Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Nie wiedziałam kto był bardziej zszokowany. Ja, prezes czy Sam, który stał za Bucky'm i patrzył na sytuację z szeroko otwartymi oczami. Po jego minie mogłam stwierdzić, że Barnes postanowił nie posłuchać jego planu i zrobić wszystko na własną rękę. Zachował się trochę jak hipokryta, bo do mnie miał problem, że nikogo nie słuchałam, a sam zrobił to samo.
Zacisnęłam mocniej dłoń na pendrive'ie i patrzyłam z mocno bijącym sercem na zbliżającego się Bucky'ego. Gdyby wzrok mógł zabijać, zapewne leżałabym już na ziemi bez życia.

— Wybaczcie za niego, po tamtej sytuacji jest bardzo nerwowy — wymusiłam uśmiech.

Oczywiście nikt mi nie odpowiedział, bo wszyscy byli zajęci gapieniem się na Barnes'a, który stanął przed prezesem i przyszpilił go do biurka. Wykorzystałam ten krótki chaos na włożenie pendrive'a do komputera. Musieliśmy teraz chwilę odczekać i miałam nadzieję, że Bucky dobrze odegra swoją rolę.
Chociaż nie wiedziałam czy mogłam to nazwać odgrywaniem roli. Znałam Bucky'ego na tyle dobrze, że wiedziałam, że ta wściekłość nie była udawana i w każdym momencie wszystko mogło pójść nie tak.

— Powinniśmy się trochę uspokoić — powiedział napiętym głosem Sam i każdy wiedział, że słowa były skierowane tylko do bruneta.

Spojrzałam na niego, zaciskając szczękę. On też wiedział, że zachowanie Bucky'ego nie było udawane i musieliśmy zrobić coś by sytuacja się nie pogorszyła. Mnie i Bucky'ego uniewinnił prezydent, jednak wiedziałam, że nawet najmniejszy błąd mógł nas zniszczyć.

— Uspokoić się — Bucky głośno się zaśmiał — Mieliście w dupie osoby, które pojawiły się po Thanos'ie. Teraz macie w dupie kobietę, która uratowała was przed Thanos'em.

— Panie Barnes, jestem pewny, że możemy porozmawiać o tym na spokojnie — prezes pocił się coraz bardziej.

Spojrzałam na pendrive, który jeszcze nie zgrał wszystkich plików. Sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna, jeśli ktoś by się zbliżył, mógłby zobaczyć co naprawdę robimy i wtedy byłoby po nas. 

— On ma rację, Bucky. Uspokójmy się — próbowałam brzmieć spokojnie — Przemoc w niczym nie pomoże.

— Może w tym przypadku by pomogła — warknął.

— Bucky! — Sam chwycił mężczyznę za ramię i odsunął go od  prezesa, który wyglądał jakby miał zaraz popuścić ze strachu — Nie jesteśmy tu po to, pamiętaj.

Każdy mógł pomyśleć, że chodziło mu o wytłumaczenie się przez GRR dlaczego doszło do ataku, ale ja i Bucky wiedzieliśmy, że chodzi o dane, które mieliśmy wykraść.
Brunet niechętnie spojrzał na naszą dwójkę. Gdy nasz wzrok się spotkał, moje serce opadło i nie wiedziałam czy kiedykolwiek się podniesie. W jego oczach zauważyłam furię, dezaprobatę i smutek, który pojawił się na sekundę, ale zdążyłam to zauważyć. I to wszystko była moja wina, bo zamiast ich posłuchać, to postanowiłam działać na własną ręką. Mogłam poczekać trochę dłużej i wymyślić z nimi inny plan, ale teraz tego nie zrobiłam i byliśmy w niebezpieczeństwie.
Bucky miał rację, byłam lekkomyślna. Nie myślałam o tym, co złego mogło się wydarzyć tylko działałam.

— Ja... — chciałam coś powiedzieć, ale po prostu brakło mi słów.

— Nic nie mów — warknął Bucky — Ja się tym zajmę.

Kiwnęłam tylko głową i odwróciłam wzrok. Było mi strasznie wstyd, nie chciałam nawet spojrzeć na Sam'a, który położył mi rękę na ramieniu. Wiedziałam, że on też jest mną zawiedziony, ale nie chciał tego pokazać. Ale czego innego mogłam się spodziewać? Że mi pogratulują? Poklepią po plecach?
Boże, byłam idiotką.

— Chcemy wiedzieć dlaczego w GRR znajdują się psychopaci, którzy próbują zabić bohaterów — powiedział stanowczo Sam, chyba nie chciał, żebym ja albo Bucky się odzywali — Skąd mamy wiedzieć, że wy też nie braliście w tym udziału?

— Wypraszam sobie! — prezes zrobił się cały czerwony — My pomagamy ludziom! Nie wiem co odbiło Tobias'owi, zawsze zachowywał się przyzwoicie! Był nawet fanem Kapitana Ameryki.

— Chcemy sprawdzić jego gabinet — słowa same ze mnie wyszły.

— Jego gabinet został już posprzątany, nic tam nie znaleziono — powiedział jakiś mężczyzna.

— Wolimy się upewnić, że niczego nie przeoczyliście — odezwał się Sam spokojnym, ale stanowczym głosem — Chociaż tyle możecie dla nas zrobić.

Zacisnęłam szczękę, czekając na odpowiedź. Bucky stał cały czas blisko prezesa, jakby tylko czekał aż będzie mógł przerzucić go przez pokój.
Dziękowałam w myślach Sam'owi, który był najbardziej spokojny i racjonalny w ten całej sytuacji. W tamtym momencie był jedyną osobą, która byłaby w stanie uspokoić Barnes'a, ja bym zapewne tylko pogorszyła sytuację.

— Dobrze — prezes w końcu westchnął — Ale zróbcie to szybko.

Mimo, że nam się udało, nie czułam się dobrze. Wiedziałam, że czekała mnie poważna rozmowa z Bucky'm i Sam'em, na której będę karcona jak dziecko, ale zasłużyłam sobie na to.
Sam upuścił na ziemię jedną z rękawiczek i podnosząc ją, ukrył pod nią pendrive'a, którego po cichu wyciągnął. Miałam nadzieję, że wszystkie pliki się zgrały, bo nie miałam zamiaru już tu wracać. Tym bardziej z Bucky'm, który prawdopodobnie wyrzucił by wszystkich przez okno.

— Caroline, zaprowadź państwa do gabinetu.

Spojrzałam na kobietę, która rozszerzyła oczy z przerażenia i kiwnęła niepewnie głową. Wyszliśmy z pomieszczenia i szybkim krokiem ruszyliśmy do południowej części. Patrzyłam na swoje buty, nie chcąc unieść wzroku i spotkać się z wściekłym Bucky'm i niezadowolonym Sam'em. Zniszczyłam sobie ich zaufanie, nie będą w mi już ufać w żadnej sprawie i bałam się, że nie nic mi nie powiedzą, jeśli się czegoś dowiedzą.
Jednak wiedziałam, że sobie na to zasłużyłam. Byłam nieostrożna i nie liczyłam się z ich zdaniem, a to powinno być najważniejsze. Zawsze dzieliliśmy się swoimi uwagami na temat naszych planów, a ja tym razem wyrzuciłam ich słowa jakby nic nie znaczyły.
Opinie Sam'a były dla mnie zawsze ważne, to on odkąd odszedł Steve był przy mnie i próbował mi pomóc najlepiej jak potrafił, a Bucky? Nie wiedziałam już co myśleć, jego opinie w istocie też były dla mnie ważne, ale próbowałam przestać o nim myśleć, więc każde jego słowa ignorowałam. Nadal cholernie bolało mnie to, co się między nami wydarzyło. Nasza przyjaźń zniszczyła się przez tamtą noc i moje uczucia. Nie powinnam była w ogóle go pokochać w inny sposób niż jak brata. Powinnam była wiedzieć, że on nie czuł tego samego zamiast brnąć w to dalej.
Wchodząc do gabinetu, zmarszczyłam nos wyczuwając okropny zapach papierosów, które wsiąknęły w meble. 
W końcu uniosłam głowę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie różnił się niczym od innych gabinetów, duże ciemne biurko, czarny fotel i puste szafki, które pewnie do niedawna były zapełnione dokumentami.

— Możesz iść, dzięki — powiedział Sam do kobiety, która od razu wyszła z pomieszczenia.

Westchnęłam cicho i podeszłam do pierwszej szafki, dotykając jej w każdym miejscu. Plecy nadal mnie rwały, ale próbowałam nie zwracać uwagi na ból i zająć się pracą.

— Spróbujcie znaleźć jakąś ukrytą półkę albo cokolwiek — mruknęłam napiętym głosem.

Mężczyźni się nie odezwali, tylko zrobili to co powiedziałam. Atmosfera była bardzo napięta i obawiałam się, że któryś z nich w końcu wybuchnie, ale na szczęście byli na tyle mądrzy, że siedzieli cicho, bo pewnie w pomieszczeniu był podsłuch.
Pierwsza szafka niestety nic nie ukrywała, była kompletnie pusta i nawet nie znalazłam w niej kurzu. Podeszłam do kolejnej i znowu położyłam na niej rękę. Byłam bardzo skupiona, próbując poczuć chociaż najmniejsze wybrzuszenie. Nagle obok mojej ręki, znalazła się ręka Bucky'ego i cała się spięłam. Niepewnie uniosłam wzrok i spotkałam się z zimnymi jak lód, niebieskimi tęczówkami mężczyzny, które wpatrywał się we mnie bez słowa. Jego oczy były puste, więc nawet nie wiedziałam czy był nadal wściekły, ale przeczuwałam, że tak nie było. 

— Czujesz to? — położył dłoń na mojej.

— Co? — przełknęłam ślinę, próbując nie zwracać uwagi na moje łomoczące serce.

— Wybrzuszenie.

Hej kochani! Wybaczcie za dłuższą nieobecność, ale niestety w tym miesiącu nie miałam zbyt dużo czasu by cokolwiek napisać.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i w czasie przerwy świątecznej spróbuję dla was napisać więcej.
Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro