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dirty

związek z pierwszą częścią Szklanego Tronu

  Tiana słuchała jednym uchem swej kuzynki, która po raz kolejny krzyczała na nią z powodu złego ubioru i haniebnych skutków, które spadną na rodzinę.

   Patrzyła przez okno na ogród, w którym  pierwszy zimowy śnieg pokrywał leżące na ziemi liście. Śnieżynki osiadały się na szybie, a słońce padające na nie skrzyły się błękitem. Widok był piękny, a damy w białych, błękitnych i grafitowych sukniach przypominały roztańczone chmury śnieżne. Rozkochane w plotkach i księciu chmury śnieżne. Zdolne do fałszywej łagodności i agresji.

- ... I błagam Cię, ubierz na bal zorganizowany na Yulemas gorset! - krzyknęła kuzynka, machając rękoma w wszystkie strony.

- Yulemas dopiero za kilkanaście dni - westchnęła.

  Przetarła oczy i popatrzyła z politowaniem na nią. Ta odwzajemniła się nienawistnym spojrzeniem.

- Przynosisz naszej rodzinie wstyd - kontunuowała monolog kuzynka - Pamiętaj, że jesteś tutaj tylko dlatego, że moja - zaakcentowała ostatnie słowo - rodzina została zaproszona. Ty jednakże jesteś wyłącznie dziewczyną, która jest z nami ponieważ twoi rodzice zmarli, a ciotka uznała, że warto cię uratować!

  Sytuacja wygladała jednakże inaczej, i dobrze to pamiętała. Jej wysoko urodzeni rodzice prowadzili kuźnie i warsztat obróbki kamieni szlachetnych, gdzie pracowali ludzie pobłogosławieni magią. Kiedy ludzie króła Adarlanu zaatakowali Perranth i wywlekli jej rodziców z posiadłości na szubiennicę, a wiadomość o śmierci lady Marion i małej lady Elide pogrążyła miasto z smutku, chaosie oraz żałobie, młoda Tiana odziedziczyła fortunę, lecz nie mogła z niej skorzystać. Wtedy daleka rodzina ojca z Adarlanu przypomniała sobie o wiele zamożniejszych bliskich, a gdy zobaczyli bogactwo, przyjęli ją i fortunę "pod opiekuńcze skrzydło". Teraz była w zamku dzięki odebranemu jej złotu.

- Rozumiem - powiedziała spokojnie.

  Przytłumiła negatywne emocje wywołane wspomnieniami. Nie pozwoli sobie na brak opanowania.

"Nie warto przysparzać sobie wrogów. Bądź mądra, wykorzystuj dobrze broń" - mówiła jej matka.

  Otuliła więc w sercu wspomnienia rodziców i kochanych jak rodzina pracujących z nimi ludzi. Wyprostowała się, wprowadzając kuzynkę ubraną w różowe falbany i koronki w zakłopotanie.

- Ubiorę się odpowiednio za dwa tygodnie - rzekła.

  Albo pozwoli sobie na drobne uszczypliwości.

  Ta poczerwieniała na twarzy i już miała ją ofuknąć, lecz przerwało jej stukanie do drzwi. W szczelinie między drzwiami a futryną pojawiła się służka. Przeprosiła je gorąco z rumieńcem na twarzy i przekazała, że królowa chce się spotkać z nią.

  Podziękowała za informacje, po czym wygoniła - bardziej pasuje "wypchała za drzwi" - kipiącą ze wściekłości i zazdrości kuzynkę.

  Opadła na fotel i wybuchła niepochanowanym rechotem. To Ci dopiero! Utarła nosa najstarszej córce jej wujostwa.

  Pozwoliła sobie za chwilę błogiego szczęścia. Wzięła z miseczki obok rozciągliwego cukierka i zaczęła go żuć. Wyciszyła się i rozluźniła.

  W pewnym momencie prawie zasnęła. Nakrzyczała na siebie w myślach i zerwała się na równe nogi. Spotkanie z królową! Nie może zmarnować ani chwili, musiała ciągnąć swój plan i wypełniać dworskie obowiązki.

  Na szczęście miała na sobie tylko zwiewną, krótką szatę, więc szybko wbiegła do garderoby i zsunęła ubranie. Chwyciła za szczotke, by rozczesać swe włosy. Obrzuciła wzrokiem wieszaki. Połowę jej karderoby zajmowały koszule, tuniki i spodnie. Rzuciła szczotkę za toaletkę. Wyciągnęła rękę po ulubioną koszulę, lecz zawachała się. Czy to dobry pomysł ubrać się tak na spotkanie z królową? Wszyscy w zamku znali ją z noszenia dwuczęściowego ubioru, ale to jednak co innego. Wiele dwórek uważało jej styl ubioru za dziwny. Czy królowa też tak uzna? Słowa kuzynki mąciły jej w głowie.

"Rozczulam się nad sobą, królowej spodoba się moja kochana koszula i naszyjnik" - pomyślała.

  Ale jeśli królowej nie spodoba się jej ubiór i nie uzna, że warto z nią porozmawiać? Może jednak ten jeden raz powinna posłuchać wysoko urodzonych dam oraz służących i ubrać ten durny gorset? Ach, jak nienawidziła tego pałacu ani manier czy stylów!

  Ale...

  Popatrzyła na suknie na końcu garderoby.

——«☆»——

 
Ukłoniła się kolejnemu dworzanowi. Powolnym krokiem skierowała się ku podium, gdzie zasiadała królowa Georgina wraz z zapewne upodobaną sobie na dziś damą.

  Specjalne przyszła o trzy kwadranse spóźniona, by królowa nie zauważyła jej od razu i przedtem się nagadała, by była skłonna wysłuchać jej prośbę. Potem wtopi się w tłum, żeby ciągnąć dalej intrygę.

  Nerwy miała na postronkach. Nie podobały jej się te chciwe spojrzenia mężczyzn, krytykujące komentarze dwórek i wszechobecne marnotrawstwo. Te klejnoty. Stosy jedzenia, które i tak wyląduje w ściekach.

  Odetchnęła głęboko. To nie czas na niepewność i marzenia o czymś lepszym.

  A więc uśmiechnęła się słodko i podeszła do tronu królowej i ukłoniła się głęboko. Zrobi to. Dla idei wolności. Dla niewolników w każdym porcie Adarlanu.

  Małżonka zabójcy z koroną skupiła się na niej. Wstała wraz z tajfunem jedwabiu. Posłała Tianie lekki uśmiech.

- Witam lady Petranovo - rzekła przyjaźnie.

  Zamrugała zdziwiona. Zapamiętała jej nazwiskob rodowe.

- Witaj, Wasza Wysokość - odpowiedziała.

  Zerknęła na towarzyszącą obok kobietę. Po raz drugi w ciągu pół minuty przeszył ją dreszcz. Była to księżniczka Nehemia. Dlaczego zasiadała tuż obok Jej Królewskej Mości? Czyżby zrezygnowała z pomocy buntowników na rzecz dworskich intryg?

  Odpowiedzią na jej pytania była dezaprobata księżniczki w oczach. Co chwilę się wierciła, jakby suknia sprawiała jej dyskomfort.

  Uśmiechnęła się do królowej.

- Dziękuję Waszą Najszlachetniejszą Mość za zaproszenie na bal - ciągnęła, nadal zgięta w ukłonie.

- To jest dość kameralne spotkanie dla mych ulubionych dworzan - odparła królowa wesoło i zasiadła znów na siedzeniu - Chciałabyś ze mną porozmawiać? - wskazała ręką ciężką od biżuterii krzesło obok siebie.

  Tiana zerknęła na siedzisko. Najczęściej siedziały tam nabliższe i najszlachetniejsze damy. Czyżby zbyt mocno wzięła za punkt, by upodobać się królowej? Coś jej mówiło, że to napewno nie zbieg okoliczności.

  Ulegle przytaknęła głową. Poprawiła nieposłuszną fałdę sukni, po czym weszła po czterech stopniach, by usiąść na wyściełanym jedwabiem, rzeźbionym krześle.

  Królowa przechyliła się do niej i zaczęła wypytywać o nią, najbliższe życie dworskie czy plotki.

  Księżniczka Nehemia po godzinie przeprosiła je i wyszła pod pretekstem zmęczenia.

  Odprowadziła córkę Króla Eyllwe wzrokiem, jednakże od razu powróciła do rozmówczyni.

- A jak tam relacje między Jej Wysokością a królem - zaszczebiotała, starając się wyglądać jak kobieta ciekawa miłością między dwiema potęgami Adarlanu. Oraz spokojną.

- Ah, mój mąż wyjechał - westchnęła królowa i splotła palce u swych rąk - Jednakże najważniejsi lordowie zostali wraz ze swymi gośćmi.

- Gośćmi? - zapytała ciekawsko.

- Nie spotkałam się z nimi, a ty? - odparła.

  Zaprzeczyła. Tiana zagaiła znów, zmieniając temat.

  Jej Królewska Mość skomplementowała jej suknie - choć bardziej pasowałoby "zachwalała" - ku jej zdziwieniu. Miała zwyczajną sukienkę bez gorsetu, lecz opinającą talię w kolorze morskim i zwiewnym dole.

  Podchytliwie, między słowami zapytała władczynię, czy wiadomo coś  o Perranthie i czy król coś planuje w stosunku do tego miasta. Było to naiwne, lecz królowa nie przyjeła do siebie słów i zaprzeczyła, dalej rozmarzona w plotkach.

  W końcu po wielu godzinach odeszła, dziękując za rozmowę. Wróciła do komnaty, gdzie przemyślała strzępy informacji.

  Westchnęła przeciągle. Weszła do garderoby, po drodze rozpinając guziki. Zostało już tylko czekać na Yulemas.

——«☆»——

  Zegar w ogrodzie, który przysparzał ją o ból głowy, wybił godzinę przedwieczorną. Dziewczyna pozwoliła, by służąca do końca związała gorset, choć co chwilę prosiła o poluzowanie. Służka ze stoickim spokojem zwinnie pomogła jej w ubraniu się i podała maskę. Ta sięgała jedynie do nosa, gdzie kończyła się na imitacje gołębiego dzióbka. Razem z misternymi wykończeniami srebrnej sukni wyglądała dobrze. Naprawde dobrze. Koronka na gorsecie układała się w rozłożone skrzydła, a sama suknia kończyła pierzem, który dodawał uroku.

- Życzę panience przyjemnego balu - powiedziała służąca i odeszła, zostawiając ją samą przed lustrem.

  Wbija wzrok w swe odbicie brązowych oczu. Rozluźniła ramiona i przybrała słodki wyraz twarzy rozpieszczonej damy. Dziś musiała wyglądaćb jak najlepiej, by móc zagadać do odpowiednich osób. Potrzebowała zebrać ostatnie informacje i zdobyć odpowiednich sojuszników. Ta suknia i ciało miało się stać bronią i ceną.

  Przygładziła niesforne loki.

- Czas na zabawę - powiedziała do swojego odbicia.

  Zanim się rozmyśliła nad rozwiązaniem gorsetu, otworzyła drzwi i ruszyła w tronę sali bankietowej. Po drodze na styku dwóch korytarzy spotkała jednego strażnika. Schyliła w pozdrowieniu głową, a ten odpowiedział tym samym oraz spojrzeniem pełnym zachwytu.

  Po nieco długim czasie doszła do swego celu. Nie można było go ominąć bądź pomylić, bo już na korytarzu brzmiały gwary. Czyli muzyka jeszcze nie grała. Idealnie, zdążyła na sam początek.

  Szybko wtopiła się w tłum. Od razu wpadł jej w oko lord z Meah. Cóż za łup!

  Dygnęła przed starszym mężczyzną.

- Witaj piękna damo - powiedział zalotnie arystokrata i pocałował ją.

  Zmusiła się, by jej policzki pokrył rumieniec.

- Jak się kręcą interesy? - zapytała się z uśmiechem na ustach.

- Wspaniale, drogie dziecko - odparł z samozadowoleniem. - Niewolnicy w Endovier pomagają mojemu oraz innych lordów skarbcom.

- Wspaniale - zaszczebiotała. - Doszły do mnie wieści, że jeden z adarlańskich dostojników w Perranthie niedaleko odnalazł istną żyłkę żelaza oraz kamieni szlachetnych.

- Naprawdę?! Może tam również dałoby się zarobić. Może gdyby niedaleko stolicy podbitego Terrasenu także założono obóz, buntownicy sięgnęliby po rozum do głowy - odpowiedział.

- Ależ generał Ashyver dobrze sobie tam z nimi radzi - odparła nonszalancko, jakby rozmawiali o ciastach w cukierni.

- Jednakże przydałyby się środki zapobiegawcze - uznał lord.

- A zyski byłyby warte buntu? To były niewielkie wykopaliska, a nie wiemy czy reszta ziem jest równie urozmaicona.

- Niech panienka pamięta, że nie ma czego się bać. Nasze legiony są niezawodne, wszak wiele zdobyliśmy.

- A jednak Eyllwe dalej walczy - powiedziała, lecz od razu pożałowała słów. - Muszę iść dalej, mam nadzieję zatańczyć z księciem - wykręciła się i skłoniła głowę w formie pożegnania.

- Książę jest dziś chyba w dobrym nastroju. Jak zawsze - uśmiechnął się i odszedł, zabierając swe otyłe cielsko.

  Tiana westchnęła i potarła policzek. Na szczęścia arystokrata nie przejął się jej słowami. Udało jej się wyciągnąć kilka informacji.

  Poprawiła odstający lok i pewna siebie szła między gęstym już tłumem. Podeszła do stołu z ciastkami i winem. Chwyciła złoty kielich z czerwonym napojem, rozglądając się  zza niego po sali. Pociągnęła łyk. Muzykańci zaczęli grać, a arystokracja zaczęła rozchodzić się po sali. Była ona ogromna, bo pomimo będącego tu tłumu było od ogromu przestrzeni, gdzie na środku był parkiet. Jednak książę jeszcze siedział u boku matki.

  Odstawiła na bok wino, by ominąć zwinnie parkiet. Pełna gracji zrobiła pirutet między dwójką dam z obszernymi sukniami. Niespodziewanie wpadła na czyjąś klatkę piersiową.

- Przepraszam szlachetnie - mruknęła zawstydzona.

  Nieznajomy chwycił ją za łokieć i pomógł jej ustać. Cofnęła się o krok. Stał przed nią przystojny syn lorda Anielle.

- Nic się nie stało - powiedział burkliwie, lecz uśmiechnął się łagodnie.

  Również się uśmiechnęła i poszła dalej, choć bardziej się pilnując.

  Sama przed sobą przyznać, że Kapitan Gwardii był ładnym mężczyzną. Widziała, jak często biega po ogrodzie wraz z tajemniczą towarzyszką. Dzięki temu więcej dam wstawało wcześniej, by mu się przyglądać. Teraz sama się zachowała jak taki podlotek.

  Jednakże ta dziewczyna... Jaka była młoda! Może to wybranka serca kapitana? Chyba jednak za dużo spędza czasu z plotkarskimi dwórkami królowej.

  Na jej celowniku pojawił się arystokrata, będący głównym "kołem w młynie" w branży karot.

  A więc odetchnęła powietrzem przesyconym zapachami zamożnych kobiet i podeszła do niego. A potem do kolejnego. Przeprowadziła tą samą konwersację, choć tym razem przedłużała i wysłuchiwała, co mieli ci także do powiedzenia.

  Wiedząc, że idzie jej beznadziejnie, a trzeci z kolei wyglądał, jakby konwersował z jej dekoltem niż z nią.

- Niech pan wybaczy - powiedziała słodko i odwróciła się do rozmawiających kilka kroków za nią grupką arystokracji. - Czyżby w Eyllwe coś się działo?

  Kobieta w kwiecie wieku odsunęła się lekko, by wpuścić ją w niewielki krąg rozmówców. Wspaniale.

- Podobno zbiera się spora grupa buntowników w Dębowej Puszczy na terytoriach Eyllwe - rzekł mężczyzna do niej i uśmiechnął się krzywo.

- Spora grupa? - parsknęła ta sama arystokratka z niesamowicie wielkim naszyjnikiem. - Podobno jest ich już trzystu i wciąż rośnie w siłę!

- Nie podoba mi się to - mruknął inny rozmówca.

  Tiana mruknęła, zgadzając się z nim.

- Mam nadzieję, że ta rebelia nie przeniesie się na Terrasen - odparła i skubnęła paznokciami nitkę z rękawa.

- Tam, tak samo jak w Fenharrow, trwa bieda - zaprzeczył pierwszy z mężczyzn. - Nie stać ich nawet nan jedzenie. Nie przetrwaliby dłużej niż tydzień.

  Przed jej oczami pojawiła się mgła. Jej rodacy ciężko zarabiali, by przeżyć. Żałowała, że Elide Lochan zginęła. Wszystkie dzieci umarły, wraz z księżniczką Aelin podczas ataku i okupacji. Ona sama niewiele mogłaby zdziałać. Nie była w stanie zarządać zwrotu fortuny po rodzicach, a nawet gdyby, dawniej nie mieli wielkich wpływów, ponieważ byli pomniejszymi lordami.

  Pożegnała się z grupą i poszła w stronę schodów. W tym samym czasie minęła się z idącym w tą samą stronę księciem. Dygnęła przed nim, choć sam tego nie widział. Przyśpieszyła lekko, choć jej buty hałasowały na tyle mocno, by przebiły katafonię muzyki oraz głosów.

  Gdy była już prawie przy schodach, zobaczyła jak wianuszek kobiet niedaleko za nią otacza księcia. Skoro książę jeszcze nie wyszedł, nie wypada opuścić balu przed nim.

  Zostało jej jedynie wziąć kielich wina i stać przy ścianie. Popijała słodkawy trunek.

  Podszedł do niej o kilka lat starszy mężczyzna. Był on jednak strasznie młody, prawie że chłopak, ale był średniego wzrostu i przystojny.

- Dlaczego tak piękna dziewczyna stoi sama na uboczu? - spytał i się skłonił.

  Tiana odpowiedziała tym samym. Chłopak ją zaintrygował.

- Przyglądam się - odparła, popijając z kielicha.

- I co zauważyły twe gołębie oczy? - mruknął. Oparł się o ścianę naprzeciwko niej.

- Tłumy brudnego dworu - parsknęła. - Tiana - przedstawiła się.

- Nox - odparł. - Przybywam tu z Perranthu.

  Dziewczynie zaparło dech w piersi. Tuż przed nią stał żywy terraseńczyk. I do tego z jej domu.

- Z daleka cię przywiało - zaśmiała się. - Jesteś tu jako lord?

  Nox się zaśmiał słysząc jej słowa.

- Ah, nie. Jestem tu jako przedstawiciel adarlańskiego lorda.

  Zmarszczyła brwi, lecz powstrzymała się od drążenia tego tematu. Cały czas luźno utrzymywali kontakt wzrokowy. Pomimo tak krótkiej rozmowy czuła do niego zaufanie. Zadziwiająco Nox także.

- Ja także pochodzę z tamtąd - powiedziała cicho.

  Ten popatrzył na nią zdziwiony. W jego oczach lśniła nadzieja.

- Przybyłam tu, by pomóc naszej ojczyźnie - dodała.

- Nazwisko? - wyjąkał, choć starał się zamaskować zdziwienie.

  Wyszeptała nazwisko z nadzieją, że nie dosłyszy. Niestety, nie udało się.

- Niesamowite! - krzyknął. Skarciła go wzrokiem. - Ja jestem jedynie złodziejem, ale pomagam Im - dodał ciszej.

  Tiana była pod wrażeniem. Złapała Noxa za rękę.

- Jesteś wspaniały - rzekła.

  Ten mrugnął do niej flirciarsko.

- Wiem - mruknął.

  Rozesmiała się powabnie. Ten ucałował jej dłoń.

- Wina?

- Jasne - odpowiedziała i podała mu swój puchar.

  Odebrał od niej kielich i odszedł, by za chwilę wrócić z dwoma.

  Pociągnęli trunku. Obydwoje wciągnęli się w rozmowę, co chwilę się śmiejąc.

  W pewnym momencie po schodach zeszła grubo spóźniona dama. Ku zdziwiwniu wielu kobiet zamiast ubrać kolorowej lub połyskliwej sukni, miała na sobie szarą suknię i maskę z klejnotami. Wyglądała jak piękny, wiszący nad nią żyrandol z kryształów.

- To Lilliana - powiedział niespodziewanie.

  Gdy nowa spojrzała w ich stronę, Chłopak uniósł puchar w formie powitania. W tej samej chwili porwał ją kapitan Chaol.

- Widziałam ją kilka razy - odparła. - Czy tylko według mnie to jedyna kobieta, która w tym paskudnym zamku ma trochę szacunku?

  Nox się zaśmiał, a ona wraz z nim.

- Zatańczysz? - zapytał jej i podał dłoń.

- Chętnie - uśmiechnęła się.

  Odstawili kielichy i poszli na parkiet.

  I tak spędzili trzy godziny - tańcząc i rozmawiając.

——«☆»——

  Tydzień po balu Tiana siedziała na swym jedynym kufrze z dobytkiem. Czekała, aż stajenny bądź strażnik przyjdzie ją powiadomić o przygotowanym koniu. Musiała jedynie wjechać do posiadłości rodziny i odebrać swoje fundusze, a potem prosto do domu.

  Cieszył ją rychły powrót. Jednakże nie umiała ukazać entuzjazmu.

  Podjęła tą decyzję ledwie cztery godziny temu. Powodował nią strach. Ku jej zdziwieniu okazało się, że lord Meah wciąż jest w zamku. Jednakże przeraził ją król. Prawie wpadła na niego wraz ze strażą na głównym korytarzu. Wychyliła się zza rogu i zobaczyła, że wrócił sam. Bez orszaku.

  Czuła w powietrzu gnijącą atmosferę. Musiała jak najszybciej uciec stąd, zanim któryś z gadatliwych lordów nie wygada, że zna dziwne wiadomości i wie wiele o sytuacji w Terrasenie. Miała informację i haka na ciotkę, więc mogła zwiewać.

  W jej drzwi ktoś zapukał. Szybko dopadła do drzwi. Był to strażnik.

- Król Cię woła - powiedział beznamiętnie.

  Z przerażeniem próbowała zatrzasnąć drzwi, lecz bucior utknął między nimi a framugą.

- Jestem głodny, nie pogarszaj sprawy - syknął strażnik i pociągnął ją na zewnątrz.

  Było tam jeszcze strzech okutych w żelazo ludzi z obsydianowymi liberiami Adarlanu.

  Poszła grzecznie na główny korytarz, lecz tam zaczęła się szamotać. Strażnicy ją otoczyli, jeden kopnął, lecz ona krzyknęła przeraźniwie i zdzieliła kolanem w krocze jednego. Dwóch ją pochwyciło, a ona opierała się, krzycząc niczym dzikie zwierze. Niech ktoś ją usłyszy!

- Tiana! - krzycznął znany jej głos.

  Przed nimi pojawił się Nox.

- Wypad - syknął ten sam strażnik, a inny go odepchnął.

  Ten znów krzyknął jej imię, odpowiadając na jej pisk.

  Po chwili za nim pojawił się strażnik w czerwonej liberii, by go odciągnąć.

  Została zepchnięta ze schodów w stronę lochów. Kiedy skręcali w korytarz przed celami, wpiła pasnokcie w kamieć. Jeden z eskorty chwycił ją i ciągnął za sobą.

  Otworzono drzwi i wrzucono ją do środka niczym worek śmieci.

  Zerwała się na równe nogi. Stanęła twarzą w twarz z królem.

  Uśmiechnął się do niej krzywo.

- Oto i zdrajczyni - parsknął.

  Król uderzył ją w policzek, a ona się zatoczyła. Chwyciła swą dłonią drugą rękę. Pod palcami prześlizgnął się materiał ukochanej białej koszuli z bufiastymi rękawami i mankietami na nadgarstku.

  Dotknęła policzka. Poczuła dwie piekące rany. Spojrzała na palce czerwone od krwi.

- Zostajesz uznana za zdrajczynię z Terrasenu, buntowniczkę oraz uzurpatorkę - rzekł donośnie król.

  Przyjęła jego półprawdę do serca, choć na niego nie spojrzała.

- Zostajesz skazana na wyrok śmierci - dodał. - Chcesz coś powiedzieć dziewczę?

  Tiana spojrzała na pierścień na palcu króla, potem na te u dwóch strazników. Na koniec spojrzała w oczy króla.

- To ty jesteś zdrajcą. Zdradziłeś swój lud i calą Erileę! - parsknęła i uniosła podbródek. - Uwięziłeś Terrasen sukinsynie i  z a p ł a c i s z  za to! - krzyknęła, smakując każde słowo.

- Twe kości zostaną rzucone w Averę - warknął król.

  Nie myśląc o pieńku katowskim na nim, wyjął swój miecz z pochwy.

  Zapłakała, lecz zacisnęła zęby i stała prosto. Starała się nie drżeć, lecz nie udało jej się.

  Zamknęła oczy. Przypomniała sobie piękną i majestatyczną Dębową Puszczę. Wspomniała siebie biegającą między drzewami. Wyjęła z katakumb pamięci śpiew tysięca ptaków, pieśni ludu Perranthu. Wsłuchiwała się w piękną piosenkę matki. Mogła przysiąc, że słyszała ją. Otworzyła oczy. Mogła się założyć, że przytuliła ją jej kochana rodzicielka. Że tata stoi obok i się uśmiecha.

  Łzy spłynęły jej po policzkach, przypominając sobie śmiech Noxa.

- Nie boję się ciebie - zaśmiała się przez łzy - Zapamiętaj sobie mnie swym żałosnym sercem. Ja to zrobię, tchórzu - położyła dłoń nad sercem.

  Jej szyję rozprół miecz króla. Opadła kolanami na kamienną podłogę i zaczęła się krztusić. Jednakże dalej trzymała dłoń na sercu.

- Terrasen - wychrypiała.

  Jej ciało opadło bez życia, witając zimno komnaty. Oczy zalśniły po raz ostatni.









Miało być 1800/2000 słów, lecz wyszło 3022. Pisałam ten oneshot 42 dni. Tchnęłam i wyrwałam z niego życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro