Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Usiadłam na krzesło i przygryzłam wargę, czując ból rozchodzący się po udzie. Sharon zabrała nas do swojego mieszkania, które wyglądało dość bogato. Byłam ciekawa skąd je wytrzasnęła, ale bardziej wolałam skupić się na ranie. 
Nie krwawiła już tak jak na początku, ale po zejściu adrenaliny zaczęła coraz bardziej boleć. Dodatkowo dalej czułam na swojej talii rękę Bucky'ego, mimo że stał na drugim końcu pokoju i szukał apteczki. 
Sharon i Sam zniknęli w drugim pokoju by mężczyzna mógł się przebrać, a Zemo stał przy butelkach z alkoholu i czytał etykiety. 

— Pokaż to — wzdrygnęłam się, gdy Bucky obok mnie uklęknął i otworzył apteczkę.

— Poradzę sobie sama — spojrzałam w jego niebieskie oczy.

— Masz brudne ręce.

— To je umyję — chciałam wstać, ale brunet mi to uniemożliwił, chwytając za ramię.

— Przestań.

Głośno westchnęłam i oparłam się o stolik. Bucky bez słowa spojrzał na ranę i zrobił niezadowoloną minę. Rana nie była głęboka, jednak trzeba było ją zszyć. W apteczce nie było igły, więc opatrunek musiał wystarczyć.
Patrzyłam jak Bucky przemywał mi ranę w dość mocnym skopieniu i nawet na mnie nie spojrzał, więc mogłam mu się przyjrzeć. 
Wyglądał na zmęczonego, delikatne sińce pod oczami jeszcze bardziej to pokazywały. Jego włosy, mimo walki i biegu były nadal dobrze ułożone. 
Jeszcze przed wojskiem strasznie dbał o włosy i nadal mu to zostało.
Syknęłam cicho, gdy zbyt mocno ścisnął ranę i od razu się odsunął. Spojrzał na mnie, a ja od razu odwróciłam wzrok, kolejne wspomnienia, gdy tak się na mnie patrzył wróciły, przez co poczułam dziwny ucisk w sercu. 

— Przepraszam — powiedział cicho i wziął bandaż — Za niedługo powinno przestań boleć

— Mam taką nadzieję —skomentowałam.

Delikatnie zaczął owijać moje udo w bandaż, a jego ręka co chwile ocierała się o jego wnętrze. Czułam jak pomału się czerwienie, odwróciłam głowę by tego nie widział i zdałam sobie sprawę, że Zemo gdzieś zniknął. Rozglądałam się za mężczyzną, ale nigdzie go nie było.

— Poszedł do Sam'a i Sharon — powiedział Bucky.

— Co? — zdziwiłam się.

— Zemo — poczułam jego wzrok na sobie — Poszedł do Sam'a i Sharon.

— Czytasz w myślach? — odwróciłam głowę w jego stronę i uniosłam brwi.

— Nie, ale poczułem jak się napinasz — stanął, a ja musiałam unieść głowę by na niego spojrzeć — Spróbuj się teraz nie przemęczać.

— Będzie to dość trudne — powoli wstałam — Zważając na naszą sytuacje.

— Możesz tu poczekać aż ci się zagoi.

— Nie ma mowy, nie zostawię was — uśmiechnął się — Co cię tak śmieszy?

— Jesteś cała czerwona.

— Bo mnie wkurzyłeś — odwróciłam od razu głowę.

— Oczywiście — zaśmiał się.

— No i co się śmiejesz? — zirytowałam się.

— Ja? Coś ty.

Przewróciłam oczami i kulejąc na jedną nogę poszłam w stronę kanapy. Bucky od razu ruszył za mną.

— Będziesz teraz za mną chodził? —usiadłam na kanapę, a on obok mnie.

— Nie mam nic innego do roboty.

— To sobie coś znajdź.

Do pokoju weszła reszta. Odetchnęłam z ulgą, bo już nie chciałam kontynuować tej rozmowy z Bucky'm. Nie wiadomo czemu jego humor od razu się poprawił, gdy tutaj weszliśmy. Może to przez Sharon? Kto wie. 

— Karli Morgenthau ma co najmniej siedmioro superżołnierzy — zaczął Sam, opierając się o stół.

— Trzymajcie się lepiej od tego z daleka.

— I mamy patrzeć na to co robi? —spytałam — Musimy znaleźć gościa, który odtworzył serum.

— Nazywa się Wilfred Nagel —dokończył za mnie Bucky.

— Pracuje dla Dilera Mocy, to zbyt niebezpieczne.

Wszystko jest teraz niebezpieczne, nawet wyjście na spacer.
Zostawiając Flag Smasher, damy im wolną rękę, a może się to bardzo źle skończyć.

— Możemy cię oczyścić z zarzutów — spojrzałam na kobietę.

— Mogliście to już zrobić dawno, nie?

Mogliśmy, ale nikt wtedy o niej nie myślał.

— Nie chcesz spotkać się z ojcem?

— Nie kupuję tego — nalała sobie whisky

— My chcemy pomóc tobie, więc ty pomóż nam — Sam dalej ją namawiał — Ułaskawili nawet dwójkę tych psychopatów.

Bardzo dobre określenie na mnie i Bucky'ego. Byliśmy i nadal jesteśmy psychopatami, nie wiem jak Bucky, ale jeśli musiałabym zabić kogoś dla dobra innych to zrobiłabym to bez wahania.

— Dobijmy targu — Sam stanął przed Sharon — Ty nam pomożesz, a ja cię oczyszczę.

Spojrzałam na Bucky'ego, który jakby nigdy nic siedział i przyglądał się tej dwójce. Ciekawiło mnie co siedziało mu teraz w głowie po tych słowach Sam'a. Nie powinno, ale ciekawiło.

— W moim zawodzie ma się różne kontakty — westchnęła — Wtopcie się w tłum i miłej zabawy.

— Miłej zabawy? — zdziwiłam się.

— Tak — w końcu odezwał się Zemo — Idziemy na imprezę.

— Ubrania masz w łazience! — z drugiego pokoju usłyszałam głos Sharon.

***

Nigdy nie lubiłam imprez, te dziewięćdziesiąt lat temu jak już na jakieś szłam to musiałam więcej wypić by poczuć się swobodnie. Teraz nie mogłam się upić i dodatkowo imprezy były dwa razy mocniejsze niż wtedy. Muzyka grała strasznie głośno, było pełno ludzi, którzy się o siebie nawzajem ocierali i jeszcze tutaj mogli na spokojnie brać jakieś używki, przez co na każdym stoliku czy parapecie było trochę rozsypanego białego proszku.
Usiadłam na wolne krzesło przy barze poprawiając perukę i przyglądałam się tańczącym ludziom. Było widać, że każdy z nich czegoś się napił albo był naćpany. Tylko ludzie, którzy stali przy barze albo gdziekolwiek indziej wyglądali na trzeźwych na każdy sposób.
Zemo tańczył razem zresztą, on wyglądał na najbardziej spiętego. Sam stał przy ścianie i tak jak ja, pilnował go, jednak nigdzie nie widziałam Bucky'ego.
Obok mnie nagle pojawiły się dwa drinki. Zaskoczona odwróciłam głowę i moim oczom ukazał się jakiś blond mężczyzna. Uśmiechał się do mnie głupio i pokazał na drinki.

— Jeden dla pięknej pani.

Zmarszczyłam brwi widząc, że w moim lód opadł na dno. Facet musiał mi coś tam dodać, ale jako że jestem odporna, nic by ze mną nie zrobił. Chociaż będąc w takim miejscu nie wiadomo co tam było.

— Dziękuję — uśmiechnęłam się —Akurat zapomniałam portfela.

Specjalnie zrzuciłam telefon na ziemię, za którym pochylił się mężczyzna, a ja podmieniłam szybko drinki, mając nadzieję, że nie zauważył. 

— Dziękuję — odebrałam swoją własność i do drugiej ręki wzięłam alkohol — Na zdrowie.

Mężczyzna wziął swój i tak jak ja, wypił od razu całość.

— Jak masz na imię? — spytałam.

— Mason, a ty piękna?

— Elizabeth — wstałam z krzesła, czując od razu nieprzyjemny ból — Zostałabym i zobaczyła co się z tobą stanie skoro wypiłeś mojego drinka, ale mam inne rzeczy do roboty.

Chciałam od niego odejść, ale chwycił mnie mocno za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.

— Coś ty powiedziała?

— To co słyszałeś — obok nas stanął Bucky i wyrwał jego rękę z uścisku.

Mason chciał jeszcze coś powiedzieć, ale widząc wzrok Bucky'ego, spojrzał na mnie wkurzony i szybko odszedł.

— Poradziłabym sobie — przewróciłam oczami.

— I tak powinnaś uważać, nie wiesz co ci mógł zrobić.

— Już przestań się tak martwić.

Ścisnął mocniej szczękę i spojrzał za mnie. Też się odwróciłam, a w naszą stronę szła Sharon.

— Znalazłam go.

Skinęłam głową do Sam'a i Zemo, którzy od razu do nas podeszli. 

— To do roboty — ruszyłam za blondynką.

Była trzecia w nocy, więc nie mieliśmy zamiaru teraz tam iść. Każdy z nas był zmęczony, ja marzyłam by wreszcie położyć się do łóżka i się wyspać. Zdarzały się sytuacje, gdzie nie spałam kilka dni, ale wolałam to ograniczyć i chociaż położyć się na dwie godziny by mieć więcej sił. Będąc Zimowym Żołnierzem nie mogłam sama o tym decydować i gdy raz zemdlałam na misji to przez kilka dni mogłam normalnie spać, ale mnie głodzili. Jak wreszcie dali mi coś do jedzenia to od razu to zwróciłam.
Przez naszą siłę wiele osób ucierpiało, Karli też mogła posunąć się jeszcze dalej, co najbardziej mnie martwiło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro