Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Głowa bolała mnie od natłoku myśli, a skrzydła były zbyt ciężkie by dalej lecieć przez wsiąkający w pióra deszcz. Usiadłam na ławce gdzieś w głębi parku pod drzewem i cicho westchnęłam. Było mi zimno, ale jakoś nie zwracałam uwagi na drżące ciało, bardziej byłam zajęta moimi myślami, które coraz częściej mnie przytłaczały.
Nie rozumiałam czemu Bucky aż tak mocno zareagował, miałam prawo wiedzieć o tym że Vin niedawno się pojawił, prawda? Więc dlaczego Barnes działał na własną rękę? Nie chciałam wierzyć w to, że żywił do mnie urazę, skoro to on mnie zostawił. Ja się tylko odwdzięczyłam tym samym.
Gdyby powiedział mi, że chodzi o naszego "syna" to od razu bym się z nim spotkała. Przez cały czas szukałam na jego temat jakichkolwiek informacji i gdybym wiedziała, że Vindic był niedaleko to próbowałabym znaleźć jego ślady.
Jednak czy próbowałabym go złapać? Chyba nie, był zbyt niebezpieczny by to zrobić. Potrzebowałam całej drużyny i czegoś co na moment powstrzyma Vindic'a. Yelena mówiła, że miała jakąś broń, która była w stanie na chwilę go unieruchomić, potrzebowaliśmy tego by go zatrzymać i miałam nadzieję, że gdy wybiegłam jak ostatnia idiotka, Sam i Bucky zabrali broń.
Vidnic był od dłuższego czasu najczęściej w moim umyśle. Bardzo chciałam go znaleźć, ale musiałam na chwilę odpuścić, musieliśmy zająć się sprawą tych dwóch policjantów i GRR.
Nadal nie przyszło mi do głowy dlaczego nie próbowali rozprzestrzenić tej sprawy. Mogli być w to zamieszani albo zostali zaszantażowani. Musieliśmy jak najszybciej zakończyć tę sprawę albo więcej osób zginie. Nie potrzebowałam więcej śmierci, ginęło tyle niewinnych ludzi przez cholerną władzę, bo inni nie byli w stanie znieść tego, że ktoś ma więcej mocy niż oni.
Spojrzałam w zachmurzone niebo i zastanawiałam się co by zrobił Steve i Natasha. Oni nigdy nie byli wybuchowi, zawsze planowali zanim próbowali coś zrobić.
Potrzebowałam planu, który pomoże zakończyć to wszystko raz na zawsze. 
Moje przemyślenia przerwało ciche pikanie, uniosłam brwi zastanawiając się, co się dzieje.

- Chłopaki?

Dookoła nie było żadnych ludzi, kaczki pływały w stanie mimo deszczu, ale gdy spojrzałam w konary drzew zauważyłam coś czarnego. Przyjrzałam się bliżej i w przerażeniu stwierdziłam, że był to dron z zawieszoną bombą. 
Zerwałam się z ławki i biegiem ruszyłam przed siebie, nie wiedząc jaki zasięg ma bomba. Mokre skrzydła utrudniły mi szybszy bieg, a za sobą usłyszałam głośny wybuch.
Dron poleciał za mną, mogłam się tego spodziewać.
Nie byłam w stanie nawet się odwrócić, a powiew powietrza powalił mnie na twardą ziemię. Krzyknęłam z bólu, czując jak moje skrzydła stają w ogniu, a resztki bomby wbijają się w nie i moje plecy. W przerażeniu tarzałam się po ziemi by ugasić ogień. Ból był przeogromny i przechodził w każdy nerw na moich plecach. Rozglądałam się na boki szukając wroga, jednak ukrywał się zbyt dobrze. Czułam jego obecność, chociaż wyglądało na to, że nie próbował się pokazywać.
Wczołgałam się resztkami sił do jeziora i ugasiłam moje skrzydła. Musiałam wstrzymać oddech by woda nie dostała się do moich płuc, ale przychodziło mi to z trudem, bo ból stawał się coraz większy. Wyłoniłam głowę z głośnym wdechem, czując ulgę, gdy powietrze dostało się do płuc, jednak nie minęła nawet sekunda, a na głowie poczułam szorstkie palce, które wepchnęły mi głowę z powrotem do wody. Zaczęłam się szarpać, jednak ręce nieznanego mi wroga były zbyt mocne nawet jak na moją siłę superżołnierza.
Byłam przerażona, nie chciałam umierać. Nie mogłam tego zrobić w takim momencie, może żyłam już zbyt długo, ale wiedziałam, że to nie był jeszcze nie był mój czas.  Nie chciałam zostawiać moich przyjaciół i umrzeć tak idiotyczną śmiercią.
Szarpnęłam się mocniej wymachując spalonymi skrzydłami, przez co znowu ogromny ból przeszedł całe moje plecy. Nigdy nie byłam w tak przerażającej sytuacji. Próbowałam złapać mój ukryty pistolet, przeklnęłam w myślach, nie znajdując go w jego miejscu, więc musiał mi wypaść gdy tarzałam się po ziemi.
Znieruchomiałam dopiero, gdy na skrzydłach poczułam coś ostrego.
On chciał mi odciąć skrzydła. Boże, on chciał mi odciąć skrzydła!
Krzyknęłam pod wodą , tracąc resztki mojego powietrza i kopnęłam przeciwnika, jednak zbyt późno, bo udało mu się przeciąć moje prawe skrzydło.
W momencie puszczenia mojej głowy, wydostałam się na powierzchnię ciężko dysząc i odwróciłam w stronę nieznajomego. Z nogawki wyciągnęłam sztylet i warknęłam, patrząc na zamaskowaną postać. Miałam zbyt dużo adrenaliny by poczuć jakikolwiek ból i rzuciłam się na mężczyznę, stwierdzając po jego sylwetce był dość silny. Przeciwnik uniósł ręce do walki, ale nie przygotował się na to, że wyciągnęłam kolejny sztylet i rzuciłam w jego udo.

— Zaraz stracisz całą nogę — warknęłam wściekła.

Tajemnicza postać wyciągnęła pistolet, uskoczyłam w bok by musiał zmienić pozycję by strzelić, co dodawało mi dodatkowych sekund i zbliżyłam się do niego, kopnięciem wytrącając mu broń z ręki.

— Zabiję cię — syknął.

Skądś poznawałam ten głos, był niski i zachrypnięty przez lata palenia.

— Ustaw się w kolejce — uniknęłam jego ciosu i odsunęłam mokre włosy z twarzy — Czego chcesz?

— Sprawiedliwości.

Zaskoczona jego słowami, w ostatnim momencie wycofałam się do tyłu przed kopnięciem. Mężczyzna z sykiem wyciągnął sztylet, który wbiłam mu w udo. Wykrwawiał się zbyt mocno i do kilku minut miał upaść nieprzytomny, musiałam go tylko przetrzymać.
Jednak zanim zrobiłam jakikolwiek krok w stronę mojego planu, za facetem pojawił się dron i do niego strzelił. W szoku patrzyłam jak w głowie mężczyzny pojawia się dziura na wylot i upada martwy na ziemię. Jego maska upadła obok niego, rozwalona na pół, a ja patrzyłam w szoku na martwego członka GRR.

— To ja cię zabiję, nie oni.

Przełknęłam ślinę, unosząc głowę i patrząc na odlatujący dron. Vindic właśnie mnie uratował, jednak nie poczułam ulgi tylko strach.
Czułam, że to się źle skończy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro